Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝟎𝟎𝟐. - tuesday

┌─────────────────┐

└─────────────────┘

˖⋆🦋 ࿐໋₊

𝐙𝐀𝐏𝐄𝐖𝐍𝐄 𝐊𝐀Ż𝐃𝐘 𝐙 𝐍𝐀𝐒 kiedykolwiek w swoim życiu znalazł się w sytuacji, w której najzwyczajniej w świecie nie miał pojęcia co zrobić dalej. Po prostu stał w miejscu niczym marmurowa, niema statua i czekał na rozwój sytuacji. Rozważał w ciszy, przetwarzał możliwe opcje lub też w ogóle odciął od siebie dwulicową zdolność myślenia.

Dokładnie tak samo czuła się (y/n), kiedy po raz pierwszy została zaatakowana przez trzy pary nastoletnich oczu. Cóż, może jednak cztery, ale te ostatnie bynajmniej nie należały do człowieka w nastoletnich latach, a z drugiej strony atakowały ją od tak długiego czasu, iż zdążyła się niemal przyzwyczaić do napastliwych, przeraźliwe niebieskich tęczówek.

Kiedy Gojo skończył w końcu opowiadać swoim uczniom co tak właściwie stało się od momentu nocy, w której kazał im sięgnąć po łopaty, po prostu stanęli oniemieli i zaczęli wpatrywać się tempo w (kolor)włosą. Satoru oczywiście do nich dołączył, przez co osoba (y/n) stała się automatycznie centrum uwagi.

— Czyli jest pani żoną Gojo - senseia i jest pani jednocześnie martwa? — pierwszym, który przełamał ciszę okazał się być Itadori, występując na przód ku kobiecie.

— Ależ nie bądź taki niegrzeczny Yuji - kun i nie wypominaj jej tego — upomniał nastolatka, który momentalnie się intensywnie zarumienił, sam Gojo, machając przy tym dłonią od niechcenia.

— Uh... W każdym razie... Bardzo miło mi panią poznać! Jestem Itadori Yuji, to jest Nobara — tutaj wskazał na brunetkę o ciemnych oczach, która szybko odmachała ręką — a to Megumi — mówiąc to, skierował tym razem w stronę najcichszego bruneta, który tylko lekko uniósł dłoń, tylko po to żeby moment później szybko ją opuścić, jakby poprzedni gest nigdy nie miał miejsca.

W międzyczasie Yuji chwycił za jedną z rąk (y/n) z wyeksponowanymi kości i zaczął ją ściskać, machając przy okazji energicznie. Nie przewidział tylko, że w pewnym momencie sama kończyna odpadnie ze stawu, pozostawiając w uścisku ich dłonie. Właśnie wtedy Itadori po chwili wszechogarniającej ciszy zaczął panicznie krzyczeć. W kontraście na jego atak paniki, na jego prawym policzku ukazała się para ust, wydobywająca z siebie niski, gardłowy śmiech.

— Itadori, kto by pomyślał, że jesteś aż takim zbereźnikiem — wykrztusił z siebie białowłosy mężczyzna chwytając za maskę i wycierając pojedynczą łzę z kącika oka, po tym jak sam doszedł do siebie po napadzie śmiechu. W tym samym czasie pozostała dwójka podopiecznych Satoru starała się zamaskować chęć roześmiana.

— Więc z tego co zrozumiałem, jesteś żoną białowłosego kretyna? — dodatkowa para ust na twarzy Itadoriego zadała pytanie, podczas gdy (y/n) sięgnęła po swoją rękę od niego i starała się ją na nowo przymocować. W odpowiedzi tylko machnęła głową twierdząco.

Usta ponownie się gromko roześmiały.

— Ah, rozumiem. To może być doprawdy ciekawe...

Satoru uważnie przysłuchiwał się temu, co Sukuna miał do powiedzenia. Może i był starą, potężną i  przede wszystkim upierdliwą klątwą, ale mężczyzna zdążył się też przekonać o jego faktycznej, wszechstronnej wiedzy. Liczył więc, że dzięki jego komentarzom będzie mógł w jakiś sposób dowiedzieć się czegoś o swojej nowej małżonce. Sam Sukuna najwidoczniej nie chciał zdradzić ani krzty tajemnicy, widocznie coś jednak wiedząc. W rzeczy samej, dlaczego miałby z całą przyjemnością nie podręczyć tych marnych ludzi?


Z odległości kilku metrów trening pod przewodnictwem Gojo Satoru już wydawał się być niekończąca się męczarnią, co dopiero, gdy było się jego uczestnikiem. (y/n) przypalała się na tym, że co rusz współczuła tym dzieciakom, na widok obrażeń, które zadawał im niemalże nieustannie ich nauczyciel. Naturalnie, jemu samemu sprawiało to nadzwyczajną radości i nie wymagało praktycznie żadnego wysiłku. Tak przynajmniej się tłumaczył.

W pojedynek skupiła się na tyle, że nawet nie zwróciła prawie uwagi na Megumiego, który ukradkiem opuścił pole walki, podczas gdy Gojo był skupiony na Yujim i podszedł do niej. Nic też dziwnego, że gwałtownie podskoczyła, czując nagłe dźgnięcie w ramię.

— Spokojnie to tylko ja! — próbował ją uspokoić brunet, odsuwając się o krok.

— Megumi, zgadza się? Nie miałeś przypadkiem trenować z resztą? — zapytała go zdziwiona kobieta. Po cichu nie dziwiła się, że chłopak wcale nie chciał już brać udziału w mini torturach Satoru, ale wolała go zapytać.

— Um... niby tak, ale Gojo dzisiaj daje nam niezły wycisk, być może dlatego, że ma widownię w twojej postaci — przyznał niezręcznie, odwracając wzrok.

— Wiesz, wcale ci się nie dziwię — (kolor)włosa wzruszyła sztywno ramionami. Zanim zdążyła coś dodać spostrzegła, że Nobara również dołączyła do ich boku — Ah, Nobara? Więc ty też masz już dosyć?

— Zdecydowanie — przyznała ścierając łokciem warstwę potu z czoła — Gojo - sensei naprawdę nam nie odpuszcza, więc jestem praktycznie wykończona — nastolatka wydała z siebie świadczący o tym jęk — Co wy na to żeby się stąd zerwać?

Megumi i (y/n) spojrzeli na nią początkowo z zaskoczeniem, jednak po chwili pomachali głowami twierdząco.

— Chwila, a co z Itadorim? — przypomniała sobie kobieta.

— Co ja? — zgromadzoną trójkę zaskoczył sam wspomniany, podpierając się o kolana ze zmęczenia.

— Zaraz, ty nie miałeś odciągać od nas przypadkiem uwagi Gojo - senseia, głąbie? — zadała pytanie zdenerwowana Nobara, podpierając swoje ręce na biodrach i patrząc z góry na różowowłosego.

— Serio? No cóż, najwyraźniej już nie muszę, bo jest zajęty gadaniem przez telefon — wytłumaczył się Itadori, wskazując ręka na samego Gojo, który darł się właśnie do urządzenia z szerokim uśmiechem, gestykulując jedną ręką. Gdyby nie fakt, że rozmawiał tak z każdym, można by było stwierdzić, iż próbuje pozbyć się natrętnego sprzedawcy, próbującemu wcisnąć mu jakiś „genialny" rupieć, wynalazek przez telefoniczną promocję produktu. Jednak w tym przypadku to bardziej Gojo bardziej nadawał się na takiego natrętnego sprzedawcę.

— Świetnie, czyli nie musimy nikogo poświęcać — stwierdził Megumi, wzruszając od niechcenia ramionami — Kto dzisiaj stawia?

(y/n) zwróciła na siebie uwagę trójki nastolatków, sztucznie głośno odchrząkując. W następnej kolejności wyjęła zza siebie drobny przedmiot, który okazał się być kartą bankową.

— Tak się składa, że udało mi się zwinąć kartę waszemu senseiowi, więc nie będzie z tym problemu — poinformowała ich, uśmiechając się szeroko i machając im przed nosem kartą — W końcu powinien się dzielić majątkiem z żoną, a ja zamierzam podzielić się z wami!


Początkowo Yuji i Nobara zażarcie sprzeczali się o miejsce, do którego grupa powinna tym razem pójść. Każde z nich wybrało jedno, konkretne i za żadne skarby nie chciało odpuścić. Spór rozwiązał dopiero jakże dyplomatycznie Megumi, proponując wybór galerii handlowej, w której każdy mógł coś dla siebie wybrać.

Ostatecznie doszło do tego, że cała czwórka zwiedziła każdy zakamarek galerii zaczynając na stoiskach z jedzeniem, a kończąc na wizycie w nowo odkrytej przez nich budce ze zdjęciami. Przy okazji odwiedzili nawet sklep z ubraniami, który był pomysłem Nobary, w celu zmienienia stroju (y/n). W końcu nic nie wybrali, ale przynajmniej podczas tej praktyki cała trójka nieźle się zintegrowała. Niestety, była to ich ostatnia atrakcjach, ponieważ wychodząc z niej, roześmiana grupa wpadła prosto na niezwykle poważnego Gojo Satoru. Dosłownie wpadła.

— Proszę, proszę... trójka zdradzieckich gówniarzy i moja fałszywa żonka - porywaczka — skonfrontował się z nimi głęboko poirytowany mężczyzna, krzyżując ciasno ramiona na piersi oraz tupiąc w miejscu nogą.

Czwórka spoglądała na niego ze zdziwieniem, w ciszy rozważając jego słowa. Białowłosy niezbyt często wykazywał negatywne emocje podobne zirytowaniu, tym bardziej w takim stopniu.

— Wybacz, Gojo, ale nikogo nie porwałam. Poszli jak najbardziej dobrowolnie — starała się wybronić kobieta — W ogóle jak nas znalazłeś?

— Och wiesz, to nie było wcale trudne, zważywszy na to, że PRAKTYCZNIE WYCZYŚCILIŚCIE MI KARTĘ! Zachodziłem w głowę gdzie się podzialiście, ale moje wątpliwości rozwiał dopiero telefon z banku — Satoru nachylił się w stronę (y/n), spoglądając na nią z góry ze względu na ich znaczną różnicę we wzroście.

— Więc jesteś teraz całkowicie spłukany? — przemówił jako pierwszy Megumi, zawierając w pytaniu jakby skrytą nadzieję.

— Oczywiście, że nie! Za kogo ty mnie masz? — Satoru spojrzał na niego, następnie sięgając do kieszeni w swoich spodniach i wyciągając z niej stos różnokolorowych, wzorzystych kart bankowych, na widok których całej czwórce dosłownie opadły szczęki — Ale ta była moją ulubioną! Nie mam pojęcia, jak udało wam się w ogóle ją zdobyć. A tym bardziej, jakim cudem (y/n) udało się przekupić moje dzieci.

Trójka uczniów nie mogła powstrzymać napadu śmiechu, spowodowanego ostatnim zdaniem Gojo. (y/n) zaś przybrała obronną postawę, posyłając mężczyźnie oskarżycielskie spojrzenie.

— Nikogo nie przekupiłam. Zresztą, jeśli to twoje dzieci, to moje też. Wiesz, w końcu małżeństwo i te sprawy — kobieta wystawiła mu język, chwilę później wystawiając w jego kierunku kościstą dłoń z żelkową obrączką.

Niebieskooki przewrócił oczami, mimowolnie nieco się uśmiechając na jej dziecinne zachowanie i uwalniając dłonie, które opadły po obu stronach jego tułowia. Jak mógł dalej przy niej udawać jakiekolwiek zirytowanie?

— Dobra, ale jeszcze jedna taka akcja i biorę rozwód!

┊✧*。 ✯┊☪︎⋆✧*。 ┊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro