Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

●•° | część pierwsza

     palący się w kominku ogień, ocieplał atmosferę, panującą w salonie państwa potter. brunetka pociągnęła łyk z czerwonego kubka, ozdobionego namalowanymi płatkami śniegu, po czym delektując się smakiem ciepłej kawy obróciła głowę w stronę okna. ludzie po drugiej stronie ulicy, szybkim krokiem zmierzali w stronę swoich świątecznych ozdobionych domów aby spędzić ten niezwykły dzień w towarzystwie swojej rodziny i przyjaciół. granger odstawiła kubek na stół, nie odrywając wzroku od klimatycznego widoku za oknem i przechodni.

- hermiona - dziewczyna gwałtownie obróciła się w stronę skąd dobiegał męski głos. w drzwiach do salonu stał harry widocznie czymś poruszony

- co się stało? - spytała niepewnie sięgając znowu po kubek aby chwilę potem w oczekiwaniu na odpowiedź swojego męża pociągnąć dłuższy łyk. uniosła brwi ponaglając odpowiedź szatyna, który zdążył zapatrzeć się na coś za oknem

- nie ma mleka - odpowiedział lekko oburzony

- i co w związku z tym - parsknęła cicho śmiechem hermiona - świat się nie skończył, harry

- nie mogę zrobić sobie herbaty z mlekiem - ciągnął patrząc na rozbawioną jego zachowaniem brunetkę, która spokojnie popijała latte z podwójnym mlekiem - a to ty ostatnia brałaś mleko - mruknął po tym jak przeanalizował zapach, który uwalniała zawartość napoju granger

- to prawda, zrobiłam sobie kawę - nie wzruszony głos hermiony spotkał się z lekkim zdziwieniem potter'a

- wiesz, co powinnaś zrobić?

- harry są święta, przeżyjesz dzień bez herbaty z mlekiem - westchnęła brunetka odchylając się na krześle i zakładając ręce na piersi - nie myśl, że pójdę ci kupić mleko o 2O, dwudziestego czwartego grudnia kiedy jedyne na co czekam co przyjście rodziny weasley, luny i reszty znajmych. są święta bożego narodzenia - podkreśliła

    szatyn milczał przez dłuższą chwilę. może faktycznie przyda mu się dzień odwyku od tego napoju bogów. z drugiej strony dlaczego w ten wyjątkowy dzień miałby odmówić sobie tej przyjemności? nie znalazł dobrego argumentu ale nie chciał też psuć atmosfery sprzeczką w którą ta rozmowa powoli się przekształcała. zresztą hermiona swoją pozycja wystarczająco dała do zrozumienia, że nie zamierza wyjść dzisiaj z domu.

- w takim razie sam pójdę - powiedział spokojnie powoli dobierając słowa - ale nie myśl sobie, że codziennie będą święta - pogroził jej rozbawiony palcem na co brunetka uśmiechnęła się wesoło

- tylko nie zabij się na lodzie i kup tylko mleko - zaśmiała się po czym wyminęła harry'ego całując go w policzek i zniknęła w sypialni z zamiarem przebrania się na bardziej świąteczny strój.

   potter ruszył do obszernego holu gdzie z szary wyciągnął beżowy płaszcz. zanim go założył wrócił się do kuchni po portfel, który z nie wiadomych powodów leżał właśnie tam. zerknął jeszcze czy hermiona dalej siedzi w sypialni po czym wyszedł na ośnieżoną werandę. nie był pewien czy jakikolwiek większy sklep będzie otwarty! dlatego od początku kierował się na obrzeże miasteczka, gdzie z tego co pamiętał znajdowała się nie wielka żabka. prawda było taka, że zobaczyć harry'ego w sklepie równało się z cudem i on sam zdziwił siebie tak znakomitą orientacja w terenie. dotarł do sklepiku bardzo szybko. upewniając się, że portfel dalej znajduje się w kieszeni przekroczył próg sklepu.

   w tym czasie brunetka zdążyła wziąść szybki prysznic i ubrać na siebie świąteczny sweterek uszyty przez mamę ron'a. teraz stała przed lustrem nakładając na usta malinową szminką, którą dostała w zeszłe święta od wtedy jeszcze nie męża, harry'ego. zadawała sobie sprawę, że wypad szatyna do sklepu będzie trwał kilkakrotnie dłużej niż gdyby to ona udała się na tą eskapadę. ale może przynajmiej wróci tylko z mlekiem.

   ich najbliżsi przyjaciele zjawić się mieli równo o dwudziestej drugiej, zegar wybił właśnie za piętnaście dziewiątą. harry musiał się spieszyć żeby zdążyć jeszcze pomóc hermionie nakryć do stołu i samemu założyć na siebie coś konkretnego. podszedł do kasy przy której niestety była dość spora kolejka i wystukując palcami w blacie rytm świątecznej piosenki, obserwował ulicę za szklanymi drzwiami.

brunetka tracąc nadzieję na szybki  powrót szatyna samą zabrała się za układanie sztuciów. przy okazji odpisując lunie, która proponowała, że razem z ginny przyjadą wcześniej i pomogą wszystko zorganizować. hermiona stanowczo odmówiła. była taka tradycja, że co roku ktoś inny organizował święta. rok temu była to rodzina weasley'ów a teraz kolej przypadła na hermione i harry'ego i brunetka nie chciała nikogo w to wciągać.

    szatyn westchnął zdenerwowany kiedy w końcu doszedł do kasy. oczywiście jak na złość okazało się, że brakuje mu kilku groszy do ceny na opakowania. na przyszłość oprócz samego brania portfela musi sprawdzić co w nim jest. na szczęście z okazji świąt sprzedawca zgodził się podarować te kilka metalowych krążków. harry prędko opuścił sklep, nie zamierzał biec bo pewnie szybko zaliczył by spotkanie z podłożem. kiedy szedł tak napawając się ciszą i wszechobecnie pogodną atmosferę usłyszał nie charakterystyczny odgłos dochądzacy z uliczek pomiędzy domkami.

  hermiona postawiła na stole ostatni talerz i westchnęła. nie zamierzała jeszcze dzwonić do ukochanego chociaż do przyjścia gości zostało lekko ponad pół godziny. skierowała się za to do łazienki aby rozpuścić nie dokładnie spleciony dobierany warkocz i rozczesać loki. szczerze nie miała ochoty psuć sobie humoru nie posłusznymi kosmykami włosów więc pozostawiła je luźno rozpuszczone i usiadła na kanapie. zawiesiła wzrok na kominki i popijając już zimną kawę spokojnie napawała się klimatem.

  szatyn zwolnił kroku zainteresowany tym nietypowym odgłosem. nie wziął telefonu więc jedyne światło dawała mu latarnia padająca głównie na chodnik. powoli wszedł w uliczkę przepełnioną workami na śmieci, zrzutymi ubraniami i pustymi butelkami po alkocholu. tutaj świąteczny nastrój ginął momentalnie a szatyn odczuł lekki niepokój. wręcz podskoczył kiedy jedno z kartonowych pudełek wywróciło się. nie miał zamiaru stchórzyć, podszedł bliżej widząc, że nic z tyłu nie zadziałało na ten przedmiot. kucnął słysząc ciche miauknięcie i niepewnie odsunął karton. z pudełka wypełz malutki kotek, który od razu chwiejnym krokiem przytulił się do płaszcza harry'ego. szatyn zauroczony zachowaniem zwierzaka podniósł go delikatnie i obejrzał trzymając w dłoniach. kot nie wydawał się mieć więcej niż dwa miesiące i nie wydawał się też posiadać rodzeństwa czy mamy. szatyn wpatrywał się przez chwilę w błękitne oczka futrzastego zwierzaka. wstał i wkładając go pod płaszcz ruszył w stronę domu, przecież nie zostawi kotka samego, są święta jak to podkreślała hermiona. najwyżej wyleci razem z nim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro