Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝟎𝟎𝟏. - monday

┌─────────────────┐

└─────────────────┘

˖⋆🦋 ࿐໋₊

...𝐍𝐎 𝐃𝐎𝐁𝐑𝐙𝐄, 𝐌𝐎Ż𝐄 𝐙𝐀𝐂𝐙𝐍𝐈𝐉𝐌𝐘 𝐎𝐃 𝐏𝐎𝐂𝐙Ą𝐓𝐊𝐔 — całkowicie zdezorientowany Masamichi Yaga wpatrywał się tępo w dwójkę osób, znajdujących się naprzeciw niego w jego gabinecie. A może powinien raczej powiedzieć w człowieka i trupa.

— Ale po co zaczynać od nowa, skoro wszystko już ci dokładnie wytłumaczyłem? — obruszył się Gojo, krzyżując nogi i wpatrując się gniewnie w starszego mężczyznę. Powtarzanie kwestii tylko ze względu na niedołężność słuchową starszych ludzi było uciążliwe.

— Bo kompletnie nic nie rozumiem z twoich chaotycznych wyjaśnień! — sam Yaga zaczynał powoli tracić cierpliwość — Wpadłeś tutaj i wykrzyczałeś, że jakaś martwa wariatka nawiedziła cię w lesie twierdząc, że od teraz jest twoją żoną! Kto normalny uwierzyłby w taką historię? Właśnie dlatego chcę, żebyś wyjaśnił mi o co tutaj chodzi — brunet wypowiadając ostatnie zdanie wskazał rękami na oboje przybyszów.

— Dokładnie to się właśnie stało. Ona — tutaj Satoru energicznie zaczął gestykulować w stronę emanującej błękitem kobiety — dosłownie wstała z martwych. Praktycznie wyszła z ziemi i rzuciła się na mnie, twierdząc, że od teraz jesteśmy małżeństwem!

— Pominąłeś tylko fakt, że sam wypowiedziałeś przysięgę i wsunąłeś mi na palec pierścionek — sama domniemana winowajczyni nareszcie przemówiła z żalem i niemal smutkiem, krzyżując ręce na piersi — Albo raczej powinnam powiedzieć - żelka w jego kształcie.

Białowłosy mężczyzna przez chwilę zaniemówił, przypatrując się jej uważniej. Było to drugie zdanie, jakie kiedykolwiek do niego wypowiedziała. Wyglądała dokładnie tak samo, jak przedstawili ją w ekranizacji dzieła Tima Burtona - nosiła przybrudzoną i uszkodzoną w niektórych miejscach suknię ślubną, podarty welon, a w prawej ręce trzymała kurczowo zaschnięty bukiet niebieskich róż. Zwrócił też uwagę na odsłonięte kości jej lewej ręki i widoczną ranę na klatce piersiowej, przez którą było widać żebra. Sama wydzielała z siebie niezwykle niebieską otoczkę, która dodawała jej dziwnego uroku i mistycyzmu, tajemniczości. Jednakże to ogromny smutek był najbardziej wyczuwalną emocją w jej obecności. To tak jakby owa emocja przybierała wokół niej postać materialną, przenikając w ten sposób do otoczenia. Gojo zaczynał żałować, że nie poznał jej za życia.

— Jak ty tak właściwie masz na imię? — zadał pytanie po momencie ciszy, mając nadzieję, iż nie zauważyła jego badawczego, przenikającego i przede wszystkim zaciekawionego spojrzenia na swojej osobie.

— Poważnie? To twoja żona, a ty nawet nie wiesz jak się nazywa? — oburzył się na głos Yaga, zostając jednocześnie całkowicie zignorowany.

Kobieta skupiła na nim swoją uwagę, w dalszym ciągu krzyżując kończyny i posyłając mu, tym razem, zirytowaną ekspresję. Aczkolwiek, gdy ich spojrzenia się spotkały, pierwsza odwróciła wzrok.

— (y/n)... — odpowiedziała cicho, prawdopodobnie mając nadzieję, że pozostała dwójka jej nie usłyszała.

— Ah? Chyba cię nie dosłyszałem.

Mogłabyś powtórzyć? — Gojo zaczynał stopniowo bawić się w najlepsze, pochylając się nieco w jej kierunku, trzymając przy tym dłoń przy uchu.

Tymczasem sama (y/n) wybudziła się z dziwnego transu, który znienacka ją dopadł i prawie natychmiastowo zaczęła sztyletować mężczyznę wzrokiem. Satoru ledwie powstrzymał się od śmiechu, stwierdzając w duchu, że denerwowanie jej prawdopodobnie stało się jego obecną ulubioną rozrywką. Bowiem przywykł już do standardowego działania ludziom na nerwy samym swoim sposobem bycia, mimo to, reakcje, które wydobywa z siebie (y/n) pod wpływem tego czynnika, wydawały mu się być jakoś wyjątkowo zabawne. Zupełnie jakby była jakimś pociesznym szczeniakiem. A kto nie lubi pociesznych szczeniaków?

— No dobra, przyznaję usłyszałem za pierwszym razem! Tylko przestań mnie już unicestwić wzrokiem, (y/n) — tym razem nie mógł już powstrzymać drobnego parsknięcia śmiechem. Przyznał przed sobą też kolejną drobną rzecz - lubił wydźwięk jej imienia, które od teraz postanowił z całą dbałością wypowiadać jak najczęściej. W jednym momencie było nic nieznaczącym słowem, aby w następnym stać się magicznym zaklęciem, może nawet klątwą, wywołującą w nim głęboko zagrzebane uczucia — Przykro mi, ale raczej nie identyfikuje się jako nekrofil. Ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek.

(Y/n) tylko przewróciła oczami na jego wyznanie i miała powiedzieć zapewne coś nad wyraz opryskliwego, jednak tym razem przerwał jej sam Masamichi, który w końcu był w stanie przerwać ciągłą wymianę zdań domniemanego małżeństwa.

— Wiem, że teoretycznie jesteś trupem ale powiedz, jak u ciebie się mają sprawy z-

— Wybaczcie, że wam przerywam ale nie przypominam sobie, żebym zajmował się prowadzeniem terapii małżeńskich — stwierdził wyraźnie poirytowany, bębniąc donośnie palcami o blat biurka — Gojo, przypomnij mi w jakim celu ją tu w ogóle przyprowadziłeś?

Białowłosy już otwierał usta żeby coś odpowiedzieć, lecz w ostateczności nic się z nich nie wydobyło. Dlaczego? Odpowiedź była banalnie prosta - zwyczajnie nie wiedział, w rzeczy samej, po co konkretnie tutaj przyszedł. Zrobił to niemalże impulsywnie, nie mając samodzielnego pomysłu na rozwiązanie problemu „małżeństwa". Z drugiej strony, gdy sam przed sobą moment temu przyznał, że jego „żona" poniekąd budziła w nim zaintrygowanie i, TYLKO być może, chciałby dowiedzieć się o niej więcej, problem przestawał istnieć. Pozostawało za to jedno pytanie.

— No więc, praktycznie nie wiem czym ona jest — Yaga w odpowiedzi posłał mu pytające spojrzenie, zachęcając niemo do kontynuacji — Przecież założenie, że naprawdę jest żywym trupem byłoby idiotyczne. Zresztą, jest na to stanowczo za ładna — białowłosy przerwał wywód dosłownie na sekundę, tylko po to, by puścić szybkie oczko spod opaski w stronę (e/c)okiej — Tym bardziej jakimś, no nie wiem, duchem? A więc — w jednym momencie sprawnie całkowicie obrócił się w stronę trochę zaskoczonej (y/n), sięgając tym samym ręką i znów podwijając, tym razem bardziej, ciemną opaskę ze swoich oczu, a następnie doszczętnie przeszywający nimi kobietę — Czym jesteś, (y/n)?

Satoru nie był głupi - już od samego początku czuł od niej prawie namacalną przeklętą energię. Ba, emanowała ona przecież wkoło niej i była widoczna gołym okiem. Z góry miał swoje podejrzenia, potrzebując jedynie ich chociażby najmniejszego potwierdzenia.

(h/c)włosa pomimo chwilowego wytrącenia z równowagi szybko wróciła do siebie, jednak w tym przypadku będąc niewzruszoną na starającego się wywrzeć na nią presję mężczyznę. Kobieta doskonale zdawała sobie sprawę, co próbował osiągnąć takim postępowaniem. Skutkowało to trwającym między nimi cichym wyzwaniem na to, kto pierwszy odwróci wzrok. Kiedy niebieskooki zorientował się, że kobieta nie zamierza osiąść na laurach, sam pierwszy przerwał kontakt przymykając oczy przy towarzyszącym temu szerokiemu uśmiechowi. Zaczynał coraz bardziej przepadać za swoją nową towarzyszką.

— Nie mogę wam tego wyznać — (y/n) wyrzuciła z siebie szybko, ani trochę nie zmieniając swojej ekspresji ani postawy.

— W takim razie, jeśli moje spekulacje się potwierdzą, zostaniesz natychmiastowo poddana egzekucji — miała być to groźba, pod której naporem by się złamała, aczkolwiek Gojo nie mógł powstrzymać się już od jawnego drażnienie się z nią i wypowiedział ową frazę trochę zbytnio rozbawionym tonem. Całkiem tak, jakby wyrok śmierci wydawał się czymś nieodłącznie komicznym. Może nawet był, zważywszy, że posyłano na niego nieboszczkę.

Ku jego zdziwieniu i tym razem (y/n) nie drgnęła nawet powieka. Według niego, w tamtej chwili zamiast bezbronnej ofiary, na którą początkowo nieco się kreowała, wyglądała bardziej na godnego jemu przeciwnika. Niemal westchnął z podziwem, kiedy doszukując się chociaż szczypty strachu w jej spojrzeniu, w zamian odkrył w nich jedynie ciche wyzwanie i motywację.

— Nie poddamy jej egzekucji — Yaga ponownie im przerwał, tym razem jeszcze bardziej zdecydowanym tonem, jakby podjął już decyzję i pod żadnym pozorem nie zamierzał od niej odstąpić — Nawet jeśli jest klątwą klasy specjalnej, nie wyegzorcyzmujemy jej. W obliczu naszego obecnego problemu z takimi przedstawicielami — dyrektor instytucji edukacyjnej jujutsu przeszył białowłosego dziwnie niezrozumiałym dla niego spojrzeniem — może okazać się niezwykle przydatna.

Gojo nic nie odpowiadając, obrócił się znowu w stronę bruneta spoglądając na niego podejrzanie. To było pewne - nie miał do niego ani krzty zaufania, jednak znał go na tyle długo, by wiedzieć, że prawdopodobnie ma już obmyśloną jakąś strategię z wykorzystaniem nowego „asa" w jego kolekcji. Oczywiście natychmiastowo jego priorytetem stało się odkrycie zamiarów mężczyzny, jednak zdziwił się odczuwając też jakąś znikomą niechęć do wykorzystania (y/n).

— W porządku, ale co w takim razie z nią teraz zrobimy? — zapytał Satoru, zupełnie tak, jakby obiektu ich głośnych rozważań nie było w tym samym pomieszczeniu co oni. (y/n) początkowo chciała się wtrącić, jednak po chwili namysły postanowiła poczekać na swoją kolej, jedynie w zupełnej ciszy przewracając oczami.

— Czy ja wiem? — kontynuował jego postawę Masamichi, drapiąc się nieznacznie po karku — To w końcu twoja nowa żona, więc ty się nią zajmuj. A jeśli faktycznie jest klątwą, to pod żadnym pozorem nie możesz spuścić jej z oka — brunet w końcu przeniósł swoje czujne spojrzenie na kobietę, posyłając jej w ten sposób ostrzeżenie.

— Jeśli kiedykolwiek mieliście w zamiarze mnie zapytać, to osobiście też mi to pasuje. Na dodatek nie mam złych zamiarów — obroniła się, wzdychając męczeńsko i podnosząc dłonie na znak poddania.

— To już sami osądzimy, kochanie — przyznał niebieskooki, spoglądając na nią kątem oka z zaczepnym uśmiechem. Może małżeństwo nie było wcale takim złym pomysłem?

┊✧*。 ✯┊☪︎⋆✧*。 ┊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro