Część 1
Jungkook zawsze chciał ratować ludzi. Nie ważne było dla niego czy jako lekarz, policjant czy zwykły elektryk. Ale dzięki wstawiennictwu swojego znajomego, Jina, krótko po ukończeniu liceum, dołączył do straży pożarnej.
Duma jaka go rozpierała w tamtym czasie, teraz wydawała mu się komiczna. Zderzył się jednak z twardą rzeczywistością, którą był Park Jimin. Dowódca sekcji, najniższy w całej remizie, niezwykle wysportowany, uparty i tym samym seksowny, czerwonowłosy.
Na całe szczęście reszta ludzi nie była tak szorstka w obyciu jak dowódca. Na początku został przydzielony do drugiego zastępu, w skład którego oprócz niego wchodziło sześć osób. Jin, zastępca dowódcy, Taehyung, Namjoon, Yoongi i Hoseok.
Tak więc czarnowłosy trafił w ręce rudego karła, jak nazywał Jimina w myślach. Nie był jakoś szczególnie zdziwiony, bo jako nowy członek, musiał zostać wyszkolony. A kto najlepiej to zrobi? Oczywiście, że najwyżej postawiony strażak.
Dzień w dzień wykonywał ćwiczenia, które według niego nie miały większego znaczenia. Jednak dowódca nie miał wobec niego litości. Reszta grupy próbowała go pocieszać, zapewniając, że Park fundował im nawet gorsze zadania, a to ma mu później tylko pomóc.
Jeon nie wierzył w to za bardzo, ale cieszyło go wsparcie nowych kolegów. Często wieczorami, mimo zmęczenia, cały zastęp przychodził i robił ognisko. W tym czasie Jin przekazywał młodemu różne przydatne informacje.
Dzięki temu brunet dowiedział się, że w remizie był i drugi zastęp. Obie grupy nie dogadywały się zbyt dobrze, dlatego Jimin ich „rozdzielił". Wszystko zaczęło się od jakiejś akcji w której przez niedopatrzenie zginął jeden z kolegów.
Rudy karzeł również przychodził na te ich ogniska, bawiąc się razem z resztą. Może był dowódcą, osobą wyżej szczeblem, ale po pracy zdawał się odrzucać swoją rangę. To podobało się Jungkookowi.
Minęło kilka miesięcy od kiedy został strażakiem. Dopiero po tak długim czasie, Park wysłał najmłodszego na pierwszą akcję. Co prawda nie była jakaś wspaniała, bo chłopak miał jedynie rozwijać wąż, jednak w podekscytowaniu nawet nie zważał na to.
Był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, mimo zmęczenia, które opanowało jego ciało. Po powrocie do remizy położył się na ławie i od razu zasnął.
Rano obudził się okryty kocem. Pierwszą osobą, którą posądził o ten słodki czyn, był Jin, którego wszyscy traktowali jak matkę zastępu. Zanotował sobie w głowie, żeby później mu za to podziękować. Jednak na końcu o tym zapomniał, przez natłok zajęć.
Dni mijały, a Jimin wysyłał chłopaka na prawie wszystkie akcje jakie miał ich zastęp. Kook zauważył, że ognistowłosy często patrzy na niego z nieodgadnioną miną. Raz zagadnął o to Jina, któremu ufał ponad wszystko, a ten skwitował to śmiechem i potrząśnięciem głową. To irytowało niesamowicie czarnowłosego. Lubił mieć jasne odpowiedzi na swoje pytania.
Park, mimo że brał udział w akcjach zastępu Jina, to też często wyjeżdżał z zastępem pierwszym. Można było powiedzieć, że był wszędzie. Jeon zastanawiał się jak rudowłosy znosi taki wysiłek, skoro praca na jeden oddział potrafiła przemęczyć. A co dopiero dwa?
Czas mijał. W pewien ciepły, letni dzień, gdy nie było zbyt wielu zgłoszeń, Kook postanowił wziąć prysznic w środku dnia.
Po odświeżeniu, stanął przed lustrem, wpatrując się w swoje muskularne ciało. Nie spodziewał się, że wyrobi je w tak krótkim czasie. Mógł dziękować za to rudemu, który nie szczędził mu ćwiczeń i karnych zadań.
Ubrał wygodne jeansy i zapiął suwak rozporka. W odbiciu lustra zobaczył sylwetkę opierającą się o ścianę.
Brunet zląkł się trochę. Mury w szatni były dość grube, więc gdyby teraz ktoś go zabił, nikt nie usłyszałby krzyków. Chłopak skarcił się za dramatyzowanie. Zamarł jednak, gdy osoba odepchnęła się od ściany i ruszyła w jego stronę. Dopiero po chwili rozpoznał dowódcę i westchnął w duchu.
Rudy, mimo swojego wzrostu i charakteru, był atrakcyjny. Szedł spokojnie w jego stronę, nic nie mówiąc. Jeon był pewien, że Park coś mu zrobi, ale ten ominął go podchodząc do swojej szafki. Zdjął z siebie koszulkę. Czarnowłosy ukradkiem zerknął co robi starszy.
Przełknął ślinę, widząc gołą klatę mężczyzny. Była tak... Kook podniósł wzrok z odkrytego ciała chłopaka wyżej. Napotkał ciemne spojrzenie Jimina. Zadrżał i umknął spojrzeniem w inne miejsce, mimowolnie się rumieniąc. Miał nadzieję, że tamten to zignoruje, ale widocznie się pomylił.
Chwilę później, mężczyzna stanął naprzeciwko niego. Trzeba dopowiedzieć, że ciągle bez koszulki. Jedną rękę położył na szafkę koło głowy Jeona, w niezwykle dominującej pozie.
Kook wiedział, że rudy miał strasznie zmienne humorki.
Jungkook wiedział od dawna, że nie czuje pociągu seksualnego do kobiet. Starał się to ukrywać, nieeksponować. Homoseksualiści często traktowani byli jak podludzie, a nawet zwierzęta. Bał się reakcji kolegów na to. Raz widział, co w szkole zrobiono jednemu chłopakowi, gdy przyznał się do swojej orientacji. Sam nie chciał nigdy w życiu czegoś takiego przeżyć.
- Coś się stało? Chciałbyś mi o czymś powiedzieć?- zapytał swoim niebiańskim głosem Park. Jeon przygryzł wargę, zastanawiając się jak ma z tego wybrnąć. Wzrok starszego przesunął się na usta czarnowłosego.
Znowu miał nieodgadniony wyraz twarzy, który intrygował Kooka. Za każdym razem kąciki ust mężczyzny drgały, jakby nie mógł się zdecydować na uśmiech, a oczy ukazywały delikatną niepewność.
Ciastek przysunął się do rudego, który się nie poruszył, a następnie wszystko potoczyło się tak szybko, że młodszy nie od razu to pojął. To po prostu się... Stało.
Jimin zbliżył twarz i przyłożył swoje usta do jego. Po chwili zaczął poruszać wargami. Czarnowłosy zamrugał szybko, zdezorientowany. A jednak, podobało mu się to. Nie protestował, ani się nie zastanawiał zbyt długo. Wplótł palce we włosy Parka i przyciągnął bliżej. Ich klatki piersiowe się zetknęły. Zaczął oddawać pocałunek z większą siłą.
Rudy zamruczał z uznaniem. Całowali się tak długo, na ile pozwolił im tlen w płucach. Oderwali się od siebie, by zaczerpnąć oddech. Jimin uśmiechnął się do chłopaka przed nim, który to odwzajemnił.
- Dobrze całujesz.- wysapał młodszy, na co dowódca się roześmiał.
Usłyszeli trzask drzwi, prowadzących do szatni. Park oderwał się ode niego z małym uśmieszkiem i szybko znalazł się przy swojej szafce. Tak jakby nic wcześniej się nie stało. Młodszy spojrzał na wchodzącego właśnie Jina.
- Jimmy mam nadzieje, że ogarniesz chłopaków. Wyjątkowo oba zastępy są w remizie i już się kłócą.- westchnął szatyn. Kook pierwszy raz chciał zabić go za przeszkodzenie w takim momencie.
- Chwilka, już idę.- odparł rudy.- Sprawdź czy się nie pozabijali.
Na te słowa szatyn wyszedł szybko. Dowódca ubrał świeżą, czarną koszulkę i podszedł do ciągle stojącego Jeona. Zawahał się przez chwilę, po czym chwycił go za rękę, splatając palce. Pocałował go kolejno w czoło, nos oraz usta. Nie było to tak brutalne jak przed chwilą, ale niczym muśnięcie skrzydła motyla.
- Chciałem się już dawno spytać.- mruknął, miziając nosem zagłębienie pod żuchwą Kooka, który był troszeczkę wyższy. Strasznie to rozpraszało młodszego.- Czy chciałbyś być moim partnerem w rocie?
Brunet westchnął cichutko, czując oddech skórze.
- Tak.- rzekł wreszcie. Zastanawiał się co się stało, że Jimin ukazał tą część siebie. Może nie tyle charakter co intencje. Osoby w rocie chodziły cały czas ze sobą na misje, stawały się nierozłączne. Wręcz czytały sobie w myślach.
Rudy pocałował delikatnie szyję chłopaka i oderwał się od niego.
- Do zobaczenia za chwilę.- Dowódca mrugnął do bruneta, wychodząc z pomieszczenia. Jungkook uśmiechnął się do siebie szczęśliwy, gdy został już sam. Może nie czuł niczego poważnego do dowódcy, ale mimo wszystko zainteresowanie od kogoś takiego jak Park Jimin nie było niczym powszednim.
Jeon ubrał się nieśpiesznie, ciągle przytaczając w myślach scenę pocałunku. Czuł jak na policzkach wykwitają delikatne rumieńce.
Dzisiaj jego zastęp miał późniejszy dyżur, więc teoretycznie nie powinno ich być teraz w remizie. Ale różnie to w życiu bywa...
Nagle w pomieszczeniu rozbrzmiał alarm. Chłopak naciągnął buty i wybiegł w stronę garażu, gdzie stali wszyscy. Dopiero wtedy czarnowłosy mógł zobaczyć cały zastęp pierwszy, który zgromadził się wokół dowódcy.
- Pożar w lesie.- Mówił Jimin.- Przyszykujcie się szybko. Shownu napełnij wóz do pełna wodą. A reszta biegiem!
- Hyung!- Kook zatrzymał rudowłosego.- Mogę jechać z wami?
Miał wtedy na myśli tą propozycję z rotą, ale widocznie mężczyzna nawet nie pomyślał o zabraniu go. Spojrzał na niego chłodno, tak, że wystarczyłoby tylko jego spojrzenie by ugasić wielki pożar.
- Przepraszam Ciastek, nie tym razem.- Mężczyzna uwolnił się z uchwytu chłopaka i ruszył do szatni.
Jeon prychnął, powstrzymując się od tupnięcia nogą jak pięcioletnia dziewczynka.
- Jungkook, chodź do kuchni.- Zawołał na niego Tae.
- Gdzie Jin?- Młody zapytał ciekawsko, próbując odwrócić swoją uwagę od karła, który wyruszał na akcję bez niego.
- Musiał zastąpić Parka przy radiu. No nie ociągaj się!
Kook westchnął ciężko, patrząc jak cały oddział pakował się do wozu. Ostatni z szatni wyszedł Jimin, poprawiając kask. Młodszy próbował nawiązać z nim kontakt wzrokowy, ale karzeł go zignorował.
- Nie spojrzy na ciebie.- mruknął współczująco blondynek koło niego.- Jest skupiony na tym co robi. Pewnie analizuje każdą sytuację. Dlatego został dowódcą, oddaje całego siebie. W przenośni i naprawdę.
Jeon wypuścił ze świstem powietrze, życząc, mimo wszystko życząc, ognistowłosemu szczęścia.
Następna godzina dłużyła mu się w nieskończoność. Jungkook był na tyle zdesperowany, że siedział razem z Jinem w biurze, czekając na jakąkolwiek nowinę. Wyczekiwał jej jak spragniony na butelkę wody.
W końcu doczekał się.
- Halo, z tej strony Hyungwon z pierwszego zastępu.
- Jin z remizy. Jaki jest stan akcji?
- Przygotujcie się i jak najszybciej przyjeżdżajcie.- powiedziała osoba z radia.
- Gdzie jest dowódca?- spytał szatyn zmartwiony, a wszystkie nerwy Kooka napięły się jeszcze bardziej, grożąc, że chłopak oszaleje z nerwów.
- To jego rozkaz. Powiadom inne plutony w okolicy.
- Pytam się gdzie jest Park!- Młodszy wyrwał mikrofon Jinowi, który nie próbował go powstrzymać.- Odpowiedz!
Zapadła kłopotliwa cisza, która zaczęła wżerać się w umysł czarnowłosego jak śruba.
- Jungkook, wykonaj rozkaz.- Dwójka w pokoju usłyszała zmęczony głos rudowłosego. Odetchnęli z jednej strony z ulgą.- Osoba zgłaszająca pożar nie oceniła właściwie zagrożenia. To burza ogniowa, pośpieszcie się.
Po wypowiedzeniu przez dowódcę tych słów, kontakt się urwał.
- Co to znaczy?- spytał młody, patrząc na Jina, który gorączkowo wydzwaniał, pewnie do innych remiz w okolicy.- Jin!
- Ciastek nie ma czasu, biegnij do reszty, powinna być na dworze.
Chłopak kiwnął niechętnie głową i pobiegł wykonać rozkaz. Zastępca dowódcy miał rację, byli tam.
Kook nie wiedział czy też ma się szykować, skoro nie został pasowany na pełnoprawnego strażaka a i ranga tej akcji była wyższa. Zaradził temu Namjoon, który wcisnął mu specjalny mundur.
- Wszyscy do wozu!- krzyknął Jin, który odłączał właśnie wąż od pojazdu. Czarnowłosy został upchnięty pomiędzy Sugą, a Hopem. Czuł podniecenie, czekającym go zadaniem.
Na miejsce przyjechali kwadrans później. Już z daleka widzieli wielki słup dymu, unoszący się nad lasem. Podjechali wozem, zaparkowali koło drugiego i szybko wysiedli.
Jungkook od razu zaczął wypatrywać niskiego mężczyzny, lecz nigdzie go nie widział.
- Gdzie dowódca?- spytał Jin, podchodząc do najbliższego strażaka, którym okazał się drugi zastępca, Shownu.
- Poszedł zbadać sytuację.
- Jakieś ofiary?- spytał brązowowłosy, akceptując samotną eskapadę Parka.
- Na razie o żadnych nie wiadomo. Chłopaki zaczęli wycinać drzewa z tej strony. Próbujemy odciąć tą część, bo niedaleko znajdują się domy.
- Cholera!- zaklął pod nosem Jin. Jungkook pierwszy raz słyszał jak przeklął.- Ewakuujcie ich!
- Już to zrobiliśmy. Chodźcie pomóc. Im większy pas zetniemy i polejemy wodą, tym większa szansa, że burza tam nie dotrze.- rzekł Shownu.
Czarnowłosy dostał do ręki siekierę. W oddali słychać było jeżdżące jednostki straży pożarnej. Słońce niemiłosiernie piekło, lecz na szczęście lub też nie, zaczęło chylić się ku zachodowi.
Jimina ciągle nie było. Jeon był wręcz kłębkiem nerwów. Od kilku godzin bez przerwy uderzał siekierą. Czuł jak na rękach pojawiają mu się bolesne odciski. Próbował dalej ciężko pracować, bo nie mógł iść sobie tak po prostu odpocząć, gdy reszta robiła to samo i się nie skarżyła.
Następne drzewo upadło koło niego. Pożaru nie było nigdzie widać. Kook powstrzymywał ostatnimi siłami łzy, które zbierały mu się w kącikach oczu. Był naprawdę zmęczony. Brak jakichkolwiek sygnałów o sytuacji też nie wpływał na niego dobrze. Zniechęcał.
Nie słyszał co krzyczą do siebie koledzy z sekcji, wykonywał mechaniczne ruchy. Dopiero, gdy czyjeś ręce wyciągnęły mu narzędzie z ręki, zwrócił uwagę na to co się dzieje.
Przyjechało więcej sekcji, spoza ich okręgu. Zmieniali się przy rąbaniu, by reszta mogła odpocząć. Jeon spojrzał na osobę, która wyrwała mu siekierę. Koło niego stał Jimin.
Czarnowłosemu drżały już wcześniej nogi, ale teraz po prostu się pod nim ugięły. Park złapał go.
- Dobra robota, Ciastek.- Powiedział miękko rudowłosy.- Idziesz teraz odetchnąć chwilę.
Może gdyby Kook miał więcej siły to by się sprzeciwił, traktowaniu go wręcz z matczyną troską, ale na razie próbował wygrać z ciążącymi mu powiekami.
- Jimmy!- Podbiegł do nich Jin, tak samo zmęczony jak reszta.- Gdzieś ty był? Martwiłem się.
- Przepraszam, ewakuowałem domostwa najbardziej zagrożone. Do tego monitorowałem akcję u innych. Zapomniałem, naprawdę mi przykro.
- Rozumiem.- mruknął strażak, poklepał kolegę po plecach i udał się w stronę odpoczywającej reszty.
Park spojrzał na opierającego się na nim całym ciałem chłopaka. Zlitował się nad nim, wziął na ręce. Przeniósł go w mniej gwarne oraz bezpieczniejsze miejsce. Oparł o drzewo, po czym odszedł po dwie butelki wody. Czarnowłosy z niepokojem otworzył oczy, nie czując przy sobie ciała mężczyzny.
- Masz, nawodnij organizm.- powiedział Jimin, wręczając brunetowi napój.
- Nie chce mi się pić.- odmruknął ledwo przytomny chłopak. Dowódca zmarszczył brwi i siłą wmusił mu wodę. Przytrzymał butelkę przy ustach Kooka, patrząc jak ten pije małymi łyczkami. To było wierutne kłamstwo, czarnowłosy był spragniony.
Jimin usiadł koło niego, plecami opierając się o to samo drzewo.
- Odpocznij.- mruknął do chłopaka, który ledwo kontaktował ze światem.
- Hyung.- szepnął brunet przypominając sobie o czymś. Starszy obrócił w jego stronę głowę.- Dlaczego ty...
- Nie teraz na to czas.- odparł Park, przyciągając Jungkooka tak, że oparł się na jego ramieniu.- Jesteś zbyt zmęczony. Śpij póki możesz.
Jeon postanowił posłuchać dowódcy. Zamknął oczy, poddawając się ciemności. Rudy po chwili zauważył, że młody śpi.
Chwycił go za dłoń, która była troszkę większa od jego. Podniósł ją i obejrzał z uwagą. Tak jak myślał, pojawiły się odciski, które wyglądały na bolesne. Nie wyćwiczona, delikatna rączka, pomyślał Park.
___________________________
Fire miał być one-shotem i trzymałam się tej myśli przez długi czas.
Jednak po napisaniu ponad 5 tyś wyrazów(nie, nie dokończyłam jeszcze pisania), postanowiłam to podzielić. Bo powiedzmy sobie szczerze, nie którzy nie lubią czytać tak długich opowiadań.
To moje pierwsze dzieło z tym paringiem (nawet nie wiecie jak byłam niezdecydowana czy jednak to publikować)
Nie uważam się za osobę powołaną do pisania, robię to dla swojej przyjemności. No bo chyba o to chodzi?
Dziękuję wam TSKC lords bo bez waszej pomocy (i słownego wpierdolu [często na priv]) nie zdecydowałabym się w końcu tego wystawiać :')
Mam nadzieję, że nie było takie złe...
Proszę zostawcie swoją opinię w komentarzach (które kocham ♥)!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro