Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17


Vivienne napotkała jego spojrzenie albo to jego napotkało jej. Nie była do końca pewna. Serce zabiło jej szybciej, przyprawiając policzki kobiety zawstydzonym rumieńcem. Odwróciła się i biegiem rzuciła się do drzwi biura. Wyciągnęła kartę z kieszeni, dzięki której dostała się do pomieszczeń objętych nadzorem. Pracownicy bez uprawnień nie mieli tam dostępu. 

Wrota momentalnie po tym, jak przebiegła ich próg zaczęły się zamykać. Kobieta obróciła głowę, aby ujrzeć ostatni raz twarz Newta. Przystanęła, o mało nie wpadając na mężczyznę. Od razu myśli o Scamanderze wyparowały, ponieważ teraz miała poważniejsze problemy.

Brunet poprawił krawat, mrugając szybko, z zaskoczenia. Odchrząknął niezręcznie, szukając odpowiednich słów, a kobieta w tym czasie złapała oddech.

- Niech zgadnę. Wczoraj piłaś, zaspałaś i jeszcze biegłaś. To nie za wiele jak na jeden dzień?

- Za dobrze mnie znasz.- Platynowłosa uśmiechnęła się przymilnie.- Orionie, chcesz mi pomóc w pierwszy dzień pracy?

Jasnooki wzruszył ramionami, rozglądając się na boki. Nikogo oprócz nich tam nie było, no pewnie oprócz Newta po drugiej stronie drzwi, ale o tym wiedzieć Rosier nie mógł. O tej godzinie nikt nie pałętał się po holu z czerwonym, grubym dywanem i wysokimi sufitami. 

- Czyżbym miał wziąć na siebie całą winę za twoje spóźnienie?- zapytał poważnie, a kiedy ona potaknęła, westchnął jak zmęczony rodzic.- To nie czasy szkoły, Viv, tylko Ministerstwo Magii. 

- Czyli tutaj także nic nie gra roli oprócz pieniędzy- odparła z małym uśmiechem, klepiąc go po przedzie marynarki i wygładzając materiał.- Jesteś dużym chłopcem, na pewno pamiętasz, jak to załatwialiśmy. Nic nowego, a będę ci wisiała przysługę.

Czarnowłosy oblizał wargi w zamyśleniu, spoglądając w bok, aby po chwili znowu kierując na nią całą swoją uwagę. Black nie uciekła wzrokiem. Wiedziała, że cena zawsze jest taka sama, nie musiała się jej ona podobać, lecz miała pewność, że mężczyzna niczego nie wywinie. 

- Poznasz mnie z jakąś urodziwą koleżanką i jesteśmy kwita- mruknął, nadstawiając ramię, które Vivienne bez wahania chwyciła ją. Szli przez chwilę w ciszy, ich kroki były skutecznie tłumiony przez gruby materiał dywanu.- Na pewno jeszcze nie słyszałaś o najnowszych pogłoskach.

- Od czego mam ciebie? Mów, co mnie ominęło.- Blondynka wyciągnęła różdżkę i poprawiła fryzurę, tak, że nieusłuchane kołtuny ponownie odzyskały swój pierwotny, falowany kształt. Podarowała sobie skręcone loki.

Samotna postać na obrazie zmierzyła ich od stóp do głów, pozwalając przejść bez problemu. Gdyby nie wiadoma dla wszystkich relacja z Lacertą, można byłoby ich wziąć za zakochaną parę. Żart, bardziej jak parę kłopotów. Każdy tutaj wiedział, żeby nie zadzierać z trójką, znaną jeszcze z Hogwartu.

Dla wielu przyjaźń dwóch Ślizgonów oraz jednej Krukonki mogła wydać się groteskowa, jeżeli by się ktoś odważył powiedzieć, śmieszna. Kiedy spojrzało się na to ze strony koneksji, nagle było  to logiczne. Ciągnęły ich do siebie pieniądze, które zapoczątkowały tę relację. Postrach szkoły, bowiem nikt, kto z nimi zadarł nie miał łatwego życia. 

- Z nieoficjalnych źródeł wiem, iż będziemy mieli nowego przełożonego. Pamiętasz Tezeusza Scamandera? Zasłynął na wojnie. Po twoim małym, niepozornym wybryku, za który powinni cię zamknąć u Świętego Munga, staruszek postanowił przejść na emeryturę.

- Och, niemożliwe. Cotton odszedł?- Kobieta udała zaskoczoną, naraz porzucając grę aktorską.- Wiem o tym, sam Tezeusz ze mną zamienił dwa słowa przed zapadnięciem decyzji o zawieszeniu.

- Podobno coś się kroi między nim, a Letą Lestrange. Pamiętasz Letę? 

Platynowłosa przystanęła gwałtownie. Tym razem nie musiała udawać, naprawdę była w szoku. Nie słyszała o dziewczynie od czasu, kiedy musiała ratować Newta od wydalenia przez jej pomyłkę, tak jakby Leta zniknęła z powierzchni ziemi, a jej typowe wybryki przestały istnieć. 

- Jasne, pamiętam Letę- odparła cicho, przenosząc spojrzenie z twarzy przyjaciela na ciemną ścianę.



Rozpoczął się kolejny dzień w Hogwarcie. Poranna rosa opadła na ziemię, a błonia skryły się w lekkiej mgle. Świat budził się do życia, tak samo jak zaspani uczniowie wchodzili do Wielkiej Sali z nadzieją, że ten dzień nie będzie ciężki.

Jasnowłosa Krukonka usiadła sama na krańcu stołu jej domu, próbując odzyskać pełnię przytomności. Frances jeszcze spała i pewnie zamierzała się spóźnić na zajęcia, bo odmówiła wstania o tak wczesnej godzinie, żeby ze spokojem zjeść śniadanie. 

Vivienne stuknęła w swój pucharek, biorąc z drugiej strony chleb oraz dżem. Jak na zawołanie w naczyniu pojawił się parujący napar. Powąchała go z nadzieją, lecz niestety to nie była mocna czarna kawa, lecz herbata. Wzruszyła ramionami, odwracając się do stołu Ślizgonów, aby ujrzeć kończącą śniadanie Lestrange. Black uśmiechnęła się do dziewczyny ze śniadą skórą, ale ta to zignorowała, szybko opuszczając pomieszczenie.

- To niesamowite, Vivienne Andromeda Black uśmiechająca się do nieznajomej osoby, która ją jeszcze śmie lekceważyć!- krzyknął chłopak koło niej, przysiadając się bez zaproszenia. Jego brązowowłosa czupryna odstawała na wszystkie strony, sprawiając, że Vi miała ochotę je sama ułożyć.

- Zawsze masz tyle energii od rana, Fawley, podziwiam cię- odparła błękitnooka, szturchając przyjaciela i rozglądając się.- Zgubiłeś mojego chłopaka?

- Twój kochaś zaspał, księżniczko. Wybacz, muszę ci wystarczyć- pokazał jej język i ukradł kanapkę z talerza.- Planujesz dzisiaj się urwać z zajęć?

Krukonka wywróciła oczami, wyrywając swojego tosta i ignorując odgłos oburzenia Michaela. Zdecydowanie nienawidziła, jak podjadał od niej, zamiast sobie nałożyć. Po prostu był obibokiem.

- Niestety dzisiaj są zaklęcia, obrona przed czarną magią oraz transmutacja. Trzy najbardziej lubiane przeze mnie przedmioty, więc odpadam. 

Chłopak naburmuszył się, ale kiedy przywołała mu do pucharka sok dyniowy, od razu mu przeszło. To był jej sposób na jego udobruchanie. Raz, rozmawiając z Frances, stwierdziła, iż musiała być to anomalia, ponieważ tym napojem można było wszystko osiągnąć z Michaelem. 

- A jak tam korepetycje? Już zaczęłaś chować rogate ślimaki pod łóżkiem czy jeszcze nie jesteś w to wtajemniczona?- Fawley mrugnął do niej, nakładając sobie jajka sadzone na talerz i nie zauważając jak łokciem spycha pucharek ze stołu.- Może już zrezygnowałaś ze zdania przedmiotu przez Scamandera?

- Och, daj mi spokój z tą magizoologią. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby wybrać ten przedmiot- westchnęła, już nawet nie komentując, złośliwego uśmieszku przyjaciela.- Teraz muszę wysiadywać po godzinach z nieznajomym chłopakiem...

- Dziwakiem- dodał szatyn.

- A mogłabym robić wiele innych rzeczy- dokończyła blondynka, usuwając puchar z niebezpiecznego krańca, stawiając na środku.- Musiałam wtedy stracić rozum, a nawet może przytomność. Pewnie ktoś za mnie wybrał!

Mikey wyszczerzył się jeszcze bardziej, odkładając widelec. Poklepał ją po ramieniu, udając współczucie i sprawiając, że dziewczyna miała ochotę go uderzyć. Wszyscy mogli się nabierać na jego niewinne spojrzenie, tylko ona zawsze wiedziała, kiedy z niej żartował.

- Z tego co pamiętam, podobał ci się wtedy pewien Nathaniel. Byłbym niegrzeczny, jeśli stwierdziłbym teraz, że mimo związku z Orionem, ciągle skrycie wzdychasz do tego blondaska- rzekł, a Black otworzyła szerzej oczy, modląc się, aby to był jednak sen. Rozszyfrował ją!

- Zamilknij szaleńcze!- krzyknęła, przykrywając mu usta dłońmi i rozglądając się nerwowo na boki, czy aby na pewno nikt tego nie słyszał. Kilka osób z poprzednich stolików drgnęło nerwowo, lecz większość się nimi nie interesowała. Na pewno nie tak, jak Vivienne pewnym Gryfonem.- Przecież wiesz jaką mamy relację z Orim. Jesteśmy wobec siebie bardzo wyrozumiali.

Ślizgon posłał jej poważne spojrzenie, zostawiając niedokończone śniadanie. Nie miał na twarzy wesołej miny, był zbyt zmartwiony beztroską Vi. Nie żeby on nigdy nie postępował nierozważnie, ale co innego, gdyby podobał jej się jakiś czystokrwisty z dobrego domu, a nie mieszaniec z Gryffindoru, rywal Rosiera nie tylko jako uczeń, ale także jako gracz Quidditchu.

- Więc masz korepetycje z Salamandrem- zaczął po chwili Fawley, nie chcąc dręczyć dziewczyny w związku z jej obiektem westchnień.- Zastanawiam się, czy nie możesz poprosić kogoś innego o pomoc, a nie przebywać z tym dziwakiem- westchnął chłopak, opierając brodę na dłoni.- Na pewno jesteś zbyt przerażona żeby odmówić tych lekcji.

- Cóż...- mruknęła Vivienne, marszcząc brwi.  Upiła łyk herbaty, aby zastanowić się nad odpowiedzią. Jej przyjaciel uniósł brwi w niedowierzaniu, wychylając się w lewo, aby czemuś się przyjrzeć. Uśmiechnął się nieszczerze, drapiąc się po karku.- O co chodzi?

Blondynka odwróciła głowę w kierunku, w którym patrzył Michael, zauważając znajomą sylwetkę chłopaka, pośpiesznie opuszczającego Wielką Salę. Przełknęła ciężko ślinę, spoglądając ponownie na szatyna.

- Oto lekcja, żeby nie podsłuchiwać- prychnął, a Black trzasnęła go w potylicę, szybko zabierając torbę z książkami.- Za co to?!

- Za pastwienie się nad słabszymi, Fawley- warknęła, biegnąc za Scamanderem. Przecisnęła się pomiędzy grupą młodszych Krukonów, zmierzających na śniadanie i wybiegając na  korytarz pełen uczniów. Stanęła na palcach, próbując odnaleźć Newta w tym harmiderze, ale  jej się to nie udało.

Rozejrzała się jeszcze raz, zrezygnowana, czując wyrzuty sumienia, że szybciej nie wytłumaczyła tego Mickeyowi. Była zła jednocześnie na niego i na samą siebie. Teraz będzie musiała rozglądać się za zranionym Puchonem przez zwykłe nieporozumienie, które mogło napytać im biedy.  

Była tak zaaferowana całą tą sytuacją, że wpadła na kogoś, odbijając się od niego i boleśnie lądując na kamiennym podłożu. Książki rozsypały się obok dziewczyny, która stęknęła w szoku, zrywając się szybko, aby je pozbierać. Ludzie napływający do Wielkiej Sali wcale jej w tym nie pomagali, po prostu ignorując klęczącą blondynkę.

Schowała w pośpiechu ostatni podręcznik, kiedy zauważyła, że brakuje jej ulubionego tomu o zaklęciach defensywnych. Odwróciła się i spojrzała prosto w błękitne, niczym bławatki, oczy osoby, która sprowadziła ją do parteru, a teraz ukucnęła obok. Jasnowłosy chłopak podał jej książkę z życzliwym uśmiechem, od którego serce szybciej zabiło w jej piersi.

- Przepraszam, nie zauważyłem cię- powiedział, wyciągając rękę, aby pomóc dziewczynie wstać. A Viv zacisnęła wargi nerwowo,  jednak przyjęła pomoc z lekkim wahaniem.- Naprawdę, wybacz mi. Jestem straszną niezdarą.

Blondyn roześmiał się, roztrzepując włosy nerwowo. Wzrok Black zjechał na krawat w barwach złota i czerwieni. Ten Gryfon był ostatnią osobą, którą chciała teraz widzieć. Nie często jednak zdarzało się, iż obiekt westchnień był żywo zainteresowany Vi, co wcześniej się nie zdarzało.

- Nic nie szkodzi, to też po części moja wina- mruknęła cicho platynowłosa, otrzepując spódnicę i zakładając skórzany pasek od torby na ramię.- Nie musisz czuć się winien. Przepraszam, ale śpieszę się.- Odwróciła się, aby odejść, ale zatrzymał  ją chłopak, chwytając za nadgarstek.

- Nathaniel- powiedział, zaskakując Krukonkę, która spojrzała na niego jak na stepującą ropuchę.

- Co?- bąknęła głupio, od razu rumieniąc się z tego, jak to głupio zabrzmiało. Oczywistym było, iż się jej przedstawiał i próbował jakoś nawiązać kontakt.

- Nathaniel King, mamy razem magizoologię i zaklęcia.- Blondynowi zaczerwieniły się końcówki uszu z zakłopotania.- Nie wiedziałem, jak zacząć z tobą rozmowę i zrobiłem to w najgorszy z możliwych sposobów. Naprawdę przepraszam, nie chciałem cię przewrócić.

Vivienne zamrugała szybko, zalana potokiem słów, zdań i przeprosin. Chyba śniła, bo właśnie osoba, do której wzdychała od dłuższego czasu, próbuje jej wytłumaczyć, że posłanie wpadnięcie na nią było celowe do rozpoczęcia rozmowy. Przez chwilę słuchała tego bełkotu, zanim parsknęła śmiechem, chowając twarz w dłoniach. Jeszcze bardziej zawstydzony Gryfon puścił jej nadgarstek, cofając się.

- To może ja już pójdę- powiedział na odchodne, ale zamarł, kiedy dziewczyna zaprzeczyła gwałtownie kręcąc głową i łapiąc oddech.

- Chcesz być moim partnerem na zaklęciach?- zapytała, w końcu się uspokajając, ale ciągle szczerząc się, jak głupi do sera.

- A nie masz przypadkiem już partnerki? - wymamrotał, patrząc jej w oczy, jakby szukając potwierdzenia, że wcale się z niego nie wyśmiewa.-Nie lituj się nade mną, bo tego nie zniosę.

- Frances nie będzie miała mi tego za złe, uwierz- odparła, uśmiechając się. Pewnie nie zdobyłaby się na jakikolwiek ruch, który przerwałby tą ciszę, jaka pomiędzy nimi zapadła. Jednak zainteresowała ją dwójka dziewczyn, które przebiegły obok nich, podekscytowane. Wyłoniła z ich rozmowy nazwisko, które bez problemu rozpoznała.- Słyszałeś?

- Zdecydowanie coś ciekawego dzieje się na dziedzińcu. Chodźmy to sprawdzić- powiedział Nathaniel, marszcząc brwi.- Nikogo o tej porze z profesorów tam nie ma.

- To oznacza tylko kłopoty- rzekła platynowłosa, zgadzając się z nim. Ruszyli razem w stronę placu z fontanną, z której dobiegały radosne okrzyki. Przystanęli na schodach, dzięki którym mogli dojrzeć, co się działo w przeciwległym rogu.

- Mam nadzieję, że masz plan, jak ją wyciągnąć z tego bagna.

Black spojrzała na niego, unosząc brwi w niedowierzaniu. Myślała, iż on też zalicza się do grupy, która nienawidzi Lety. W sumie, ona różne rzeczy sobie dopowiadała, a wiele z nich się nie sprawdzało. Odchrząknęła i przywdziała na twarz obojętną minę, a jej oczy wyrażały jedynie pogardę.

- Mam nadzieję, że umiesz używać różdżki- odparła z wrednym uśmiechem, zanim, wyprostowana jak struna, ruszyła w stronę przedstawienia. Przepchnęła się przez tłum, który lekko opornie się przed nią rozstępował.- Auriel, zostaw ją!

Wszystkie trzy dziewczyny, które zaatakowały ciemnowłosą, obróciły się zaskoczone. Ta, której imię padło, opuściła wiaderko, krzywiąc się gniewnie. Tak jakby przed chwilą nie została przyłapana na wylewaniu dziwnej mazi na głowę wzburzonej i unieruchomionej Lestrange. 

- Vivienne, tylko ciebie tutaj brakowało. Zostaw nas w spokoju to i tobie nic się podobnego nie przydarzy.- Rudowłosa uśmiechnęła się do koleżanek, które przycisnęły ofiarę mocniej do ściany.- Zmywaj się stąd.

- Nie róbcie tego- powiedział King, ale został po prostu zignorowany. Spojrzał na platynowłosą, która pokręciła głową.- Powiedziałem, zostawcie ją!- Ruszył na pomoc Ślizgonce, ale nie zdążył nawet mrugnąć, kiedy zaklęcie uderzyło w niego, zwalając z nóg na podłoże.

Black spojrzała na niego z niepokojem, chcąc rzucić mu się na ratunek, ale Nat już się zbierał, lekko pocierając klatkę piersiową. Viv poczuła jak krew burzy się w jej żyłach. Pragnęła... Właściwie trudno powiedzieć czy samej zemsty za lekceważenie, czy za niespodziewany atak na jej... Ukochanego?

- Zamierzasz się pojedynkować?-zapytała Auriele, która zaśmiała się, celując końcem różdżki w Krukonkę.- Zostaw Letę w spokoju, dopóki nikt nie ucierpiał- dodała ciszej, patrząc na dziewczynę wrogo.

- Nie musisz się za mnie wstawiać- wrzasnęła Lestrange, próbując się wyrwać. Gdyby było to możliwe, to z jej oczu sypałyby się iskry wściekłości.- Sama sobie poradzę!

Ruda wywróciła oczami i bez zawahania chlusnęła mazią w twarz ciemnoskórej. Tłum zaśmiał się z tego. Black uśmiechnęła się również, ale nie z radości. To co miało nastąpić miało przynieść jej satysfakcję, ukojenie w rozdrażnieniu ego.

- To twój wybór, Auri- rzekła, wyciągając swoją różdżkę. Przyłożyła ją pionowo do twarzy, jak podczas początkowej postury w czasie pojedynku, aby następnie przyjąć pozycję do ataku.- Ostatnia szansa, skarbie.

- Po moim trupie- odparła Auriel, bez ostrzeżenia rzucając w jej stronę zaklęcie. Blondynka odbiła je, tak samo jak następne, zanim sama przeszła do ofensywy. Gapie odsunęły się na bezpieczną odległość, ponieważ mogli oberwać jakimś zbłąkanym urokiem, a to nie leżało w ich zakresie zainteresowań, jak nielegalny pojedynek.

Z różdżki Vivienne wyleciała lina, która nie trafiła w rudowłosą, lecz jedną z jej pomaginier, które ciągle przytrzymywały Letę. Dziewczyna krzyknęła zaskoczona, upadając na ziemię. 

- Nathaniel?- krzyknęła Vi, odbijając następne zaklęcie. 

- Jestem!- Niebieskooki zjawił się dosłownie znikąd obok klejącej się Lestrange i drugiej z koleżanek Auriel. - Petrificus Totalus!

Ręce szatynki przylgnęły do tułowia, a ona zesztywniała, padając na kamienie, sztywna jak patyk. Blondyn wzruszył ramionami do Krukonki, która uśmiechnęła się triumfująco.

- Co...- Rudowłosa obróciła głowę w stronę swoich towarzyszek, ale nie zdążyła dokończyć zdania, powiem zapomniała o tym, że nie z Kingiem się pojedynkuje.

- Lekcja pierwsza, nigdy nie obracaj się plecami do wroga- rzekła jasnowłosa, podchodząc do leżącej Auriel. Ją również związała zaklęciem. Ukucnęła obok wierzgającej dziewczyny z uśmiechem na twarzy.- Lekcja druga, nigdy nie podważaj kogoś z rodu Black.

- Zbierajmy się stąd, zanim któryś z profesorów tu przyjdzie- powiedział jasnowłosy, ciągnąc za sobą upokorzoną Letę.- No chodź!

Vivienne potaknęła głową i wstała, biegnąc za oddalającą się parą, która zmierzała do najbliższej łazienki. Korytarze na całe szczęście były jeszcze puste, ponieważ większość uczniów siedziała właśnie na śniadaniu. 

Zatrzymali się przy łazience dziewcząt na pierwszym piętrze, Lestrange weszła do środka, a Nathaniel spojrzał pytająco na Viv, która przytrzymała przed nim drzwi i zachęciła go do wejścia do środka. To nie tak, że wejście do tego pomieszczenia miało mu coś ująć z męskości. Black wychodziła z wniosku, iż właśnie lekceważenie tych nienaruszalnych zasad było u niego na plus. Oczywiście, tylko w tym przypadku.

Krukonka podeszła do załamanej brunetki, próbującej zmyć dziwny śluz za pomocą zaklęcia czyszczącego. Jednak Auriel musiała być na tyle sprytna, że użyła czegoś, na co magia nie działała. Viv zamoczyła chusteczkę, którą miała w kieszeni szaty i wyciągnęła w stronę Ślizgonki.

- Dalej dam sobie już radę- powiedziała Leta, a Vivienne ze spokojem spojrzała na opierającego się o kabiny Kinga. Gryfon dawał jej jakieś moralne wsparcie, bo czuła się na siłach, żeby zaprzeczyć zapewnieniom dziewczyny.

- Ale tak czy tak ci pomogę, trudno będzie ci to zmyć z włosów.- Black zbliżyła się, dopiero teraz dostrzegając łzy w oczach Lestrange. Na pewno była zażenowana całą tą sytuacją i chciała zostać sama, to było pewne.- Na brodę Merlina, Nat, zobacz czy cię nie ma na korytarzu!

Blondyn zmarszczył brwi, ale chyba zrozumiał aluzję, bo bez słowa zostawił je same. Platynowłosa westchnęła, przecierając twarz.

- Przepraszam, że nie zdołałam jej powstrzymać- stwierdziła, zaskakując koleżankę.- Pewnie dałoby się tego uniknąć, gdybym szybciej zareagowała.

- I tak dużo zrobiłaś. Byłam pewna, że nikt się za mną nie wstawi- mruknęła Leta, odwracając się do zlewu.- Dziękuję.

- Wiesz, nie jesteś tak zła, za jaką cię mają. Nie zwracam uwagi na plotki, ale jeżeli nawet to prawda, nie ocenię cię. Cuiusvis hominis est errare, nullius nisi insipientis in errore perseverare.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro