Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

★·.·'¯'·.·★ ★·.·'¯'·.·★

Huk.

Brunet otworzył oczy i z krzykiem poderwał się z miejsca. Rozejrzał się desperacko dookoła. Nie wiedział gdzie jest. Gdy spojrzał przed siebie, tuż przed jego oczami śmignął pociąg, odjeżdżając w kierunku ciemnego tunelu. Chłopak nie miał pojęcia co się dzieje. Przecież umarł...

- Zabij mnie! - krzyknął po raz trzeci Wilbur do mężczyzny stojącego przed nim.

- JESTEŚ MOIM SYNEM! - brunet czuł rozpacz bijącą od Philzy. Widział łzy w jego oczach. Widział również Tommyego, który wpatrywał się w niego zdruzgotany. Stał tam na dole otoczony dymem i pyłem po wybuchu. To wszystko tylko pogłębiło desperację Wilbura.

- NO DŹGNIJ MNIE TYM MIECZEM! - wrzasnął, wskazując na broń, którą tzymał w ręku jego ojciec - Oni chcą, żebyś to zrobił!

Philza z przerażeniem patrzył na chłopaka stojącego przed nim. Zacisnął ręce na rękojeści miecza.

- Nie - nieważne co zrobiłeś ja nie- nie mogę-

Wilbur chwycił go za ramiona.

- Phil to nie jest -PATRZ! PATRZ ILE PRACY W TO POSZŁO A JA TO ZNISZCZYŁEM! - głos mu się załamał. Głowa bolała go z natłoku emocji. Zrobił to, co zamierzał. Czy czuł satysfakcję? - NO ZRÓB TO WRESZCIE!

Przez chwilę panowała cisza. Przeciął ją świst ostrza.

Brunet poczuł zapach krwi, a chwilę później zobaczył ją na swojej koszulce.

- Przepraszam! - Phil nie mógł powstrzymać łez cisnących mu się do oczu - Przepraszam...

Przytulił go mocno do siebie.

Wilbur zamknął oczy i odetchnął głęboko, ten ostatni raz. Wreszcie ogarnął go spokój.

Potem spadł, głęboko w ciemność.

Chłopak chwycił się za głowę i krzyknął tak głośno jak tylko mógł. Upadł na kolana. Wspomnienia migały mu przed oczami z prędkością światła. Sprawiały realny ból, jakby wszystko go paliło. Brunet zaczął panikować. Uderzył pięścią o ścianę. Oddychał płytko. Musiał to od siebie odepchnąć. Skupić się na czymś innym. Zacisnął więc palce lewej ręki najmocniej jak tylko umiał, aż nie poczuł że jego umysł zaczął koncentrować się na bólu, jaki sobie zadawał. Wiedział, że przebił skórę. No więc gdzie była krew? Oszołomiony spojrzał na swoją dłoń. Nie było tam czerwonego płynu. Były tylko rany.

- Co do... Gdzie ja jestem? - Podnósł się z miejsca, obrzucając wzrokiem miejsce, w którym się znajdował - Jest tu kto!?

Nikt nie odpowiedział.

Po skórze Wilbura przeszedł dreszcz.

- Muszę się stąd wydostać... - wymamrotał pod nosem. Równie dobrze mógł myśleć na glos i tak nikt nie mógł go usłyszeć.

Stawiając kolejne kroki, zaczął się oswajać z nowym otoczeniem. Zauważył tory i ławki. To była stacja kolejowa. Więc gdzieś musiało być wyjście.

Dostrzegł je. Na końcu peronu było szerokie przejście ze schodami. Zaczął biec, a z każdą sekundą przyspieszał tempa. Nie chciał tu dłużej być. Jeszcze parę metrów. Już miał wbiec na górę, lecz nagle uderzył w coś twardego i z hukiem przewrócił się na podłogę. Poczuł że puls mu przyspiesza. Co tu się dzieje? Podniósł się szybko i ponownie spróbował wejść na schody. Nie mógł. Coś go powstrzymywało. Wyciągnął rękę przed siebie,i zatrzymała się ona na jakby niewidzialnej barierze. Uderzył w nią pięscią. Dalej nic. Czemu nie mógł tam wejść? Przechylił głowę tak, żeby zobaczyć co znajduję się na górze, jednak schody ciągnęły się za daleko i nie dostrzegł nic, poza betonowymi ścianami oraz słabo świecącymi lampami.

Nagle Wilbur usłyszał świst i dudnienie, dochodzące z ciemnego tunelu. Oślepiły go jarzące się światła, a zaraz potem z ciemności wyleciał pociąg. Pędził tak szybko, że świst powietrza prawie przewrócił chłopaka. W ostatniej chwili złapał równowagę chwytając się metalowego prętu, który akurat znajdował się obok. W tym czasie pociąg zdążył zniknąć za kurtyną ciemności po drugiej stronie stacji. Dopiero teraz brunet uświadomił sobie że wstrzymywał oddech. Wypuścił powietrze, i spojrzał na rzecz, której się chwycił. To był pewnie rozkład jazdy pociągów...

Zaraz.

Nie.

Wilbur Soot, 17:48

Chłopak poczuł, że robi mu się słabo. Co to wszystko znaczyło?

Zaraz obok tablicy był zegar. Pokazywał 17:56.

17:48 była godziną jego śmierci.

Zrobiło mu się niedobrze. Czy tak właśnie wygląda życie wieczne? Na ciemnej stacji kolejowej, bez wyjścia, samotnie?

Wilbur przełknął ślinę. Co teraz?

Podszedł do najbliższej ławki i osunął się na nią, chowając twarz w dłoniach. Został sam. Na zawsze. Poczuł się tak przytłoczony, że z trudem łapał oddech. Nie tak wyobrażał sobie śmierć. Nie tak miało być. Wszystko było nie tak. Miał po prostu zniknąć. A nie zostać uwięzionym gdzieś w nicości.

Ale zaraz. Przecież mogło być jeszcze jedno wyjście. Zerwał się z ławki i popędził w stronę torów. Bez wahania zeskoczył na nie i pobiegł w stronę tunelu. Z bijącym sercem wyciągnął rękę przed siebie, żeby sprawdzić, czy może iść dalej. Jednak w pewnym momencie dotknęła ona bariery.

- Cholera! - krzyknął brunet sfrustrowany - Dlaczego...

Nie dane mu było dokończyć, bo zaraz usłyszał stukot. Zamroziło go. Najszybciej jak umiał wdrapał się na peron, akurat w momencie gdy pociąg z piskiem przeciął miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał.

Stąd nie było wyjścia.

***

Wilbur po raz kolejny otworzył oczy i z westchnieniem przewrócił się na drugi bok. Chociaż tutaj nie potrzebował snu, była to jedna z rzeczy, którymi mógł zabić ogrom czasu jaki miał. Innymi z opcji było na przykład udawanie, że to wszystko tylko zły sen. Że zaraz obudzi się na swoim łóżku i usłyszy obok chrapanie Tommyego. No właśnie. Tommy. Brunet bardzo za nim tęsknił. I za Philzą, i za Tubbo... i za wszystkimi. Zacisnął zęby, gdy poczuł łzy napływające mu do oczu. Takie momenty sprawiały, że nienawidził siebie jeszcze bardziej.

Minęło już przynajmniej pół roku odkąd tu trafił. Na początku liczył czas i nawet podświadomie miał nadzieję, że któryś z pociągów przejeżdżających tędy co jakiś czas zatrzyma się i zabierze go dalej. Oczywiście nic takiego się nie wydarzyło. Pogodzenie się z tym zajęło brunetowi ponad dobre trzy miesiące, ale teraz już wszystko było mu jedno. Doszedł do wniosku, że po prostu na to zasłużył.

Wstał z ławki i otrzepał brązowy płaszcz.

Spojrzał na zegar leżący obok niego na podłodze. Obok znajdowała się tablica, na której wcześniej widniała godzina jego śmierci. Zdążył ją już rozebrać na części i złożyć z powrotem przynajmniej dziesięć razy. Stawał się w tym naprawdę dobry. Usiadł na podłodze naprzeciwko zegara. Teraz jego kolej.

***

Wilbur przejechał palcami po wzorach i kształtach, które wyciął rozbitym szkłem z zegara na drewnianej ławce. Podobne znajdowały się na obu jego nadgarstkach, tylko że może odrobinę mniej symetryczne. Chłopak doszedł do wniosku, że skoro podrapał już wszystkie ławki na stacji, każdą deskę na torach (które swoją drogą policzył, na całej stacji było ich dokładnie sto czterdzieści dwie), a po betonowych ścianach się nie dało, mógł równie dobrze wycinać wzory na swojej skórze.

Spojrzał przed siebie, przyglądając się ciemnemu tunelowi. Mały uśmiech pojawił mu się na twarzy. Nie pomyślał o tym wcześniej, ale mogło być jeszcze jeno wyjście. Tylko czy można umrzeć po śmierci? Nie zaszkodzi sprawdzić. Pociągi przejeżdżały średnio dziesięć razy dziennie. Dziś żaden nie zawitał jeszcze na stację, więc nadarzała się idealna okazja. Brunet stwierdził, że poczeka na torach. Zeskoczył z peronu i spokojnie usiadł, z uśmiechem malującym mu się na twarzy. Nie było się czego bać, to nie będzie pierwszy raz kiedy umrze. Nie przypominał sobie jednak, żeby kiedykolwiek czekał na śmierć tak niespokojnie jak teraz.

Minął jakiś czas i nic. Żaden pociąg nie przyjechał.

Ale nie było przecież pośpiechu, Wilbur miał całą wieczność.

Nagle usłyszał upragniony dźwięk. Znajomy stukot, a zaraz po nim oślepiające białe światła. Podświadomie zacisnął oczy. I już pociąg był tak blisko... Jeszcze tylko chwila...

Ale nic się nie wydarzyło. Chłopak zdziwiony otworzył oczy. Przerażenie tak go sparaliżowało, że nie mógł nawet krzyczeć. Maszyna przejechała centralnie przez niego. Jakby nie istniał. Widział każdy wagon. Wszystko działo się tak szybko. Miał wrażenie jakby się rozpadał, a jednak siedział w miejscu. Ręce mocno zaciskał na drżących torach. Gdy pociąg zniknął, Wilbur chwycił się za klatkę piersiową, jakby chcąc sprawdzić, czy dalej jest cały.

W tamtym momencie coś w nim pękło. To było za dużo.

Próbował złapać powietrze do płuc. Ledwo mu się udało.

***

Wreszcie przywykł. Po tylu latach spędzonych w pustce, był w stanie po prostu całe dnie patrzeć w ścianę, a huk przejeżdżających pociągów nawet nie robił na nim wrażenia. Z dnia na dzień stawał się coraz bardziej obojętny. To było nowe. Kiedy myślał o L'Manburgu i tym wszystkim...nie czuł już winy. Już nie żałował.

Nie tęsknił za Tommym.

Czemu wcześniej do tego nie doszedł? Tommy nigdy go nie rozumiał. Do tego cały czas pakował ich w kłopoty. Wilbur zaśmiał się bez emocji. Tak było o wiele lepiej. Było mu lepiej samemu.

W tym momencie była tylko jedna rzecz, której chciał. Chciał wrócić. Oh, zrobiłby tyle rzeczy. Nawet ułożył sobie w głowie plan, oraz wyobraził dialogi jakie mogły się wydarzyć. Oczywiście, nie było go już ponad 10 lat, ale pewne rzeczy pozostają niezmienne. Oczywiście jeżeli ludzie z którymi chciał porozmawiać dalej żyją.

Brunetowi wydał się zabawny fakt, że po tylu latach wrócił do początku. Do pragnienia ucieczki. Nie było już ono tak silne, teraz było tylko ciekawym wrażeniem, którego z pewnością chciałby doznać. Nie ważne jak surrealistyczne było w tym momencie, zważając na fakt, że nie da się przywrócić kogoś do życia, a nawet jeśli, na pewno nikt nie chciałby go ożywić. Dlatego właśnie Wilbur siedział całymi dniami i analizował co mogłoby się wydarzyć po jego powrocie.

Ciekawą rzeczą było również to, że napisał parę piosenek. Wyglądało to tak, że zanucił sobie przez przypadek jakąś melodię, a potem ją rozwinął, wymyślił tekst i już. Wszystkie były krótkie, bo inaczej nie zapamiętałby pewnie całego tekstu bez możliwości zapisania go.

Po powrocie chciałby je zagrać na swojej gitarze.

Ale chłopak wiedział, że było to tylko odległe marzenie. Świadomość tego nie wywoływała w nim jednak niepokoju. Już nie. Wyobrażanie sobie powrotu było teraz najbardziej rzeczywistą rzeczą jakiej mógł doświadczyć.

***

Tego dnia Wilbur jak zwykle siedział na ławce, nucąc pod nosem. Parę pociągów zdążyło już przejechać z piskiem przez stację. Każdy z nich był takiej samej długości, jak codziennie.

Dlatego kiedy kolejna maszyna wjechała na stację, brunet nawet nie zwrócił na nią uwagi. Do czasu gdy zaczęła zwalniać.

Chłopak zerwał się z ławki a jego serce zaczęło bić szybciej. Pociąg się zatrzymał. Czy to sen? Niemożliwe, w tym miejscu nie ma snów. Podbiegł do pociągu z sercem bijącym szybciej niż kiedykolwiek.

- Jest tu kto!? - krzyknął, czując niezdrową radość wypełniającą jego ciało. A może oszalał i miał omamy? Zaraz i tak się przekona.

Drzwi wagonu rozsunęły się ze skrzypnięciem.

- Witaj - rzekł wysoki blondyn w zielonej bluzie. Chociaż na twarzy miał maskę, można było wyczuć że się uśmiecha.

- Dream - zaśmiał się brunet, spoglądając z niedowierzaniem na drugiego chłopaka - Też nie żyjesz?

Blondyn oparł się o ścianę.

- Mnie nie da się zabić - powiedział jakby nigdy nic, obrzucając wzrokiem stację na której byli - Przyjemnie tu u ciebie - dodał z przekąsem.

Wilbur prawie się zakrztusił.

- Nie jesteś martwy!? - wydusił zdziwiony - To co tu robisz!?

Usłyszał śmiech Dreama.

- Wejdź do środka. - powiedział blondyn, gestem wskazując wnętrze wagonu.

Wilbur zrobił to od razu. O co tu chodziło...?

Dream zamknął drzwi przyciskiem i zaczął iść w stronę lokomotywy.

- Chwila, co się dzieje? - sptał brunet, modląc się żeby to było to o czym myślał.

- Cóż, coś długo trwała ta twoja drzemka - rzucił niższy - Może już czas się obudzić?

I zniknął za drzwiami.

Wilbur nie mógł powstrzymać śmiechu. Nareszcie. Już za długo czekał. Nadszedł jego czas. Nie obchodziło go nawet jaki Dream ma w tym interes, po prostu chciał znów poczuć się żywy. Wcześniej nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo.

Pociąg ruszył.

Pustka zabija, pamiętaj o tym. Powoduje, że myślisz o robieniu rzeczy, które wcześniej wydawały ci się okropne.

Słowa Philzy dźwięczały mu w głowie, zlewając się ze stukotem kół.

Dlatego zawsze musisz mieć w swoim otoczeniu osoby, które nigdy cię nie zostawią.

Brunet miał takie osoby. Przynajmniej tak mu się wydawało. Dopóki go nie porzuciły, uznały za szaleńca. Nie widziały, że dla L'Manbugru nie było już ratunku.

Nie daj się Wil.

Nie dał się. Spędził trzynaście lat martwy, i nie dał się szaleństwu. Po prostu doszedł do faktów, których wcześniej nie widział.

Miał wrażenie, że pociąg pędzi coraz szybciej i szybciej.

Czerń zza okien zdawała się teraz wypełniać również wnętrze wagonu, pochłaniając go całkowicie.

Chłopak miał wrażenie, się rozpada, a potem znowu składa w całość.

Najpierw była całkowita ciemność.

Potem poczuł chłód i kamień pod plecami.

Szybko otworzył oczy i wziął gwałtowny wdech. Powietrze wypełniło jego płuca.

Była noc.

Rozejrzał się z zainteresowaniem. Był w miejscu w którym umarł, więc...

Spojrzał w dół. Ogromna dziura w ziemi, teraz obrośnięta przez mech i krzewy.

Na jego ustach pojawił się złowrogi uśmiech.

- L'Manburg...

★·.·'¯'·.·★ ★·.·'¯'·.·★

---------------------------------------------------------

Mam nadzieję że się podobało--

Jeżeli ktoś ma jakieś sugestie to piszcie ok bo to pierwsze długie pisane cokolwiek jakie opublikowałam

Nie wiem co więcej dodać, powiem tylko tyle, że fajnie się pisało :D

Bye guys👋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro