dwadzieścia cztery
- On tu idzie, chowaj się! - rzucił pośpiesznie i niespodziewanie pchnął mnie do tyłu. Pisnęłam zaskoczona, upadając na ziemię. Jęknęłam cicho z bólu, ale nie odezwałam się. Szybko jednak sięgnęłam po bluzkę, która leżała na ziemi i przycisnęłam do piersi. Skryłam się tak, aby Leon nie zauważył, że chowam się za beczkami. Parę sekund później drzwi otworzyły się z hukiem. Zakryłam dłonią usta, nie chcąc, żeby żaden niepożądany dźwięk nie wydostał się z moich ust.
- Matteo? - w głosie Leonarda można było wyczuć zaskoczenie. - Co ty tu robisz?
- Pracuję. - powiedział szybko. - Wiesz, cały dzień pomagam rodzicom i Sofii.
- Aha... - starszy z braci Balsano mruknął pod nosem. - Nie widziałeś gdzieś Lunę? Alice mówiła, że jest w pokoju, ale nie zastałem jej tam.
- Nie. - Matteo potrząsnął głową. - Cały dzień jestem zajęty. Może poszła się przejść?
- Cholera, chciałem ją przeprosić. - westchnął. - No nic, dzięki.
Usłyszałam dźwięk kroków i już miałam wstać, gdy Leon po raz kolejny się odezwał.
- Dlaczego ty w ogóle jesteś bez koszulki?
- Jest gorąco, dlatego ściągnąłem. - Matteo zaśmiał się niezręcznie.
- Ale tutaj jest z czternaście stopni. - Leonardo brzmiał na nieprzekonanego.
- Nie czepiaj się, okej? Idź lepiej szukać Luny.
Leon zamruczał coś pod nosem i wyszedł z budynku, zatrzaskując za sobą drzwi.
Odczekałam jeszcze chwilę i podniosłam się z ziemi. Otrzepałam się z kurzu oraz brudu i posłałam chłopakowi złe spojrzenie.
- Po pierwsze, ała. - burknęłam, ubierając na siebie bluzkę. Matteo parsknął śmiechem, przyciągając mnie do siebie i obejmując w pasie.
- Przepraszam śliczna, ale spanikowałem. Gdyby nie ja, to by nas nakrył.
- Niech ci będzie. - westchnęłam. - I ubierz się, bo rzeczywiście tu zimno.
- Chwilę temu jeszcze było gorąco. - zamruczał, na co trzepnęłam go w ramię. - No co? Miałem powiedzieć Leonowi, że to jego narzeczona ściągnęła mi koszulkę, kiedy się obściskiwałem z nią dopiero co?
- Przestań. - zmarszczyłam brwi. - Co byśmy zrobili, gdyby naprawdę nas nakrył?
- Nie myśl o tym. - pochylił się i cmoknął mnie w czoło. - A teraz leć, bo zaraz tu wróci.
Kiwnęłam głową i szybko opuściłam winnicę, upewniając się wcześniej, że nikogo nie ma w pobliżu.
Pokonałam niewielką odległość między drzwiami a schodami i szybko wspięłam się po nich.
- Luna! - odwróciłam się i wymusiłam uśmiech. - Chcę z tobą porozmawiać.
- Wydaję mi się, że wczoraj powiedziałeś wszystko, co chciałeś. -_ stwierdziłam i weszłam do pokoju. Leon ruszył za mną i zamknął drzwi, aby pewnie znów nikt nie słyszał, jak się kłócimy.
- Nie to miałem na myśli. - jęknął. - Zrozum mnie, cały dzień spędziłaś z Matteo, a mówiłem ci, że to chodzący problem.
Nie jest żadnym problemem, idioto.
- Nie powinieneś tak mówić o nim. Jak na razie to on pomaga mi w przygotowaniach do mojego i twojego ślubu. - skrzyżowałam ręce na piersi. - Bo ty ciągle gdzieś znikasz.
- Mówiłem ci, że mam ważne sprawy do załatwienia. Wkrótce się dowiesz. - podszedł do mnie i złapał mnie za ramiona. - I będziesz zachwycona.
× × ×
- Bierz ją! Wyglądasz w niej cudnie! - krzyknęłam zachwycona.
- Mogłabym ubrać ją na wasz ślub, nie? - Alice odwróciła się tyłem do mnie i przeglądnęła się w lustrze.
Kiwnęłam twierdząco głową i spojrzałam na ekran telefonu. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc kolejną wiadomość od Matteo. Wystukałam odpowiedź i ją wysłałam, zanim zablokowałam telefon i schowałam do kieszeni.
- Napisz mu, aby dał ci spokój, bo jesteś tu ze mną. - Włoszka usiadła obok mnie.
- Co? Komu?
- No Leonowi. Uśmiechasz się do tego telefonu jak zakochana nastolatka i uznałam, że to z nim piszesz. Chyba że był to ktoś inny. - trąciła mnie ramieniem i puściła oczko.
- Uh to był Leon. - skłamałam. - Dobra, może pójdziemy coś zjeść? Jestem cholernie głodna.
- Jasne, tylko pójdę zapłacić za te rzeczy.
Alice wzięła ubrania do ręki i ruszyła do kasy. Wstałam z fotela i wyszłam przed sklep, aby tam zaczekać na kobietę. Parę minut później Ally wyszła z budynku z torbami w rękach. Złapała mnie pod rękę i zaciągnęła do restauracji, która według niej była najlepszą we Florencji.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że mój młodszy braciszek się żeni! - pisnęła. - Jestem taka szczęśliwa, że w końcu sobie kogoś znalazł.
- Dlaczego? - spojrzałam na nią.
- Cóż, wszyscy moi bracia nie są stali w uczuciach. Każdą dziewczynę szybko spływali. Nawet Harry! - przewróciła oczami. - Ale ty... widać, że jest w tobie bardzo zakochany. - uśmiechnęła się.
Odwzajemniłam gest i odwróciłam wzrok. Ciekawe czy byłaby wciąż taka szczęśliwa, gdyby się dowiedziała, że kręcę z oboma braćmi. Boże, przecież to, co robiłam, było chore. Co będzie dalej, jeśli wezmę ślub z Leonem? Dalej będę się spotykać po kryjomu z Matteo? A co jeśli bym z tego wszystkiego zrezygnowała?
Nie.
Nie mogę tak myśleć. To byłoby straszne, gdybym przyjechała tu wziąć ślub, a wyjechałabym z bratem narzeczonego.
- Hej, ziemia do Luny! - ocknęłam się i popatrzyłam na Alice. - Telefon ci dzwoni.
- Ach. - szybko wyciągnęłam urządzenie z kieszeni i jęknęłam niezadowolona, kiedy zobaczyłam, kto do mnie dzwoni. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha. - Witaj, mamo.
Ally uniosła brew, zapewne przez moją reakcję na telefon od matki. Niestety, nie miałam takich relacji z moimi rodzicami jak oni. Monica i Michael Valente byli od zawsze wymagający i surowi względem mnie. Nigdy nie tolerowali moich wyborów, chcieli, abym robiła to, co oni chcą. Wciąż wypominają to, że zaczęłam pracę w szkole baletowej, zamiast pracować w firmie ojca.
- Jasne, oczywiście. - uśmiechnęłam się słabo i przewróciłam oczami. - Pa. - rozłączyłam się i rzuciłam telefon na blat.
- Co się stało? - spytała Alice. - Nie przyjadą na ślub?
- Wręcz przeciwnie. Przyjadą o parę dni wczesniej. - jęknęłam i zakryłam twarz dłońmi. - Będą tu jutro.
× × ×
Myślicie, że rodzice Luny polubią Matteo oraz czy dogadują się z Leonem?
Btw. ostatnio często dodaję rozdziały i pytam z ciekawości - wolelibyście, aby rozdziały były krótkie, ale pojawiały się często czy dłuższe, lecz z większą przerwą?
+ Nie pytajcie się ciągle, kiedy następny rozdział, bo nie jestem w stanie powiedzieć, zależy to od weny, a ten tekst zaczyna powoli denerwować.
Buźka x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro