siedemnaście
Uczucie, które przejęło nade mną kontrolę, było cholernie dobre i uzależniające. Lecz niewłaściwe.
Jakoś nie pałałam do Matteo sympatią od samego początku, ale coś w nim było takiego, co mnie przyciągało. Nie dość, że był przystojny, to jeszcze świetnie całował. Przeklęte geny Balsano.
Odepchnęłam chłopaka z całych sił. Spojrzałam na niego wściekłym wzrokiem i zacisnęłam usta w linie.
- Nie próbuj się do mnie zbliżać. - wycedziłam.
- Luna... - westchnął.
- Jaką ty masz w ogóle czelność! Nie zrozumiałeś, co mówiłam do ciebie wcześniej? Jestem narzeczoną twojego brata. Dlaczego mu to wciąż robisz? - pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Wciąż? - uniósł brwi. - Jakoś nie przypominam sobie, abym...
- Już nie kręć, dobrze? - przerwałam mu. - Leon wszystko mi powiedział. Mówił mi o twoich wybrykach z jego dziewczynami.
- Co? - jego twarz wykrzywiła się w grymasie. - Widzę, że mój braciszek nadal uwielbia zmyślać różne historie. Cokolwiek ci on opowiedział o mnie, było kłamstwem.
Nie chciałam go słuchać dłużej. Nie odzywając się, odwróciłam się na pięcie i wyszłam z winiarni.
- Luna! - Matteo krzyknął za mną, co sprawiło, że przyśpieszyłam kroku. Wbiegłam po schodach i wpadłam do pokoju. Leon już tam był. Siedział na łóżku a na biurku leżały jakieś owoce i słodkości. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, oddychając ciężko. Musiałam pozbyć się smaku ust czekoladowookiego jak najszybciej z moich warg.
- A gdzie masz wino? - Leon wstał z miejsca i podszedł do mnie. Popatrzyłam na niego i posłałam mu słaby uśmiech.
- Nie... nie wzięłam. - odparłam, kierując się szybko do łazienki. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i oparłam dłonie o umywalkę. Dlaczego ja na to pozwoliłam? Widząc go, powinnam stamtąd od razu uciec.
- Luna? Wszystko w porządku? - głos Leona przebił się przez drewnianą powłokę.
- Tak, po prostu źle się poczułam. - odparłam. Dotknęłam opuszkami palców dolną wargę. Przepłukałam wodą usta i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Pod żadnym pozorem nie mogłam pokazywać, że coś się stało w winiarni. Czy on naprawdę musiał zniszczyć ten dzień?
Otworzyłam drzwi i wróciłam do Leona. Mój narzeczony siedział na łóżku i przeglądał telefon. Kiedy zauważył mnie, poderwał się z miejsca i od razu podszedł, aby mnie przytulić.
- Już lepiej? - spytał. - Boli cię coś? Może jakieś lekarstwa ci przynieść.
- Nie, dziękuję kochanie. - uśmiechnęłam się do niego. - Wystarczy, że się położę. Przepraszam, że niszczę nam wieczór...
- Skarbie, nie żartuj. - zaśmiał się. - Po ślubie będziemy mieć jeszcze więcej czasu. - pocałował mnie w czoło.
Przez resztę wieczoru nie mogłam przestać myśleć o tym, co zaszło w winnicy. Próbowałam zasnąć, ale kiedy byłam blisko snu, przed moimi oczami stawał Matteo. W mojej głowie rozprzestrzeniał się on jak jakaś cholerna choroba, której nie mogłam się pozbyć.
• • •
Następnego ranka obudziłam się sama w łóżku. Byłam lekko zdziwiona, bo Leon nie mówił mi, że gdzieś tego dnia się wybiera. Po szybkim ogarnięciu się i zjedzeniu śniadania wraz z Aurorą, Harry'm oraz Gretą, ruszyłam przejść się trochę po posesji należącej do rodziny Balsano. Słońce od rana prażyło niemiłosiernie i żałowałam, że nie zabrałam żadnych okularów przeciwsłonecznych. Doszłam do miejsca uprawy winorośli i rozglądnęłam się. Widok był naprawdę niesamowity. Uśmiechnęłam się lekko i podparłam ręce o biodra. Mogłabym tutaj mieszkać bez dwóch zdań.
- Luna. - wzdrygnęłam się, kiedy poczułam chłodną dłoń na moim nagim ramieniu. Odwróciłam się gwałtownie i momentalnie cofnęłam się o parę kroków, kiedy zobaczyłam za sobą Matteo.
I cholera jasna. On był bez koszulki.
Pewnie pomagał rodzicom, ponieważ jego dłonie oraz spodnie były ubrudzone.
- Mówiłam, abyś się do mnie nie zbliżał. - powiedziałam, próbując zachować spokój i nie patrzeć się na jego wyrzeźbiony brzuch.
- Chcę cię przeprosić za wczoraj. - zaczął. - Wypiłem tak trochę za dużo.
- Trochę? - uniosłam brew. - Ty w ogóle wiesz, co wczoraj zrobiłeś? Powinieneś się wstydzić.
- Za co? Że wypiłem butelkę wina? - przybrał tę samą minę co ja.
- Nie! Za to, że mnie... pocałowałeś. - przyciszyłam głos na końcu, nie chcąc, aby ktokolwiek usłyszał naszą rozmowę.
- Ach, ale ja nie żałuję. - odparł, co sprawiło, że niemal się zapowietrzyłam.
- To za co ty mnie przepraszasz, idioto?- wysyczałam.
- Posłuchaj mnie. - zbliżył się o krok. - Nie żałuję tego, co zrobiłem i nigdy nie będę. Wybacz, że nie jestem w stanie opanować moich uczuć. Nigdy czegoś takiego nie doznałem i dla mnie też to jest dziwne. Ale podobasz mi się, rozumiesz? I wiem, że ja tobie też.
Parsknęłam śmiechem, słysząc to, co do mnie mówi. On tak na poważnie?
- Ja nic do ciebie nie czuję. - uniosłam głowę, czując się pewnie. - Znam cię krótki czas i jedyne co myślę o tobie to to, że jesteś bezczelnym podrywaczem.
- Luna bądź ze sobą szczera. - uśmiechnął się kpiąco. - Nie powiesz mi, że nie podobał ci się nasz pocałunek czy wspólny taniec w klubie. Widziałem to w twoich oczach.
- Mówi to osoba, która nigdy nie doświadczyła prawdziwej miłości. - parsknęłam. - Zostaw mnie, Matteo. - po tych słowach wyminęłam go i skierowałam się w stronę domu.
- Poczekaj. - złapał mnie za dłoń. - Przekonajmy się. Pójdziesz gdzieś ze mną i jeśli to nie wyjdzie, dam ci spokój.
- Zwariowałeś? Nigdy tego nie zrobię!
- Bo boisz się, że wyjdzie na jaw, że tak naprawdę ci się podobam. - uśmiechnął się głupawo.
- To nieprawda. - burknęłam.
- Więc zgódź się.
Zacisnęłam wargi w linie. On mnie testował. Przeklęty Matteo. Jednak jeśli z nim pójdę i jakoś to przetrwam, to da mi spokój, czego najbardziej na świecie pragnę.
- Niech ci będzie.
Brunet puścił moją dłoń i uśmiechnął się szeroko.
- Za godzinę przed wejściem. - puścił mi oczko i wyminął mnie.
Stałam jeszcze chwilę w miejscu, uświadamiając sobie, na co ja się zgodziłam. Zakryłam twarz dłońmi i jęknęłam cicho. Jeśli Leon się dowie, to mnie zabije.
• • •
Nie jestem zadowolona z tego rodziału. Szczerze, początek strasznie się dłużył, bo nie miałam za bardzo weny, aby go dokończyć, dlategp jest krótki i nijaki, ALE mam pomysł na kolejny ohohoho.
Edit: od pieprzonej godziny próbowałam udostępnić ten rozdział i jestem mega wkurzona 😂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro