━━━━━━ 𝐱𝐢𝐯.
(𝔨𝔞𝔦𝔯𝔬𝔰𝔠𝔩𝔢𝔯𝔬𝔰𝔦𝔰, 𝔣𝔬𝔲𝔯𝔱𝔢𝔢𝔫)
(𝔳𝔢𝔫𝔬𝔪𝔬𝔲𝔰)
— 𝐂𝐙𝐄𝐊𝐀𝐉, 𝐂𝐙𝐘𝐋𝐈 𝐓𝐎 𝐂𝐎Ś, co sparaliżowało cię u mechanika i uwięziło cię wczoraj z Derekiem w basenie, to Kanima? — zapytałam cicho, siedząc za Stilesem i czekając na rozpoczęcie się lekcji.
— Mhm — mruknął i zaczął przewracać kartki w książce od ekonomi, szukając odpowiedniej strony.
— Ciekawe — Pokiwałam głową i wróciłam wzrokiem do zeszytu.
W tym samym czasie, w którym skończyliśmy rozmawiać, do klasy wszedł gwałtownie Jackson, zajmując miejsce obok mnie, zaraz za Scottem.
— Hej, jądro lewe i prawe i Ivette — Zaczął, a cała nasza trójka wywróciła oczami. — Co to, do cholery, jest Kanima?
Stiles, Scott i ja unieśliśmy szybko głowy i zwróciliśmy swój wzrok na Jacksona, lecz zanim zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć, trener wszedł do klasy.
— Okej, słuchajcie — Uderzył książką o biurko. — Małe ostrzeżenie zanim zaczniemy powtórkę. Niektórzy z was, jak McCall, powinni zacząć się uczyć, ponieważ jutrzejszy egzamin będzie wyjątkowo trudny — powiedział i zaśmiał się lekko. — Nie wiem, czy sam bym go zdał. Okej, potrzebuję ochotnika do pierwszego pytania. Kto się odważy, co? — zapytał i parę osob, w tym ja, podniosło rękę. — Ty tam, chodź tu — zawołał kogoś z tyłu klasy, a ja obróciłam swój wzrok ponownie do Jacksona.
— Sparaliżowany od szyi w dół. Macie pojęcie jakie to uczucie? — zapytał Jackson, pochylają się lekko w ławce.
— Jestem znajomiony z tym uczuciem — odpowiedział Stiles.
— Chwila. Dlaczego Derek cię sprawdzał. Dlaczego pomyślał, że to ty? — zapytał Scott.
— Skąd mam wiedzieć? — powiedział zirytowany Jackson.
— Myślą, że to Lydia? — zapytał Stiles.
— Nie wiem, usłyszałem tylko jej imię i coś na temat chemii. I imię Ivette — Spojrzał na mnie, a ja natychmiastowo się spięłam. Myślą, że to ja?
— Jackson! — Usłyszeliśmy krzyk trenera i cała nasza czwórka zwróciła na niego wzrok. — Chciałbyś się czymś podzielić z resztą klasy?
— Um... Tylko moim podziwem do mojego trenera — Próbował wybrnąć, śmiejąc się nerwowo. Trener uśmiechnął się.
— To miłe z twojej strony — powiedział, a Jackson przytaknął z uśmiechem. — A teraz się zamknij! Milcz! Ktoś jeszcze?
Scott zaczął ponownie rozmawiać z Stilese, a ja odwróciłam się do Lydii, która stała przy tablicy i latała wzrokiem po klasie. Zmarszczyłam brwi i zauważyłam, że jej klatka piersiowa coraz ciężej chodzi, przez szybkie łapanie oddechu. Za jej plecami, na tablicy, napisała coś niezrozumiałego, lecz to było coś, o co najmniej się teraz martwiłam.
W pewnym momencie, Lydia wzdrygnęła się mocno i pisnęła cicho, ściskając swoje zapłakane oczy.
— Lydia? — zapytałam, prostując się na miejscu, a każdy w klasie przyglądał się jej dziwnie.
— Lydia! — zawołał trener, który stanął przed nią.
Dziewczyna w końcu się rozbudziła z głośnym sapnięciem i roztrzęsiona zaczęła rozglądać się po klasie, zatrzymując swój wzrok na chwilę na mnie.
— Może ktoś inny spróbuje? Tym razem po angielsku — Cała klasa zaczęła się śmiać i Lydia, zdezorientowana, odwróciła się do tablicy, patrząc na to, co napisała.
— To greka? — Usłyszałam pytanie Scotta.
— Tak właściwie to nie — powiedział Stiles.
— To angielski — Sapnęłam, rozszyfrowując napisane od tyłu "NIECH KTOŚ MI POMOŻE".
***
— Umrę.
— Nie umrzesz.
— Umrę!
Allison westchnęła i weszła ze mną do klasy, w której mieliśmy chemię.
— Na pewno to nie ciebie szukają — powiedziała i usiadła na swoim miejscu.
— A jeśli jednak? Przecież nie wiemy, czym jestem — Syknęłam, pochylając się nad nią.
— Nic ci się nie stanie, nie pozwolę na to — Westchnęła. — Siadaj na swoje miejsce.
— Jeśli zginę, będę was nawiedzała do końca waszego marnego życia beze mnie — powiedziałam ostatni raz i skierowałam się na moje miejsce.
Gdy tylko tam doszłam i zobaczyłam siedzącego, uśmiechającego się do mnie Isaaca, wtedy do mnie dotarło.
Przecież ja siedzę z Isaaciem.
Głośno przęknęłam ślinę i powoli usiadłam na swoim miejscu, zauważając siedzących przed nami Scotta, Stilesa i Lydię. Gdy tylko mój chłopak mnie zauważył, jego oczy rozszerzyły się i jestem pewna, że dopiero teraz dotarło do niego, że tak zajęli się pilnowaniem Lydii, że zapomnieli, że mnie też chcą sprawdzić.
Posłałam Stilesowi nerwowy uśmiech i obróciłam głowę w stronę Isaaca, który patrzył na mnie ze swoim wrednym uśmieszkiem.
— Einstein kiedyś powiedział: "Dwie rzeczy są nieskończone. Wszechświat i ludzka głupota. Lecz nie jestem pewien Wszechświata." — zaczął Harris. –- Osobiście spotkałem się już z nieograniczoną głupotą — powiedział i klepnął Stilesa po ramieniu. — Aby zwalczyć plagę niewiedzy w mej klasie, połączycie swoje wysiłki w eksperymentach grupowych. Sprawdzimy, czy faktycznie dwie głowy są lepsze niż jedna. Lub, jak w przypadku pana Stilinskiego, mniej niż jedna. Erica, zajmiesz pierwsze stanowisko. Zaczniesz z... — Zanim zdążył coś powiedzieć, każdy chłopak, oprócz Stilesa, Scotta i Isaaca, podniósł rękę. — Nie potrzebuję ochotników. Opuśćcie swoje hormonalne dłonie. Zaczniesz z panem McCallem. Kolejna para.
Kiedy zaczęły budować się we mnie nadzieje, że zostanę wybrana z kimś innym, Harris postanowił zostawić mnie i Isaaca na miejscu. Trzęsącymi dłońmi przelewałam substancję do fiolki, uważając aby nic nie rozlać, lecz trudno było mi się skupić, gdy cały czas czułam na sobie wzrok Isaaca.
— Mógłbyś przestać? — Wysapałam.
— Co?
— Gapić się — powiedziałam i mogłam przysiąc, że jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.
— Onieśmielam cię? — zapytał, pochylając się bardziej do mnie.
— Raczej przerażasz — mruknęłam.
— Kochanie, nie masz się o co bać, nic ci nie zrobię — szepnął, a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
— Nie jestem tego taka pewna — Wysapałam, odkładając fiolkę na stojak.
— Zabawne, jak bardzo próbujecie udawać, że nie jesteście razem — Zaśmiał się, kładąc swoją dłoń na moim kolanie.
— Nie mam pojęcia o czym mówisz — warknęłam, próbując strzepnąć jego rękę z mojej nogi.
— Oh, naprawdę? Bo mam wrażenie, że Stiles właśnie kipi z zazdrości — mruknął i przesunął dłoń wyżej, na moje udo.
Spojrzałam w górę na miejsce, w którym siedział Stiles, by zobaczyć jego czerwoną ze złości twarz i nienawistny wzrok wypalający dziurę w ręce Isaaca.
— Uważajcie — szepnął, zanim Harris zadzwonił dzwoneczkiem, informując nas o zmianie miejsc.
Odetchnęłam z ulgą, gdy Isaac w końcu odszedł, a obok mnie pojawiła się Allison.
— Wszystko w porządku? — zapytała, gdy złapała za pudełko z kwasem.
— Oprócz nadchodzącego ataku paniki? Wszystko jest świetnie — Wysapałam, moje ręce mniej się już trzęsły.
— Co ci powiedział?
— Nic — Westchnęłam. — Jedyne co zrobił to to, że upewnił mnie w tym, że jest skończonym dupkiem.
Allison zaśmiała się cicho i znowu nadeszła zmiana miejsc.
— Uważaj na siebie — Uśmiechnęła się i odeszła.
Usłyszałam głośne łupnięcie obok mnie i uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam siadającego obok mnie Stilesa.
— Zabiję Isaaca — To była pierwsza rzecz, którą do mnie powiedział.
— Nikogo nie zabijesz.
— Nie, mówię serio, jeszcze raz cię dotknie...
— Stiles — Przerwałam mu, śmiejąc się, a on tylko westchnął.
— Wszystko okej? — zapytał, łapiąc moją dłoń w swoje pod stołem.
— Teraz? Tak — Uśmiechnęłam się, ściskając jego dłoń mocniej.
— Koniec! — Usłyszałam głos Harrisa i odwróciłam do niego swój wzrok. — Jeśli reakcja przebiegła prawidłowo, patrzycie właśnie na kryształ.
Spojrzałam w dół na kolbę i uśmiechnęłam się szeroko, gdy zobaczyłam, że znajduje się w niej przezroczysty kryształ.
— Myślę, że ostatnia część tego eksperymentu spodoba wam się najbardziej. Możecie go zjeść.
— Nie jemy tego — powiedziałam ze Stilesem w tym samym czasie i zaśmialiśmy się cicho.
Gdyby nie to, że było duże prawdopodobieństwo tego, że coś na tym krysztale zostało położone, zjadłabym to. Spojrzałam na Lydię, która właśnie brała kryształ do buzi i rozszerzyłam oczy.
— Lydia! — krzyknął Scott i wstał z miejsca.
— Co? — zapytała Lydia, a cała klasa patrzyła na Scotta zdezorientowana.
Chłopak nie powiedział już nic, tylko usiadł na miejscu i zaczął przyglądać się Lydii, który ugryzła kryształ. Moje serce przyśpieszyło, gdy nic się nie stało.
***
Szybko weszliśmy do biura trenera, by nikt nas nie zobaczył.
— Derek czeka na zewnątrz — zaczął Scott.
— Chce ją zabić? — zapytała Allison.
— Jeśli uważa, że to ona jest Kanimą, to tak. Zwłaszcza po tym, co zaszło na basenie.
— To nie ona — powiedziałam, robiąc krok w stronę Scotta.
— Nie zaliczyła testu. Nic się nie stało.
— To nie może być ona.
— To bez znaczenia, bo Derek sądzi, że to jednak ona — Westchnęła Allison.
— A co ze mną? Nie sprawdzili jeszcze mnie, równie dobrze to mogę być ja — Mówiłam szybko.
— To nie jesteś ty — Wtrącił Stiles.
— Tego nie wiesz.
— Ivette, to nie ty — warknął.
— Albo przekonamy go, że się myli, albo wymyślimy sposób, by ją ochronić — Kontynuowała Allison.
— Nie sądzę, że coś jej zrobi. Nie w szkole — mruknął Scott.
— A po szkole?
Obydwoje Allison i Scott westchnęli ciężko.
— A może udowodnimy, że Derek się myli? — zapytała.
— Przed piętnastą? — zapytał Stiles.
— Może jest coś w bestiariuszu — powiedziałam.
— Mówisz o tej grubaśnej księdze napisanej archaiczną łaciną, której nikt z nas nie zna? Powodzenia — Sarknął Stiles.
— Tak naprawdę, ja mogę to przetłumaczyć — stwierdziłam.
— Ty możesz co? — zapytał Stiles.
— Znam łacinę. Wszystkie rodzaje — wzruszyłam ramionami, a Stiles wpatrywał się we mnie z otwartą buzią.
— Pogadam z Derekiem. Może przekonam go, by dał nam szansę dowieść, że to nie ona — Westchnął Scott. — Cokolwiek się stanie, dajcie mi się tym zająć, okej?
— Co to ma znaczyć? — zapytała Allison.
— To, że ja potrafię się uleczyć. Nie chcę, by stała wam się jakaś krzywda.
Allison wywróciła oczami i odwróciła si, zaczynając grzebać w swojej torbie. Uniosłam brwi i zaczęłam robić to samo, Stiles zaglądał mi przez ramię. Usłyszałam pstryknięcie i uśmiechnęłam się do siebie.
— Potrafię o siebie zadbać — powiedziała pokazując kuszę, ja zrobiłam to samo, puszczając oczko do Scotta, który patrzył się na nas obie z otwartą buzią. — Co? — zapytała, gdy Scott nie odzywał się przy dłuższą chwilę. — Coś się stało?
— Nie chcę, by coś ci się stało — Oczy Scotta złagodniały, patrząc się na Allison, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. — Jeśli coś pójdzie nie tak, dzwoń do mnie, dobrze? Mam to gdzieś, czy twój tata się dowie. Dzwoń, pisz, krzycz, obojętnie. Usłyszę cię i znajdę. Najszybciej, jak potrafię. Mamy czas do piętnastej — powiedział, a Allison pokiwała głową.
Scott obrócił się i miał już wyjść z pomieszczenia, gdy nagle rozległ się pisk, a Scott przed samym nosem zatrzymał strzałę od kuszy. Odchyliłam głowę do tyłu i wywróciłam oczami, odkręcając się, by zauważyć, że Stiles wyciągnął moją kuszę z torby. Uniosłam na niego brwi, a ten spojrzał na mnie nerwowo.
— Ah — Wyciągnęłam do niego dłoń, aby oddał mi kuszę, co zrobił od razu. — Przepraszam. Ma bardzo czuły spust.
Włożyłam kuszę z powrotem do torby i zaśmiałam się, kręcąc głową.
***
— Jak się dzisiaj czujesz?
— Normalnie — Wzruszyłam ramionami, poprawiając się na miejscu.
— Ivette — Westchnęła Morrell.
— Czuję się dobrze — Również westchnęłam.
— Trzęsą ci się ręce i załamuje ci się głos, jesteś tego pewna? — Uniosła na mnie brwi.
— Nie — odpowiedziałam szczerze. — Ale mam to gdzieś. Jedyne, co chcę teraz zrobić, to pójść do domu i móc w końcu położyć się spać.
— Znowu normalnie śpisz? — Zaskoczyła się.
— Nie — odpowiedziałam krótko. — Powiedziałam to jako wymówka do tego, abym mogła pójść do domu. Mam do przetłumaczenia dwie strony łaciny i naprawdę chcę już to skończyć.
— Łaciny? Znasz łacinę? — zapytała.
— Tak, przydaje się w nauce innych języków — Uśmiechnęłam się.
— Mogę wiedzieć, co masz do przetłumaczenia?
— Uh, jasne, pozwól, że znajdę — powiedziałam i zaczęłam szukać teczki w mojej torbie i, gdy tylko ją znalazłam, wyciągnęłam z niej kartkę, podając ją Morrell.
— Mogę wiedzieć skąd to masz? — zapytała, gdy zobaczyła kartkę. — Z książki?
— Erm, to rodzinna pamiątka — odpowiedziałam szybko.
— Ciekawa rodzina — Zaśmiała się, a ja przytaknęłam.
— Znam większość języków romańskich, ale ten jest nieco inny — Zmarszczyła brwi.
— To łacina archaiczna, różni się nieco od klasycznej — Zmarszczyłam nos.
— Kanima?
— Tak — Przytaknęłam nerwowo.
— Ciekawe — powiedziała i uśmiechnęła się, oddając mi kartę. — Cóż, jeśli dzisiaj nie masz ochoty, możesz przyjść jutro.
— Naprawdę? — zapytałam, a Morrell przytaknęła. — Dziękuję!
Szybko wyszłam z pokoju Morrell i skierowałam się od razu do wyjścia, gdzie miałam czekać na Stilesa, Allison, Lydię i Jacksona. Gdy miałam już otwierać drzwi, pewna ręka zatrzymała mnie i jednym ruchem przycisnęła do ściany.
— Suka — warknęłam, gdy zobaczyłam Ericę, a za nią uśmiechniętego Isaaca.
— Nie ładnie się tak witać, Iv — Wypchnęła lekko dolną wargę, lecz szybko zmieniła to w uśmiech. — Lydię już sprawdziliśmy, teraz ty.
Zaczęłam się szaroać, gdy Isaac podszedł do mnie z fiolką z jadem animy i złapał za moją szczękę. Gdy miał otwierać mi buzię, w ostatniej chwili wyciągnęłam z torby kuszę i wycelowałam nią w stopę Isaaca, przez co warkną i puścił mnie, a fiolka rozbiła się na podłodze. Wykorzystałam zdezorientowanie Erici i uderzyłam ją z czoła w nos, przez co puściła mnie i odsunęła, łapiąc się za twarz.
Szybko podniosłam swoje rzeczy i wybiegłam z budynku, od razu wsiadając do jeepa Stilesa, który akurat podjechał pod wejście.
— Jedź — Wysapałam, zapinając pasy.
— Co się stało?
— Po prostu jedź! — krzyknęłam, a Stiles od razu ruszył.
Z westchnięciem oparłam się o siedzenie i przymknęłam oczy, normując swój oddech. Poczułam dłoń na udzie i otworzyłam jedno oko, by zobaczyć Stilesa patrzącego co raz na mnie, co raz na drogę.
— Nic mi nie jest, spotkałam po drodze Ericę i Isaaca — powiedziałam, kładąc swoją dłoń na jego. — I nie, nic mi nie zrobili, uciekłam — Szybko dokończyłam, gdy zobaczyłam jego wzrok.
Stiles przez chwilę zaciskał szczękę, dopóki nie splotłam moich palców z jego. Poczułam jak rozluźnia się i wzdycha ciężko.
Po dobrych piętnastu minutach byliśmy już na miejscu u szybko wysiedliśmy z jeepa. Złapałam Lydię za przedramię i zaczęłam ciągnąć ją do wejścia do domu Scotta.
— Jeśli uczymy się w domu Scotta, to gdzie on jest? — zapytała Lydia, patrząc na mnie.
— Spotkamy się tutaj. Mam nadzieję — powiedział za mnie Stiles.
Gdy tylko weszliśmy do środka, Stiles zamknął nerwowo wszystkie zamki w drzwiach, co spotkało się z dziwnym spojrzeniem ze strony Lydii i zdezorientowanymi od Allison i Jacksona.
— Ostatni było w okolicy kilka włamań — Próbowałam wytłumaczyć jego zachowanie, gdy nagle Stiles wziął krzesło i przysunął je pod klamkę. — O, mój Boże — Westchnęłam ciężko, chowając twarz w dłoniach.
— I morderstwo — Dokończył Stiles. Spojrzał się na każdego z nas, unosząc brwi. — Wiem, nie wyszło mi.
Rzuciłam mu spojrzenie i walnęłam lekko łokciem bok Jacksona. Chłopak spojrzał na mnie z góry i wywrócił oczami, gdy zobaczył mój wzrok.
— Lydia, chodź za mną — powiedział z zaciśniętą szczęką. — Muszę z tobą porozmawiać.
— Poważnie? — Westchnęła Lydia. — Co się z wami dzieje? — zapytała i poszła za Jacksonem do góry.
***
Na dworze zdążyło już ściemnieć. Siedziałam na krześle obok wejścia, nerwowo ruszając nogą i co jakiś czas zaglądając przez okno na stado Dereka, które stało już pod domem Scotta. Stiles pochylił się obok mnie i odsunął delikatnie zasłony, wyglądając przez okno, Allison zrobiła to samo z drugiej strony. Obróciłam lekko głowę by też wyjrzeć i zobaczyłam chodzącego w kółko Boyda.
Zacisnęłam mocno usta i ponownie zakryłam okno, opierając się czołem o bok Stilesa i poprawiając kuszę w dłoni. Spojrzałam na Allison, która wybierała coś nerwowo na telefonie i zmarszczyłam brwi.
— Co robisz? — zapytał Stiles, który też to zauważył.
— Chyba... Chyba powinnam zadzwonić do taty — powiedziała łamiącym głosem.
— Dowie się o nas wszystkich — powiedziałam, wstając z krzesła.
— Wiem. Co mamy niby zrobić? — Westchnęła. — Nie chcą nas tylko nastraszyć. Chcą zabić Lydię.
Przez dłuższą chwilę w pomieszczeniu panowała kompletna cisza, wymieszana z naszymi ciężkimi oddechami.
— Mam pomysł — Odezwał się Stiles i obróciłam głowę w jego stronę. — Zastrzelcie jednego z nich.
— Mówisz poważnie? — Sapnęłam.
— Powiemy Scottowi, że potrafimy się bronić. Przynajmniej spróbujcie, okej?
Spojrzałam na Allison, która już na mnie patrzyła i obydwie skinęłyśmy głowami.
— Okej.
— Nie spodziewają się, że będziemy walczyć, więc jeśli jeden z nich dostanie, gwarantuję wam, że dadzą spokój — wyszeptał nerwowo. — Zastrzelcie ich.
Przełknęłam głośno ślinę i odsłoniłam delikatnie zasłonę, by przyjrzeć się stadu Dereka.
— Kogo?
— Dereka. Strzelcie mu prosto w głowę.
— Jeśli Scott potrafi złapać strzałę, Derek tym bardziej — Zauważyła Allison.
— Uh, okej, to wybierzcie z pozostałej trójki — powiedział Stiles.
— Chyba dwójki — Poprawiłam.
— Trójki — Zmarszczył brwi Stiles i szybko wyjrzał przez okno. — Gdzie, do cholery, jest Isaac?
Rozszerzyłam oczy i uniosłam w górę kuszę, gotowa do strzału i zaczęłam powoli odsuwać się od okna, idąc tyłem do holu, dopóki ręką pewnie nie wybiła mi z dłoni broni i powaliła na ziemię, zaraz obok mnie wylądowała Allison. Stiles chciał nam pomóc, lecz Isaac odepchnął go w tył, przez co wylądował w kuchni.
— Allison, idź do Lydii i Jacksona. Już! — powiedziałam i podałam jej kuszę, biorąc w rękę moją.
Allison szybko pobiegła na górę, mogłam usłyszeć jej nerwowy głos i trzaski drzwi, gdy wstałam najciszej jak mogłam podeszłam od tyłu Isaaca, próbując go zaatakować, lecz chłopak szybko się odwrócił i jednym ruchem rzucił mnie obok Stilesa. Gdy tylko wylądowałam obok niego, szybko przyciągnął mnie do siebie i próbował schować za siebie, gdy zobaczył, że kusza wylądowała na drugim końcu korytarza.
Gdy byłam pewna, że już po nas, zza Isaaca wyskoczył Scott i sprawie powalił go na ziemie, rzucając mi ponownie kuszę, którą z łatwością złapałam i szybko wstałam z podłogi, kierując ją w Isaaca i strzelając do niego. Strzałę oczywiście złapał, lecz gdy zobaczył klejącą się substancji na swojej dłoni i spojrzał na mnie, uśmiechnęłam się dumnie, przybijając żółwika Stilesowi. Isaac wylądował na podłodze, z góry zleciała Erica zepchnięta przez Allison i za chwilę obydwoje wylecieli całkiem z domu, lądując boleśnie na trawie.
Cała nasza czwórka wyszła z domu, moja dłoń mocno zaciskała się na kuszy. Derek oderwał wzrok od jego dwóch bet na ziemi i spojrzał na nas.
— Chyba zaczynam rozumieć, dlaczego mnie odrzucasz. Nie jesteś Omegą, jesteś Alfą w swoim stadzie — powiedział Derek.
Wymieniłam zdezorientowane spojrzenia z Stilesem i Allison i wróciłam wzrokiem do Dereka.
— Ale wiesz, że mnie nie pokonasz — Uśmiechnął się.
— Mogę cię przytrzymać do przyjazdu policji — powiedział pewnie Scott, a z twarzy Dereka zszedł uśmiech, gdy usłyszał z daleka syreny policyjne.
Nagle usłyszeliśmy syk i taka nasza czwórka zbiegła z ganku, by zobaczyć, jak z pokoju Scotta przez okno wychodzi ogromna jaszczurka. Odwróciła do nas głowę i głośno syknęła, po tym uciekła. Stiles przyciągnął mnie bliżej siebie, próbując delikatnie schować.
— Zabierz ich stąd — powiedział Derek do Boyda, patrząc na nieruchomych Isaaca i Ericę.
Usłyszeliśmy odgłos odbijających się butów od podłogi i wszyscy spojrzeliśmy w tym samym czasie, jak Lydia wyszła przerażona z domu Scotta.
— Czy ktoś może mi powiedzieć, co tu się dzieje?! — krzyknęła i wtedy to do mnie uderzyło.
Nie było obok niej Jacksona.
To Jackson jest kanimą.
hiya!! powracam po krótkiej przerwie. mam teraz sporo na głowie i od nowego roku będę miała jeszcze więcej, więc rozdziały prawdopodobnie nie będą pojawiały się często, choć mam nadzieję, że uda mi się robić to dosyć regularnie.
n e ways, dajcie mi znać, czy wam się podobało i nie zapomnijcie zostawić gwiazdki!
Do napisania!
━━━━━━ argentivette
Oliwka.
realized: 18.08.20
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro