dwadzieścia sześć
- Chyba ich widzę. - stwierdziłam, wyłapując wzrokiem czarny samochód na ulicy.
- Mówisz tak już czwarty raz. - Matteo stanął obok mnie, chowając ręce do kieszeni.
- Ale tym razem to prawda. Już czuję mocny zapach perfum mamy. Fuj. - skrzywiłam się.
- Aż tak są źli?
- Poznasz ich, to się przekonasz. - spojrzałam na bruneta. Chwilę później zjawił się obok nas Leon, który jak zwykle był niezadowolony. Objął mnie ramieniem, a ja automatycznie spojrzałam na Mattea, chcąc zobaczyć, jak zareaguje. Ten jednak wydawał się nawet tego nie zauważać.
Tak jak myślałam, czarny samochód, który wypatrzyłam, zatrzymał się przed nami na podwórku. Moja matka wysiadła jako pierwsza, zakładając na nos okulary przeciwsłoneczne. Zaraz potem ze środka wyłonił się tata, który był na twarzy czerwony jak burak.
- Te upały to nie dla mnie. - To były jego pierwsze słowa.
- Mamo, tato. - podeszłam do nich. - Witajcie. - delikatnie przytuliłam mamę. Kobieta nawet nie oddała uścisku, tylko uśmiechnęła się słabo i wzrokiem wyszukała Leona.
- Ach, tu jesteś! - wykrzyknęła. - Już myślałam, że uciekłeś przed naszą słodką Luną.
- Nawet przez myśl mi by to nie przeszło. - posłał jej piękny uśmiech i przytulił. - Witaj, Monico.
- Mówiłam, abyś zwracał się do mnie mamo. - machnęła ręką. Następnie odwróciła się w stronę Matteo i zmierzyła go wzrokiem. - A ty to kto?
- Matteo Balsano, proszę pani. Brat Leona. - chwycił jej dłoń i musnął ustami jej wierzch. Po lekkim uśmiechu na twarzy mamy, wiedziałam, że już sobie zapunktował u niej.
- Luna, mamy dla ciebie niespodziankę! Chodź, wysiądź. - tata niemalże wykrzyknął. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc, o co mu chodzi. Dopiero kiedy spojrzałam w stronę drzwi od samochodu, zamarłam.
Dziewczyna wysiadła z pojazdu i z piskiem przykleiła się do mnie. Objęła mnie mocno i przytuliła, a ja myślałam, że zwymiotuję. To jednak jej perfumy czułam, nie matki.
- Rose, co ty tu robisz? - wydukałam zaskoczona.
- Myślisz, że przegapiłabym wakacje we Włoszech? - szturchnęła mnie w ramię, śmiejąc się. - Nigdy!
Uśmiechnęłam się krzywo i spojrzałam w stronę chłopaków.
Rose, moja znienawidzona kuzynka. Od lat ze sobą rywalizowałyśmy, a ja oczywiście byłam tą, która przegrywała. Nie znosiłam tej dziewczyny — wtrącała się tam, gdzie nie była potrzebna i udawała obrzydliwie miłą przed każdym. No, nie licząc mnie.
- Och, a co to za przystojniak? - ściągnęła z nosa okulary i ruszyła w stronę Matteo. W mojej głowie od razu zapaliła się czerwona lampka. Podążyłam za nią, nie chcąc, aby łasiła się do bruneta.
- Cześć, jestem Rose. - rzuciła zmysłowym głosem, podając mu rękę. Włoch jak na dżentelmena przystało, chwycił ją i złożył krótki pocałunek na wierzchu.
- Matteo Balsano, brat Leona. - przedstawił się, po czym puścił dłoń kuzynki.
- Gdybym wiedziała, że jest tu takie ciasteczko, to bym już dawno przyjechała. - zaśmiała się, na co Matteo jej zawtórował. Zacisnęłam usta w linie, czując, jak złość rośnie we mnie.
Przysięgam, że jej coś chyba zrobię.
•••
Od dwóch godzin siedzieliśmy przy stole i rozmawialiśmy. Moim rodzicom chyba naprawdę spodobała się rodzina Balsano, co mnie bardzo ucieszyło. Ja jedynie siedziałam cicho i obserwowałam Matteo oraz Rose. Ta idiotka przykleiła się do niego swoimi paskudnymi mackami i nie odstępowała na krok. Moje niezadowolenie jeszcze bardziej rosło, kiedy widziałam, że jemu podoba się towarzystwo Rose i dobrze mu się z nią rozmawiało.
Kiedy spojrzał w moją stronę, spuściłam szybko wzrok na swoje zaciśnięte dłonie.
- Wszystko okej? - spytał Leon, łapiąc mnie za rękę. Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się sztucznie, nie chcąc pokazywać tego, jak bardzo jestem zazdrosna.
•••
Akcję "zazdrosna Luna" czas zacząć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro