Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 3



Czarnowłosy siedział jeszcze przez chwilę zamurowany. Nie spodziewał się takiego zagrania ze strony Parka. Ostatnia godzina wydawała mu się marzeniem sennym z którego mógł zostać za chwilę brutalnie wybudzony.

Przegonił natrętne myśli i dotknął swoich ust, ciągle mając wrażenie, że czerwonowłosy go całuje. Westchnął, motywując się do wstania. Nie mógł tu przecież spędzić całego dnia, chociaż by chciał.

Jeon poprawił koszulkę, która mu się podwinęła lub ktoś to zrobił, bo nic w przyrodzie się samo nie dzieje i wyszedł z pokoju mężczyzny.

Kierował się w stronę swojego pokoju, który był niestety na drugim końcu remizy, gdzie swoją „siedzibę" miał zastęp drugi. Tak, najwyraźniej ktoś pomyślał o kłócących się drużynach i je rozdzielił. Ta osoba musiała być naprawdę mądra.

Kook zszedł na parter, by przejść przez garaże, bo tamtędy było najszybciej. Tam zawsze siedziało kilka osób, ale tym razem zdziwił go widok całego pierwszego zastępu.

Czarnowłosy zaciekawiony podszedł bliżej. Zamrugał szybko, widząc Jimina stojącego sztywno przed młodym chłopakiem i starszą kobietą.

Widział tylko jego plecy, lecz instynktownie wiedział, że rudy nie chciał tam być. Napięte mięśnie jak do ucieczki tylko utwierdzały Jeona w tym przekonaniu.

Kobiecina stała z tyłu i cicho szlochała, a jej syn prawdopodobnie mówił coś szybko do dowódcy. Park musiał mu coś odpowiedzieć, bo rozeźlony facet chwycił czerwonowłosego za przód koszulki.

Jungkook ruszył w tamtą stronę, mając nadzieje pomóc swojemu... Dowódcy? Koledze? Chłopakowi? Sam nie wiedział, jak nazwać Jimina.

Zatrzymała go ręka Jina. Jeon spojrzał pytająco na mężczyznę, który potrząsnął głową z rezygnacją.

- Nie wtrącaj się Ciastek.- rzekł strażak.

- Kim oni są?- spytał brunet od niechcenia, ciągle obserwując agresora.

- To rodzina ofiar, które zginęły w czasie tej akcji.- Seokjin przeczesał palcami włosy, niszcząc idealnie ułożoną fryzurę.- Często to się zdarza.

- Czego chcą?- Kook zmarszczył brwi, zwracają całą uwagę na mężczyznę obok niego.- Nie powinni teraz zajmować się poszkodowanymi?

Jin westchnął ciężko.

- Gdyby to było takie łatwe...

- Co?- zapytał niezbyt inteligentnie Jeon.

- Te dwie ofiary nie żyją, Kookie.

Chłopak zamarł i spojrzał ponownie na czerwonowłosego w porę by ujrzeć jak agresywny mężczyzna zadaje pierwszy cios, a po nim następny, zanim powstrzymują go strażacy z zastępu pierwszego.

Jungkook nie kontrolując swojego zachowania, podbiegł do Jimina, który stał nieruchomo z głową obróconą w lewo po uderzeniu. Jego rude włosy upadły mu na oczy. Ciastek delikatnie dotknął jego policzka i odgarnął kosmyki.

- To twoja wina!- wydarł się krewny ofiary, a staruszka z tyłu zaczęła jeszcze bardziej łkać, ale nikt nie zwracał na nią uwagi.- To tak jakbyś ich zabił!

Kook napotkał spojrzenie Parka. Przełknął ciężko ślinę. Jego wzrok był pusty i jakiś taki chłodny. Dowódca odsunął chłopaka na bok, nie zważając na jego marne próby stawiania się. Skłonił się nisko, odsłaniając kark.

- Przepraszam, że nie mogłem nic poradzić na śmierć waszych najbliższych.- rzekł prostując się.

- Myślisz, że to coś pomoże?!- krzyczał dalej facet. Aż Kook miał mu ochotę przyłożyć.

- A co pomoże panu awanturowanie się tutaj?- Koło Jeona stanął Hyungwon, górujący nad większością strażaków.

- Nie wtrącaj się gówniarzu!

- Niech pan uważa na słowa.- warknął Jungkook, już mocno wkurzony.

- Jeśli to pomoże to złożę rezygnację z mojego stanowiska.- powiedział Jimin głośno.

- Ale...- zaczął Ciastek zszokowany.

- Jeszcze raz przepraszam.- Rudowłosy ukłonił się jeszcze raz po czym nie zważając na zaskoczonych strażaków oraz samego awanturnika odszedł.

Do całego zamieszania podszedł Jin.

- Nie znał pan szczegółów akcji. Mimo to przyszedł pan tu, szukając winnego.- stwierdził spokojnie.

Jeon czuł jednocześnie żal, wściekłość i smutek w stosunku do agresora. Nie mógł się zdecydować co bardziej byłoby teraz odpowiedniejsze.

- Po to tu przyszłam.- Odezwała się staruszka.- Niech mi pan powie.

- Strażak, którego przed chwilą pobiłeś był osobą, która pierwsza rzuciła się na pomoc. Właściwie tylko on to zrobił. Domyślał się, że ta dwójka nie przeżyje, a mimo to pobiegł prosto w ogień by wydostać chociaż ich ciała.- Każde kolejne słowo Seokjina uderzało w Kooka.

Jimin naprawdę to zrobił?- myślał szatyn, wpatrując się teraz już jawnie w krewnego ofiary z nienawiścią.- Jeśli ten rudy karzeł odejdzie przez kogoś takiego to będzie musiał mnie odwiedzać w więzieniu.

Odwrócił się, chcąc pójść za mężczyzną, ale zatrzymała go ręka I.M'a który dzisiaj paradował do sypialni Parka, przerywając ich pocałunek.

- Możemy porozmawiać?- spytał. Jeon pokiwał głową, że się zgadza. Oboje zaczęli iść spacerowym krokiem, okrążając remizę.

- Nie przedstawiłem się, Lim Changkyun.

- Jeon...

- Znam cię, nie musisz się przedstawiać. To ja razem z Parkiem decydowaliśmy czy cię przyjąć.- rzekł.

- Oh.- Jungkook nie wiedział co powiedzieć.- Jesteś jego przyjacielem?

- Od przedszkola jesteśmy nierozłączni.- Jego kąciki ust uniosły się delikatnie.- Nie pytam z ciekawości, ale kim jesteś dla Chim chima?

- Chim...

- Jimina.- dopowiedział Lim. Kook zarumienił się. 

Nie wiedział kim był dla Parka. Tej relacji nie dało się scharakteryzować czy opisać. Całowali się dwa razy. Rudy troszczył się o niego, co też okazał dwa razy. Jeon czuł motylki w brzuchu, kiedy myślał o mężczyźnie, ale... Co to oznaczało?

- Nie wiesz, prawda?- Strażak przystanął na placu.- Nie dziwi mnie to. Co do niego czujesz?

Kook umknął wzrokiem gdzieś w bok, wołając niemo o pomoc. Co miał powiedzieć przyjacielowi Parka?

- Ja... Myślę że to zauroczenie.- bąknął w końcu, czując jak jakiś ciężar spada mu z serca.

- Powinieneś wiedzieć coś. Skrzywdź go a upierdole ci jaja przy gardle i rzucę psom na pożarcie. A potem będę patrzeć jak się wykrwawiasz oraz błagasz o przebaczenie, którego oczywiście nie zaznasz.- Uśmiechnął się Lim.

- Rozumiem.- Odparł szybko Jeon.

- No mam nadzieję. Słuchaj, po prostu nie zrań go. Może wygląda na nieczułego i chłodnego, ale to tylko pozory.  

I.M zaczął iść dalej. Kook dogonił go szybko.

- Sądziłem, że jest dużym chłopcem i nie potrzebuje opiekunki.- mruknął pod nosem czarnowłosy, ale niestety strażak to usłyszał.

- To przez wydarzenia, które miały miejsce dwa lata temu. Wtedy to zginął były dowódca sekcji.

- Przed Jiminem?- Ciastek zaciekawiony wpatrywał się w Changkyuna.- Byli blisko ze sobą?

- Tak.- Jungkook zmarszczył nos, czując delikatną zazdrość.- Chociaż może to było jednostronne uczucie ze strony Parka.

- Dlaczego tak uważasz?

- Bo byłem tam, kiedy umarł Lee Jong Suk.- odparł smutno Lim.- Słyszałem jego ostatnie słowa i widziałem co się później działo z Jiminem. Po prostu... Nie życzę nikomu tego, ani nie chce tego widzieć więcej.

- Co się wtedy wydarzyło?- Jeon czuł coś pomiędzy żalem a ciekawością. Współczuł rudemu, chciał się dowiedzieć o nim więcej.

Przyjaciel Parka spojrzał na niego mrużąc oczy.

- Spytaj go dzisiaj sam. Najlepiej gdy znowu w nocy wyjdzie na dach.

- Na dach?

- To jego tajemnica, nikt o tym nie wie, oprócz mnie.- zaśmiał się.- Kiedy musi pomyśleć to tam idzie. Zapytaj go wtedy, pewnie ci odpowie.

- I.M na jaki dach?- pytał dalej Kook.

- Wiesz gdzie jest nasza stara pralnia?- Odpowiedziało mu kiwnięcie.- To jak wejdziesz jeszcze wyżej schodami masz suszarnię i z boku małą drabinę, prowadzącą na dach wieży. Jest tam już bezpiecznie, bo w zeszłym roku dorobiliśmy tam barierki.

- O której mam tam pójść? Nie śpię w tej samej części co wy.

- Koło północy Kopciuszku.- Lim mrugnął do bruneta.- Nie wspominaj tylko, że ja ci powiedziałem o jego nawyku. To będzie nasz sekret.

Jeon uśmiechnął się. Chwilę później strażacy się rozstali. Jungkook naprawdę nie znał dowódcy od tej strony. Myślał, że taki trudny charakter ma od zawsze.



Minęło kilka godzin. Jimina nigdzie nie było, zauważyli to nawet Hyungwon i Wonno, którzy świata poza sobą nie widzieli.

To nie tak, że Kook szukał mężczyzny, ale zwykle na niego wpadał. W końcu wieczorem zebrał się w sobie i poszedł do rzekomej kryjówki rudowłosej małpy.

Jeon założył jakąś bluzę, bo dzisiejszej, mimo że letniej nocy, było chłodno. Niczym prawdziwy ninja przekradł się przez część sypialną zastępu pierwszego, a potem przez pralnię.

Wdrapał się po naprawdę wąskiej drabince do góry. Wychylił głowę na zewnątrz i od razu uderzył w niego podmuch wiatru. Zadrżał, gdy ten przeniknął przez materiał. Wyczołgał się cały na dach. Spojrzał do góry i westchnął, spoglądając na konstelacje gwiazd. Siedząc na tej wieży, nic ich nie zasłaniało.

Brunet rozejrzał się. Park siedział prawie na skraju, patrząc się na horyzont. Kook nie bardzo wiedząc co teraz zrobić, bo dosłownie zabrakło mu języka w gębie, usiadł kawałek od dowódcy.

Jeon wpatrywał się w profil mężczyzny, na kosmyki czerwonych włosów rozwiewanych przez wiatr. Przełknął ślinę. Światła z dołu odbijały się w długich rzęsach Parka.

Jedyną myślą, która przyszła chłopakowi do głowy to to że Jimin wygląda jak smucący się anioł.

Opamiętał się jednak i zaczął wpatrywać w swoje nogi. Już przedtem czuł się zażenowany, ale teraz przekraczało to normę.

Lubił rudego, mimo okropnych treningów na początku jego kariery strażaka, bo zrozumiał, że miało mu to pomóc. Jeśli zaś chodziło o jakieś głębsze relacje... Nie wiedział. W szkole nie miał żadnej drugiej połówki. Nie interesowało go wymienianie śliny przy wszystkich obecnych na korytarzu, jak robiły to niektóre pary.

Chociaż teraz nie miałby nic przeciwko. Jeon odniósł wzrok na Jimina, który wpatrywał się w niego. Brunet zarumienił się, nie wiedząc ile czasu tamten się na niego patrzy. Można powiedzieć, że spanikował.

- Twój ojciec był złodziejem? Bo chyba ukradł wszystkie gwiazdy i włożył ci w oczy.- prawie krzyknął Jungkook. Wzrok Parka wyrażał dezorientacje, która zmieniła się w rozbawienie. Z gardła mężczyzny wydostał się słodki chichot.

Jeon poczuł zażenowanie i prawie z płaczem zawołał:

- Nie śmiej się ze mnie.

- Dlaczego? To było słodkie.- Rudowłosy uśmiechnął się, jednak spoważniał, by nie urazić bardziej chłopaka. Kook dziękował bogu, iż mężczyzna nie widzi jakie ma zaczerwienione policzki.

- Mam nadzieję, że to co powiedziałeś dzisiaj temu facetowi nie jest prawdą.- rzekł brunet.

- Właściwie, długo zastanawiałem się nad odejściem. Od kiedy Lee nie żyje...- Jimin zamilkł gwałtownie.

- Kim on był?- Jeon domyślał się, iż poruszył delikatny temat.

- Przyjacielem. Kimś kogo kochałem.- odparł cicho.- Rozumiem tego mężczyznę, który na mnie krzyczał. Zachowywałem się tak samo.

- Co się stało?- Kook dotknął delikatnie ramienia rudowłosego, próbując go pocieszyć.

- Ocalił kobietę podczas pożaru. Oddał jej swoją maskę.- Potrząsnął głową jakby odpędzał jakieś myśli.- Nie mogłem mu pomóc, bo byłem za daleko.

- Jeśli nie chcesz to nie musisz...

- Ale chce.- odparł hardo.- Przygniotła go belka ze stropu.

Park uparcie wpatrywał się w gwiazdy.

- Zdążyłem wtedy już opuścić budynek. Nieświadomy, że mojemu przyjacielowi grozi niebezpieczeństwo. Wyciągnął go Jin, ale było za późno. Miał poparzone drogi oddechowe, a karetka jeszcze wtedy nie przyjechała.

Zawiał mocniej wiatr, powodując u młodszego dreszcze, ale nie chciał przerywać.

- Jego ostatnie słowa.- Rudowłosy zaśmiał się przez łzy.- Skierowane były do jego chłopaka, a na końcu do mnie.

- Jimin.- Jeon przytulił się do mężczyzny, chłonąc od niego ciepło jak i próbując przynieść mu ukojenie. (ukojenie w bólu kurwa- jak na pogrzebie)

- Jedno słowo, Kookie... Klęczałem przy nim, błagając by nie umierał. A on powiedział tylko to, przepraszam. Nawet gdy zabrali ciało, słyszałem to słowo.

Zapadła cisza, której nikt nie chciał przerwać. Jungkook nie wiedział co odpowiedzieć, dlatego trwał niemo obok. Zadrżał ponownie. Wyrwało to rudego z koszmarów przeszłości, brutalnie ściągając go do teraźniejszości.

- Zimno ci? Chodź...- Odpiął grubą bluzę i przygarnął zmarzniętego chłopaka, który się w niego wtulił, chowając nos w zagłębieniu jego szyi.

Patrzyli przez chwilę w gwiazdy.

- Chciałem już dawno zapytać.- mruknął Jeon.- Co do mnie czujesz?

- Zacznijmy może od początku. Po tym jak Lee umarł, stałem się nie do życia. W każdym razie bardziej niż teraz.- Park zaśmiał się, domyślając się co myślał Kook.- Kiedy więc cię pierwszy raz spotkałem, zakwalifikowałem cię jako następną osobę, która po treningu ucieknie z płaczem.

- Zawiodłem cię?- Brunet uśmiechnął się delikatnie.

- Wręcz przeciwnie... Czekałem aż w końcu twój opór osłabnie i moja gra się skończy.- Jimin spojrzał z góry na chłopaka.

-Gra?

- Chodzi o to, że od kiedy cię poznałem... Ja...- Starszy jąkał się z zażenowania.- Chcę powiedzieć, że cię...

Nagle wieczorne powietrze przeszył alarm. Strażacy drgnęli i zerwali się do klapy z drabiną. Kook był zdezorientowany. Starszy chciał mu coś powiedzieć i podświadomie wiedział, że było to coś ważnego. Tylko teraz rudy biegł, nie zwracając uwagi na Jeona, który został daleko z tylu.

- Raport!- wrzasnął karzeł, wbiegając do garażów, chwytając w garść swój kombinezon i wkładając go.

- Pożar na północy miasta. To budynek magazynu ze związkami chemicznymi.- odparł Shownu. Jimin przerwał ubieranie się.

- Ta na przedmieściach?

- Skąd wiedziałeś?- zdziwił się mężczyzna.

- Cholera, bierzemy i drugi zastęp. Idź ich szybko poinformuj.

Dowódca pozapinał kurtkę i założył kask.

- Jimin!- Podbiegł do niego Jeon.

- Ubieraj się.- zarządził starszy.- Jedziemy...

Brunet zaklął. Chwycił Parka za kołnierz i przyciągnął do siebie.

- Dokończymy tą rozmowę?- upewniał się Kook.

- No raczej tak.- rzekł rudy, spuszczając wzrok. Młodszy nie wahał się już dłużej. Przyciągnął mężczyznę bliżej, wpijając się w jego miękkie wargi.

Nie nacieszyli się jednak pocałunkiem, bo przerwało im chrząknięcie. Jeon odsunął się niechętnie i spojrzał na Jina, który z kamienną miną stał przy nich.

- Yyyy... Radziłbym się pośpieszyć z ubieraniem.- Mruknął strażak do Jungkooka.- Jimin, jedź już może z zastępem pierwszym, są gotowi. My dołączymy za chwilę.

- Tak, jasne.- Zgodził się dowódca i ruszył w stronę wozu.

Nie minęło wiele czasu, gdy oba wozy znalazły się pod dwupiętrowym budynkiem. Dowódca natychmiast po wyskoczeniu z samochodu ocenił zagrożenie i powypytywał ludzi wokoło.

- Jin, Shownu... W magazynie jest przede wszystkim aceton. Jest łatwopalny, więc najlepiej byłoby go stamtąd usunąć, a dopiero wtedy zalać wodą.- informował kapitanów rudy.

- Przepraszam. Przeliczyłem moich pracowników i brakuje pięciu osób.- wtrącił gruby jegomość. Park przeklął.

- Jungkook, Suga, Hope wchodzimy tam. Reszta niech skupi się na usunięciu chemikaliów.- rzucił i ubrał maskę.- Wchodzimy, chłopaki wy od tyłu.

Widać było, że Jimin wie co robi. Otwarcie jednego dostępu do tlenu mogło spowodować wybuch.

- Trzymaj się mnie, chyba, że zarządzę coś innego.- powiedział Park, zanim wyważył drzwi.

Od razu buchnęło na obu gorąco. Bez zawahania wkroczyli do budynku. Ich widoczność ograniczyła się przez dym. Zaczęli nawoływać, Jeon podświadomie trzymał się strażaka jak najbliżej.

- Idziemy na górę!- krzyknął rudy.

Weszli po wąskiej klatce schodowej, na której było trochę bardziej widno. Drugie piętro składało się w większości z wysokich regałów. Poruszali się ostrożnie i po kilku minutach znaleźli nieprzytomną kobietę.

- Zabierz ją, nie wygląda dobrze.- rozkazał Park, chcąc by chłopak jak najszybciej wyszedł z płonącego budynku.

- A ty?- Kook nie miał zamiaru zostawić samego swojego... chłopaka? Bo chyba mógł tak go nazywać.

- Idę zaraz za tobą, nie martw się. Zmierzaj prosto do wyjścia, bo naprawdę martwi mnie stan tej kobiety...

Młodszy kiwnął głową i ruszył z nieprzytomną kobietą na klatkę schodową. Tymczasem Park ruszył dalej na poszukiwania pracowników fabryki.


Jungkook wydostał się szybko z płonącego budynku. Ranna kobieta ocknęła się inie ułatwiała niczego, szarpiąc się z brunetem. Jej nieskładny bełkot tonął w hałasie.

Podbiegł do niego Lim i pomógł młodszemu wepchnąć ranną do karetki.

- Uratujcie go proszę!- krzyczała zdesperowana.

- Kogo?- Jin podszedł do niej, próbując uspokoić.

- Mojego męża on tam został i...- Zaczęła się dławić łzami.

- Cholera! Kook widziałeś tam kogoś jeszcze?

- Nie! Musimy tam wrócić, żeby go znaleźć!- Jeon przerażony odwrócił się

w stronę magazynu.

- Gdzie jest Jimin?- Lim chwycił go za ramię, przytrzymując.- Wszedł tam zaraz po tobie.

Zadrżeli, zdjęci lękiem o przyjaciela. Namjoon słysząc całą rozmowę, chwycił za krótkofalówkę przy kombinezonie. Cała trójka spojrzała na niego z nadzieją, ale ten po kilku próbach skontaktowania się z Parkiem zrezygnował i pokręcił głową.

- Wchodzę tam.- warknął Jungkook.

- Po moim trupie, I.M ty idziesz.- Rozporządził Jin jako zastępca dowódcy.- Pośpiesz się, nie wiemy czy opary się nie zapalą.

Strażak kiwnął głową, zakładając maskę i biegnąc w stronę drzwi. Musiał znaleźć przyjaciela.

- Naprawdę myślałem, że on idzie za mną.- Jeon powstrzymywał się przed rozpłakaniem.

- Już, uspokój się Ciastek. Będzie dobrze...

W następnej sekundzie nastąpił wybuch, który zwalił z nóg najbliżej stojących strażaków.

Jungkook krzyknął przerażony. Ruszył biegiem w stronę budynku, jednak ponownie zatrzymał go ktoś, chwytając za ramiona i odciągając.

- Nie myślisz trzeźwo.- warknął Jin.- Odsuwam cię na razie ze służby. Shownu, skontaktuj się z tymi co byli w środku!


Kilka minut później świat Jeona jakby się zatrzymał. Patrzył tępo jak strażacy wyciągają rannego męża kobiety, którą uratował. Na końcu z płonącego budynku, chwilę po wybuchu wyszedł Lim i Taehyung. Między sobą nieśli ciało Jimina. Położyli obu mężczyzn w bezpiecznej odległości od magazynu.

- Gdzie jest karetka?- wrzasnął I.M.

- Już jedzie... Było więcej rannych niż zakładaliśmy.- Jin biegiem ruszył w stronę Parka, lecz zatrzymał się, nie widząc żadnej reakcji Jeona. Podszedł do niego i potrząsnął ramieniem chłopaka.- W porządku? Chodź.

Oboje podbiegli do rannych. Młodszy otrząsnął się częściowo z szoku i rzucił na kolana obok rudego.

- Jimin!- Potrząsnął nim, samemu się trzęsąc.- Chim chim nie zostawiaj mnie!

- Ciastek uspokój się, proszę.- Kapitan zastępu drugiego, samemu wyglądając słabo, próbował opanować przerażenie chłopaka.

W tym czasie reszta strażaków próbowała ugasić szalejący pożar. Wokoło wyły syreny. Gdzieś z boku płakała kobieta.

- Ty głupi, rudy karle!- krzyknął przez łzy Jungkook.- Nie możesz mnie zostawić!

Położył głowę na piersi mężczyzny, szlochając. Kook nie wiedział ile czasu tak spędził. Na wpół świadomie próbował powstrzymać ratowników, którzy wydarli z jego ramion bezwładne ciało Parka.

Siedział na ziemi, patrząc w dal. Po policzkach spływały mu tak długo łzy, aż nie miał już czym płakać.

Do chłopaka podszedł Jin, zaczął coś mówić, ale on jakby nie słyszał. Czuł jakby ktoś wyrwał mu serce.

Dopiero teraz uświadomił sobie, ile znaczył dla niego Jimin. Park otworzył się przed nim, a Jeon w odpowiedzi zrobił to samo. Ofiarował uczucia. A teraz?

Obiecał mu... Mieli porozmawiać. Pierdolony kłamca.

Kook poczuł jak czyjeś szczupłe ramiona go oplatają. Instynktownie schował twarz w mundurze tej osoby. Ciałem bruneta wstrząsały dreszcze.

- Chodź, Kookie. Nie ma sensu już tu klęczeć.- Jeon poznał głos Jina. Młodszy nie miał siły nic odrzec, więc pokiwał głową.


Jeon stał pośrodku niedużego pokoju Jimina. Jego spojrzenie wbite było w łóżko na którym spali razem.

Chłopak czuł rozdzierającą pustkę, która uniemożliwiała normalne oddychanie.

Rozejrzał się po pomieszczeniu jeszcze raz i dopiero wtedy w oczy rzuciła mu się płyta na blacie biurka. Podszedł do niej ostrożnie. Na jej wierzchu, dużymi literami widniał napis „Testament".

Kook chwycił płaskie pudełeczko, czując ucisk w gardle. Drżącymi rękoma umieścił płytę w odtwarzaczu laptopa.

Na monitorze pojawiła się uśmiechnięta twarz rudowłosego.

-„Jeśli włączyliście tą płytę to znaczy, że nie żyję..."- powiedział Jimin.

Jeon zrobił pauzę i zaczerpnął większy wdech. Jeśli sądził na początku, że nie ma czym płakać, to teraz już wiedział, że się pomylił. Skulił się na krześle, szlochając.

Po chwili jednak zebrał się w sobie i włączył dalej nagranie.

-„Mimowolnie czuję, że powinienem przeprosić was wszystkich."- Kontynuował Park.-„Każdy kto ryzykuje życiem robi taki testament, na wypadek... Sami wiecie. Na początek, chcę przekazać coś tobie Kookie."

Chłopak zamarł zaskoczony.

-„ Kocham cię."


____________________________________________________


Dziękuję Marcel, że zbetowałaś mi ten rozdział i wgl pomagałaś, najwięcej z TSKC lords. 

I tobie Patrycja za opakowanie weny oraz depresji z dzisiaj XD  (wiem, że później chciałaś to przeczytać, więc wstawiam swoje podziękowania i tobie)

Wyraźcie swoją opinię, proszę. To mój pierwszy ff o jikooku (i o strażakach) 


Temat ten powstał podczas słuchania opowiadań mojego taty o tym jak pracował w straży (gdyby dowiedział się, że wkleiłam tam gejów to by mnie chyba zabił) 

W każdym razie, DZIEKUJĘ, że przeczytaliście to coś~ ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro