Rozdział 13
Newt odebrał od blondynki imbryk, a ona odetchnęła z ulgą, otwierając mu klapę walizki.
-Niech pan powie szczerze- zaczęła Tina, Viv obróciła głowę w jej stronę, przyglądając się uważnie.-Czy to wszystkie zwierzęta, które uciekły?
-Tak, przyrzekam, że wszystkie-odparł szatyn, znikając w swoim magicznym bagażu. Goldstein odetchnęła z ulgą, wahając się, czy podążyć za chłopakiem. Bez żadnego skrępowania Jacob wskoczył do środka, jednak po chwili wrócił do góry, aby podać Queenie rękę i pomóc jej zejść, jak dżentelmen.
Platynowłosa uśmiechnęła się, widząc rodzące się od pierwszego spotkania uczucie. Wypierała jednak myśl, która dręczyła ją, że w Ameryce zakazano interakcji z mugolami, więc ten związek będzie nieszczęśliwy i krótki.
Rozejrzała się po strychu, załamana zniszczeniami, jakie porobili. Wyciągnęła różdżkę, gotowa to naprawić, ale spojrzała na Propetinę, która stała nieruchomo, niezręcznie. Jak mogłaby do nich dołączyć po tym, jak oddała ich MACUSIE bez mrugnięcia okiem. Na Black ciążyły te same zarzuty, lecz nie zostali złapani, po prostu mieli okazję do ucieczki, a brunetka zaniosła ich przed samo oblicze pani prezydent.
-Dam sobie tu radę- powiedziała w końcu jasnowłosa, przypominając Amerykance, że wciąż tutaj jest.-Nie będzie miał ci tego za złe. Scamander nie jest typem wypominającym innym błędy.
-Nie sądziłam, że to wszystko się tak potoczy.-Propetina zaczęła wyłamywać palce, a Brytyjka podeszła do niej, biorąc za rękę i powstrzymując od tiku nerwowego. Spojrzała w jej ciemne źrenice, uśmiechając się pocieszająco.
-Czasami jesteśmy zmuszeni robić dziwne rzeczy, aby przetrwać- rzekła poważnie, patrząc na nią spod wachlarza rzęs.-Jestem pewna, że straciłaś posadę z ważnego powodu, skoro starasz się ją odzyskać w taki sposób. Będzie dobrze, zaufaj mi.
Black puściła ją i ruszyła naprawić szkody, najpierw zajmując się przedziurawionym dachem, a potem pomiażdżonymi regałami. Spojrzała pod swoje nogi, gdzie przeleciał jeden z tych karaluchów, którymi zwabili Żmijoptaka do naczynia. Z pełną świadomością tego co robi, uniosła różdżkę i jednym machnięciem oddzieliła jego głowę od tułowia, zostawiając rysę w podłodze.
Propetina wyszła zza niej, stawając obok. Wpatrywała się w niedoszłą ofiarę Brytyjki, zanim zwróciła wzrok na jej chłodne oblicze, niewzruszone, po tym jak zabiła niewinne stworzenie.
-A ty co poświęciłaś, aby przetrwać?
-Porzuciłam sumienie w imię czegoś ważniejszego.-Machnęła dłonią, sprawiając, że skrzynie wleciały na swoje miejsce. Czuła wręcz jak kobieta obok wierci się z ciekawości.- Zemsta. Chcę ukarać osobę, która zamordowała mi siostrę.
-Więc dlaczego tu jesteś? Nie powinnaś szukać tej osoby?-Propetina patrzyła jak auror robi dwa kroki w przód, po czym splata dłonie na plecach. Obraca w stronę brunetki jedynie twarz, zerkając na nią kątem oka znad ramienia.-Znalazłaś ją?
-Myślałam, że to pusty trop, lecz naprawę tutaj jest, sam to potwierdził.
Brunetka przez chwilę wahała się przed zadaniem tego pytania, ale martwy karaluch był sam w sobie znakiem, że coś z kobietą działo się niedobrego. Zmiany nastroju, wybuchy złości, które w sekundę gasły, zostawiając blade, bez wyrazu oblicze.
-Czy kiedykolwiek pozbawiłaś kogoś życia? Nawet z rozkazu?-zapytała, a Vivienne zwróciła na nią spojrzenie, zanim wybuchnęła cierpkim śmiechem.
-Tinnie, powinnaś się zorientować, że nie odpowiem ci na takie absurdalne pytanie. Nawet jeśli, nie dowiesz się o tym. Nie mam w zwyczaju zwierzać się osobie, która mnie pobiła.-Wskazała palcem na wciąż spuchniętą wargę, wywracając oczami.- Zdecyduj się, czy mnie nienawidzisz, czy jesteś skora do uzewnętrzniania się przede mną.
Mrugnęła do niej, zanim zabrała się za dalsze sprzątanie, tym razem w o wiele lepszym humorze. Znowu jasnowłosa zbyła koleżankę, irytując tym samym Goldstein, sprawiając, że jej krew zawrzała.
-Możesz przestać zachowywać się jak totalna suka i chociaż raz nie unikać odpowiedzi?- warknęła Propetina, podchodząc. Złapała ją za ramię, odwracając w swoją stronę agresywnie.
-Nie pomyślałaś o tym wcześniej?-Cmoknęła Black z zdegustowaniem, strząsając rękę ciemnowłosej.-Może jestem totalną suką i lubię się z tobą droczyć.- Uśmiechnęła się delikatnie, mrużąc jednak oczy, jakby w oczekiwaniu na reakcję.
Tina prychnęła, obracając się na pięcie. Jej szybki, krok rozbrzmiał w pustym pomieszczeniu, kiedy szybko weszła za resztą do walizki, nie myśląc już o poczuciu winy, jakie ją wcześniej dręczyło. Teraz jedynie co było w jej myślach to ładna wiązanka przekleństw dotyczących kobiety, która ciągle dumna z siebie, wpatrywała się w odchodzącą.
-Oh, ona nigdy się nie nauczy- zachichotała Viv.-Dlatego to takie zabawne.
Zanim platynowłosa dołączyła do grupki, posprzątała jeszcze wystawę na parterze, którą zniszczyła ona i demimoz. Spojrzała na drugą stronę przejścia, gdzie stało duże lustro, a w nim jej odbicie. Zbliżyła się do niego niepewnie.
Kobieta po drugiej stronie wyglądała koszmarnie. Jasne oczy były podkrążone ze zmęczenia, a blada cera nie poprawiała sytuacji. Blond włosy mimo misternego ułożenia przez zaklęcie, utraciły swój dawny blask, wisząc smętnie wokół twarzy. Black wyglądała na chorą, pozbawioną szansy na spokojną przyszłość. Nie miała czasu odpocząć, a o ułożeniu sobie życia nie wspominając.
Dotknęła zranionej wargi trzęsącą się ręką, powstrzymując łzy, które nagromadziły się nie wiadomo kiedy. Gardło miała ściśnięte przez żal, wypalający jej trzewia od wielu dni, miesięcy.
Kiedy zatraciła się w beznadziei na tyle, aby nie zauważyć upływającego czasu?
-Co się z tobą stało, Viv?- wyszeptała, przymykając powieki.-Czy naprawdę pochłonęła cię chęć zemsty?
Znała odpowiedź, aż za dobrze.
Spojrzała na siebie jeszcze raz, tym razem mocno zaciskając usta. To jest właśnie ona, mściwy duch. Nie spocznie, dopóki nie wypełni swojej obietnicy. Mimo delikatnego łaskotania dobrych wspomnień. Śmiechu, błyszczącego od uczucia wzroku i dotyku, który odwracał jej uwagę od zmartwień. Tym boleśniejsza była zdrada, bowiem niespodziewana. Ile w tym wszystkim było gry aktorskiej, a ile prawdy?
Machnęła różdżką, zbijając taflę, która opadła z łoskotem na podłogę, zamieniając się w błyszczące drobinki.
-Strzeż się Nathanielu, bo nie dowiedziałeś się jeszcze, jak wygląda uraza kogoś z rodu Blacków.
Odwróciła się na pięcie i biorąc uchwyt walizki, deportowała się z domu towarowego, w którym jedynym znakiem, że ktoś przebywał, była pusta rama lustra i jego rozkruszona powierzchnia rozsypana wokoło.
Pojawiła się na dachu hotelu na przeciwko Macy's. Wolała ich przenieść, żeby znowu nie trafić w ręce MACUSY, która zdecydowanie była zdeterminowana, aby ich złapać. Platynowłosa weszła do środka, jednocześnie przecierając twarz, jakby to miało zetrzeć z niej ślady wymęczenia.
Wpadła na ciągle naburmuszoną Tinę, która jak tylko ją ujrzała, przemieściła się w inne miejsce, właściwie uciekając do zagrody Buchorożca. Brytyjka prychnęła, wywracając oczami na jej zachowanie. Wyjęła z przyzwyczajenia papierosy, odpalając jednego i wychodząc przed szopę.
Newt akurat przesiewał nasionka koło oddzielonego wybiegu dla wielkiego Gromoptaka, który górował nad nimi nie tylko wzrostem, bowiem siedział na kamiennym monumencie, spoglądając dookoła swoimi złocistymi oczami.
Vivienne postanowiła usiąść sobie na kamieniu, za którym kryła się, kiedy pierwszy raz weszła do walizki. Znikacz jakby na to czekał, bo przyfrunął, ćwierkając wesoło, zanim usadowił się na jej głowie.
-Tak, tak, też za tobą tęskniłam- mruknęła do ptaszka, gasząc papierosa z westchnieniem. Nie chciała truć jedynego stworzenia, które tak chętnie do niej lgnęło. Przymknęła oczy, delektując się spokojem, zanim usłyszała swoje imię w rozmowie. Spojrzała na parę, która wpatrywała się w siebie.
Queenie zdecydowanie wyglądała na zmartwioną, a Scamander raczej na rozdrażnionego. Czyżby kobieta czytała mu w myślach? Platynowłosa uśmiechnęła się na samą myśl i postanowiła do nich dołączyć.
-O czym rozmawiacie?- zapytała, uśmiechając się niewinnie. Młoda Goldstein rozjaśniła się na jej widok, szatyn zmieszał, jakby przyłapano go na czymś nieodpowiednim.
-O szkole- odparła Queenie.- Właśnie mówiłam, że Ilvermorny jest najlepsza na świecie.
-Oh.-Black zmarszczyła brwi, niedowierzając blondynce, ale postanowiła nie drążyć.-Myślę jednak, że najlepszą szkołą jest Hogwart.
-Hogwash?-Eenie skrzyżowała ramiona na piersi, uśmiechając się z wyższością, a Black prychnęła z rozbawienia.
-Więc czarodzieje mają szkoły?-zapytał Jacob, zakładając marynarkę, którą musiał wcześniej ściągnąć.- I tam się tego wszystkiego...
Przerwał mu skrzek Gromoptaka, który uniósł się w powietrze, niespokojnie pokrzykując. Niebo za nim się zachmurzyło, chowając pustynny zachód słońca i zastępując go błyskawicami, które przeskakiwały po jego upierzeniu.
Wszyscy, nawet Newt, się cofnęli, wpatrując się w zdenerwowane zwierzę.
-Wyczuwa niebezpieczeństwo. Musimy to sprawdzić.
Ruszyli do wyjścia, narzucając na siebie okrycia wierzchnie. Black, będąc już w szopie, złapała Znikacza i ułożyła go na biurku magizoologa.
-Musisz zostać- powiedziała do ptaszka, który już się szykował do wrócenia na jej głowę.-Mówię poważnie, zostań tutaj.- Mimowolnie spojrzała na ramkę, która stała za zwierzątkiem. Chwyciła ją, spoglądając na ruchome zdjęcie.
-Czy to nie ty?-zapytała Queenie, zaglądając jej przez ramię.-Byłaś urocza. Szkoda, że ścięłaś włosy.
-Nie poznałbym cię- mruknął Jacob.
Vivienne zamrugała, widząc grupkę, siedzącą nad jeziorem. Młodsza ona siedziała na kamieniu z rudowłosą Frances, a za nią przepychał się Orion z Michaelem. Na to wszystko patrzył zaskoczony Newt, który to wpatrywał się w obiektyw to w wygłupiających kumpli, uśmiechając się nieśmiało. Leta nachyliła się do dziewczyn, mówiąc coś zabawnego do nich, bo po chwili cała trójka wybuchnęła śmiechem. Black wtedy prawie spadła z głazu.
-Nie wiedziałam, że wciąż to jeszcze masz- powiedziała platynowłosa, spoglądając na Scamandera przez ramię. Mężczyzna pokraśniał delikatnie, uśmiechając się pod nosem.-Myślałam, że tamtego dnia podrzesz je.
-To jedno z moich lepszych wspomnień, nie mam powodu, aby się go pozbywać- odparł, odbierając zdjęcie i zdecydowanie kładąc w tym samym miejscu, gdzie wcześniej stało. Niebieskooka wpatrywała się w jego oczy, próbując znaleźć odpowiedź na dręczące ją pytanie. Czy ciągle ma do niej urazę?
Ich pełną napięcia wymianę spojrzeń, przerwało odkaszlnięcie Kowalskiego, który zrobił to niezwykle dyskretnie.
-Widzę, że przeszkadzamy, najlepiej będzie jak wyjdziemy- rzekł do kobiet, wskazując drabinę. Black zarumieniła się mimowolnie, właściwie pierwsza wychodząc z walizki. Nagle poczuła zażenowanie, że utrzymała z dawnym przyjacielem tak długo kontakt wzrokowy.
Zakrztusiła się lodowatym powietrzem, wydychając kłęby pary. Podeszła bliżej krawędzi dachu, spoglądając na ciemną masę, która niszczyła miasto w oddali. Poczuła, że reszta również to zrobiła.
-Czy to naprawdę Obskurus?-zapytała Newta, który stanął obok z takim samym przerażeniem jak ona, zauważając rozmiary istoty.
-Owszem, ale największy jakiego mam okazję oglądać.- Szatyn odetchnął drżąco, na myśl jakie go czeka zadanie. Już przedtem bowiem spotkał się z tym pasożytem i małą Sudanką.- Jakbym nie wrócił, zaopiekuj się nimi.- Wcisnął Viv walizkę do ręki, szukając po kieszeniach małego dziennika. Brytyjka zdezorientowana wpatrywała się w niego, kiedy dostała do drugiej ręki notatnik.-Tu masz wszystko opisane, wystarczy podążać za instrukcją.
-Newt?-zaczęła kobieta, ale szatyn uśmiechnął się na pożegnanie i deportował. Black jęknęła zirytowana, obracając się do reszty. Tuż obok niej stała Propetina. Rzuciła w nią bagażem, a dziennik dała Queenie.-Słyszałaś go, jak nie wróci to się nimi zajmij.
Zeskoczyła z dachu, aportując się kilka ulic dalej, gdzie Obskurus poczynił znaczne szkody. Wokół biegali spanikowani mugole, uciekając przed nieznajomą siłą, niszczącą jednym ciosem całe budynki.Blondynka umknęła w bok, deportując się kilka metrów od poprzedniego miejsca, powiem wylądował tam wielki, świecący baner, sypiąc iskrami oraz szkłem. Kobieta odetchnęła, chowając się za przewróconym samochodem. Wyjrzała za pojazd, z różdżką w pogotowiu.
Za pobliską osłoną krył się Scamander, obserwując, co się dzieje na rozdrożu, przy kinie. W sumie, w ruinach kina, bowiem było one dewastowane przez czarną masę, która wybuchała raz po raz, a z jej wnętrza wydobywał się wrzask wściekłości.
Brytyjka podskoczyła, wystraszona, kiedy ktoś chwycił ją za łokieć. Obróciła natychmiast głowę w tamtą stronę, zauważając Tinę. Blondynka odetchnęła z ulgą.
-Newt!-wrzasnęła Viv, zwracając jego uwagę.
-To ten chłopiec od Drugich Salemian- krzyknął chłopak, a brunetka się zdziwiła.
-Ale on nie jest już dzieckiem!
-Czy to nie Graves?- wyszeptała do siebie Black, przyglądając się stojącemu nieruchomo mężczyźnie. Stanowczo znajdował się za blisko szalejącego monstrum, lecz nawet z takiej odległości słyszała jego głęboki głos.
-Ma w sobie tak wielką moc, że przeżył-odparł szatyn. Nagle Obskurus natarł niekształtną macką w ich stronę. Cała trójka skryła się, zaciskając mocno oczy w oczekiwaniu na ból, ale moc przeleciała nad nimi, uderzając w kamienicę i krusząc jej mury.
-Uratuj go!- Propetina wyszła zza samochodu, zanim platynowłosa zdołała ją zatrzymać.-Panie Graves!- Posłała w stronę byłego szefa zaklęcie, które z łatwością odbił.
Vivienne przez chwilę wahała się, co robić, lecz parsknęła po chwili, jej sytuacja i tak była okropna, gorzej być nie może. Spojrzała na szatyna, który pokręcił głową, ale ona podjęła już decyzję.
-Dasz radę. Pomóż mu.
Aportowała się, wyskakując obok Goldstein i odbijając zaklęcie, które było skierowane w stronę Amerykanki. Głośny trzask zza niej sugerował, że Newt się deportował w pogoni za oddalającym się Obskurodzicielem.
-Witam ponownie- powiedziała platynowłosa, uśmiechając się do mężczyzny. Szef ochrony odpowiedział tym samym gestem, aby po chwili koło jej głowy przeleciał oszołamiacz.- Jestem zraniona, że odpowiada mi pan tak agresywnie.- Zacmokała jak rozczarowana matka.
-Panna Black. Mam nadzieję, że cela się pani podobała, bo zaraz po schwytaniu tam wrócisz- rzekł, po czym rzucił zaklęcie, które odepchnęło brunetkę, wyłączając ją tymczasowo z pojedynku. Oboje zmieniło ułożenie ciała, zanim rzuciło zaklęcie, które po zderzeniu się ze sobą utworzyło lśniące połączenie.
-Podziękuję tej ofercie- mruknęła Viv, zrywając połączone czary i posyłając kilka pojedynczych.-Zdecydowanie nie brzmi to zachęcająco.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro