Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

━━━━━━ 𝐯𝐢𝐢.

(𝔨𝔞𝔦𝔯𝔬𝔰𝔠𝔩𝔢𝔯𝔬𝔰𝔦𝔰, 𝔰𝔢𝔳𝔢𝔫)

(𝔠𝔬-𝔠𝔞𝔭𝔱𝔞𝔦𝔫, 𝔣𝔬𝔯𝔪𝔞𝔩𝔦𝔱𝔶)


— 𝐊𝐈𝐄𝐃𝐘 𝐌𝐈𝐀Ł𝐀Ś 𝐍𝐀 𝐌𝐘Ś𝐋𝐈, że musisz coś załatwić, zanim pójdziemy na zakupy, nie spodziewałam się, że będzie to spacer po lesie — stwierdziła Lydia, gdy szłam razem z nią za Allison, która przez ramię miała przewieszony pokrowiec z łukiem.

— Chciałam cię o coś zapytać, Lydia. Jackson zaprosił mnie na bal — powiedziała, a ja spojrzałam na Lydię, która próbowała ukryć zazdrość.

— Tak? — zapytała Lydia.

— Uhu — przytaknęła Allison — jak przyjaciele. Ale chciałam wiedzieć, czy nie masz nic przeciwko.

— Jasne, że nie. O ile idziecie jako przyjaciele — stwierdziła Lydia, próbując dotrzymać nam kroku.

— Nie mam zamiaru zaciągać go do kanciapy trenera, żeby się z nim obściskiwać, prawda Ivette? — zapytała, rzucając mi ostre spojrzenie i szła dalej, a ja zatrzymałam się na chwilę, czując ból w klatce piersiowej, lecz ruszyłam ponownie za nią.

— Allison, przysięgam, nie pocałowałam go! To on to zrobił, a ja od razu go odsun...

— Daruj sobie — warknęła i przyśpieszyła kroku.

Ponownie przystanęłam i spuściłam lekko ramiona, kierując swój wzrok na buty. Poczułam na swoim ramieniu dłoń i spojrzałam w górę na Lydię, która posyłała mi współczujący wzrok.

— Przejdzie jej i będziesz mogła jej wszystko wytłumaczyć — powiedziała cicho i uśmiechnęła się do mnie lekko.

Powiedziałam Lydi wszystko co się stało i przy okazji opowiadania tego, przeszłam załamanie nerwowe. Lydia cały czas mnie uspokajała i byłam jej niezwykle wdzięczna, że zrozumiała mnie i wysłuchała bez zbędnego komentowania.

Uśmiechnęłam się do niej smutno, a Lydia przełożyła swoje ramię przez moje i ruszyłyśmy ponownie za Allison, która stanęła już w miejscu i kucnęła przy pokrowcu. Podeszłyśmy do niej w momencie kiedy wkręcała dziwny grot do strzały.

— Co to jest? — zapytała Lydia, łapiąc się za ramiona, by dodać sobie trochę ciepła. Allison tylko się uśmiechnęła.

— Zaraz się dowiemy — stwierdziła i wstała z łukiem i strzałą w rękach.

Ustawiła się w odpowiedniej pozycji i założyła strzałę na cięciwę, naciągając ją. Uważnie przyglądała się celowi, którym było drzewo i wypuściła strzałę, która trafiła idealnie w punkt a z niej wydobył się huk i miliony iskier wystrzeliły z grotu. Lydia podskoczyła lekko, a ja wpatrywałam się uważnie w strzałę, obok której unosił się szary dym.

— Co to, do cholery, było? — zapytała cicho Lydia, przysuwając się bliżej mnie.

— Nie mam pojęcia — stwierdziła Allison. Lydia klasnęła dłońmi.

— Cóż, to była super zabawa — stwierdziła, podchodząc do Allison. — Chcesz wypróbować inne zabójcze bronie? — gdy tylko skończyła mówić, usłyszeliśmy pękanie gałęzi i szelest liści.

Cała nasza trójka zastygła i wpatrywała się w miejsce, z którego wydobywał się dźwięk. Gdy kolejny raz usłyszeliśmy ten dźwięk, spojrzałyśmy po sobie i rozglądnęłyśmy po lesie. Allison podała mi łuk i ściągnęła rękawice łuczniczą, rzucając ją na ziemię.

— Co jest? — zapytała Lydia.

— Chyba coś słyszałam — szepnęła Allison, patrząc uważnie w głąb lasu.

— Więc?

— Więc chcę się dowiedzieć, co to jest — odpowiedziała Allison Lydii. — Nie bój się, to pewnie nic takiego.

— A jeśli to coś niebezpiecznego? — zapytała Lydia, wyraźnie spanikowana.

— Ivette to zastrzeli — stwierdziła Allison i odeszła w głąb lasu.

— Ty umiesz strzelać? — kolejny raz zapytała Lydia i wskazała na łuk w mojej ręce. Przytaknęłam i schyliłam się po strzałę, w razie gdybym musiała strzelać.

Po paru minutach czekania, Allison wyłoniła się zza drzew.

— To był tylko Scott — powiedziała i podeszła do nas. — Znalazł mój naszyjnik i chciał mi go oddać.

Razem z Lydią przytaknęłyśmy, a ja schowałam i łuk i strzałę do pokrowca. Podniosłam go z ziemi i razem z dziewczynami w końcu mogłyśmy iść na zakupy.






Siedziałam sama w domu. Allison poszła do Scotta, a rodzice i Kate wyszli na jakąś kolacje. A tu jestem ja, robiąca sobie popcorn w kuchni, sama, gdyż Allison kompletnie mnie ignoruje. Nie mam bladego pojęcia od kogo się dowiedziała o mnie i Scottcie, ale ten ktoś na pewno nie chciał dla nas dobrze, zważywszy na to, że skłamał i zepsuł moją relację z moją własną siostrą.

Westchnęłam i przejechałam palcami po włosach, gdy z mikrofalówki wydobyło się głośne pikanie, które informowało mnie o zrobionym popcornie. Ostrożnie wyjęłam go z urządzenia i otworzyłam, przez co z opakowania wydobyła się gorąca para, która lekko poparzyła moje palce. Przesypałam popcorn do miski i dodałam do niego M&Ms, mieszając i miałam kierować się na górę, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam czoło i podeszłam do nich, otwierając je. Za nimi stał Stiles, czyli tak naprawdę ostatnia osoba, której się tu spodziewałam

— Stiles? Co ty tu robisz? Jest jaka... Stiles, ty płaczesz? — zapytałam ostrożnie, gdy zobaczyłam smugi łez na jego policzkach i szklane oczy. Położyłam miskę na komodzie obok drzwi i podeszłam do niego, kładąc ręce na jego ramionach. — Stiles? Co się stało?

Chłopak nie odpowiedział mi, a jedyne co zrobił to przyciągnął do siebie i szczelnie oplótł rękoma. Owinęłam ręce wokół jego karku, delikatnie masując tył jego głowy, gdy jego twarz znalazła się w zagłębieniu mojej szyi. Poczułam jak chłopak podskakuje lekko przez szlochanie, a łzy łaskotały mój obojczyk.

— Mój tata — zaczął — pracował nad sprawą Dereka w domu i... i poprosił mnie, żebym nalał mu Whiskey, a ja g-głupi nalałem mu całą szklankę i cały... cały czas dolewałem — szlochał w moje ramię. — Pierwszy raz powiedział, że za nią tęskni — wyszeptał.

Sapnęłam cicho i mocniej go do siebie przyciągnęłam. Stiles tylko raz wspomniał mi o swojej zmarłej mamie i powiedział, że nie rozmawiali o niej przez lata. Nie mogę sobie wyobrazić bólu jaki wiąże się z utratą tak ważnej osoby w swoim życiu. I prawdopodobnie nie zaznam tego bólu przez długi czas. Odsunęłam się od niego i złapałam jego twarz w swoje dłonie, wycierając łzy z jego policzków.

— Jestem najgorszym synem na świecie — szepnął, spuszczając wzrok.

— Nieprawda — powiedziałam i złapałam jego brodę tak, aby na mnie spojrzał. — Jestem niezwykle pewna, że szeryf uważa cię za najlepszego syna na świecie. To nie jest twoja wina, okej? To nie od ciebie zależy — szepnęłam i spojrzałam w jego oczy. Ból w klatce piersiowej nasilił się, gdy zobaczyłam tak ogromny ból w nich. — Chodź — powiedziałam i pociągnęłam go za rękę, by wciągnąć go do domu.

Wzięłam miskę z popcornem i splotłam moją dłoń z dłonią Stilesa, ciągnąc go do mojego pokoju.

— Nie będziesz prawdopodobnie zadowolony, bo oglądam Titanica, ale nie zmienię zdania, więc nie marudź — powiedziałam, gdy rzuciłam się na moje łóżko, robiąc miejsce dla Stilesa, który zaśmiał się cicho i usiadł obok mnie.

Wtuliłam się w jego bok, a Stiles przełożył swoje ramię przez moje ramiona i przyciągnął do siebie. Przysunęłam do nas laptopa i miskę i włączyłam film, wkręcając się w jedną z moich ulubionych opowieści miłosnych.

Gdy w momencie słynnej sceny Rose i Jacka na statku, miałam zacząć ubolewać nad ich późniejszymi losami, telefon Stilesa wyrwał nas ze skupienia. Stiles westchnął i odebrał telefon, dając go na głośnomówiący.

— Stiles, cokolwiek teraz robisz, musisz to przerwać — usłyszałam spanikowany głos Scotta. — Moja mama pojechała na randkę.

— Faktycznie, tragedia — sarknął Stiles.

— Daj mi dokończyć — mogłabym przysiąc, że Scott wywrócił właśnie oczami. — W randce nie ma nic złego, problem jest w jej towarzyszu, którym jest Peter pieprzony Hale!

— Oh — sapnęłam i zerwałam się z łóżka, szukając jakiejś bluzy.

— Pojedźcie za nią i zróbcie coś, za nim moja mama zginie z rąk Petera! — powiedział szybko i rozłączył się.

Obydwoje z Stilesem zbiegliśmy szybko na dół i założyliśmy buty w pośpiechu, by jak najszybciej znaleźć Melissę, która musiała akurat trafić na najbardziej psychopatycznego gościa w Beacon Hills. Jakby nie było innego wyboru! Przez dobre dziesięć minut szukaliśmy samochodu Petera, którego markę i wygląd wysłał nam Scott SMSem. Gdy ich znaleźliśmy, stali na poboczu drogi. Spojrzałam na Stilesa, który mocno zaciskał ręce na kierownicy i wystawił lekko język, myśląc nad czymś dokładnie.

— Masz zapięte pasy? — zapytał po chwili i spojrzał na mnie, by zobaczyć czy jestem zapięta.

— Tak? — powiedziałam, nie wiedząc o co mu chodzi.

— To dobrze — powiedział i ruszył z miejsca, by za chwilę uderzyć w auto Petera.

— Oszalałeś — powiedziałam spanikowana i nerwowo zaczęłam odpinać pas.

Obydwoje wyszliśmy szybko z auta, by zobaczyć jak Melissa wysiada zdenerwowana z samochodu Petera.

— Żartujesz sobie ze mnie! Stiles, Ivette! — usłyszałam krzyk Melissy i od razu poczułam się okropnie.

Spłonę za to w piekle.

— Oh, Melissa! — zawołałam, udając zszokowaną.

— Pani McCall! — Stiles poszedł w moje ślady. — Cóż za zbieg okoliczności! — zaśmiał się, a mama Scotta odpowiedziała tym samym, tylko troszkę bardziej sarkastycznie. — Nie wiem co się stało! Pojawiliście się znikąd! — próbował tłumaczyć.

— Pojawiliśmy się znikąd? Zaparkowaliśmy na poboczu — odpowiedziała wyraźnie wkurzona.

— Co za obłęd! — zawołał Stiles, uśmiechając się nerwowo, gdy podszedł do nas Peter. — Powinniśmy zadzwonić na policję. Sporządzą raport z wypadku.

— Nie ma takiej potrzeby — odpowiedział spokojnie Peter, a ta jego dostojność dosłownie działała jak czerwona płachta na byka.

— Na pewno? Chyba doznałam jakiegoś urazu — powiedziałam i skrzywiłam się, łapiąc za kark.

— Urazu? To wy w nas uderzyliście — żachnęła Melissa.

— Nie wiem, chyba coś jest nie tak z moim karkiem — skrzywiłam się jeszcze bardziej, udając, że mocno mnie boli.

Melissa spuściła ramiona i spojrzała na mnie chwilę, by za chwilę podejść do mnie bliżej i sprawdzić mój kark, gdy ja ze Stilesem obserwowaliśmy uważnie Petera, który szedł powoli w przeciwną stronę. Spojrzałam ponownie na Melisse, by zobaczyć, że nie była tylko zła. Była również zawiedziona, zawiedziona nami.

Cofam co powiedziałam wcześniej. Obydwoje spłoniemy w piekle.






— Przepraszam cię, to Scott mnie pocałował, ale od razu go odepchnęłam? — mruczałam do, gdy wymyślałam przeprosiny dla Allison i szłam przez korytarz szkolny. — Gdyby to miało jeszcze jakikolwiek sens — jęknęłam i oderwałam wzrok od moich butów, by zobaczyć przerażonego Jacksona, który stał przy szafce Allison, rozmawiając z nią.

Kątem oka zobaczyłam znajome mi krótko ścięte włosy i burze loków, chowających się za ścianą i przyglądających się Allison i Whittemorze . Spojrzałam jeszcze raz na Jacksona i wywróciłam oczami, podchodząc do dwóch chłopaków.

— Dlaczego Jackass wygląda jakby miał się zaraz popłakać ze strachu i co macie z tym wspólnego? — zapytałam, gdy stanęłam za Scottem i Stilesem.

Obydwoje podskoczyli, gdy usłyszeli mój głos, a Stiles w dodatku uderzył się głową o ścianę. Rozszerzyłam oczy i syknęłam, podchodząc bliżej Stilesa, by dotknąć miejsca, w które się uderzył moimi zimnymi dłońmi.

— Miłe przywitanie — powiedział Stiles i potrząsnął lekko głową, by zmienić swój grymas w głupi uśmiech. — Hej.

— Cześć — zaśmiałam się i stanęłam na palcach, by dotknąć ustami jego policzka. Odsunęłam się i jeszcze bardziej uśmiechnęłam, gdy zobaczyłam jak jego twarz robi się czerwona. — A więc, wytłumaczycie mi co się dzieje?

— Mogłem lekko zmusić Jacksona, aby poszedł z Allison na bal — odpowiedział mi Scott, który przyglądał się parze.

— Zmuśić? Jeśli tak odbierasz przyciśnięcie go do ściany i dosłowne warczenie na niego to, tak, zmusił go — powiedział Stiles z jego typowym sarkazmem w głosie i spojrzał na Scotta. — Hej, nie martw się. Też tam będę.

Też tam będzie.

Czy to znaczy, że zaprosi mnie na bal? Narazie nawet o nim nie wspomniał do mnie, a myślę, że na takie coś razcej chodzi się ze swoimi partnerami, jeśli się ich oczywiście ma. Znaczy, nie wiem, nigdy nie byłam na żadnym balu.

A co jeśli mnie nie zaprosi? Może nie chce mnie zaprosić i pójdzie sobie z kimś innym, a mnie wystawi i zerwie dzień później? O, mój Boże przecież to by było okropne. Nie jestem z nim nawet tydzień i już nasz związek by się skończył, bo znajdzie sobie kogoś le...

Moje myśli zostały przerwane, gdy zostałam pociągnięta przez kogoś za ramię. Spojrzałam w górę, by zobaczyć ciągnącą mnie Lydię.

— Gdzie idziemy? — zapytałam i poprawiłam się lekko, by iść równo z nią.

— Jedziemy na zakupy, kupuję ci sukienkę na bal — powiedziała i przeplotła nasze ramiona razem.

Obróciłam się w stronę chłopaków i im pomachałam na pożegnanie. Stiles wyglądał jakby z czymś niezmiernie walczył wewnętrznie, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić, Lydia zdążyła mnie wyciągnąć na dwór.







— Nic mi nie jest, po prostu mam dużo na głowie — powiedziała Allison, gdy wchodziliśmy na ruchome schody, by wjechać na drugie piętro sklepu.

— To chociaż się uśmiechnij. Powiedzenie mówi: "Nigdy nie wiesz, kiedy ktoś może zakochać się w twoim uśmiechu." — stwierdziła Lydia i oparła się ręką o poręcz. — Uśmiechaj się, Allison. Ty też, Ivette, kupuję ci sukienkę — obróciła się do mnie.

Uśmiechnęłam się do niej lekko. Moja sytuacja z Allison została opanowana, przynajmniej tak myślę. Miałam odłożone trochę pieniędzy na, między innymi, takie zakupy i chciałam kupić sobie za nie sama sukienkę, ale Lydia nie odpuszczała mi, mówiąc, że to ona mi ją kupuję, więc stwierdziłam, że w ramach przeprosin ja kupię sukienkę dla Allison. Na początku protestowała, ale pozostawałam nieugięta i w końcu się poddała.

— Wiem i jestem ci niezmiernie wdzięczna — powiedziałam i obróciłam się do Allison. — Cena sukienki nie ma znaczenia, mam wystarczająco pieniędzy — poinformowałam ją.

— Zaskoczyłaś mnie takimi przeprosinami — stwierdziła Allison. — Ale wciąż jestem zdania, że nie musisz tego robić.

— Allison, zamknij się i daj mi kupić tobie tą głupią sukienkę. Boże, przysięgam, jesteś jedyną osobą, która narzeka, że nie musi wydawać pieniędzy — wywróciłam oczami, lecz uśmiechnęłam się lekko.

— No dobra, niech ci będzie — powiedziała, gdy wjechaliśmy na górę i zeszliśmy ze schodów. — Ale za to ja mam prośbę do ciebie — obróciła się do mnie. — Pójdziesz na bal ze Stilesem — powiedziała i obróciła głowę w drugą stronę. Poszłam za jej wzrokiem, by zobaczyć Stilesa stojcego przy alejce z perfumami. Spojrzałyśmy w idealnym momencie, w którym Stiles psiknął sobie w twarz jedną z mgiełek i kilkukrotnie kichnął, przez co pokręciłam głową z uśmiechem.

— Prosisz mnie, abym poszła na bal z moim własnym chłopakiem? — zaśmiałam się i obróciłam głowę ponownie do mojej siostry.

— Stawiam, że ani ty, ani on nie zapytaliście siebie o to jeszcze nawzajem, więc tu przychodzę ja ze swatką — uśmiechnęła się dumnie i popchnęła mnie w stronę mojego chłopaka.

Mojego chłopaka.

Uśmiechnęłam się na to zdanie. Nigdy tak naprawdę nie byłam w związku, oprócz tych z podstawówki, ale to były jakieś żarty. Nigdy nie byłam w POWAŻNYM związku i sama myśl o tym sprawiała, że robiło mi się ciepło.

Podeszłam do Stilesa, który opierał się o jedną z gablotek z perfumami i oglądał jeden z perfum, nie zauważając mnie. Stuknęłam go lekko w ramię, przez co Stiles podskoczył lekko i psiknął sobie nimi prosto w oczy. Rozszerzyłam buzię i przykryłam ją ręką, drugą zabierając flakonik z jego ręki i odkładając go na miejsce. Szybko wzięłam jego twarz w swoje dłonie i próbowałam wytrzeć resztki płynu z okolic jego oczu. Chłopak w końcu otworzył oczy, które były mocno przekrwione i mrugnął parę razy, by pozbyć się bólu i łez. Gdy w końcu otworzył powieki w pełni, spojrzał się na mnie i uśmiechnął głupio opierając o gablotkę.

— Próbowałaś tych perfum? — zapytał głupio i spojrzał na opakowanie. — Chanel numer 5, naprawdę spoko.

— Tak, właściwie to mam je właśnie na sobie — zaśmiałam się delikatnie, widząc jak bardzo jest zażenowany obecną sytuacją. — Wszystko w porządku?— zapytałam, uśmiechając się lekko. — Przepraszam, nie chciałam cię wystraszyć.

— Gdybym nie trzymał tego aplikatorem w stronę twarzy, nic by się nie stało — zaśmiał się i nerwowo podrapał po karku.

— Chodź — powiedziałam i pociągnęłam go za rękę w stronę alejki z sukienkami.

— Czekaj, gdzie? — zapytał i zatrzymał nas, obracając mnie do siebie.

— Skoro mamy iść razem na bal, to potrzebuje chyba sukienki, prawda? — zapytałam i poprawiłam jego koszulę, która zawinęła się lekko przy jego karku.

— Idziemy razem na bal? — zapytał entuzjastycznie, a ja przytaknęłam głową z uśmiechem i pociągnęłam go ponownie w stronę sukienek.







— Będziesz to wszystko przymierzać? — zapytał się Stiles, gdy dorzuciłam piątą sukienkę do jego rąk. — To 24-godzinny Macy's? — zapytał ponownie, gdy do jego rąk wleciała kolejna sukienka.

— Potrzebuje przymierzyć wszystkie sukienki, które mi się spodobają, bo nie wiem, która będzie na mnie pasować — stwierdziłam, gdy oglądałam kolejne sukienki na wieszakach, wyciągając dwie, które mi się spodobały i obróciłam się do Stilesa. — Obiecuje, że za chwilę skończę.

— Mówiłaś to samo dwadzieścia minut temu — jęknął.

— Ale teraz mówię naprawdę — powiedziałam i wzięłam ostatnią zdobycz, by ponownie się do niego obrócić i pokazać czarną czerwoną sukienkę. — Widzisz? Ostatnia. Teraz tylko przymierzyć — stwierdziłam i pociągnęłam go w stronę przebieralni, słysząc jak mruczy coś jeszcze pod nosem.

Przyznam, że w życiu nie pomyślałabym, że wybieranie sukienki będzie aż tak trudne. Przymierzyłam już cztery i żadna z nich nie pasowała, bo albo źle podkreślała mój kolor skóry, albo wyglądałam w niej jak worek. Warknęłam cicho i odłożyłam czerwoną sukienkę na pufę, która była w przebieralni. Obróciłam się w stronę kurtyny, która oddzielała moją przebieralnie od poczekalni i wyjrzałam przez nią głową, zakrywając szczelnie moje ciało. Stiles podniósł głowę z nad telefonu i wywrócił oczami, gdy zobaczył mój nerwowy uśmiech.

— Stiles, możesz mi podać sukienkę, która najbardziej ci się podoba? — zapytałam i przeskoczyłam z nogi na nogę, gdy zrobiło mi się trochę zimno.

— Która mi się najbardziej podoba? — powtórzył, a ja przytaknęłam szybko głową i ponownie zniknęłam za kurtyną.

Po parunastu sekundach zza materiału pokazała się ręka z bordową sukienką, która trzymała się na delikatnym pasku, który przylegał do szyi. Wzięłam ją szybko i przyjrzałam się jej dokładniej. Była mocno przylegająca i podkreślająca figurę na torsie i lekko rozkloszowana przy nogach. Była dosyć długa, więc bałam się, że mogę w niej wyglądać jak worek, lecz zaufałam Stilesowi i szybko włożyłam ją na siebie. Ku mojemu zdziwieniu, wyglądała naprawdę nieźle, lecz nie mogłam ocenić jej dokładnie, bo nie była zapięta, a jak na złość, nie mogłam dosięgnąć zamka. Sfrustrowana, ponownie warknęłam i odsunęłam wkurzona kurtynę. Stiles ponownie spojrzał znad swojego telefonu i, gdy mnie zobaczył jego oczy rozszerzyły się, a usta lekko rozchyliły i, gdyby nie to, że byłam niesamowicie sfrustrowana to prawdopodobnie bym się uśmiechnęła.

— Pomożesz mi ją zapiąć? Męczę się już z tym pięć minut i tracę nerwy — burknęłam lekko.

Stiles przytaknął szybko i wstał, podchodząc do mnie powoli. Obróciłam się w stronę lustra, które było w mojej przebieralni i spojrzałam na nas. Uśmiechnęłam się lekko, gdy zobaczyłam jak uroczo razem wyglądamy. Spojrzałam na Stilesa, który niepewnie skierował swoje dłonie do moich pleców, na których był zamek. Przeszły mnie przyjemne dreszcze, gdy jego palce lekko otarły się o moje nagie plecy i poprawiłam się nerwowo przez co kolejny raz jego ciepła dłoń spotkała się z moimi plecami. Stiles zaczął powoli zapinać zamek, robiąc to niesamowicie ostrożnie, najpewniej bojąc się, że za chwilę coś zepsuje. Uśmiechnęłam się lekko na to, jaki niezdarny jest.

Gdy zapiął sukienkę do końca, przyjrzałam się jej dokładniej i uśmiechnęłam się szeroko, ciesząc się, że zaufałam Stilesowi. Sukienka była przepiękna. Górna część ładnie podkreślała moją figurę, a lekko rozkloszowany dół sprawiał, że moje biodra wydawały się dosyć większe. Sukienka sięgała mi do kolan i była trochę dłuższa z tyłu tak, że sięgała do połowy łydki.

Poczułam ciepłe dłonie ocierające się o mój kark i podniosła wzrok z nóg, by zobaczyć jak Stiles przygląda mi się zaadorowany, odsuwając moje długie włosy z ramion, przenosząc je na plecy. Oparł swój podbródek na czubku mojej głowy i oplótł rękoma w talii, uśmiechając się.

— Sądzę, że muszę zdobyć gdzieś bordowy krawat — schylił się lekko, by pocałować mnie w policzek. — Wyglądasz przepięknie — uśmiechnął się niezręcznie, a ja poczułam jak do moich policzków przypływa krew.







— Nie pójdę — stwierdziłam, gdy weszłam do pokoju Allison, która malowała się przy swoim biurku. — Nie ma opcji, stchórzyłam. Nic nie mogę zrobić, bo tak trzęsą mi się ręce — jęknęłam i usiadłam na łóżku Allison, która obróciła się do mnie i zaczęła się ze mnie śmiać. — Nie śmiej się! To jest naprawdę poważna sprawa!

— Poproś mamę albo Kate — powiedziała pomiędzy śmiechem. — Na pewno ci pomogą.

— Już prosiłam, obydwie muszą zrobić coś innego — mruknęłam i położyłam się na jej łóżku.

— Wstawaj, bo pognieciesz sukienkę — Allison ściągnęła mnie z łóżka i usadowiła na krześle, na którym wcześniej siedziała. — Zrobimy z ciebie Bóstwo, a Stiles nie będzie mógł oderwać od ciebie wzroku przez cały dzień.

Przytaknęłam szybko, co spowodowało jej chichot i wzięła do ręki lokówkę, która była jeszcze podłączona do prądu. Podkręciła mi lekko końcówki włosów i związała kilka kosmyków z tyłu głowy, które spadały mi wcześniej na oczy. Dwa cienkie kosmyki, które spadały mi na kości policzkowe również podkręciła i pozwoliła im swobodnie opadać na moją twarz. Następnie zajęła się makijażem, który nie różnił się zbytnio od mojego dziennego, był po prostu dosyć mocniejszy. Kreski były grubsze, maskary było trochę więcej, a na moich kościach policzkowych znalazł swoje miejsce rozświetlacz. Moje usta Allison podkreśliła bordową matową szminką, który ładnie wpasowała się w moją sukienkę.

Wstałam z miejsca i podeszłam do większego lustra, oglądając się w całości. Do sukienki dobrałam czarne szpilki, które dodały mi centymetrów. Allison stanęła za mną przez co mogłam się jej dokładnie przyjrzeć. Wyglądała przepięknie, srebrna, przylegająca sukienka ładnie podkreślała jej cerę, a szare szpilki sprawiały, że była jeszcze wyższa. Włosy podkręciła i związała w kucyka, który swobodnie opadał na jej lewe ramię. Allison uśmiechnęła się i obróciła mnie przodem do siebie.

— Stilesowi opadnie szczęka, gdy cię zobaczy — stwierdziła, a ja uśmiechnęłam się lekko, spuszczając wzrok na moje buty.

— Stiles i Jackson przyjechali — usłyszałam głos mojej mamy i podniosłam szybko na nią wzrok. Spojrzałam na Allison, która pokazała mi dwa kciuki w górę i wzięła swoją kopertówkę, by zejść na dół do swojej randki.

Szybko poszłam po moją torebkę, by wrzucić do niej telefon i parę dolarów. Wyszłam z pokoju i przystanęłam przy ścianie dzielącą schody od korytarza, by odetchnąć. Moje dłonie niesamowicie się pociły, a palce mocno zaciskały na kopertówce. Wypuściłam powietrze i wyprostowałam się by wyjść zza ściany. Dźwięk moich obcasów odbił się od ścian, przez co wszyscy na mnie spojrzeli. Szybko spuściłam wzrok na moje buty i ostrożnie zaczęłam schodzić po schodach, uważając by z nich nie spaść. Na ostatnim schodku podniosłam wzrok i od razu powędrował on do Stilesa, który stał przy drzwiach patrząc się na mnie z szeroko otwartą buzią i wystrzeszonymi oczami. Uśmiechnęłam się szeroko i zeszłam z ostatniego schodka, szybko podchodząc do mojego partnera.

— Stiles? — zaśmiałam się, gdy nie zareagował, gdy do niego podeszłam. Pokręciłam głową ze śmiechem i pstryknęłam mu palcami przed twarzą, przez co od razu się otrząsnął.

— W-wyglądasz przepięknie — wyjąkał, a ja uśmiechnęłam się, czując przypływ pewności siebie.

— Również wyglądasz niczego sobie — nie kłamałam, naprawdę wyglądał niesamowicie przystojnie.

Moja mama zrobiła nam jeszcze klika zdjęć. Allison z Jacksonem, mnie z Allison oraz mnie ze Stilesem i w końcu mogliśmy wyjść.

Gdy tylko zatrzymaliśmy się pod szkołą, Stiles dosłownie wybiegł z samochodu, przy okazji uderzając się nogą o drzwi, by tylko jak najszybciej podejść do moich i mi je otworzyć. Uśmiechnęłam się do niego i wyszłam z jeepa, o mało się na zabijając przez wysokość z jakiej musiałam zejść. Gdy wyszłam z jeepa zobaczyłam jak podchodzi do nas Lydia z jej randką i Jackson z Allison.

— Jackson. Wyglądasz dobrze — stwierdziła Lydia, udając niewzruszoną.

— No ba — powiedział pewnie i schylił się do niej trochę. — To Hugo Boss — szepnął i skierował się razem z Allison na salę, zaraz po nich zdezorientowana Lydia i jej randka.

Poczułam stuknięcie w ramię i spojrzałam na Stilesa, który wskazywał na coś na dachu szkoły. Obróciłam się w tamtą stronę i pokręciłam głową ze śmiechem, gdy zobaczyłam jak Scott próbuje się wkraść na bal bez biletu. Niefortunnie, trener zakazał mu przyjścia na bal przez to, że ma tróję z ekonomi. Spojrzałam ponownie na Stilesa, który wystawił do mnie ramię. Uśmiechnęłam się szeroko i przełożyłam moje ramię przez jego, po czym pewnym krokiem skierowaliśmy się na salę.

Gdy tylko do niej weszliśmy uderzyła we mnie fala gorąca, a przez głośną muzykę prawie nic nie słyszałam. Niestety i z tą falą, przyszła również fala niepokoju, a mój wzrok od razu powędrował do Lydi, która usiadła przy jednym ze stołów z chłopakiem, z którym przyszła na bal. Od razu poczułam niesamowitą potrzebę chronienia jej, więc wskazałam Stilesowi na nich palcem, informując go tym samym, że tam usiądziemy. Gdy tylko podeszliśmy do stolika, Lydia uśmiechnęła się do mnie słodko co odwzajemniłam i zajęłam puste miejsce obok niej, Stiles usiadł po mojej prawej.






Siedziałam sztywno na krześle, uważnie obserwując Lydię, która tańczyła ze swoją randką w tłumie nastolatków. Usłyszała szmer obok mnie, lecz nie zwróciłam na to większej uwagi. Wcześniej poinformowałam Stilesa o moim niepokoju, więc wiedział dlaczego tak się zachowuje.

— Zatańczymy? — usłyszałam jego pytanie i spojrzałam na niego, delikatnie się uśmiechając.

— Myślę, że spasuję — pokręciłam głową. — Chcę mieć oko na Lydię.

— Spróbuję jeszcze raz — westchnął i wstał stając przede mną z wyciągniętą ręką. — Ivette, podnieś swój mały słodki tyłeczek i zatańcz ze mną. Lydia ma się dobrze, poradzi sobie.

— Ciekawa taktyka, ale nie — zaśmiałam się, wracając wzrokiem do Lydii.

— Ivette, wstawaj! Zatańczysz ze mną — rozkazał, a ja westchnęłam wciskając się w moje krzesło. — Nie obchodzi mnie to, że z jakiś dziwnych powodów masz to uczucie. Ja-a... Iv, szaleję za tobą od samego początku, a los w końcu pozwolił mi mieć dziewczynę, która jest mną zainteresowana i jest najpiękniejszą dziewczyną na świecie. I jest również najmądrzejszą dziewczyną i jestem prawie pewny, że tylko ja wiem jak inteligentna jesteś, uhu! Kiedy w końcu pokażesz to ludziom, napiszesz jakiś szalony wzór matematyczny, który przyniesie ci nagrodę Nobla! — wygłosił, a ja siedziałam przed nim z otwartą buzią. Spuściłam na chwilę wzrok, patrząc na moje buty.

— Medal Fieldsa — mruknęłam, zaciskając usta w cienką linię.

— Co? — zapytał Stiles, opierając się o stół, a ja wstałam z miejsca i podeszłam do niego, kładąc ręce na jego klatce piersiowej, przez co poczułam jak lekko jego ciało spina się pod wpływem mojego dotyku.

— Nie ma nagrody Nobla w dziedzinie matematyki — powiedziałam i podniosłam na niego wzrok, patrząc mu prosto w oczy. — Zdobędę medal Fieldsa — stwierdziłam i pocałowałam go lekko w policzek, by złapać jego dłoń i pociągnąć w stronę tańczącego tłumu.

Gdy tylko znalazłam idealne dla nas miejsce, byśmy mogli zatańczyć, ale żebym również dalej miała wzgląd na Lydię, usłyszałam głos trenera Finstocka.

— McCall! Widzę cię! — krzyknął, a ja ze Stilesem zaczęliśmy szukać wzrokiem Scotta, który właśnie zbiegał po schodach z ławek. — To mała sala, dorwę cię! Chodź tu! Z drogi ludzie! — warknął, gdy gonił uciekającego Scotta. — McCall! Nie masz praw... — zatrzymał się, gdy zobaczył jak Scott trzyma ręce wokół szyi Dannyego, a Danny trzyma swoje ręce na talii Scotta.

Parsknęłam śmiechem i spojrzałam na Stilesa, który uśmiechał się do mnie. Cała sala ucichła i nawet zespół, który dla nas występował przestał grać. Wzrok każdego był zwrócony w stronę Scotta, Dannyego i trenera, który wyglądał na naprawdę zmieszanego i jestem pewna, że czuł się niesamowicie niezręcznie, przez to jak dwuznacznie wyglądała ta scena. Myślę, że nie chciałby być kojarzony z tego, że zabronił dwóm chłopakom tańczyć.

— Co ty od... Co wy wyprawiacie? — zapytał trener, przeskakując wzrokiem pomiędzy Scottem a Dannym.

— Tak, trenerze? — powiedział Scott, przybliżając się do Dannyego jeszcze bardziej, przez co musiałam położyć rękę na swoich ustach by stłumić śmiech.

— Okej — zaczął się niezręcznie śmiać. — Chwileczkę. Chciałem powiedzieć, że on nie powinien... Nie chodziło mi o to, że... Chyba nie sądzicie, że... Po prostu... po prostu tańczcie! Wszyscy tańczcie! W końcu to impreza! — śmiał się nerwowo i odchodził tyłem, dopóki nie wyszedł z tłumu, a muzyka ponownie zaczęła grać.

Pokręciłam głową ze śmiechem i obróciłam się w stronę Stilesa, który już się na mnie patrzył.

— Tylko Scott mógł wpaść na coś takiego — zaśmiałam się i przełożyłam swoje ręce przez kark Stilesa, gdy jego dłonie spoczęły na mojej talii, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie.

Westchnęłam z uśmiechem i położyłam głowę na jego klatce piersiowej, powoli ruszając się w rytm muzyki. Przymknęłam lekko oczy, wsłuchując się w piosenkę i przeniosłam jedną dłoń na klatkę piersiową Stilesa. Czułam jak ciepły oddech Stilesa łaskocze mnie lekko w moją szyję i za chwilę mogłam poczuć jak składa na niej delikatny, lecz ciepły pocałunek. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego uważnie, przybliżając moją twarz do jego, by oprzeć moje czoło o czoło Stilesa. Przymknęłam oczy, gdy nachyliłam się bardziej i złączyłam nasze usta w delikatnym pocałunku. Siles wstrzymał na chwilę oddech, by po chwili zrelaksować się i przyciągnąć mnie jeszcze bliżej siebie. Oderwałam moje usta od jego i spojrzałam w jego oczy, uśmiechając się szeroko.

— To, co powiedziałeś wcześniej — przerwałam na chwilę, gdy moja ręka powędrowała do jego ramienia — było strasznie urocze.

— Było? — zapytał, uśmiechając się do mnie.

— Było.

Nagle poczułam jak coś ściska mnie w brzuchu i automatycznie zaczęłam szukać Lydii, której jak na złość nigdzie nie było. Stiles musiał zauważyć moje poruszenie, bo odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie uważnie. Odwróciłam od niego wzrok i usłyszałam ciche westchnięcie.

— Idź poszukać Lydii, poczekam na ciebie — powiedział i złapał moją twarz w swoje dłonie.

— Naprawdę? — zapytałam, a on uśmiechnął się lekko i pocałował mnie lekko w czoło, zanim odeszłam od niego.

Nie wiem dlaczego, ale intuicja podpowiadała mi, aby pójść na boisko szkolne, więc tam się od razu skierowałam. Na szczęście, znalazłam Lydię jeszcze przed wejściem na boisko.

— Lydia! — zawołałam, a moja przyjaciółka od razu się do mnie odwróciła.

— Ivette? Co ty tu robisz? — zapytała z uniesionymi brwiami.

— Pójdę z tobą, nie chcę, abyś szła tam sama — powiedziałam, gdy do niej podeszłam.

Lydia uśmiechnęła się lekko i złapała mnie za rękę. Razem skierowałyśmy się na środek boiska, co jakiś czas Lydia nawoływała Jacksona. Nagle, światła na boisku zaczęły się zapalać po kolei, a ja z Lydią przystanęłam w miejscu. Blask reflektorów oślepiał mnie, więc nie widziałam nic wiele. Lydia odeszła trochę dalej ode mnie, gdy ja stałam w miejscu.

— Jackson! — usłyszałam Lydię i obróciłam się do niej, by zobaczyć jak w naszą stronę idzie jakaś postać. — Jackson, to ty?

Nie zdążyłam nic powiedzieć, gdy postać w końcu stała się widoczna i zbliżyła się do Lydii. Peter Hale. Peter pieprzony Hale, który właśnie zbliżył się do mojej przyjaciółki niebezpiecznie blisko, a ja, mimo że chciałam się ruszyć, nie mogłam nic zrobić. Coś powstrzymywało mnie od zrobienia czegokolwiek, więc gdy Peter wyciągnął kły i zaczął atakować moją przyjaciółkę, jedyne co mogłam zrobić to krzyknąć:

— LYDIA!

Patrzyłam jak jej ciało opada na trawę boiska, a Peter podnosi wzrok z Lydii na mnie. Chciałam do niej podbiec, chciałam jej pomóc, zatamować krwawienie, ale moim ciałem zawładnął ktoś inny. I tym kimś był Peter Hale, który podszedł do mnie i uśmiechnął się do mnie złowieszczo, kiedy ja stałam sztywno szlochając nad losem mojej przyjaciółki.

— Ivette! — usłyszałam krzyk i poczułam jak Peter obraca mnie w stronę Stilesa, który biegł do nas. — Uciekaj!

Ale ja nie mogłam, a jedyne co czułam to to, jak Peter przykłada swoje kły do mojego ramienia i wbija się w moją skórę. Przed tym jak upadłam na ziemię obok Lydi i przed straceniem przytomności, usłyszałam krzyk Stilesa.

— IVETTE!





KONIEC AKTU PIERWSZEGO

EFBJSKDJBFJWJDJBSDK KONIEC AKTU PIERWSZEGO!!! Jestem przeszczęśliwa, że w końcu to skończyłam, bo naprawdę męczył mnie ten sezon! Był on naprawdę nudny i nie miałam jak rozwinąć wątku Ivette, ale proszę bardzo! Koniec aktu pierwszego, a początek aktu DRUGIEGO! Akt drugi będzie prze cu do wny, mogę wam to obiecać. Jestem nim tak podjarana, że o jejku! W sezonie drugim w końcu będę mogła rozwinąć wątek Ivette, zobaczycie, co się z nią stanie, kim będzie! i jak potoczy się jej relacja ze Stilesem, bo będzie się działo. Mam ogrom pomysłów na jej postać w drugim sezonie i mam nadzieję, że one wam się spodobają, bo ja osobiście jestem zakochana w postaci Ivette.

Akt drugi pojawi się na dniach, nie wiem kiedy dokładnie, bo nie mam bladego pojęcia jak wyrobię się z nauką i z pisaniem rozdziałów, ale postaram się wstawić go jak najszybciej! Jestem przeogromnie szczęśliwa, że w końcu coś będzie się działo i, że w końcu mogę rozwinąć wątek Ivette. Ivette w akcie drugim na początku będzie trochę zmieszana, ale z czasem będzie coraz bardziej badass! 

Anyways! Dzięki za przeczytanie tego nudnego sezonu i możecie wyczekiwać drugiego aktu!

Do napisania!

━━━━━━ argentivette
Oliwka.

realized: 04.05.20

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro