dwadzieścia trzy
SUPRAJS!
Dajcie znać jakie macie wrażenia po tym rozdziale.
Enjoy.
P.S. Nie był sprawdzany także przepraszam za jakiekolwiek błędy.
× × ×
Kolejny dzień zapowiadał się bardzo dobrze. Już z samego względu na to, że Leon znów uciekł przede mną. Ostatniego wieczoru pokłóciliśmy się, a jak się obudziłam, to już go nie było. Przynajmniej nie musiałam sama go unikać.
Ubrałam na siebie luźne rzeczy z zamiarem opalania się. Był bardzo ciepły dzień i nie chciałam go zmarnować na siedzeniu w pokoju.
Wszyscy już z rana wybyli z domu. Nawet Matteo nie widziałam, jak zeszłam do kuchni. Tak więcej poranek spędziłam sama na tarasie, pałaszując smakowite śniadanie przygotowane przez panią Balsano.
Kiedy Alice dosiadła się do mnie, od razu zaproponowałam jej spędzenie wspólnie dnia. Kobieta od razu się zgodziła i zaproponowała też, abyśmy poszły na zakupy oraz lepiej się poznały, bo w końcu będziemy rodziną.
Czy aby na pewno?
Ciężko było mi myśleć o tej sprawie. Jak mogłabym zostać żoną Leona i żyć z wyrzutami sumienia? Czy ta cała... sytuacja pomiędzy mną a Matteo nadal by się ciągnęła?
Nie myślałam, aby zrezygnować ze ślubu. Kochałam Leonarda. Tak, irytował mnie i się rządził, ale to była moja pierwsza miłość. Jednak przy Matteo czuję te słynne motylki w brzuchu, samym patrzeniem na mnie sprawia, że tracę oddech, co brzmi dziwnie no i jest cholernie gorący i nie powiem, bardziej mnie kręci niż Leon.
Chociaż czy to, co czuję do Leona, to jest naprawdę miłość? Czy po prostu próbuję sobie wmówić, że uczucie, które jest między nami, to jest właśnie to? Przecież nigdy nie byłam zakochana, nie licząc Leonarda.
Zamyślona wróciłam do siebie. Przebrałam się w strój kąpielowy, związałam włosy w koka i założyłam okulary przeciwsłoneczne na nos. Zgarnęłam jeszcze parę gazet, książkę oraz krem do opalania ze sobą. Może tutaj udałoby mi się, chociaż naturalnie opalić. Słońce chyba nigdy za mną nie przepadało, ponieważ odkąd pamiętam, nieważne jak bardzo się starałam, to nigdy opalenizna nie mogła mnie złapać. Jedynym wyjściem było dla mnie solarium.
Zbiegłam po schodkach i ruszyłam na ogród. Alice już się tam znajdowała, rozłożyła nam leżaki i pomachała w moją stronę. Odwzajemniłam ten gest i przyśpieszyłam kroku.
- Gdzie jest reszta? - spytałam się, smarując się kremem. Alice ułożyła się wygonie na leżaku i założyła okulary na nos.
- Wszyscy pracują. Matteo i Francesco pomagają Sofii, mamie oraz tacie w winnicy. Wiesz, przenoszą ciężkie beczki, kosze z winogronami z pól i tak dalej.
- Och. - mruknęłam, kładąc się. Ściągnęłam okulary i posmarowałam twarz kremem, aby też ją trochę opalić. Zamknęłam oczy i westchnęłam z ulgą. Brakowało mi takiego odpoczynku.
Zaczęłam rozmawiać z Alice. Kobieta wypytywała mnie o pracę czy rodzinę oraz, czy dobrze żyje się nam w Nowym Jorku i jak poznałam Leona. Na temat rodziny odpowiadałam zdawkowo, więc Alice w końcu zorientowała się, że za bardzo nie chcę o tym rozmawiać i zmieniła temat.
Nie ukrywam, bardzo przyjemnie się jej słuchało, szczególnie jak opowiadała o swoim mężu. W jej głosie słychać było, z jaką czułością mówiła o mężczyźnie. Widać, że była w nim bardzo zakochana. Zazdrościłam jej tego poniekąd. Ja i Leon mieliśmy dosyć specyficzną relację, dopiero teraz zaczęłam to zauważać.
- Witam drogie panie. - otworzyłam oczy od razu, gdy usłyszałam jego głos. Mrużył oczy od słońca i uśmiechał się szeroko. Mimowolnie zagryzłam wargę, bo o mój Boże, wyglądał gorąco. Naprawdę, do tej pory nie zauważyłam, jak bardzo był umięśniony — dopiero jak założył koszulkę bez rękawów, zwróciłam na to uwagę.
Chłopak zauważył, że się mu przyglądam i nie będąc mi dłużny, także zlustrował mnie wzrokiem. Oblizał usta i posłał mi filuterne spojrzenie. Od razu popatrzyłam na Alice, ale ta zdawała się kompletnie nas ignorować.
- Będziecie się tak smażyć cały dzień? - spytał się, kopiąc siostrę w kostkę. Ta przeklęła pod nosem i syknęła coś po włosku w jego stronę.
- A masz z tym jakiś problem? Przeszkadzamy ci? - spytała oburzona.
- Ależ skądże. - uniósł ręce w geście poddania. - Wręcz przeciwnie. - dodał, odwracając się na pięcie. Odprowadziłam go wzrokiem, czując, że jak moja temperatura ciała wzrasta. I to nie przez słońce.
•••
- Dobra, ja się zmywam. - jęknęła Alice. Leżałyśmy tak już dobre trzy godziny, pomiędzy robiąc sobie krótkie przerwy od opalania. - Dłużej nie wytrzymam.
- Też będę się zbierała. - wstałam z miejsca. - Ale zakupy wciąż aktualne dzisiaj, tak?
- Jasne! Tylko daj mi chwilę odpocząć od tego światła. Może o szesnastej pojedziemy do miasta, co ty na to? - zaproponowała.
Kiwnęłam głową potwierdzająco i zebrałam swoje rzeczy. Rozstałyśmy się przy wejściu do kuchni — Ally poszła w stronę piętra, a ja skierowałam się w stronę budynku, w którym mieszkałam z Leonem.
Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w czyste ciuchy. Postanowiłam jeszcze przejść się i poszukać Matteo. Widziałam go jeszcze parę razy, odkąd do nas zagadał i chyba jak na złość przechadzał się przed nami, niosąc ciężkie pakunki i pokazując przy tym swoje mięśnie.
Stanęłam przy winiarni i rozglądnęłam się. W ogrodzie nie było ani jednej żywej duszy. Uniosłam brwi lekko zdziwiona, bo liczyłam na to, że zobaczę kogokolwiek z rodziny Balsano, albo chociaż pracowników.
- To ty. - usłyszałam z prawej strony i nim jakoś zareagowałam, zostałam wciągnięta do środka budynku. Pisnęłam cicho, prawie się wywracając. Drzwi zamknęły się za mną z hukiem, a ja próbowałam wzrokiem odnaleźć cokolwiek w tej ciemnicy. Po chwili dopiero światło się zapaliło i zobaczyłam Matteo, który uśmiechał się durnawo, opierając się o drzwi.
- I co się tak cieszysz? - podeszłam do niego i szturchnęłam w klatkę piersiową. - przestraszyłeś mnie!
- Wybacz, amore mio. - położył dłonie na moich biodrach i pchnął delikatnie do tyłu. - Cały dzień marzę o tym, aby zostać z tobą sam na sam...
Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam w jego oczy.
- Dlatego tak paradowałeś przed nami w tej koszulce? - chwyciłam rąbek jego koszulki.
- A co, podobało ci się? - uśmiechnął się lubieżnie.
- A może... - zacisnęłam usta w linie. Niespodziewanie brunet chwycił mnie za uda i podniósł do góry. Pisnęłam cicho i objęłam jego szyję. Posadził mnie na jednej z beczek, obejmując ciasno w pasie. Bez słowa przycisnął swoje wargi do moich. Od razu zaczęłam oddawać pieszczotę.
- Jedyne, o czym myślałem to o twoich ustach. - wymruczał pomiędzy pocałunkami. Mruknęłam jedynie pod nosem z zadowolenia. Brunet wsunął dłonie pod moją koszulkę. Mimo upalnego dnia i tego, że był cały zgrzany, jego ręce buły zimne. Syknęłam cicho, kiedy jego palce zaczęły sunąć po mojej skórze na brzuchu. Jego usta przeniosły się na moją szyję, sprawiając, że coraz bardziej stawałam się podniecona. Jednak musiałam zachować zdrowy rozsądek.
- Matteo. - zaczęłam. - Nie możemy. - wyszeptałam. Chłopak spojrzał na mnie tymi swoimi brązowymi oczami, a mały uśmiech pojawił się na jego wargach.
- Nie myśl o tym, co można, a co nie. Daj się ponieść chwili. - wymruczał zmysłowym głosem, przejeżdżając dłonią po moim nagim udzie. - Wiem, że tego chcesz. Ja tak samo. Po co uciekać od tego uczucia?
- Ale Leon... - zaczęłam.
- Shh, nie mów o nim. Zapomnij o moim bracie. Jesteś teraz tu, ze mną. - przerwał mi, przejeżdżając nosem po mojej szyi. Sapnęłam cicho, kiedy jego dłoń dotknęła dolnej partii mojego brzucha. - Nie powstrzymuj się. Daj upust wszystkiemu. - po tych słowach ponownie złączył nasze wargi, a poddałam mu się całkowicie.
Liczyliśmy się teraz tylko my.
Liczył się teraz tylko Matteo.
Oplotłam chłopaka nogami w pasie, przyciągając go bardziej do siebie. Tym razem nasze pocałunki były bardziej namiętne i chaotyczne. Czułam, jak cała rozpalam się od środka. Sięgnęłam palcami do rąbka jego koszulki i ściągnęłam ją z chłopaka. Matteo tak samo pozbył się mojej bluzki, sprawiając, że siedziałam przed nim w samym staniku. Normalnie zakryłabym się od razu, nie chcąc pokazywać swojego ciała. Nigdy nie lubiłam tego, że miałam więcej tłuszczyku tam, gdzie nie trzeba było.
Przejechałam palcami po torsie bruneta, sprawiając, że ten zamruczał zadowolony. Sięgał już do moich szortów, aby się ich także szybko pozbyć, kiedy zatrzymał się w bezruchu i oderwał się od moich ust.
- Luna?
Spojrzeliśmy po sobie przerażeni, bo przecież oboje wiedzieliśmy, kto to był — Leon.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro