𝟎𝟎𝟔.
— •. ᴀ/ɴ .• —
W międzyczasie, staram się nieco przeglądać poprzednie rozdziały , poprawiając wszelkie błędy i stopniowo wprowadzając przejrzystość całości tekstu. Muszę również wspomnieć, że miałam niezły ubaw, pisząc ten rozdział. Nie przedłużając - liczę, że wam również się spodoba i zapraszam do czytania!
— ᴅᴏ ᴡsᴢʏsᴛᴋɪᴄʜ —
Minęło kilka miesięcy, odkąd na stałe osiadłaś w organizacji Akatsuki. Mimo przymusowego dołączenia, wspólnego spania (a raczej robienia za poduszkę), obawy przed próbami molestowania i gwałtów ze strony Hidana, przeżywania nagłych zmian humoru członków stowarzyszenia, niespodziewanych przytulasów, wtargnięć do łazienki i wielu innych wydarzeń, których możesz się spodziewać ze strony tej jakże zwariowanej organizacji, musiałaś przyznać, że nareszcie poczułaś się w niej jak we własnym domu. Może nie był to dom idealny, wręcz całkowicie na odwrót, ale stopniowo przyzwyczajałaś się do tego wszystkiego. Cieszyłaś się, że masz swoje cztery ściany i bezpieczne drzwi odgradzające cię od niebezpiecznej strefy żeru Hidana. Przemyślawszy swoją sytuację, kolejnego dnia obudziłaś się z bardzo dobrym humorem. Byłaś pewna, że nikt, ani nic nie będzie w stanie zepsuć ci tego wspaniałego nastroju. Ale czy oby napewno?
— - ᴘᴀɪɴ - —
Po zjedzeniu śniadania, nie miałaś pojęcia, co ze sobą zrobić. Baza wydawała się pusta, jakby wszyscy członkowie Akatsuki, jak za dotknięciem magicznej różdżki, nagle wyparowali.
Szukając wyjaśnienia, postanowiłaś udać się do gabinetu lidera. Idąc w odpowiednim kierunku nie odrywałaś wzroku od podłogi, uparcie się czegoś w niej doszukując. Jakby nagle materiał, z którego została stworzona, stał się niesamowicie ciekawy.
Prawda była taka, iż zaczynałaś martwić się o utrzymanie swojego dobrego humoru. Rudowłosy zawsze przerażał cię, gdy podnosił głos, lecz nie potrafiłaś się do tego przyznać, chociażby nawet, przed samą sobą.
- Głowa do góry (Y/N)! Jeśli zacznie wrzeszczeć, to po prostu zmyjesz się z tamtąd! - próbowałaś się zmotywować, dzielnie krocząc na przód.
Otwierając drzwi od pomieszczenia, mimowolnie wstrzymałaś oddech.
W jego gabinecie, jak zwykle panował przesadny porządek, jednak nie przyglądałaś się zbyt długo pokojowi, ponieważ swoją całą uwagę skupiałaś na biurku, przy którym siedział Pain, który widocznie zignorował twoją obecność, nawet nie podnosząc na ciebie wzroku.
Stałaś tam jeszcze kilka minut w niezręcznej ciszy, czując jak twój dobry humor, wręcz z ciebie ulatuje. Wbiłaś wzrok w mężczyznę, licząc, że na ciebie spojrzy, ale nawet to nic nie dawało. W tym właśnie momencie puściły ci nerwy. Wyszłaś z gabinetu i zaczęłaś kilka razy wchodzić z powrotem, mocno trzaskając przy tym drzwiami. Niestety, nawet to nie podziałało na rudzielca.
Zirytowana i już nieźle zdenerwowana, posunęłaś się do naprawdę desperackich środków. Sprawnie podchodząc do mebla, oparłaś się o niego i chwyciłaś podbródek rudowłosego, lekko go unosząc, po czym przesunęłaś swoją twarz do jego odpowiedniczki, łącząc wasze usta w pocałunku.
Lider z początku kompletnie się tego nie spodziewał, lecz, gdy uświadomił sobie co właśnie się dzieje, zaczął nieśmiało odwzajemniać gest. Dopiero, gdy się od siebie oderwaliście, wróciło ci racjonalne myślenie.
Pain po prostu wbił w twoją osobę swoje lawendowe oczy, mimowolnie skanując cię dokładnie. Gdy twoje trzeźwe myślenie w pełni powróciło, poczułaś nieznośne pieczenie na policzkach.
Fakt, iż w pomieszczeniu panowała niezręczna cisza, wcale ci nie pomagał.
- Ummm... T-to może ja już wyjdę - wyjąkałaś speszona, mając zamiar jak najszybciej się ulotnić.
I tym właśnie sposobem, do końca tego dnia nie wychodziłaś ze swojego pokoju. Pozostało jeszcze pytanie, czy kiedykolwiek zbierzesz się na odwagę, aby wyjść ze swojej bezpiecznej kryjówki.
— - ᴅᴇɪᴅᴀʀᴀ - —
Zapowiadał się kolejny bardzo nudny dzień. Od kiedy zostałaś zwerbowana do organizacji, myślałaś, że twoje życie zmieni się diametralnie. Niestety, były to tylko domysły. Przez brak jakichkolwiek czynności do wykonania, twój mózg zaczął podsuwać ci naprawdę głupie pomysły.
Jednym z nich było poszperanie w pokoju jednego z członków organizacji. Stwierdziłaś, że nie masz nic do stracenia i ze złowieszczym uśmiechem, godnym samego szatana, wybrałaś pokój Deidary.W tamtej chwili, kompletnie nie przejmowałaś się konsekwencjami swoich czynów.
Pociągnęłaś za klamkę drzwi i ze zdziwieniem, stwierdziłaś, że pomieszczenie nie zostało zamknięte.
- Deidara to jednak idiota. - stwierdziłaś na głos, przewracając przy tym oczami.
Wchodząc do pokoju, a raczej jaskini, zastałaś tam ogromny burdel, bo inaczej się tego określić nie dało. Ciuchy porozrzucane po całym pomieszczeniu, masa glinianych figurek leżących w kącie, a był to zaledwie początek tego całego bałaganu.
Gdy miałaś zamiar wejść wgłąb kwatery, usłyszałaś odgłos otwieranych drzwi. Właśnie wtedy wróciło do ciebie racjonalnie myślenie, przez co, prosto mówiąc - spanikowałaś.
Niestety, nim zdążyłaś w popłochu rzucić się pod łóżko i zostać tam jeszcze większy bałagan, w drzwiach stanął właściciel pomieszczenia.
Miałaś wrażenie, że wszystkie kolory natychmiastowo odpłyneły ci z twarzy. Stałaś tam jak słup soli, przez chwilę nawet, wstrzymując oddech. Obserwowałaś uważnie reakcję blondyna, który prawdopodobnie nie spodziewał się, że wracając, zastanie tam taki widok.
- Czy ty właśnie włamałaś się do mojego pokoju i stoisz na środku z przerażoną miną, czy to tylko jakieś cholerne omamy od wdychania oparów z gliny? - zapytał w końcu, nie ruszając się z miejsca, przez to torował ci najszybszą drogę ucieczki.
Zaśmiałaś się nerwowo, wyklinając w myślach swoją głupotę i lekkomyślność. Trzeba było przyznać, że idiotyzm i wrodzona porażka trzymały się ciebie chyba od pierwszych chwil życia, i z pewnością, mogłaś stwierdzić, że dotrzymają ci towarzystwa do tych ostatnich.
Musiałaś coś wymyślić, chociażby na poczekaniu, lecz problem tkwił w tym, iż twój mózg w obecnej chwili nie podpowiadał ci żadnych scenariuszy, potrzebnych do dalszego działania. Naważyłaś piwa, które niestety musiałaś przełknąć, chociażby było niewiadoma jakie gorzkie i powodujące u ciebie liczne odruchy wymiotne.
- Tak, przepraszam. Wiem, że nie powinnam grzebać w twoim pokoju i... - nie dokończyłaś zdania, ponieważ twoja wypowiedź została gwałtownie przerwana, przez nagły wybuch chłopaka.
- Czy ty w ogóle pomyślałaś co robisz?! W takim razie, teraz ja mogę w każdej chwili wejść bez twojej wiedzy do twojego pokoju i no nie wiem... przeszukać ci wszystkie szafki! Co to w ogóle za pomysł?! - krzyczał w furii, żywo gestykulują i machając rękami, przez co, zamiast się bać, ledwo powstrzymywałaś głośny wybuch śmiechu. Wyglądał naprawdę komicznie, ale ze względu na zaistniałą sytuacje, nawet nie śmiałaś wydobyć z siebie jakiegokolwiek choćby chichotu.
Przestraszyłaś się dopiero, gdy ruszył w twoją stronę, ze zdenerwowaną miną, a najgorsze było to, że nawet nie mogłaś przewidzieć, co zamierzał zrobić. Szczerze żałowałaś w takich chwilach, że nie potrafisz odczytywać cudzych myśli. Gdy wykonał kolejny krok, stracił niespodziewanie równowagę, potykając się o małą ,,górkę" z ciuchów, walających się na podłodze. Był już dość blisko twojej osoby, więc poleciał prosto na ciebie, a że był to niespodziewany ruch z jego strony, ty również straciłaś kompletnie równowagę, runąc na podłogę. Przestraszona zamknęłaś oczy, obawiając się swoim, dość nieprzyjemnym, spotkaniem z panelami, które nigdy nie nastąpiło.
Uchyliłaś powieki, dopiero gdy twoje usta spotkały się z czymś miękkim. Szok sparaliżował twoje ciało, ujrzawszy Deidarę, który leżał na tobie, a wasze usta zostały przyciśnięte do siebie, spotykając się w pocałunku. Leżałaś tak jeszcze przez chwilę, póki twój mózg nie przetworzył twojego obecnego położenia i gwałtownie nie zerwałaś się, podnosząc, a w późniejszym czasie, wybiegając z pokoju.
— - sᴀsᴏʀɪ - —
Siedziałaś na polanie, odpoczywając po niespodziewanie męczącym treningu. Oparłaś się o konar pobliskiego drzewa, które dawało ci ukojenie rzucającym przez siebie cieniem. Obserwowałaś piękno natury i przyrodę, która wręcz tętniła życiem. Ten przyjemny widok sprawił, że na twoje wargi, wpłynął lekki, aczkolwiek szczery uśmiech. Cieszyłaś się, że nareszcie udało ci się wymknąć z bazy i uciec, chociaż na chwilę, od czerwonowłosego pasjonaty marionetek. Błogo westchnęłaś, leniwie wciągając świeże powietrze do swoich płuc.
Marzyłaś, aby każdy dzień był taki spokojny.
Przymknęłaś lekko oczy, niestety, otwierając je, natknęłaś się wzrokiem, na dobrze ci znanego posiadacza czerwonej czupryny. Mimowolnie, twoje prawa brew podskoczyła w górę. Nie wiedziałaś, czy jesteś bardziej zaskoczona pojawieniem się chłopaka, czy rozdrażniona przerwaniem przez jego osobę, twojego błogiego spokoju.
Ale nie skomentowałaś jego nagłego pojawienia się, jedynie ponownie wzdychając i kierując w jego stronę swoje wyczekujące spojrzenie. Chłopak niemal natychmiastowo zrozumiał twój przekaz, od razu tłumacząc:
- Lider kazał mi, jak najszybciej cię odnaleźć i przyprowadzić do siebie. Podobno to jakaś pilna sprawa. - wytłumaczył, nie wysilając się na chociażby miły ton głosu i inny wyraz twarzy, niż całkowicie typowe dla niego znudzenie.
Ponownie westchnęłaś. Czy naprawdę, nie możesz sobie zrobić chociażby jednego całkowicie wolnego dnia? Miałaś ochotę całe dwadzieścia cztery godziny poświęcić na odpoczynek, chociażby tylko po to, aby wpatrywać się w te cholerne kwiatki, motylki i pszczółki, które z pewnością były ciekawsze, niż wkurzona twarz Pain'a. Chciałaś się koniecznie wymigać z tej „jakże pilnej sprawy". Naprawdę nie miała zamiaru siedzieć w bazie, gdy na zewnątrz były takie cudowne widoki i piękna pogoda.
- Jak pilna jest ta sprawa w skali od 1 do 10? - zapytałaś, prostując jedną ze swoich nóg, stwierdzając z niechęcią, że cała zdrętwiała.
Proszę, zostaw mnie w spokoju. Chcę sobie popatrzeć na przyczółki, może się czegoś od nich nauczę.
Czerwonowłosy po chwili zastanowienia, wzruszył ramionami i odparł:
- Jak to zawsze bywa z naszym liderem - wychodzi poza jakiekolwiek skale. - prychnął pod nosem.
Jęknęłaś niczym prawdziwy męczennik (którym byłaś) i bardzo niechętnie, zaczęłaś się podnosić z miejsca, zapominając o swojej zdrętwiałej kończynie.
- Takie jęki zostaw dla Hidana, napewno się ucieszy. - dodał w między czasie wiecznie znudzony człowiek.
Posłałaś mu tylko mordercze spojrzenie, nie odpowiadając i kontynuując podnoszenie się z podłoża. W pewnym momencie, gdy już zamierzałaś się wyprostować i chciałaś stanąć na obu nogach, ta zdrętwiała dała o sobie znać, sprawiając, że straciłaś równowagę (chyba każdy domyśla się, co było dalej ((pomocy jestem jakaś zboczona, ale spokojnie to jeszcze nie ten etap)). Pech chciał, że poleciałaś do przodu, a centralnie przed tobą stał fetyszysta marionetek. Zamknęłaś oczy, przerażona swoim dalszym losem.
I gdy już byłaś gotowa na spotkanie z ziemią i natychmiastową śmierć, znając twojego pecha, (no nie zgadniecie, co się stało) ona niespodziewanie, nigdy nie nadeszła. Zamiast tego poczułaś pod sobą coś miękkiego, a zwłaszcza na swoich ustach. Uchyliłaś jedno oko, natrafiając na bliskie spotkanie z twarzą Sasori'ego. Dopiero kilka chwil później, zorientowałaś się, że twoje usta, przylegają do ust chłopaka.
Natychmiastowo zerwałaś się na równe nogi, spostrzegając jednocześnie, że twoja noga jest już w normalnym stanie. Następnie, obróciłaś się zażenowana, w stronę nadal leżącego czerwonowłosego.
- Pilna sprawa, tak? W takim razie, ja już się będę zbierała! - niemalże wyszeptałaś, ruszając biegiem w stronę bazy organizacji.
— - ʜɪᴅᴀɴ - —
Dziś z rana dowiedziałaś się, że twój ulubiony Jashinista wyruszył na misję, przez co twój nastrój nie miał się najlepiej. Nie ukrywałaś swojego słabego samopoczucia, wlokąc się po korytarzach bazy organizacji niczym duch.
Kilka kolejnych dni nie zapowiadało się dobrze, ponieważ szarowłosy nadal nie wracał.
Czwartego dnia jego nieobecności reszta organizacji nie wytrzymywała już twojego zrzędzenia, sam lider nakazał ci pozostanie w pokoju. Tak więc uczyniłaś.
Leżałaś sobie wygodnie na swoim łóżku patrząc w biały sufit. Wzdychając zmieniałaś swoje pozycje na wygodnym posłaniu. Nudna atmosfera i cisza, które cię otaczały, były niesamowicie nużące i przybijające.
Poczułaś, jak twoje powieki stają się okropnie ciężkie i nawet nie stawiałaś im oporu, oddając się całkowicie w objęcia snu. Jeszcze zanim się to stało, pomyślałaś, że nie masz zamiaru już więcej opuszczać tego fioletowookiego zboczeńca, ale natychmiast wybiłaś sobie ten pomysł z głowy.
Ze snu o uroczych zwierzątkach, wyrwał cię dopiero ogromny huk dobijania się do twoich drzwi, które wcześniej zamknęłaś. Poprawiając roztrzepane włosy, leniwie zwlekałaś się z łóżka, podchodząc do drzwi.
Przekręciłaś niechętnie zamek i uchyliłaś lekko drewniane wrota do twej jaskini zła. Spojrzałaś na osobę, która śmiała zakłócić twój wspaniały sen i zamarłaś. Poczułaś nagły zastrzyk energii, emocji i uczuć, widząc stojącego centralnie przed sobą Hidana, uśmiechającego się w ten swój wyzywający sposób. Znużenie i zrezygnowanie, zostało natychmiastowo zastąpione ekscytacją i radością, spowodowaną przez powrót mężczyzny.
Niewiele myśląc, rzuciłaś się na niego z piskiem, najpierw zamykając go w miażdżącym uścisku, a później łącząc wasze usta w żarliwym pocałunku.
Sama nie wiedziałaś, dlaczego to zrobiłaś. Chyba całkowicie oszalałaś. Zwykły impuls i kilka dni rozłąki wystarczyły, aby sprawić, że rzucisz się na szarowłosego, który kompletnie się owego gestu z twojej strony nie spodziewał.
Dopiero, gdy oderwałaś się od warg mężczyzny, spowodowanym utratą tchu, dotarło do ciebie co uczyniłaś. Momentalnie poczułaś, jak twoja twarz staje się niesamowicie gorąca, a policzki nieprzyjemnie pieką.
Z braku jakiegokolwiek pomysłu na ucieczkę z tej niezręcznej sytuacji, wykorzystałaś pierwszy lepszy pomysł, jaki zdołał wpaść do twojej, dość skołowanej w tamtej chwili, głowy. Dlatego, natychmiastowo niemalże cofnęła się z powrotem do swojej bezpiecznej groty, następnie przekręcając z powrotem klucz.
— - ɪᴛᴀᴄʜɪ - —
Tym razem Itachi po prostu przesadził, a ty zorientowałaś się o tym dopiero, gdy twój ulubiony wazon stojący na komodzie w twoim pokoju, a jednocześnie jedyna pamiątka rodzinna, wylądował na podłodze z hukiem, rozlatując się w drobny mak. Wraz z tym wazonem, coś w twoim wnętrzu pękło i nie chodzi tutaj o jakiekolwiek dolegliwości, związane z twoim zdrowiem. Nie tylko straciłaś jakiś głupi wazon, ale też wspomnienia o swoich bliskich, których samolubnie opuściłaś, dołączając do organizacji przestępczej. Pozostała tylko pustka, luka w umyśle.
Nie płakałaś. Tylko z gniewem, żalem i smutkiem jednocześnie, spojrzałaś w czarne niczym smoła oczy swojego towarzysza niedoli. Itachi niemal natychmiastowo zrozumiał twój przekaz, rozumiejąc, że to zaszło zbyt daleko. Jego twarz całkowicie złagodniała, a ty z łatwością mogłaś ujrzeć w jego ślepcach poczucie winy.
Nie mogłaś go znienawidzić. Chociażbyś pragnęła tego, jak niewiadomo czego, po prostu nie potrafiłaś. Tym bardziej, widząc, do czego doprowadziła z pozoru niewinna sprzeczka. Twoje serce miękło, gdy spoglądając na niego widziałaś, jak bardzo będzie się teraz obwiniał.
Może i Uchiha był skompilowanym człowiekiem. O ile słowo „skompilowanym", dobre tu odzwierciadlało sytuację. Z początku miałaś ogromne problemy z wyczytaniem czegokolwiek, z jego zobojętniałego lica. Z czasem, ku twojej uciesze, stawało się to coraz prostsze, aby zbliżając się minimalnymi kroczkami, na końcu moc czytać z niego, jak z otwartej księgi.
Jeszcze kilka chwil temu, mogłaś krzyczeć na niego, zdzierając sobie tum samym gardło. Jednak aktualnie, z twoich ust nie potrafiło wydobyć się jakiekolwiek słowo. Niewiele robiąc sobie z odmowy posłuszeństwa twojego ciała, postanowiłaś zastąpić słowa gestami.
Robiąc trzy, może cztery duże kroki, znalazłaś się tuż przed nim, a wasze ciała niemal się stykały. I nagle, zdałaś sobie sprawę, że całkowicie nie przemyślałaś dalszego przebiegi wydarzeń. Nie tylko twój głos odmówił posłuszeństwa, ale całe ciało, także postanowiło cię się przeciwić. Naiwnie podjęłaś walkę z przeciwnościami losu, prąc uparcie do przodu.
Z trudem uniosłaś jedną ze swoich dłoni, następnie umieszczając ją na policzku bruneta. Znów przypatrzyłaś się jego oczom, ale widząc w nich zaskoczenie, zmieszanie, oraz nieme pytanie, chciałaś rozwiać jakiekolwiek wątpliwości.
- Przepraszam, Itachi. Postąpiłam bardzo lekkomyślnie, kontynuując tą nieprzyjemną wymianę zdań, nie zdając sobie sprawy, z konsekwencji moich czynów. - powiedziałaś, delikatnie gładząc jego policzek - Chcę tylko, abyś wiedział, że absolutnie nie winię cię za to co się stało i... - twój słowotok, został gwałtownie przerwany przez twojego rozmówcę, który niewiele myśląc zbliżył swoją twarz do twojej i połączył wasze usta w niewinnym pocałunku.
— - ᴛᴏʙɪ - —
Wraz z Tobim, pozwoliliście sobie na małą wycieczkę, do wioski, znajdującej się całkiem niedaleko waszej bazy.
Gdy na horyzoncie pojawił się sklep z różnymi rodzaju słodyczami, chłopak niemal natychmiastowo złapał cię za rękę i pociągnął w stronę budynku.
Stojąc obok niego, przy ladzie, widziałaś, jak z pożądaniem spoglądał na czerwone żelki, przypominające swoim kształtem makaron. Chcąc uszczęśliwić bruneta, poprosiłaś sprzedawczynię o zapakowanie kilku słodyczy.
- Y/N - chan, jesteś kochana! Tobi bardzo chciał właśnie te żelki! - twój towarzysz głośno okazywał swój entuzjazm, po wyjściu ze sklepu.
- Nie ma sprawy Tobi! - powiedziałaś, ciesząc się dobrym nastrojem chłopaka - Co ty na to, żebyśmy usiedli na tej ławce - wskazałaś palcem na drewnianą ławkę, stojącą pod wielkim drzewem - i zjedli słodycze?
- Tobi myśli, że to wspaniały pomysł!
Usiedliście w wyznaczonym miejscu. Podałaś Tobi'emu zapakowane słodkości, ale ten o dziwo odmówił, zaraz dodając, że to ty powinnaś pierwsza ich spróbować.
Z chęcią chwyciłaś po jednego żelka, wkładając sobie go do ust. Z zadowoleniem zauważyłaś, że smakował jak truskawki. Przymknęłaś oczy, delektując się truskawkowym smakiem łakocia, nagle czując jak coś przylega do twoich ust. Zaskoczona, chciałaś uchylić powieki, ale odkryłaś, że twój towarzysz zasłania ci oczy swoją ręką i składa delikatny pocałunek na twoich ustach.
— - ᴋɪsᴀᴍᴇ - —
Pewnego dnia, zostałaś obudzona przez człowieka - rekina, który zaprosił cię na poranny spacer. Byłaś bardzo zaskoczona, ponieważ nigdy wcześniej nie dostałaś od niego takiej propozycji. Zdziwił cię również fakt, że twój rekini przyjaciel, bardzo nalegał.
Wybraliście się nas wielkie jezioro. Docierając na miejsce, wraz z Kisame, usiedliście na trawie, którą ze względu na wczesną godzinę, pokrywała rosa.
Zaczęliście rozmawiać na nic nieznaczące tematy, co okazało się naprawdę przyjemne. Wiele razy śmiałaś się, sprawiając, że na twarzy twojego towarzysza pojawiał się szczery uśmiech.
Niezbyt przeszkadzała ci cisza, która w pewnym momencie zapanowała między waszą dwójką.
Nim się obejrzałaś, słońce leniwie zaczęło wyłaniać się zza linii horyzontu. Wpatrywałaś się w niebo niemal zahipnotyzowana pięknem owego widoku, gdy nagle poczułaś coś miękkiego na swoich ustach.
Uświadomiłaś sobie, że Kisame właśnie cię pocałował.
— - ᴋᴀᴋᴜᴢᴜ - —
Po raz kolejny, odbywałaś niezbyt niemiłą wymianę zdań, dotyczącą majątku organizacji, z niezwykle upartym Kakuzu.
Nie dawałaś jednak za wygraną, starając się jak najlepiej argumentować swoje poglądy majątkowe. Mogłaś się założyć, że wasze krzyki można było usłyszeć w promieniu dziesięciu kilometrów i szczerze współczułaś pozostałym członkom organizacji.
W pewnym momencie mężczyzna, zrobił coś, czego nigdy byś się nie spodziewała po nim. Mianowicie, złapał cię za nadgarstek, przyciągając do siebie i łącząc wasze usta w pocałunku.
Sparaliżowana, nie miałaś pojęcia co począć. Odzyskując trzeźwy myślenie, szybko wyrwałaś się z jego uścisku i odsunęłaś.
- Czy ty właśnie... - zaczęłaś, nadal kompletnie zdezorientowana poprzednim gestem ze strony Kakuzu.
- Tylko ci się coś przywidziało, jak zwykle zresztą. - przerwał ci tylko szybko i wyszedł niemal natychmiastowo z pomieszczenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro