dwanaście
- Ex dziewczynami? - powtórzyłam za Matteo, unosząc brew. - O czym ty gadasz?
- Nieważne. - wymruczał, wymijając sofę, na której siedziałam i wyszedł z salonu. Ja wciąż byłam w tym samym miejscu i zastanawiałam się, o co chodziło.
Trzy godziny później postanowiłam się wybrać sama na miasto. Rozmyślałam nad tym, czy nie zapytać kogoś, aby się ze mną poszedł, ponieważ nie znam tego miejsca dobrze, ale każda osoba, która potrafiła rozmawiać po angielsku, była zajęta. Tak więc uzbrojona w internet w telefonie, mapę oraz rozmówki włoskie, wyruszyłam do Florencji.
Na początku kręciłam się po mieście, nie wiedząc co ze sobą zrobić. W końcu zdecydowałam dostarczyć sobie porządnej porcji ciasta oraz kawy, aby mieć siłę na zwiedzanie. Weszłam do pierwszej napotkanej kawiarni i podeszłam do lady sprawdzić, co mają do zaproponowania. Po paru minutach próby dogadania się z dziewczyną za ladą w końcu zapłaciłam za kawę oraz placek pomarańczowy.
Usiadłam przy stoliku przed kawiarnią i rozglądnęłam się po ulicy. Ulice były zapełnione samochodami i turystami. Mimo tego całego zgiełku było przyjemnie siedzieć i obserwować codzienne życie tego miasta. Stolica Toskanii o tej porze nigdy nie była chyba piękniejsza.
Uśmiechnęłam się pod nosem lekko. Tak, zdecydowanie mogłabym tu zamieszkać.
Parę minut później obok mojego stolika pojawiła się kelnerka z moim zamówieniem. Postawiła obok mnie filiżankę oraz talerzyk z ciastem i powiedziała coś po włosku, zanim zniknęła zza przeszklonymi drzwiami. Uniosłam filiżankę do ust i upiłam łyk czarnej cieczy. Skrzywiłam się, czując okropny smak. To zdecydowanie nie można było nazwać kawą!
Odstawiłam naczynie na spodek i odsunęłam od siebie. Postanowiłam zająć się plackiem, mając nadzieję, że chociaż on będzie dobry.
- Są o wiele lepsze miejsca w tym mieście niż to. - uniosłam głowę, słysząc nade mną ochrypły głos. Wiedziałam, do kogo należy i najbardziej obawiałam się go spotkać.
- Śledzisz mnie? - spytałam, mrużąc oczy i przyglądając się Matteo. Odsunął krzesło od stolika i usiadł naprzeciw mnie, poprawiając swoje RayBany na nosie.
- Może. - odpowiedział, uśmiechając się półgębkiem. - Nigdy się nie dowiesz.
- Proszę cię, zostaw mnie. - westchnęłam, przymykając oczy. Miałam nadzieję, że zaraz, gdy je otworzę, mężczyzny nie będzie już na miejscu.
Ale przecież Nadzieja matką głupich, prawda?
- Idź sobie. - machnęłam na niego ręką, jakbym miała odgonić natrętną muchę od siebie. Chociaż on był w sumie taką muchą.
- Chcę z tobą pozwiedzać. - oznajmił, wciskając do buzi widelczyk z ciastem. Nawet nie zauważyłam, jak mi go podkradł.
Zaśmiałam się donośnie, zwracając tym uwagę kilku osób na siebie. Jednak nie przejęłam się tym zbytnio. Spojrzałam na Matteo, któremu ani trochę nie było do śmiechu. Miał poważną minę. Gdyby zachowywał taką kamienną twarz, a nie cieszył się jak dziecko, mogłabym pomyśleć, że jest jakimś urzędnikiem lub inną, ważną osobą. W końcu mogłam stwierdzić, że wygląda normalnie. Miał na sobie długie, wąskie, czarne spodnie, białą koszulę z podwiniętymi rękawami oraz czarne buty. Zastanawiałam się, jak mu nie było gorąco w tych rzeczach. Przecież temperatura przewyższała trzydzieści stopni.
- Po co chcesz zwiedzać? Znasz to miasto od urodzenia. - zauważyłam, krzyżując ręce na piersi.
- Zgadza się. - przytaknął. - Ale mogę robić za twojego przewodnika.
- Nie potrzebuję pomocy. - wstałam z miejsca i założyłam na ramię torebkę.
- Potrzebujesz. A co jeśli się zgubisz? - otwarłam usta, by coś powiedzieć, kiedy uniósł dłoń, pokazując tym, że nie skończył. - Włoskiego nie znasz, więc się nie dogadasz. Nawet po angielsku. Uwierz lub nie, ale Włosi nie lubią posługiwać się innym językiem niż swoim ojczystym. - uśmiechnął się dumnie.
Zmrużyłam oczy, patrząc się na bruneta gniewnie. Miał rację, nie mogłam się z nikim normalnie dogadać na ulicy. Musiałam szukać jak głupia odpowiednich słówek i zdań w rozmówkach. Jednak nie miałam zamiaru przyznać mu na głos racji.
- Dobra. Niech ci będzie. - zgodziłam się i zakładając okulary przeciwsłoneczne na oczy, ominęłam go i ruszyłam w stronę mojego kolejnego punktu na liście.
- Hej, a teraz ty gdzieś idziesz? - niemal krzyknął mi do ucha, gdy mnie dogonił i wyrwał z mojej ręki kartkę, na której miałam zapisane wszystkie miejsca, które chciałam w tym dniu zwiedzić.
- Oddaj mi to! - niemal pisnęłam, od razu sięgając ręką w stronę kartki. Matteo postanowił być zabawny i uniósł dłoń do góry tak, abym nie mogła jej dosięgnąć.
- Zobaczmy, co tutaj masz. - mruknął rozbawiony, rozwijając kartkę i zaczął czytać. - Plac Michała Anioła? Piazza del Duomo? - prychnął złośliwie, na co zacisnęłam usta w linie.
- Oddawaj to! - syknęłam i korzystając z chwili, wyrwałam mu kartkę z rąk. Posłał mi ten swój głupawy uśmieszek.
- To wszystko jest takie popularne i nudne. Mogę ci pokazać o wiele ciekawsze i piękniejsze miejsca.
- Ty? - zaśmiałam się bez humoru. - W to raczej wątpię.
- Jestem inny, niż myślisz. - rzekł, chowając ręce do kieszeni spodni. - Wystarczy, jak spędzisz ze mną dzień i się przekonasz.
Patrzyłam na niego nieufnie. W sumie przydałaby mi się pomoc kogoś, kto zna to miejsce oraz język włoski. Towarzystwem też bym nie pogardziła. Jednak zachowanie tego mężczyzny w stosunku do mnie było nieprzewidywalne. Raz stawał się złośliwy, a raz miły. Nie jestem pewna czy nagle mu coś nie odbije i zostawi mnie gdzieś samą, skąd nie będę potrafiła wrócić.
- Długo będziesz jeszcze prowadzić wewnętrzny monolog? - spytał z małym uśmieszkiem. Pokręciłam głową na jego słowa. Wyciągnął w moją stronę swoją dłoń.
- Nie jestem pewna czy nagle ci nie odbije i czy nie będę później żałować mojego wyboru. - skrzyżowałam ręce na piersi.
- Obiecuje, że będę grzeczny. To jak?
- Niech ci będzie. - odparłam, odpychając jego wciąż wyciągniętą dłoń. - Prowadź.
Brunet uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd swoich białych zębów i objął ręką moje ramiona.
- Zobaczysz, spodoba ci się, moja przyszła bratowo.
•••
D
ziękuję wam za TYSIĄC wyświetleń i TRZYSTA głosów! Radość mi sprawia to, że to co piszę podoba się wam. Mam nadzieję, że z każdym kolejnym rozdziałem będzie was przybywać niżeli ubywać 😄
kocham was mocno x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro