dwadzieścia siedem
Minęły już dwa dni, odkąd rodzice z Rose przyjechali do Florencji. Od tamtego czasu ani razu nie zamieniłam słowa z Matteo, nie mieliśmy okazji być sam na sam. Często przebywał z moją kuzynką, co bardzo mi się nie podobało. Jemu za to jednak tak. W dodatku Leon dostał nagłej obsesji na moim punkcie, bo nie odstępował mnie na krok. Niby nic dziwnego, bo przecież byliśmy narzeczonymi, ale nie czułam się z tym jakoś komfortowo.
Wybierając się do miasta, aby zrobić małe zakupy i umówić się na wizytę u fryzjera, zobaczyłam jak Matteo siedzi z Rose w ogrodzie. Poczułam bardzo nieprzyjemne ukłucie w sercu i szybko ruszyłam w stronę drogi, mając nadzieję na to, że mnie nie zauważą. Pomimo tego, że do miasta był kawałek drogi, dzisiejszego dnia miałam ochotę trochę przespacerować się, pomyśleć oraz odpocząć od wszystkich.
Oczywiście, nie udało mi się przejść niezauważona. Włoch jak tylko mnie zobaczył, powiedział coś do mojej kuzynki i ruszył w moją stronę.
- Luna, poczekaj! - krzyknął, biegnąc za mną. Ja szłam dalej, ignorując jego wołanie. - Ej zatrzymaj się! - poczułam szarpnięcie za rękę i błyskawicznie zostałam odwrócona przodem do niego.
- Co jest? - spytałam, próbując brzmieć jak najbardziej obojętnie. Brunet zmarszczył brwi.
- Idziesz do miasta?
- Jak widzisz, kieruję się w jego stronę. - wzruszyłam ramionami.
- Czemu nic nie powiedziałaś? Podwiózłbym cię. - skrzyżował ręce na piersi. Zerknęłam krótko na Rose, która z oddali przyglądała się nam.
- Chciałam się przejść. - odparłam.
- Czy coś się stało? - odkąd przyjechali twoi rodzice, nie rozmawiamy w ogóle. Ignorujesz mnie. - stwierdził.
- Nie ignoruję cię. - wytłumaczyłam spokojnym głosem. - Ty po prostu jesteś zbyt zajęty Rose. - odwróciłam się na pięcie i ruszyła przed siebie.
I przysięgam, że niczego tak bardzo nie pragnęłam w tamtym momencie, jak tego, aby Matteo znów mnie zatrzymał i powiedział, że Rose go nie obchodzi lub żeby po prostu najzwyczajniej jakoś zareagował. Jednak to się nie stało. Odeszłam, zostawiając go w tyle. Byłam pewna, że nawet nie przejął się mną za bardzo, że rzeczywiście byłam jak jedna z tych jego "przejściowych" dziewczyn; że kiedy już kogoś ma, to nie stara się wcale, szuka kolejnej. Przed oczami widziałam, jak wraca do Rose, uśmiecha się do niej pięknie i spędzają razem całe popołudnie.
•••
Do domu wróciłam pod wieczór. Udało mi się załatwić wszystkie sprawy i w dodatku poszłam na zakupy, aby chociaż w małym stopniu się pocieszyć. Leon nie dawał mi spokoju przez cały czas — wysyłał esemesy z pytaniem, kiedy wracam i, że mnie bardzo kocha. Dopiero kiedy odpisałam mu dosadnie, że chcę pobyć sama i nie życzę sobie żadnych wiadomości ani telefon, odpuścił. Może zbyt ostro zareagowałam, ale w tamtym momencie byłam naprawdę zła.
Dochodząc do domu, ledwo czułam nogi. W dodatku taszczyłam w rękach parę toreb z ubraniami oraz butami, które nie były super lekkie.
Przeklinając siebie w myślach, nie zauważyłam postaci siedzącej na trawniku przed wjazdem na posesję.
Serce niemal stanęło mi w gardle i w mojej głowie pojawiły się czarne scenariusze. A co jeśli to był jakiś gwałciciel? Lub jakiś pijany człowiek, który mógłby mi zrobić krzywdę? Zwolniłam kroku, próbując mu się przyjrzeć. Niestety, miał zarzucony kaptur na spuszczoną głowę.
Zbliżyłam się do tajemniczego osobnika, kiedy ten w końcu podniósł wzrok na mnie. Z ulgą zauważyłam, że był to Leon.
- Co ty tu robisz? - spytałam się, kucając przy mężczyźnie.
- Czekam na ciebie. - ziewnął. - Nie odzywałaś się, zacząłem się martwić.
Uśmiechnęłam się czule i dotknęłam dłonią jego policzka.
- Chciałam mieć trochę czasu dla siebie. - mruknęłam.
- Rozumiem. - wstał z miejsca i otrzepał spodnie z trawy. Podał mi dłoń, którą od razu chwyciłam i podniosłam się. - A więc dzisiaj czeka cię wieczór SPA. - przejął ode mnie torby.
- Że co? - uniosłam brwi zaciekawiona.
- Dobra, może to nie będzie takie normalne SPA, ale się postaram. Dla ciebie wszystko. - pochylił się i cmoknął mnie w policzek. Złapałam jego dłoń i ruszyliśmy w stronę domu.
- A widziałeś gdzieś może Rose? - zerknęłam na niego.
- Hm, parę razy. - zmarszczył brwi. - Była z Matteo. Chyba wpadli sobie w oko.
- Aha. - rzuciłam, zaciskając usta w linie. Wiedziałam, że przyjazd Rose to jedna wielka, kurwa, pomyłka. Przyczepiła się do Matteo, któremu jej towarzystwo najwyraźniej odpowiada, a ja nic nie mogę z tym zrobić.
•••
Wszyscy kochają niszczyć Lutteo.
Tak btw. nici z książki Troublemaker bo wattpad usunął mi ją :)))) Nienawidzę tej aplikacji tak bardzo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro