dziewiętnaście
Głupia
Głupia
Głupia
To jedno słowo wciąż powtarzało się w mojej głowie. Uciekłam z miejsca jak tchórz. Czułam się zażenowana.
Przewróciłam się na drugi bok i westchnęłam głośno. Od razu wróciłam do domu i zamknęłam się w pokoju. Miałam wrażenie, że każdy wiedział, co się wydarzyło.
Czy ja popełniłam błąd?
Nie wiem, może.
Matteo był uroczym chłopakiem i rzeczywiście, chcąc nie chcąc coś do niego poczułam. Ale czy był tego wszystkiego wart?
- Ugh, co ja robię. - jęknęłam, przecierając twarz. On sprawiał, że czułam się wyjątkowo. Ale znałam go zbyt krótko. Poza tym był bratem mojego przyszłego męża!
Powinnaś spróbować, co ci zaszkodzi?
Ugh, zamknij się już. Nie powinnam niczego próbować. Przetrwałam to jakoś. Teraz da mi spokój, a o to mi tylko chodziło.
Kłamiesz.
Nawet moja podświadomość była przeciwko mnie.
Podniosłam się szybko z miejsca, kiedy usłyszałam, jak ktoś otwiera drzwi. Leon zastygł w miejscu i przyjrzał mi się, po czym roześmiał głośno.
- A ty się z czego śmiejesz? - spytałam obrażona.
- Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha. - zamknął za sobą drzwi i rzucił się na łóżko. - Jestem padnięty!
- Właśnie. - zmarszczyłam brwi, odwracając w jego stronę głowę. - Gdzie się podziewałeś pół dnia?
- Przygotowywałem niespodziankę dla ciebie. - podniósł się do pozycji siedzącej i niespodziewanie pocałował mnie w usta. Odsunęłam się od niego, zaciskając wargi w linie.
- Wybacz, nie mam nastroju dzisiaj. - mruknęłam. - Jaką niespodziankę?
- Chyba nie myślisz, że ci powiem. - uniósł brew. - Co się stało?
- Uh, nic takiego.
- Mam nadzieję, że się nie rozmyśliłaś, jeśli chodzi o nasz ślub. - zażartował, a ja wymusiłam śmiech.
- Nie, po prostu... wstałam lewą nogą. - wzruszyłam ramionami.
- Może chcesz się poprzytulać? - zaproponował, co mnie zdziwiło.
- Od kiedy stałeś się taki uczuciowy? - zaśmiałam się cicho.
- Nie czepiaj się. - szturchnął mnie w bok.
Postanowiliśmy do wieczora zostać w pokoju i obejrzeć jakiś film. Chociaż bardzo się starałam, nie mogłam skupić się na akcji. Czułam nieprzyjemne ukłucie w sercu, jakby niepokój. Czy to mogło być spowodowane przez Matteo?
Pewnie tak. Leon miał rację, jego młodszy brat mógł nie przyjeżdżać na ślub, wtedy nie poczułabym nic do niego i przeżyła miesiąc miodowy w spokoju.
Gdy nadeszła pora kolacji, próbowałam wmówić Leonowi, że źle się czuję i nie chcę nigdzie iść. Ale jak to Leonardo, musiał postawić na swoim. Irytowało mnie to, że zawsze wszystko musiało przebiegać według jego zasad. Siłą zaciągnął mnie do kuchni, w której już większa część rodziny się znajdowała. Z ulgą zauważyłam, że Matteo nie było w pobliżu i miałam cichą nadzieję, że odpuści sobie dzisiejszy wieczór.
Usiadłam przy stole, tak jak poleciła mi Alice i obserwowałam, jak reszta rodziny krząta się po kuchni i dokłada kolejnych produktów na stół. Harry siedział po drugiej stronie i wpatrzony był w ekran telefonu, a Aurora usiadła obok mnie, trzymając kurczowo przy sobie miśka.
Przy stole siedział jeszcze jeden mężczyzna — na oko wysoki, z lekko siwymi włosami i kilkudniowym zarostem. Miał bardzo przyjazny uśmiech i z czego później się dowiedziałam, był to Francesco, czyli mąż Grety, który przyjechał parę godzin wcześniej.
Kiedy już wszyscy zasiedli do kolacji, jedno miejsce wciąż było wolne. Już myślałam, że tę godzinę przetrwam, ale wtedy otworzyły się drzwi i pojawił się on.
Wolnym krokiem podszedł do nas i przywitał uśmiechem. Na mnie nawet nie spojrzał. Ja za to wbiłam wzrok w talerz, próbując się na niego nie patrzeć. Dobra to jednak będzie ciężki wieczór.
Znudzona bawiłam się widelcem, słuchając opowieści Francesco z jego podróży do Florencji. Leon na bieżąco mi tłumaczył jego słowa, ale to mnie jakoś średnio obchodziło. Przede mną siedział właśnie facet, który mi się podobał i który wyznał, że coś do mnie poczuł, a ja go spławiłam. Jak ja mogłam myśleć o jakiejś męczącej podróży Francesco z Francji do Włoch?!
Zerknęłam kątem oka na brązowookiego. Ten uparcie wbijał wzrok w męża swojej siostry. Widać było, że chciał mnie ignorować. Nie odezwał się do mnie ani razu, udawał, że mnie w ogóle tu nie ma.
- Pójdę się położyć. - szepnęłam do Leona i wstałam z miejsca. Przeprosiłam wszystkich i wytłumaczyłam, że źle się poczułam i wrócę do pokoju. Po pożegnaniu się wyszłam na zewnątrz, ale zamiast skierować się na schody, ruszyłam do ogrodu. Wieczorne, czerwcowe powietrze przyjemnie muskało moją odkrytą skórę. Skrzyżowałam ręce na piersi i spojrzałam na zachodzące słońce. Pomyślałam, że mogłabym naprawdę tu zamieszkać. Życie płynęło wolniej i wydawało się, że wszystko jest takie łatwiejsze. Nie było takiego zgiełku jak w Nowym Jorku, tu można było wsłuchać się w dźwięki konika polnego. W Ameryce słyszałam jedno i to samo — klaksony samochodów, przekrzykiwanie się ludzi na ulicach. Nie do zniesienia.
Oczywiście, kochałam Nowy Jork i ciężko byłoby mi wyobrazić sobie taką nagłą przeprowadzkę na stałe, lecz tak na dwa miesiące — idealnie.
Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam szelest za mną. Odwróciłam głowę i wstrzymałam oddech.
- Nie wiedziałem, że tu jesteś. Myślałem, że wróciłaś do pokoju. - zaczął się tłumaczyć, a ja od razu go uciszyłam.
- Chciałam się przejść. - powiedziałam, odwracając wzrok. Brunet stanął obok mnie i również spojrzał przed siebie.
- Pięknie dzisiaj, prawda? - spytałam, ale ten mi nie odpowiedział. Westchnęłam i odwróciłam się przodem do niego. - Będziesz teraz mnie tak ignorował?
- Wydaje mi się, że to jedyne wyjście. - odparł cicho. Zagryzłam wargę, zastanawiając się, co mu powiedzieć.
- Przepraszam cię za moją reakcję w parku. - zaczęłam.
- Rozumiem, spokojnie. Umówiliśmy się przecież, nie? Teraz dam ci spokój. - uśmiechnął się słabo. Zaczął powoli się wycofywać, na co moje sumienie się odezwało. Panikowałam w środku, bo czułam, że przepada moja okazja.
Niewiele myśląc, wyciągnęłam dłoń i złapałam go za nadgarstek. Odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał na mnie pytająco.
- Nie odchodź. - poprosiłam, patrząc w jego oczy.
- Dlaczego?
Nie odpowiedziałam na jego pytanie. Pokonałam za to odległość nas dzielącą i wpiłam się w jego usta. Znów poczułam, jak ogień rozpala się pod moją skórą. Położyłam dłonie na policzkach bruneta, przyciągając go bliżej do siebie. Ten dopiero po chwili, jak sobie uświadomił, co tak naprawdę się dzieje, objął mnie w pasie i oddał pocałunek.
- A co z twoimi wcześniejszymi słowami? Co z Leonem? - spytał, odrywając się od moich warg.
- Coś się wymyśli. - odetchnęłam. - Ale na pewno nie chcę cię stracić.
• • •
iT mUsT bE TRu LoVE 🎶
Mam pytanko do was skarby moje: czy jest ktoś tu, kto jest z Krakowa i okolic i nie byłby w stanie przygarnąć małego kotka? Albo macie może znajomych w Krakowie i moglibyście popytać? Jeśli tak to dajcie mi znać! Byłabym bardzo wdzięczna.
P.S. Dziękuję Wam za 10 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ i ponad TYSIĄC GŁOSÓW! Nie sądziłam, że tą książkę ktokolwiek polubi ❤
Jesteście wspaniali!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro