sześć
Siedziałam na brzegu łóżka i czekałam, aż Leon skończy się kąpać. Zachęcał, abym dołączyła do niego, jednak zrezygnowałam. Nie miałam już ochoty na żadne mizianie.
Po dziesięciu minutach wyszedł z łazienki, otoczony ręcznikiem w pasie i z mokrymi włosami.
- Co jest między tobą a Matteo? - spytałam bez owijania w bawełnę. Zatrzymał się w pół kroku i popatrzył na mnie dziwnie.
- O co ci chodzi?
- Zachowujecie się dziwnie... - podniosłam się z łóżka i skrzyżowałam ręce na piersi. - I jeszcze jego teks...
- Rozmawiałaś z nim? - spytał ostro. Zamrugałam szybko oczami, zdziwiona jego tonem.
- Uhm, cóż tak. Na balkonie. - wzruszyłam ramionami. Leon przetarł twarz dłonią i zaśmiał się bez humoru.
- A to dupek... co ci na opowiadał? - ściągnął ręcznik i ubrał na siebie bokserki.
- Powiedział, że jest pod wrażeniem. - odpowiedziałam, zerkając na chłopaka. Zacisnął szczękę i widać było, że się powstrzymuje od wyjścia i przyłożenia Matteo. Tylko czemu? Jedynie z nim rozmawiałam, nie patrząc na to, jakie teksty rzucał w moim kierunku. Na samą myśl się zarumieniłam.
- Niby czego?
Zastanowiłam się chwilę. Czy mówić mu o wszystkim? Nie chcę, aby wdał się w jakąkolwiek kłótnię ze swoją rodziną.
- Że... że w końcu się żenisz. - skłamałam szybko. Posłałam mu słodki uśmiech, co go przekonało.
- Ah... cóż, następnym razem go ignoruj. - powiedział, chyba trochę uspokojony i położył się do łóżka.
- Dlaczego? Chcę mieć dobry kontakt z two...
- Ale ja nie chcę, abyś miała z nim kontakt, okej? - podniósł głos. Spojrzałam na niego zdziwiona. - Gdybym to ja tu rządził, to on by nawet nie wiedział, że biorę ślub. Nie zaprosiłbym tego idiotę.
- Słucham? Przepraszam, to ja decyduje, z kim będę rozmawiać, a z kim nie. - prychnęłam. - Poza tym to jest twój brat, Leonardo. Nie powinieneś być chamski wobec niego. - stanęłam przed łóżkiem. - Nie wiem, co pomiędzy wami jest, ale skończcie to.
- To nie twoja sprawa, co jest pomiędzy mną a Matteo. - warknął w moją stronę i zgasił lampkę. Otworzyłam szeroko oczy, bo jeszcze nie widziałam, aby Leon zachowywał się tak. - Nie wtrącaj się.
- Super! Najlepiej, żebym się nie wtrącała. A może coś przede mną ukrywasz, huh?
- O Boże, daj mi już cholerny święty spokój!
- Spokój? Okej, chcesz, to masz. - uśmiechnęłam się sztucznie i położyłam się jak najbliżej krawędzi łóżka, a jak najdalej od niego. Zgasiłam światło i przymknęłam oczy, próbując zasnąć.
Następnego ranka obudziłam się o dziewiątej. Leona przy mnie nie było, co mnie trochę zdziwiło. Wstałam z łóżka i ubrałam się oraz ogarnęłam bałagan na głowie. Gotowa zeszłam do kuchni, w której siedziała Giorgia, William oraz Matteo.
- Dzień dobry. - powiedziałam nieśmiało. Matteo od razu popatrzył na mnie i się uśmiechnął.
- Luna è venuta. - brunet mruknął do swoich rodziców. Ci od razu odwrócili się i spojrzeli na mnie.
- Luna, nie usłyszałem, że wchodzisz. - William uśmiechnął się do mnie i wskazał ręką na stół. - Siadaj, zaraz będziesz miała śniadanie.
Kiwnęłam głową i zajęłam miejsce przy stole. Czułam się zawstydzona, szczególnie że Leona nie było przy mnie.
William powiedział coś po włosku do swojej ukochanej, a ta przytaknęła i pocałowała go w usta. Uśmiechnęłam się, rozczulona tym widokiem.
- Dobrze się spało? - zwróciłam wzrok na Mattea, który przeżuwał bułkę.
- Tak, dziękuję. - uśmiechnęłam się słabo. - A ty?
- Lepiej niż kiedykolwiek. - uniósł kącik ust i odkaszlnął. - Ale z tego, co słyszałem, to raczej nie spędziłaś jej miło z Leonardem.
- Słucham? - zmarszczyłam brwi. - Czy ty nas podsłuchujesz? - prychnęłam oburzona jego zachowaniem. - Nie wtrącaj się, poza tym.
- Słychać było waszą kłótnie na cały dom, tesoro mio. - puścił mi oczko. Poczułam się głupio. Wszyscy musieli słyszeć też, o czym się kłócimy.
Podrapałam się w tył głowy, czując się niezręcznie.
- Buon appetito! - przede mną pojawił się talerz wypełniony rogalikami, pączkami oraz słodkimi bułeczkami.
- Uhm... grazie. - posłałam kobiecie uśmiech i z powrotem spojrzałam na swój talerz. - Ja mam to wszystko zjeść?
- Może nie wszystko... ale większość. Mama lubi tuczyć. - zaśmiał się brązowooki, podkradając mi jeden rogalik. - dzięki.
- Chyba nie dam rady nawet połowy z tego w siebie wcisnąć. - mruknęłam. - Jeszcze zgrubnę i nie będę mogła się ruszać!
Matteo spojrzał na mnie rozbawiony.
- Jeśli chcesz, to możesz ze mną wybrać się na spacer. Przynajmniej poćwiczysz, jeśli nie chcesz przytyć. - przy ostatnim słowie uniósł ręce i zrobił w powietrzu cudzysłów. Przewróciłam oczami i wzięłam się za jedzenie tego stosu słodkości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro