━━━━━━ 𝐱𝐢.
(𝔨𝔞𝔦𝔯𝔬𝔰𝔠𝔩𝔢𝔯𝔬𝔰𝔦𝔰, 𝔢𝔩𝔢𝔳𝔢𝔫)
(𝔦𝔠𝔢 𝔭𝔦𝔠𝔨)
— 𝐂𝐙𝐄𝐊𝐀𝐉, 𝐓𝐎 𝐒𝐙𝐄𝐑𝐘𝐅 𝐖𝐈𝐄, Ż𝐄 𝐓𝐘 𝐈 𝐒𝐓𝐈𝐋𝐄𝐒 𝐃𝐀𝐋𝐄𝐉 𝐒𝐈Ę 𝐒𝐏𝐎𝐓𝐘𝐊𝐀𝐂𝐈𝐄? — zapytała Allison, gdy wjechała na stację benzynową.
— Mm — mruknęłam, gryząc kawałek batona, który miałam w dłoni. — Na początku chcieliśmy, żeby nie wiedział, w razie gdyby miał nas wydać, ale obiecał nam, że pozostaje po naszej stronie.
— Szczęściarze — mruknęła, gdy zgasiła silnik i wyszła z samochodu.
— Nie do końca — zaczęłam, wychodząc za nią. — Dalej musimy się ukrywać, więc różnicy zbytnio nie widzę.
— Przynajmniej macie jednego rodzica po waszej stronie — spojrzała na mnie spod byka i zaczęła tankować samochód.
— Gdyby nie to, że Melissa myśli, że Scott oblewa klasy przez ciebie, też byłaby po waszej stronie. Choć myślę, że dalej jest — wzruszyłam ramionami.
— Możliwe.
Usłyszałam dzwonek, przez co od razu zwróciłam swój wzrok na chłopaka, może najwyżej cztery lata starszego ode mnie, który właśnie wyszedł ze sklepu. Chłopak usiadł na motorze i zanim założył kask, uśmiechnął się do mnie, czego nie odwzajemniłam, od razu odwracając wzrok do Allison, która również patrzyła się na niego podejrzanie.
Gdy tylko chłopak odjechał na swoim motorze, założyłam ręce na klatkę piersiową i z przymrużonymi oczami odeszłam trochę w bok, odprowadzając go wzrokiem. Gdy obróciłam się ponownie w stronę Allison, wszystkie światła zgasły, a przez to, że był już późny wieczór, nie było nic widać. Szybko przeszłam do drzwi pasażera i wsiadłam do samochodu, równo z Allison, która chciała odpalić samochód, lecz kluczyków nie było w stacyjce.
Z przerażeniem, wraz z Allison, zaczęłyśmy przeszukiwać przednie siedzenia w poszukiwaniu kluczy, Allison wyszła z samochodu myśląc, że gdzieś jej tam wypadły, a ja zostałam w środku, przyświecając sobie telefonem wnętrze. Szybko uniosłam głowę, uderzając się o przód samochodu, gdy usłyszałam stuknięcie. Jęknęłam przez roznoszący się w mojej czaszce ból, lecz zignorowałam to, szybko wyciągając z szafki niewielką kuszę, którą trzymałam z Allison w samochodzie od incydentu na balu zimowym.
Szybko wyszłam z samochodu, od razu kierując się do Allison i stanęła obok niej, wyciągając kuszę przed siebie, gotowa by strzelić w razie potrzeby. Nim jednak zdążyłam cokolwiek zrobić, na moją głowę został założony worek.
— Allison?! — mój głos echem rozniósł się po pomieszczeniu. — Allison?!
Z mojego gardła wydobyło się niekontrolowane szlochnięcie i zaczęłam się szarpać na krześle, na którym byłam przywiązana, lecz przestałam i przymknęłam oczy, gdy poczułam niesamowity ból przez wbijającą się w moje nadgarstki linę.
Mój szloch stał się jeszcze mocniejszy, gdy do pomieszczenia został wepchnięty mój tata i z hukiem upadł na podłogę. Szarpnęłam się jeszcze raz, tym razem czując jak po mojej dłoni leci strużka krwi.
— Zastanawiałaś się kiedyś, co się stanie, gdy łowca zostanie ugryziony? — nieznajomy mi głos rozszedł się echem po pomieszczeniu i automatycznie przestałam się szarpać, lecz nie ściągnęłam wzroku od mojego taty. — Albo jeśli zostaniesz ugryziona ty?
Przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz i zesztywniałam, bojąc się, że ktoś z "podwładnych" Gerarda, lub co gorsza - Gerard - odkrył, że zostałam ugryziona przez samego, jeszcze wtedy, Alfę.
— Jak myślisz, co zrobiłby twój ojciec? Co musiałby zrobić?
Przyglądałam się mojemu tacie, który po chwili walki uwolnił swoje nadgarstki z lin i wyciągnął ze swojej buzi szmatkę, przez którą nie mógł mówić. Moje oczy rozszerzyły się, gdy zobaczyłam jak zza niego wychodzi chłopak, którego widzieliśmy z Allison na stacji benzynowej i podaje mojemu tacie telefon, z którego wydobywał się dźwięk i pokazał mi go, ukazując włączony dyktafon.
— Jedno ugryzienie może zmienić wszystko — to były ostatnie słowa, które wydobyły się z telefonu, zanim mój tata zatrzymał nagranie.
— Wszystko by się zmieniło — dokończył i spojrzał na mnie znacząco.
— Tak będą wyglądały teraz nasze rozmowy? — warknęłam. — Gdzie jest Allison?
— Nie martw się, jest w innym pomieszczeniu — powiedział mój tata i podszedł do mnie. — A to, to nie jest rozmowa, tak będzie wyglądał wasz trening.
— Oczywiście, że tak — mruknęłam i wywróciłam oczami, opierając się o oparcie krzesła.
— Wiesz, dlaczego używamy strzał? — zapytał, ignorując moje zaczepki.
— Rana nie zagoi się, dopóki strzała tam dalej jest — wysapałam.
— Wygląda znajomo? — zapytał, obracając się do mnie ze strzałą, którą pokazał mi parę dni temu.
— Chciałeś go zabić — warknęłam.
— Jeśli znajdziemy Isaaca podczas następnej pełni, zabijemy go — wygłosił do mnie, a ja wywróciłam oczami na jego zawiść. — Dokonujemy trudnych wyborów.
— Mam szesnaście lat, to chyba jeszcze nie ten czas tato — mruknęłam, patrząc na niego uważnie.
— O nie, słońce. To idealny czas na to, tym bardziej, że żyjemy w Beacon Hills — powiedział. — Ale informuję cię, że to z Isaaciem, to nie był mój wybór.
Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego niezrozumiale.
— Gerarda? — zapytałam cicho.
— Nie — pokręcił głową i obszedł mnie, by stanąć za krzesłem, na którym siedziałam i oprzeć ręce o jego oparcie. — Bo widzisz — pochylił się nade mną — nasza rodzina ma zaskakująco nową tradycję.
— Oh, czekamy do pełni, żeby zabijać wilkołaki? — sarknęłam, obracając głowę w jego stronę.
— Nie — zaśmiał się gorzko. — Mężczyźni zazwyczaj zajmują się wojną i przemocą, ale najtrudniejsze decyzje podejmujemy z kobietami — powiedział i odsunął się ode mnie. — Synów szkolimy na żołnierzy, córki na przywódców — dokończył i stanął obok mnie, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu, masując je lekko.
Po krótkiej chwili poczułam jak do mojej ręki wkłada strzałę którą przed chwilą trzymał w dłoniach i mocno zacisnęłam na niej palce. Zanim jeszcze wyszedł, złożył na czubku mojej głowy czuły pocałunek.
— Wasze szkolenie zaczęło się właśnie teraz. Mierz jej czas — powiedział do chłopaka i wyszedł, nawet na mnie nie patrząc.
Czarnoskóry chłopak uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam tylko, że troszkę bardziej sarkastycznie i włączył odliczanie, zostawiając mnie samą w pokoju. Westchnęłam ciężko i opadłam na oparcie.
— Dzięki wielkie, od zawsze chciałam spędzać mój wolny czas w ruinach domu Dereka.
— Sukinsyn! — krzyknęłam i rzuciłam strzałą na podłogę.
Od dobrej godziny próbowałam ciąć tą głupią strzałą linę i nawet nie poczułam, aby choć trochę się ona spiłowała. Prędzej pokuszę się na stwierdzenie, że to strzała się stępiła.
— To będzie bolało jak cholera — westchnęłam i zamknęłam mocno oczy, zanim z całą moją siła przechyliłam się do tyłu i z hukiem upadłam na podłogę.
Pomieszczenie zalał mój głośny jęk bólu, lecz gdy tylko ruszyłam rękoma, poczułam jak krzesło pode mną rozpada się. Na moją twarz od razu wpłyną szeroki uśmiech i szybko wygrzebałam się z odłamków i z małym problemem wstałam z podłogi, Związane nadgarstki przełożyłam pod moimi nogami tak, że miałam je teraz na przodzie i z dumą schyliłam się po leżącą na ziemi strzałę i ostatnimi jej siłami z łatwością przecięłam linę.
Gdy tylko to zrobiłam, a lina upadła na podłogę, złapałam jeden z moich nadgarstków w dłoń i rozmasowałam je, patrząc na rany które sobie zrobiłam podczas szarpania się. To samo zrobiłam z drugim nadgarstkiem i schyliłam się do moich kostek, aby rozwiązać linę na nich.
Od razu po uwolnieniu się, z prędkością światła wybiegłam z domu Dereka z wielkim uśmiechem, lecz szedł mi on z twarzy, gdy zauważyłam, że Allison dalej nie ma przy samochodzie, lecz ten chłopak był i, gdy tylko mnie zauważył, wyłączył stoper.
— Dobra robota — zawołał, gdy do niego podeszłam.
— Dobra robota? Zajęło mi to półtora godziny — mruknęłam, opierając się o samochód Allison.
— Mi zajęło to trzy — uśmiechnął się.
— Gdzie Allison? — zapytałam, ignorując go.
— Jeszcze nie wyszła, więc musisz na nią poczekać — powiedział, a ja przytaknęłam kiwnięciem głowy, wsiadając na miejsce pasażera.
Stałam obok Stilesa, przyglądając się Allison i Scottowi, którzy właśnie wchodzili na ściankę na wfie i rozmawiałam z nim, opierając się lekko o niego.
— Jeśli tak mają wyglądać teraz moje rozmowy z rodzicami, to ja się wypisuję — fuknęłam i założyłam ręce na klatkę piersiową, gdy skończyłam opowiadać Stilesowi historię z wczoraj.
— Przestań, nie może być tak źle — zaśmiał się Stiles, spoglądając na mnie z góry.
— Ah, tak? — uniosłam brwi. — Jeśli lubisz obdarte do krwi nadgarstki, praca idealna dla ciebie.
Nim zdążyłam dokończyć, zobaczyłam kątem oka, jak Allison uderza Scotta w kostkę nogą a ten spada praktycznie z samej góry, zatrzymując się idealnie przed materacem. Parsknęłam śmiechem wraz ze Stilesem, a cała klasa zrobiła to zaraz po nas. Jednakże, śmiech trenera Finstocka był chyba najgłośniejszy, gdy usiadł obok leżącego na plecach Scotta.
— McCall, nie wiem dlaczego, ale twój ból sprawia mi przyjemność — powiedział spokojnie, po czym znowu zaczął się śmiać i mogę przysiąc, że widziałam oczami wyobraźni jak Scott wywraca na to oczami. — Dobra, następna para! Stilinski, druga Argent! Ściana czeka!
Spojrzałam na Stilesa z dumnym uśmiechem.
— Powodzenia, ale szykuj się na przegraną — powiedziałam i szybko podeszłam do Allison, która z uśmiechem podała mi asekurację linową.
— Ha! Myślisz, że ze mną wygrasz? — zapytał, zabierając od Scotta sprzęt. — Muszę cię zmartwić, kochanie, ale jestem mistrzem w spinaczce — moje serce zalała fala ciepła, gdy z jego ust wypadło słowo "kochanie".
— I tu się okaże, czy faktycznie jesteś taki dobry — powiedziałam, gdy założyłam asekurację i podeszłam do ściany, łapiąc pierwsze chwyty wspinaczkowe.
— Powodzenia — powiedział szybko Stiles, gdy dźwięk gwizdka rozniósł się po sali i obydwoje zaczęliśmy się wspinać.
— Hej! — zganiłam go, gdy próbował podłożyć mi nogę. — To nie fair!
— Kto powiedział, że gramy fair — mrugnął do mnie i korzystając, że się zatrzymałam, zaczął się szybciej wspinać.
— Oho, ktoś naprawdę chce się wpakować w kłopoty — powiedziałam i zaczęłam wspinać się jeszcze szybciej.
Gdy Stiles miał dotykać już guzika na samej górze, dogoniłam go i moja noga zetknęła się z jego butem, dzięki czemu ześlizgnął się, lecz nie do końca, gdyż udało się mu złapać w ostatnim momencie. Korzystając z okazji, z niezwykłą delikatnością i gracją nacisnęłam guzik, a licznik zatrzymał się na czasie, w którym skończyłam się wspinać.
Z uśmiechem spuściłam się po linie na wysokość Stilesa i mrugnęłam do niego okiem, by za chwilę zejść całkiem na dół.
— To nie było fair zagranie — mruknął, gdy stanął obok mnie na materacu.
— Kto powiedział, że gramy fair — powtórzyłam jego wcześniejsze słowa i położyłam sprzęt na materacu.
— Tym razem wygrałaś — powiedział, gdy sam ściągną swoją i razem zeszliśmy z maty.
— Z tobą zawsze wygram — wystawiłam do niego język i machnęłam włosami, obracając się do niego plecami a przodem do ścianki, patrząc jak kolejna para - Erica Meyers i Daniel Salvatore - zaczęła na nią wchodzić.
Usłyszałam jeszcze za sobą delikatny chichot i uśmiechnęłam się sama do siebie, gdy poczułam ciepło bijące od mojego chłopaka, gdy zbliżył się do mnie. Jednakże, ten uśmiech zszedł, gdy zobaczyłam jak Erica zaczyna panikować.
— Proszę — wysapała pomiędzy szlochami, a ja podeszłam wraz z Stilesem bliżej ścianki.
— Erica! Kręci ci się w głowie? Masz lęk wysokości? — zapytał spanikowany trener, który pojawił się zaraz obok mnie.
— Lęk wysokości to dysfunkcja ucha wewnętrznego — usłyszałam Lydię, która stanęła za mną. — Ona po prostu się boi.
— Erica?
— Nic mi nie jest — wyszlochała, dalej się trzęsąc.
— Trenerze, może powinna zejść. Erica jest epileptyczką — zwróciłam wzrok na trenera.
— D-dlaczego o tym nie wiedziałem?! — spanikował jeszcze bardziej. — E-Erica, wszystko jest okej, odepchnij się od ściany!
— Na dole jest materac, nic ci się nie stanie! — powiedziałam do niej, gdy spojrzała na nas na dół.
Erica powoli zaczęła się odpychać od ściany, by za chwilę w pełni wylądować na materacu.
— I już po strachu, jesteś na ziemi — powiedział trener, gdy do niej podszedł. — Otrząśnij się. Nic ci nie jest.
Erica zaczęła odchodzić do szatni, a cała klasa zaczęła szeptać pomiędzy sobą i żartować sobie z niej, gdy obok nich przechodziła. Zrobiło mi się jej niesamowicie szkoda. Nastolatkowie są bucami, a bidna dziewczyna, tylko dlatego, że ma trądzik i jest epileptyczką, jest odsunięta od całej społeczności szkolnej.
— Szkoda mi Erici — zaczęła Allison, gdy weszłyśmy do szatni. — To nie jej wina, że jest, jaka jest.
— Powinnyśmy do niej podejść po lekcji — powiedziałam, otwierając moją szafkę i wyciągając z niej torbę, w której moje ubrania, poskładane w idealną kostkę.
— Odpadam. Muszę coś załatwić jeszcze przed kolejną lekcją — powiedziała Lydia, która właśnie przebierała swoją bluzkę na wf na szmaragdową sukienkę, którą miała dzisiaj ubraną.
— Oh, okej — powiedziałam i skierowałam swój wzrok na Allison. — Pójdziesz ze mną?
— Mhm — przytaknęła, lekko zagłuszona przez koszulkę, którą właśnie zakładała. — Lydia, jedziesz jutro z nami na lodowisko? Stiles bierze klucze od Boyda, tak myślę.
— Kto będzie? — zapytała Lydia, gdy usiadła na ławce przed nami, zakładając jej szpilki.
— Ja, Scott, Stiles i Ivette.
— Podwójna randka?
— Coś w ten deseń, ale ty też możesz przyjść. Przyda ci się trochę normalności — powiedziała Allison, a Lydia przytaknęła tylko głową.
— Czekaj — zatrzymałam moją siostrę, która spojrzała na mnie. — Ja i Stiles?
— Jeszcze cię nie zapytał? — Allison zmarszczyła brwi.
— Nie — skrzywiłam się. — Ale to i tak nie ważne. I tak bym nie poszła.
— Ivette, idziesz z nami — stwierdziła Allison i zamknęła swoją szafkę.
— Mm — mruknęłam — nie ma opcji.
— Dlaczego? — cmoknęła Lydia, która poprawiała swój błyszczyk na ustach.
— Nie jeździła na łyżwach od czterech lat — westchnęła moja siostra.
— Mam traumę! — wyrzuciłam ręce do góry. — Prawie tam umarłam.
— Wyolbrzymiasz — zachichotała Allison. — Na lodowisku złamała pierwszy i ostatni raz rękę — wytłumaczyła Lydii, która patrzyła się na nas niezrozumiale.
Gdy miałam zacząć się bronić, zatoczyłam się lekko do tyłu, kiedy zakręciło mi się w głowie a w ustach poczułam metaliczny smak krwi. Allison szybko złapała mnie za ramiona, ratując mnie przed upadkiem, a Lydia zerwała się z ławki, stając od razu obok mnie ze zmartwionym wyrazem twarzy.
— Iv? Wszystko okej? — zapytała Lydia.
— E-Er...— wysapałam zanim moje ciało kompletnie się poddało i upadłam na podłogę.
Od razu uderzyło we mnie niesamowite zimno a ja cała zaczęłam się trząść, lecz nie z zimna, to było uczucie jakbym miała atak, atak epilepsji. I wiedziałam kto miał go w tym samym momencie.
Erica.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że do samego końca byłam przytomna, nie straciłam przytomności, jak większość osób z epilepsją, czułam wszystko. Każde jedno obicie, każdy jeden dreszcz i panikę. Ogrom paniki, lecz to nie było tylko od niej, to było od każdego kto właśnie wybiegł z szatni, by zobaczyć co się dzieje z Ericą.
W pewnym momencie, drzwi otworzyły się z impetem, by ukazać spanikowanego Stilesa, który gdy tylko zobaczył mnie na podłodze, pobiegł do mnie i zabrał z kolan Allison, krzycząc do niej i Lydii, by pobiegły na salę. Gdy tylko wszyscy wybiegli z szatni, Stiles oparł się o szafki i mocno trzymał mnie przy sobie, bym nie zrobiła sobie krzywdy.
Gdy tylko atak przeszedł, z mojego gardła wydobył się cichy szloch, a Stiles jeszcze mocniej przyciągnął mnie do siebie, bująjąc nas delikatnie i głaszcząc mnie po głowie. Przymknęłam oczy, gdy poczułam ciepłe usta Stilesa na moim czole.
— Skąd wiedziałeś? — zapytałam cicho.
— Scott poczuł, że coś jest nie tak z Ericą, a ostatnio mówiłaś, że w jakiś sposób łączysz się z ludźmi? — powiedział i odsunął się lekko ode mnie, by spojrzeć na moją twarz. — Jak się czujesz?
— Mam skłamać? — zapytałam, unosząc na niego wzrok.
— Nie musisz mówić nic — powiedział i ponownie mnie do siebie przyciągnął.
Zgadnijcie, kto jest kompletnie zakochany w shipie Stivette 💅
Pracuję nad moją systematością, ale na pewno do końca miesiąca może być dosyć trudno, gdyż mam egzaminy i muszę złożyć podania do szkół, więc mam trochę na głowie haha
Anyways, mam nadzieję, że rozdział się spodobał!
Do napisania!
━━━━━━ argentivette
Oliwka.
realized: 04.06.20
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro