Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

━━━━━━ 𝐱𝐢𝐯.

(𝔨𝔞𝔦𝔯𝔬𝔰𝔠𝔩𝔢𝔯𝔬𝔰𝔦𝔰, 𝔣𝔬𝔲𝔯𝔱𝔢𝔢𝔫)

(𝔳𝔢𝔫𝔬𝔪𝔬𝔲𝔰)


          — 𝐂𝐙𝐄𝐊𝐀𝐉, 𝐂𝐙𝐘𝐋𝐈 𝐓𝐎 𝐂𝐎Ś, co sparaliżowało cię u mechanika i uwięziło cię wczoraj z Derekiem w basenie, to Kanima? — zapytałam cicho, siedząc za Stilesem i czekając na rozpoczęcie się lekcji.

         — Mhm — mruknął i zaczął przewracać kartki w książce od ekonomi, szukając odpowiedniej strony.

          — Ciekawe — Pokiwałam głową i wróciłam wzrokiem do zeszytu.

          W tym samym czasie, w którym skończyliśmy rozmawiać, do klasy wszedł gwałtownie Jackson, zajmując miejsce obok mnie, zaraz za Scottem.

          — Hej, jądro lewe i prawe i Ivette — Zaczął, a cała nasza trójka wywróciła oczami. — Co to, do cholery, jest Kanima?

          Stiles, Scott i ja unieśliśmy szybko głowy i zwróciliśmy swój wzrok na Jacksona, lecz zanim zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć, trener wszedł do klasy.

          — Okej, słuchajcie — Uderzył książką o biurko. — Małe ostrzeżenie zanim zaczniemy powtórkę. Niektórzy z was, jak McCall, powinni zacząć się uczyć, ponieważ jutrzejszy egzamin będzie wyjątkowo trudny — powiedział i zaśmiał się lekko. — Nie wiem, czy sam bym go zdał. Okej, potrzebuję ochotnika do pierwszego pytania. Kto się odważy, co? — zapytał i parę osob, w tym ja, podniosło rękę. — Ty tam, chodź tu — zawołał kogoś z tyłu klasy, a ja obróciłam swój wzrok ponownie do Jacksona.

          — Sparaliżowany od szyi w dół. Macie pojęcie jakie to uczucie? — zapytał Jackson, pochylają się lekko w ławce.

          — Jestem znajomiony z tym uczuciem — odpowiedział Stiles.

          — Chwila. Dlaczego Derek cię sprawdzał. Dlaczego pomyślał, że to ty? — zapytał Scott.

          — Skąd mam wiedzieć? — powiedział zirytowany Jackson.

          — Myślą, że to Lydia? — zapytał Stiles.

          — Nie wiem, usłyszałem tylko jej imię i coś na temat chemii. I imię Ivette — Spojrzał na mnie, a ja natychmiastowo się spięłam. Myślą, że to ja?

          — Jackson! — Usłyszeliśmy krzyk trenera i cała nasza czwórka zwróciła na niego wzrok. — Chciałbyś się czymś podzielić z resztą klasy?

          — Um... Tylko moim podziwem do mojego trenera — Próbował wybrnąć, śmiejąc się nerwowo. Trener uśmiechnął się.

          — To miłe z twojej strony — powiedział, a Jackson przytaknął z uśmiechem. — A teraz się zamknij! Milcz! Ktoś jeszcze?

          Scott zaczął ponownie rozmawiać z Stilese, a ja odwróciłam się do Lydii, która stała przy tablicy i latała wzrokiem po klasie. Zmarszczyłam brwi i zauważyłam, że jej klatka piersiowa coraz ciężej chodzi, przez szybkie łapanie oddechu. Za jej plecami, na tablicy, napisała coś niezrozumiałego, lecz to było coś, o co najmniej się teraz martwiłam.

          W pewnym momencie, Lydia wzdrygnęła się mocno i pisnęła cicho, ściskając swoje zapłakane oczy.

          — Lydia? — zapytałam, prostując się na miejscu, a każdy w klasie przyglądał się jej dziwnie.

          — Lydia! — zawołał trener, który stanął przed nią.

          Dziewczyna w końcu się rozbudziła z głośnym sapnięciem i roztrzęsiona zaczęła rozglądać się po klasie, zatrzymując swój wzrok na chwilę na mnie.

          — Może ktoś inny spróbuje? Tym razem po angielsku — Cała klasa zaczęła się śmiać i Lydia, zdezorientowana, odwróciła się do tablicy, patrząc na to, co napisała.

          — To greka? — Usłyszałam pytanie Scotta.

          — Tak właściwie to nie — powiedział Stiles.

          — To angielski — Sapnęłam, rozszyfrowując napisane od tyłu "NIECH KTOŚ MI POMOŻE".

***

          — Umrę.

          — Nie umrzesz.

          — Umrę!

          Allison westchnęła i weszła ze mną do klasy, w której mieliśmy chemię.

          — Na pewno to nie ciebie szukają — powiedziała i usiadła na swoim miejscu.

          — A jeśli jednak? Przecież nie wiemy, czym jestem — Syknęłam, pochylając się nad nią.

          — Nic ci się nie stanie, nie pozwolę na to — Westchnęła. — Siadaj na swoje miejsce.

          — Jeśli zginę, będę was nawiedzała do końca waszego marnego życia beze mnie — powiedziałam ostatni raz i skierowałam się na moje miejsce.

          Gdy tylko tam doszłam i zobaczyłam siedzącego, uśmiechającego się do mnie Isaaca, wtedy do mnie dotarło.

          Przecież ja siedzę z Isaaciem.

          Głośno przęknęłam ślinę i powoli usiadłam na swoim miejscu, zauważając siedzących przed nami Scotta, Stilesa i Lydię. Gdy tylko mój chłopak mnie zauważył, jego oczy rozszerzyły się i jestem pewna, że dopiero teraz dotarło do niego, że tak zajęli się pilnowaniem Lydii, że zapomnieli, że mnie też chcą sprawdzić.

          Posłałam Stilesowi nerwowy uśmiech i obróciłam głowę w stronę Isaaca, który patrzył na mnie ze swoim wrednym uśmieszkiem.

          — Einstein kiedyś powiedział: "Dwie rzeczy są nieskończone. Wszechświat i ludzka głupota. Lecz nie jestem pewien Wszechświata." — zaczął Harris. –- Osobiście spotkałem się już z nieograniczoną głupotą — powiedział i klepnął Stilesa po ramieniu. — Aby zwalczyć plagę niewiedzy w mej klasie, połączycie swoje wysiłki w eksperymentach grupowych. Sprawdzimy, czy faktycznie dwie głowy są lepsze niż jedna. Lub, jak w przypadku pana Stilinskiego, mniej niż jedna. Erica, zajmiesz pierwsze stanowisko. Zaczniesz z... — Zanim zdążył coś powiedzieć, każdy chłopak, oprócz Stilesa, Scotta i Isaaca, podniósł rękę. — Nie potrzebuję ochotników. Opuśćcie swoje hormonalne dłonie. Zaczniesz z panem McCallem. Kolejna para.

          Kiedy zaczęły budować się we mnie nadzieje, że zostanę wybrana z kimś innym, Harris postanowił zostawić mnie i Isaaca na miejscu. Trzęsącymi dłońmi przelewałam substancję do fiolki, uważając aby nic nie rozlać, lecz trudno było mi się skupić, gdy cały czas czułam na sobie wzrok Isaaca.

          — Mógłbyś przestać? — Wysapałam.

          — Co?

          — Gapić się — powiedziałam i mogłam przysiąc, że jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.

          — Onieśmielam cię? — zapytał, pochylając się bardziej do mnie.

          — Raczej przerażasz — mruknęłam.

          — Kochanie, nie masz się o co bać, nic ci nie zrobię — szepnął, a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

           — Nie jestem tego taka pewna — Wysapałam, odkładając fiolkę na stojak.

           — Zabawne, jak bardzo próbujecie udawać, że nie jesteście razem — Zaśmiał się, kładąc swoją dłoń na moim kolanie.

            — Nie mam pojęcia o czym mówisz — warknęłam, próbując strzepnąć jego rękę z mojej nogi.

            — Oh, naprawdę? Bo mam wrażenie, że Stiles właśnie kipi z zazdrości — mruknął i przesunął dłoń wyżej, na moje udo.

          Spojrzałam w górę na miejsce, w którym siedział Stiles, by zobaczyć jego czerwoną ze złości twarz i nienawistny wzrok wypalający dziurę w ręce Isaaca.

          — Uważajcie — szepnął, zanim Harris zadzwonił dzwoneczkiem, informując nas o zmianie miejsc.

          Odetchnęłam z ulgą, gdy Isaac w końcu odszedł, a obok mnie pojawiła się Allison.

          — Wszystko w porządku? — zapytała, gdy złapała za pudełko z kwasem.

          — Oprócz nadchodzącego ataku paniki? Wszystko jest świetnie — Wysapałam, moje ręce mniej się już trzęsły.

          — Co ci powiedział?

          — Nic — Westchnęłam. — Jedyne co zrobił to to, że upewnił mnie w tym, że jest skończonym dupkiem.

          Allison zaśmiała się cicho i znowu nadeszła zmiana miejsc.

          — Uważaj na siebie — Uśmiechnęła się i odeszła.

          Usłyszałam głośne łupnięcie obok mnie i uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam siadającego obok mnie Stilesa.

          — Zabiję Isaaca — To była pierwsza rzecz, którą do mnie powiedział.

          — Nikogo nie zabijesz.

          — Nie, mówię serio, jeszcze raz cię dotknie...

          — Stiles — Przerwałam mu, śmiejąc się, a on tylko westchnął.

          — Wszystko okej? — zapytał, łapiąc moją dłoń w swoje pod stołem.

          — Teraz? Tak — Uśmiechnęłam się, ściskając jego dłoń mocniej.

          — Koniec! — Usłyszałam głos Harrisa i odwróciłam do niego swój wzrok. — Jeśli reakcja przebiegła prawidłowo, patrzycie właśnie na kryształ.

          Spojrzałam w dół na kolbę i uśmiechnęłam się szeroko, gdy zobaczyłam, że znajduje się w niej przezroczysty kryształ.

          — Myślę, że ostatnia część tego eksperymentu spodoba wam się najbardziej. Możecie go zjeść.

          — Nie jemy tego — powiedziałam ze Stilesem w tym samym czasie i zaśmialiśmy się cicho.

          Gdyby nie to, że było duże prawdopodobieństwo tego, że coś na tym krysztale zostało położone, zjadłabym to. Spojrzałam na Lydię, która właśnie brała kryształ do buzi i rozszerzyłam oczy.

          — Lydia! — krzyknął Scott i wstał z miejsca.

          — Co? — zapytała Lydia, a cała klasa patrzyła na Scotta zdezorientowana.

          Chłopak nie powiedział już nic, tylko usiadł na miejscu i zaczął przyglądać się Lydii, który ugryzła kryształ. Moje serce przyśpieszyło, gdy nic się nie stało.

***

        Szybko weszliśmy do biura trenera, by nikt nas nie zobaczył.

          — Derek czeka na zewnątrz — zaczął Scott.

          — Chce ją zabić? — zapytała Allison.

          — Jeśli uważa, że to ona jest Kanimą, to tak. Zwłaszcza po tym, co zaszło na basenie.

          — To nie ona — powiedziałam, robiąc krok w stronę Scotta.

          — Nie zaliczyła testu. Nic się nie stało.

          — To nie może być ona.

          — To bez znaczenia, bo Derek sądzi, że to jednak ona — Westchnęła Allison.

          — A co ze mną? Nie sprawdzili jeszcze mnie, równie dobrze to mogę być ja — Mówiłam szybko.

          — To nie jesteś ty — Wtrącił Stiles.

          — Tego nie wiesz.

          — Ivette, to nie ty — warknął.

          — Albo przekonamy go, że się myli, albo wymyślimy sposób, by ją ochronić — Kontynuowała Allison.

          — Nie sądzę, że coś jej zrobi. Nie w szkole — mruknął Scott.

          — A po szkole?

          Obydwoje Allison i Scott westchnęli ciężko.

          — A może udowodnimy, że Derek się myli? — zapytała.

          — Przed piętnastą? — zapytał Stiles.

          — Może jest coś w bestiariuszu — powiedziałam.

          — Mówisz o tej grubaśnej księdze napisanej archaiczną łaciną, której nikt z nas nie zna? Powodzenia — Sarknął Stiles.

          — Tak naprawdę, ja mogę to przetłumaczyć — stwierdziłam.

          — Ty możesz co? — zapytał Stiles.

          — Znam łacinę. Wszystkie rodzaje — wzruszyłam ramionami, a Stiles wpatrywał się we mnie z otwartą buzią.

          — Pogadam z Derekiem. Może przekonam go, by dał nam szansę dowieść, że to nie ona — Westchnął Scott. — Cokolwiek się stanie, dajcie mi się tym zająć, okej?

          — Co to ma znaczyć? — zapytała Allison.

          — To, że ja potrafię się uleczyć. Nie chcę, by stała wam się jakaś krzywda.

          Allison wywróciła oczami i odwróciła si, zaczynając grzebać w swojej torbie. Uniosłam brwi i zaczęłam robić to samo, Stiles zaglądał mi przez ramię. Usłyszałam pstryknięcie i uśmiechnęłam się do siebie.

          — Potrafię o siebie zadbać — powiedziała pokazując kuszę, ja zrobiłam to samo, puszczając oczko do Scotta, który patrzył się na nas obie z otwartą buzią. — Co? — zapytała, gdy Scott nie odzywał się przy dłuższą chwilę. — Coś się stało?

          — Nie chcę, by coś ci się stało — Oczy Scotta złagodniały, patrząc się na Allison, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. — Jeśli coś pójdzie nie tak, dzwoń do mnie, dobrze? Mam to gdzieś, czy twój tata się dowie. Dzwoń, pisz, krzycz, obojętnie. Usłyszę cię i znajdę. Najszybciej, jak potrafię. Mamy czas do piętnastej — powiedział, a Allison pokiwała głową.

          Scott obrócił się i miał już wyjść z pomieszczenia, gdy nagle rozległ się pisk, a Scott przed samym nosem zatrzymał strzałę od kuszy. Odchyliłam głowę do tyłu i wywróciłam oczami, odkręcając się, by zauważyć, że Stiles wyciągnął moją kuszę z torby. Uniosłam na niego brwi, a ten spojrzał na mnie nerwowo.

          — Ah — Wyciągnęłam do niego dłoń, aby oddał mi kuszę, co zrobił od razu. — Przepraszam. Ma bardzo czuły spust.

          Włożyłam kuszę z powrotem do torby i zaśmiałam się, kręcąc głową.

***

          — Jak się dzisiaj czujesz?

          — Normalnie — Wzruszyłam ramionami, poprawiając się na miejscu.

          — Ivette — Westchnęła Morrell.

          — Czuję się dobrze — Również westchnęłam.

          — Trzęsą ci się ręce i załamuje ci się głos, jesteś tego pewna? — Uniosła na mnie brwi.

          — Nie — odpowiedziałam szczerze. — Ale mam to gdzieś. Jedyne, co chcę teraz zrobić, to pójść do domu i móc w końcu położyć się spać.

          — Znowu normalnie śpisz? — Zaskoczyła się.

          — Nie — odpowiedziałam krótko. — Powiedziałam to jako wymówka do tego, abym mogła pójść do domu. Mam do przetłumaczenia dwie strony łaciny i naprawdę chcę już to skończyć.

          — Łaciny? Znasz łacinę? — zapytała.

          — Tak, przydaje się w nauce innych języków — Uśmiechnęłam się.

          — Mogę wiedzieć, co masz do przetłumaczenia?

          — Uh, jasne, pozwól, że znajdę — powiedziałam i zaczęłam szukać teczki w mojej torbie i, gdy tylko ją znalazłam, wyciągnęłam z niej kartkę, podając ją Morrell.

          — Mogę wiedzieć skąd to masz? — zapytała, gdy zobaczyła kartkę. — Z książki?

          — Erm, to rodzinna pamiątka — odpowiedziałam szybko.

          — Ciekawa rodzina — Zaśmiała się, a ja przytaknęłam.

          — Znam większość języków romańskich, ale ten jest nieco inny — Zmarszczyła brwi.

          — To łacina archaiczna, różni się nieco od klasycznej — Zmarszczyłam nos.

          — Kanima?

          — Tak — Przytaknęłam nerwowo.

          — Ciekawe — powiedziała i uśmiechnęła się, oddając mi kartę. — Cóż, jeśli dzisiaj nie masz ochoty, możesz przyjść jutro.

         — Naprawdę? — zapytałam, a Morrell przytaknęła. — Dziękuję!

          Szybko wyszłam z pokoju Morrell i skierowałam się od razu do wyjścia, gdzie miałam czekać na Stilesa, Allison, Lydię i Jacksona. Gdy miałam już otwierać drzwi, pewna ręka zatrzymała mnie i jednym ruchem przycisnęła do ściany.

          — Suka — warknęłam, gdy zobaczyłam Ericę, a za nią uśmiechniętego Isaaca.

          — Nie ładnie się tak witać, Iv — Wypchnęła lekko dolną wargę, lecz szybko zmieniła to w uśmiech. — Lydię już sprawdziliśmy, teraz ty.

          Zaczęłam się szaroać, gdy Isaac podszedł do mnie z fiolką z jadem animy i złapał za moją szczękę. Gdy miał otwierać mi buzię, w ostatniej chwili wyciągnęłam z torby kuszę i wycelowałam nią w stopę Isaaca, przez co warkną i puścił mnie, a fiolka rozbiła się na podłodze. Wykorzystałam zdezorientowanie Erici i uderzyłam ją z czoła w nos, przez co puściła mnie i odsunęła, łapiąc się za twarz.

          Szybko podniosłam swoje rzeczy i wybiegłam z budynku, od razu wsiadając do jeepa Stilesa, który akurat podjechał pod wejście.

          — Jedź — Wysapałam, zapinając pasy.

          — Co się stało?

          — Po prostu jedź! — krzyknęłam, a Stiles od razu ruszył.

          Z westchnięciem oparłam się o siedzenie i przymknęłam oczy, normując swój oddech. Poczułam dłoń na udzie i otworzyłam jedno oko, by zobaczyć Stilesa patrzącego co raz na mnie, co raz na drogę.

          — Nic mi nie jest, spotkałam po drodze Ericę i Isaaca — powiedziałam, kładąc swoją dłoń na jego. — I nie, nic mi nie zrobili, uciekłam — Szybko dokończyłam, gdy zobaczyłam jego wzrok.

          Stiles przez chwilę zaciskał szczękę, dopóki nie splotłam moich palców z jego. Poczułam jak rozluźnia się i wzdycha ciężko.

          Po dobrych piętnastu minutach byliśmy już na miejscu u szybko wysiedliśmy z jeepa. Złapałam Lydię za przedramię i zaczęłam ciągnąć ją do wejścia do domu Scotta.

          — Jeśli uczymy się w domu Scotta, to gdzie on jest? — zapytała Lydia, patrząc na mnie.

          — Spotkamy się tutaj. Mam nadzieję — powiedział za mnie Stiles.

          Gdy tylko weszliśmy do środka, Stiles zamknął nerwowo wszystkie zamki w drzwiach, co spotkało się z dziwnym spojrzeniem ze strony Lydii i zdezorientowanymi od Allison i Jacksona.

          — Ostatni było w okolicy kilka włamań — Próbowałam wytłumaczyć jego zachowanie, gdy nagle Stiles wziął krzesło i przysunął je pod klamkę. — O, mój Boże — Westchnęłam ciężko, chowając twarz w dłoniach.

          — I morderstwo — Dokończył Stiles. Spojrzał się na każdego z nas, unosząc brwi. — Wiem, nie wyszło mi.

          Rzuciłam mu spojrzenie i walnęłam lekko łokciem bok Jacksona. Chłopak spojrzał na mnie z góry i wywrócił oczami, gdy zobaczył mój wzrok.

          — Lydia, chodź za mną — powiedział z zaciśniętą szczęką. — Muszę z tobą porozmawiać.

          — Poważnie? — Westchnęła Lydia. — Co się z wami dzieje? — zapytała i poszła za Jacksonem do góry.

***

          Na dworze zdążyło już ściemnieć. Siedziałam na krześle obok wejścia, nerwowo ruszając nogą i co jakiś czas zaglądając przez okno na stado Dereka, które stało już pod domem Scotta. Stiles pochylił się obok mnie i odsunął delikatnie zasłony, wyglądając przez okno, Allison zrobiła to samo z drugiej strony. Obróciłam lekko głowę by też wyjrzeć i zobaczyłam chodzącego w kółko Boyda.

          Zacisnęłam mocno usta i ponownie zakryłam okno, opierając się czołem o bok Stilesa i poprawiając kuszę w dłoni. Spojrzałam na Allison, która wybierała coś nerwowo na telefonie i zmarszczyłam brwi.

          — Co robisz? — zapytał Stiles, który też to zauważył.

          — Chyba... Chyba powinnam zadzwonić do taty — powiedziała łamiącym głosem.

          — Dowie się o nas wszystkich — powiedziałam, wstając z krzesła.

          — Wiem. Co mamy niby zrobić? — Westchnęła. — Nie chcą nas tylko nastraszyć. Chcą zabić Lydię.

          Przez dłuższą chwilę w pomieszczeniu panowała kompletna cisza, wymieszana z naszymi ciężkimi oddechami.

          — Mam pomysł — Odezwał się Stiles i obróciłam głowę w jego stronę. — Zastrzelcie jednego z nich.

          — Mówisz poważnie? — Sapnęłam.

          — Powiemy Scottowi, że potrafimy się bronić. Przynajmniej spróbujcie, okej?

          Spojrzałam na Allison, która już na mnie patrzyła i obydwie skinęłyśmy głowami.

          — Okej.

          — Nie spodziewają się, że będziemy walczyć, więc jeśli jeden z nich dostanie, gwarantuję wam, że dadzą spokój — wyszeptał nerwowo. — Zastrzelcie ich.

          Przełknęłam głośno ślinę i odsłoniłam delikatnie zasłonę, by przyjrzeć się stadu Dereka.

          — Kogo?

          — Dereka. Strzelcie mu prosto w głowę.

          — Jeśli Scott potrafi złapać strzałę, Derek tym bardziej — Zauważyła Allison.

          — Uh, okej, to wybierzcie z pozostałej trójki — powiedział Stiles.

          — Chyba dwójki — Poprawiłam.

          — Trójki — Zmarszczył brwi Stiles i szybko wyjrzał przez okno. — Gdzie, do cholery, jest Isaac?

          Rozszerzyłam oczy i uniosłam w górę kuszę, gotowa do strzału i zaczęłam powoli odsuwać się od okna, idąc tyłem do holu, dopóki ręką pewnie nie wybiła mi z dłoni broni i powaliła na ziemię, zaraz obok mnie wylądowała Allison. Stiles chciał nam pomóc, lecz Isaac odepchnął go w tył, przez co wylądował w kuchni.

          — Allison, idź do Lydii i Jacksona. Już! — powiedziałam i podałam jej kuszę, biorąc w rękę moją.

          Allison szybko pobiegła na górę, mogłam usłyszeć jej nerwowy głos i trzaski drzwi, gdy wstałam najciszej jak mogłam podeszłam od tyłu Isaaca, próbując go zaatakować, lecz chłopak szybko się odwrócił i jednym ruchem rzucił mnie obok Stilesa. Gdy tylko wylądowałam obok niego, szybko przyciągnął mnie do siebie i próbował schować za siebie, gdy zobaczył, że kusza wylądowała na drugim końcu korytarza.

          Gdy byłam pewna, że już po nas, zza Isaaca wyskoczył Scott i sprawie powalił go na ziemie, rzucając mi ponownie kuszę, którą z łatwością złapałam i szybko wstałam z podłogi, kierując ją w Isaaca i strzelając do niego. Strzałę oczywiście złapał, lecz gdy zobaczył klejącą się substancji na swojej dłoni i spojrzał na mnie, uśmiechnęłam się dumnie, przybijając żółwika Stilesowi. Isaac wylądował na podłodze, z góry zleciała Erica zepchnięta przez Allison i za chwilę obydwoje wylecieli całkiem z domu, lądując boleśnie na trawie.

          Cała nasza czwórka wyszła z domu, moja dłoń mocno zaciskała się na kuszy. Derek oderwał wzrok od jego dwóch bet na ziemi i spojrzał na nas.

          — Chyba zaczynam rozumieć, dlaczego mnie odrzucasz. Nie jesteś Omegą, jesteś Alfą w swoim stadzie — powiedział Derek.

          Wymieniłam zdezorientowane spojrzenia z Stilesem i Allison i wróciłam wzrokiem do Dereka.

          — Ale wiesz, że mnie nie pokonasz — Uśmiechnął się.

          — Mogę cię przytrzymać do przyjazdu policji — powiedział pewnie Scott, a z twarzy Dereka zszedł uśmiech, gdy usłyszał z daleka syreny policyjne.

          Nagle usłyszeliśmy syk i taka nasza czwórka zbiegła z ganku, by zobaczyć, jak z pokoju Scotta przez okno wychodzi ogromna jaszczurka. Odwróciła do nas głowę i głośno syknęła, po tym uciekła. Stiles przyciągnął mnie bliżej siebie, próbując delikatnie schować.

          — Zabierz ich stąd — powiedział Derek do Boyda, patrząc na nieruchomych Isaaca i Ericę.

          Usłyszeliśmy odgłos odbijających się butów od podłogi i wszyscy spojrzeliśmy w tym samym czasie, jak Lydia wyszła przerażona z domu Scotta.

          — Czy ktoś może mi powiedzieć, co tu się dzieje?! — krzyknęła i wtedy to do mnie uderzyło.

          Nie było obok niej Jacksona.

          To Jackson jest kanimą.



hiya!! powracam po krótkiej przerwie. mam teraz sporo na głowie i od nowego roku będę miała jeszcze więcej, więc rozdziały prawdopodobnie nie będą pojawiały się często, choć mam nadzieję, że uda mi się robić to dosyć regularnie.

n e ways, dajcie mi znać, czy wam się podobało i nie zapomnijcie zostawić gwiazdki!

Do napisania!

━━━━━━ argentivette
Oliwka.

realized: 18.08.20

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro