Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11


Vivienne usiadła sobie na brzegu dachu, obserwując zachodzące słońce. Jego ostatnie promienie muskały powierzchnie okien. Kawałek dalej, po jej prawej, stał Newt z Propetyną. Wpatrywał się przed siebie, zastanawiając się, jakim cudem da radę odnaleźć Dougala. Nowy Jork był większy od Londynu, a przecież przez dobę, przez ich aresztowanie, demimoz mógł odejść daleko.

Przetarł twarz w poczuciu beznadziei. Zza niego dochodziła go niewinna rozmowa Jacoba i Queenie. Oboje zdecydowanie za bardzo się do siebie zbliżyli, beztrosko zawiązując niewinny flirt.

-Nie mam pojęcia, gdzie może się znajdować- jęknął, a Black zwróciła na niego swoje jasne spojrzenie, aby ponownie zanurzyć się w śnie na jawie. Za to Goldstein zmarszczyła brwi, intensywnie się nad czymś zastanawiając. Po chwili podskoczyła z ekscytacją.

- Gnarlak!

- Słucham?- jęknął Newt zastanawiając się, czy to jakieś amerykańskie słówko, którego znaczenia nie poznał.

- Goblin, informator z czasów, kiedy byłam aurorem- wytłumaczyła przemądrzale Tina, uśmiechając się zwycięsko w stronę Viv, która wywróciła oczami. Skąd platynowłosa miała znać ludzi z tego kontynentu skoro na nim nie działała. Czyżby brunetka zamierzała rozpocząć swego rodzaju zawody na umiejętności?

- Interesują go odciski łap?-zapytał ożywiony Scamander, po raz pierwszy łapiąc się nadziei na znalezienie pupila.

- Szczerze, interesuje go wszystko, co da się sprzedać-odparła, ciągle zadzierając zwycięsko głowę. Brytyjka postanowiła tego nie komentować, czując się, jakby rywalizowała z dzieckiem.

- Problemem jest to, że jesteśmy poszukiwani przez waszych aurorów i na pewno wyznaczono za nasze głowy nagrodę-mruknęła Black, nawijając pukiel na palec.- Pakowanie się w kryjówkę sprzedajnego goblina jest głupotą.

- Ale to nasza jedyna szansa. Graves obwinił zwierzęta pana Scamandera o spowodowanie chaosu w mieście. Jeśli je wyłapiemy to straci poparcie-prychnęła kobieta, krzyżując ramiona na piersi. Zakochana para wróciła do nich, spoglądając na agresywne dziewczyny z niepokojem.

- Myślę, że obie macie rację-wtrącił się Jacob, próbując trzeźwo myśleć.- Nie da się tego załatwić po cichu?

- Może ktoś odwróci ich uwagę?-zaproponowała Queenie. Wszyscy pokiwali głowami, tylko Viv przełknęła ciężko ślinę, wyczuwając, że to na nią trafi. Nienawidziła tego typu rzeczy, nie nadawała się na to.- Albo wyślijmy kogoś, kto będzie osobno próbował zdobyć te informacje.- Spojrzała na Black wymownie, a dziewczyna zorientowała się, że tamta znowu odczytała jej myśli.

- Dobrze, zgadzam się. Nie umiem działać grupowo, a samej łatwiej wtopię się w tłum. Pożyczę waszą łazienkę na chwilę.



Black opuściła mieszkanie jakąś godzinę temu, szatyn nawet nie zdążył życzyć jj powodzenia, bowiem ujrzał bordowy materiał sukni znikający za drzwiami. Później Queenie wyszła z łazienki, uśmiechając się z zadowoleniem. Tina za to posłała siostrze zgorszone spojrzenie i stwierdziła, że nie powinni pomagać aurorce, bo ta i bez nich dałaby radę.

- Masz wysokie o niej mniemanie- mruknął niepewnie Newt, a brunetka prychnęła rozbawiona.

- Byłeś w innym wymiarze, czy co? Nie zauważyłeś, jak mnie zmanipulowała, abym ją uderzyła? Ta kobieta jest bardziej niebezpieczna niż myślisz- odparła, krzyżując ramiona na piersi.-  Uważaj, bo nie wiem, czy fakt, że byliście przyjaciółmi w szkole coś zmieni.

- Na brodę Merlina, Vivienne nie jest taką osobą. Nie znacie jej tak długo, jak ja- rzekł Scamander, prostując się, wierząc w to co mówi.- Na pewno to wina sytuacji.

Propetina zmrużyła oczy, a jej spojrzenie stało się ostrzejsze, mimo uśmiechu na ustach.

- Zobaczymy, kiedy się pan obudzi.

Kowalski pokręcił głową, a młodsza z Goldstein położyła mu dłoń na ramieniu, w pełni popierając jego zdanie na ten temat. Zdecydowanie para przed nimi nie powinna oceniać tak skrajnie platynowłosej. Przecież nie działała przeciwko nim, a pomagała.

- Więc musimy iść do tego lokalu i znaleźć informatora?-zapytał mugol, poprawiając wysłużoną marynarkę.- To wszystko?

Propetina uśmiechnęła się sztucznie, unosząc brwi w politowaniu. Siostra posłała jej ostre spojrzenie, nie życząc sobie obrażania Jacoba, tylko dlatego, że nie znał się na czarodziejskim świecie.

- Oczywiście, że nie. Gnarlak jest gangsterem i każda informacja jest produkt, trzeba zapłacić- odparła, wywracając oczami.-  Lepiej będzie, jeśli już się tam udamy. Dziewiętnasta, koło dwudziestej to godzina, kiedy już tam jest.



Grupka aportowała się w boczną uliczkę, która nie wyglądała zachęcająco w nikłym świetle kończącego się dnia, a co dopiero po zmroku. Za ich plecami znajdowała się bardziej ruchliwa droga, bowiem słychać było przejeżdżające samochody i gwar beztroskich mugoli. Newt poprawił granatowy płaszcz, który przekrzywił mu się w trakcie przemieszczania. Jacob za to rozejrzał się, próbując zorientować się, gdzie u licha wylądowali. Wysokie kamienice z łatwością to uniemożliwiały.

Brunetka poprowadziła ich w głąb, aby następnie zejść schodami do drzwi sutereny, oklejonych reklamą szminek. Kobieta na plakacie patrzyła w swoje odbicie lustrzane. Wyglądało to dosyć normalnie, nikt by nie podejrzewał, że za tymi drzwiami znajduje się czarodziejski lokal.

Siostry Goldstein przejechały różdżkami od stóp do głów, a ich płaszcze zmieniły się w eleganckie, wieczorowe sukienki. Tina zerknęła z niepewnym uśmiechem na Newta, który wyczarował muszkę, która migiem zawiązała się na jego szyi.

Brunetka zapukała kilka razy z małymi odstępami. Kobieta na plakacie zmierzyła ją i uśmiechnęła się, a następnie część reklamy się rozsunęła, ukazując szparę, przez którą zerknął ochroniarz. Nie widząc w nich niczego niepokojącego, otworzył drzwi zaczarowane tak, aby wyglądały jak ceglana ściana. Cała czwórka wkroczyła do dużego pomieszczenia z niskim, łukowatym sufitem.

- Witaj w Barze pod Ślepym Wieprzem-mruknęła Propetina do oglądającego miejsce Scamandera. Grupa postanowiła się rozdzielić, więc para czarodziejów ruszyła do wolnego stolika na przeciwko sceny, gdzie goblinica śpiewała jazzowe piosenki. Queenie i Jacob za to udali się do baru.

Nieotynkowane ściany były oblepione listami gończymi, w tym ta za kobietą, więc Newton mógł z zaciekawieniem przejrzeć kogo MACUSA teraz ścigała. Zdziwiła go łypiąca pogardliwie jasnowłosa postać mężczyzny, który mógł mieć na oko czterdzieści parę lat. Nie tak wyobrażał sobie Grindenwalda, poszukiwanego przez cały świat maga. Tuż obok niego nalepiona była podobizna Nathaniela Kinga, akolitę sekty Gellerta, który wcześniej pracował jako auror w Brytyjskim Ministerstwie.

Scamander zmarszczył brwi, próbując skojarzyć wątki. King ujawnił swoje poglądy na przełomie 1922 i 1923, wtedy też doszło do masakry w mugolskim dworze. Black już wtedy była w tym departamencie, czyli musiała go znać. Szatyna ciekawiło, jak kobieta zareagowała na wieść o tym, że jej współpracownik jest tym, kogo wcześniej ścigano i wyłapywano.

Zielonooki potrząsnął głową, powstrzymując śmiech. Pewnie przyjęłaby to z stoickim spokojem, wymalowanym na twarzy. Jej reakcje bardzo zmieniły się od czasów szkoły i każdy mógł to potwierdzić. Naprawdę miał ochotę się z tego wszystkiego śmiać, chociaż nie wypadało. Jakim cudem właśnie wyczekiwał pojawienia się gangstera w amerykańskim barze, a jego dawno niewidziana przyjaciółka, gdzieś tutaj krążyła, chcąc mu pomóc.

Propetina westchnęła, przestając dyskretnie się rozglądać. Zdecydowanie nie czuła się tu komfortowo.

-Połowę z nich zamknęłam za kratami- wyznała, Scamander dopiero wtedy oderwał spojrzenie od śpiewaczki na scenie, która kręciła "zmysłowo" biodrami.

-Widziałem w tamtej sali-zaczął niepewnie, myśląc o srebrnej toni, która miała ich uśmiercić, na jej powierzchni pojawiały się wspomnienia.- Tuliłaś chłopaka od Drugich Salemian.

-Ma na imię Credence- odparła, uśmiechając się lekko, lecz oczy pozostały smutne.- Przybrana matka go bije, co prawda tak,  jak wszystkie jej dzieci, ale jego bardziej.

-To wtedy straciłaś pracę?

-Tak, uderzyłam ją wtedy zaklęciem, a na dole był wtedy wiec. Wszystkim trzeba było czyścić pamięć. Zrobił się z tego skandal.

- Przykro mi- rzekł szatyn, uciekając współczującym spojrzeniem na parę przy barze.


Jacob rozejrzał się, ale nigdzie nie zauważył barmana. Prychnął, mając nadzieję na tak utęskniony alkohol. Prohibicja w Stanach Zjednoczonych była tym, co bolało go ostatnio najbardziej.

-Jak u licha zamawia się tutaj drinka?- mruknął, a wtedy przed jego twarz zleciała butelka ze złocistym płynem.

-Skrzata nigdy nie widziałeś?- warknął starszawy stwór, mierząc go wzrokiem, a przynajmniej tą część ciała, którą widział spod lady, nad którą nie wystawał.

-Oh, nie nie. Oczywiście, że widziałem.- Mugol pośpieszył z zapewnieniami, uśmiechając się z zakłopotaniem. Queenie podeszła bliżej z zaciekawieniem.- Mój wujek był skrzatem!

-Jasne-parsknął barman na odchodne. Blondynka zaśmiała się z gafy jaką palnął brunet.

-Sześć Chichaczy i Mózgotrzep- zamówiła młodsza Goldstein, uśmiechając się zalotnie do Kowalskiego.-Wszyscy nie-magowie są tacy jak ty?

Jacob, próbując wyglądać męsko i poważnie, wziął z tacki kieliszek z chichoczącą wodą, powąchał aromat z uniesioną jedną brwią.

-Nikt nie jest taki jak ja- odparł głęboko, biorąc łyka alkoholu, a z jego gardła wydarł się niekontrolowany, wysoki chichot. Jasnowłosa parsknęła na ten widok.-Nie widziałem tu Vivienne. Myślisz, że coś się jej stało?

Czarownica zmarszczyła brwi, nagle przypominając sobie, że mają misję do wykonania i nie jest nią podrywanie Jacoba. Podrapała się delikatnie po policzku, rozglądając się po pomieszczeniu. Jej uśmiech był jasną odpowiedzią, wszystko idzie zgodnie z planem.

-Ognista z lodem.- Rozległ się obok głos czarnowłosej kobiety, która właśnie zapalała papierosa. Wzięła wdech dymu, by ze świstem wypuścić go spomiędzy czerwonych warg.-Co sądzicie o dzisiejszym wieczorze?- Elegancka pani zwróciła się do pary obok.

-Będzie chłodny- odparła Queenie.- Powinnaś rzucić palenie, Viv, to okropnie śmierdzi.

Jacob otworzył usta z niedowierzaniem, lustrując Black, która miała na sobie zabudowaną, bordową sukienkę, a jej włosy straciły piękny srebrny kolor na rzecz czerni. W życiu by jej nie poznał również dzięki mocnemu makijażowi. Kobieta uśmiechnęła się szeroko, a w jej spojrzeniu było coś niepokojącego.

-Powinniście uważać na to, o co pytacie. Gnarlak cały się zjeżył, kiedy zaczęłam zadawać pytania- zaakcentowała ostatnie słowo, odbierając swojego drinka.-Przepraszam was, ale mam coś ważnego do zrobienia.

Vivienne wstała i ze znudzeniem pokonała całą długość lokalu, wchodząc na zaplecze, które wejście miało koło sceny. Queenie westchnęła, biorąc tackę i niosąc ją do siostry. Jacob podążył za nią, spoglądając na goblinkę, która z dymu wytwarzała postacie, podkreślające jej piosenkę.

-Powinniśmy uważać-mruknęła blondynka do Newta, kładąc alkohol.

-Wiemy to już- westchnęła Propetina, biorąc Mózgotrzepa i od razu umaczając w nim wargi. Brytyjczyk zadowolił się szotem, rozglądając się za przyjaciółką.

-Widzieliście Vivienne?- zapytał, a Goldstein mimowolnie się uśmiechnęła, widząc na jego twarzy niewinność jak u szczeniaka.

-Przeszła przed tobą dwa razy i jej nie zauważyłeś- zarechotał Kowalski, a jego partnerka go klepnęła w ramię, niemo nakazując mu być cicho, po chwili sama zachichotała.-Zresztą, ja też jej nie zauważyłem. To ona się nam objawiła, jak jakiś duch.



Black usiadła na przeciwko goblina w eleganckim ubraniu, na którego ramionach znajdowały się szelki taktyczne z kaburami, z których wystawały różdżki, zamienniki mugolskich strzelb. W ustach trzymał cygaro i na jej widok uśmiechnął się, mrużąc oczy.

- Przyszli?-spytał Gnarlak, w momencie, kiedy strzepywała popiół do popielniczki. Kiwnęła głową, biorąc łyka whisky.- Sprzedałaś swoich znajomych mnie, a ja MACUSIE. Nie czujesz wyrzutów sumienia?

Spojrzała na niego uważnie, bez strachu, nawet ze świadomością, że za nią stał jego ochroniarz gotowy skręcić jej kark w razie potrzeby. Jednak wyraźne zaciekawienie właściciela lokalu stawiało go w gotowości do akcji. Kobieta nawet nie starała się ukryć, iż wie o swojej atrakcyjności. Wokół niej unosiła się aura arogancji, którą Gnarlak tak lubił.

- Niezbyt.- Odłożyła z trzaskiem szklankę, a lód w niej zawarty zadzwonił o szkło.- Umowa to umowa. Nie chcesz chyba, żebym zepsuła ci opinię wśród klientów.

- Mogłabyś z tym dostać coś bardziej wartościowego niż informacje.-Obrócił cygaro i zgasił je mocno, skupiając w całości na niej. Jej oblicze rozświetlił niewinny uśmieszek, kiedy odrzuciła niesforne włosy do tyłu.

- Nie ma nic tak wartościowego, jak informacje. Wiedza to potęga i oboje jesteśmy tego świadomi- odparła, błyskając w półmroku zębami.- Kim jest Graves? Czemu interesuje go chaos? A także, gdzie podziewa się wielki Gellert Grindenwald?

- Mogę przysiąc.-Gobin wskazał na nią wykręconym palcem.- Iż najbardziej interesuje cię położenie czarnoksiężnika i jego świty. Przyznaj się.

- Od kiedy jesteśmy tak blisko ze sobą, abym ci się zwierzała?- Zgasiła peta, powoli wgniatając go w twardą powierzchnię popielnicy. Mężczyzna wzruszył ramionami, samemu popijając alkohol w kryształowej szklance, a obok leżała karafka do kompletu.

- Od momentu, w którym sprzedałaś przyjaciół, oddałaś na więzienie i śmierć, dla garstki nic nie ważnych informacji.- Zatarł ręce, widząc jak jej twarz tężeje w maskę bez uczuć. Wpatrywała się w niego, oceniając. Dopiero klaśnięcie zadowolonego właściciela lokalu sprowadził ją z powrotem na ziemię.- Dotarła do mnie informacja, że Grindenwald od dłuższego czasu przebywa na terenie Stanów Zjednoczonych. Nikt nie wie jak, ale zdobywa coraz większe poparcie. Ostatnia taka pogłoska jest właśnie z tego miasta.

- Co z psem MACUSY? Jest jego zwolennikiem?- zapytała Vivienne beznamiętnie, odpalając kolejnego papierosa. Jej serce przyśpieszyło, obijając się boleśnie o żebra. Niczego tak nienawidziła, jak akolitów Grindenwalda. Nawet nie chodziło o światopogląd, który w założeniu nie był tak zły, jak go rządy malowały, ale ludzie, którzy nie cofali się przed niczym.

- Perciwal to porządny obywatel, w przeciwieństwie do nas, który bezlitośnie gania za każdym łamiącym prawo. Zawsze to może być przypadek podobny do tego brytyjskiego aurora, jak mu tam było? Nathaniela?

- Kinga- dopowiedziała drętwo.- Mało mi powiedziałeś za tą cenę. Dorzucisz coś?-Oplotła wokół palca kosmyk ciemnych włosów.

- Butelkę Starej Ognistej Whisky Odgena?-zaproponował, a ona parsknęła rozbawiona.

- Niech będzie, są twoi.- Wzięła łyk alkoholu, mrugając do niego na potwierdzenie.- Miłej zabawy.



- To on- szepnęła Tina, nachylając się do Newta. Wszyscy zajęli swoje miejsca, Queenie i Jacob przykucli na wolnej ławie przy ścianie z dobrym widokiem na salę.

Goblin wzrokiem ogarnął całą publiczność w pomieszczeniu, popalając cygaro. Kiedy zauważył parę przy stoliku, wydał polecenie krzątającemu się skrzatowi-barmanowi, który biegiem pobiegł przygotować dla szefa drinka. Różdżki w kaburach zagrzechotały, kiedy gangster zasiadł, bez zaproszenia, na przysuniętym mu krześle.

- Więc ty jesteś tym magiem z potworami w walizce- mruknął, kładąc na blat przyniesioną mu szklankę.

Z zaplecza wyszła czarnowłosa kobieta w bordowej sukni. Scamander zbyt skupiony na nowo przybyłym nie zwrócił na nią uwagi, zresztą tak, jak Propetina. Stukot obcasów ginął wśród zgiełku przy barze oraz śpiewie na scenie. Swoje kroki skierowała do skrzata, który właśnie wycierał mokre kielichy po piwie.

- Daj mi butekę Starej ognistej. Polecenie twojego szefa- zwróciła się do niego, a najbliższy podchmielony mężczyzna uśmiechnął się do niej, ukazując ubytki w przednim uzębieniu.- Pośpiesz się, bo zamienię jednego z twoich klientów w szczura i rozgniotę mu łeb obcasem- dodała, widząc jak pijaczek przysuwa się w jej stronę. Skrzat mruknął coś o kłopotach, ale posłusznie sprowadził butelkę do kobiety, która odebrała z wdzięcznością swoją już rzecz. 


- Plotki szybko się rozchodzą- odparł Newton, próbując uspokoić swoje trzęsące dłonie, które splótł pod stołem.- Pewnie też wiesz z czym przychodzimy.- Myśli szatyna niespokojnie krążyły wokół platynowłosej, martwiąc się o jej los. Nie widział jej, co prawda, ale lękał się, że zapewnienia, iż nic jej nie jest, były marną próbą pocieszenia go.

- Za pańską głowę wyznaczono wysoką nagrodę.-Goblin podpisał podsunięty mu przez pracownika papierek.- Zamiast panu pomagać, mógłbym z łatwością wydać i zarobić.

- Pomoc ci się opłaci- odparł Newt, wyciągając z saszetki dwa galeony.

- Powiedzmy, że to opłata za wejście-mruknął gangster, spoglądając na czarodziejów.

Vivienne w tym czasie wróciła do miejsca, gdzie docelowo miała się znajdować. Machnięciem ręki sprawiła, że pomiędzy goblina, a Brytyjczyka przysunęło się krzesło, na którym zasiadła, jak gdyby nigdy nic. Położyła swoją butelkę, uśmiechając się do znajdującej się naprzeciwko Tiny.

- MACUSA daje więcej- westchnął Gnarlak, tym razem jawnie spoglądając na kobietę, która się do nich przyłączyła, siadając tyłem do sceny.-Prawda, panno Vi?

- Za informacje płaci się słono.- Zerknęła na Scamandera, delikatnie potrząsając głową na widok jego sakiewki. Zdecydowanie jej zawartość nie opłaciłaby niczego, nawet czegoś, co pomogłoby mu trafić tutaj do toalety. W zamian szatyn postawił na blat dziwny przyrząd.

- Lunaskop? Mam takich pięć.- Goblin wgryzł się swoimi ostrymi zębami w cygaro. Brytyjczyk przerył kieszenie, a Black spojrzała na niego z niedowierzaniem, zamierzał wyłożyć wszystko, co tam miał? Zielonooki uspokoił ją szybkim uśmiechem, który zdawał się jej urojeniem. Wyłożył jajowaty lód, pod którego powierzchnią coś się ruszało, zgrzytając niemiłosiernie.

- Zamrożone jajo Popiełka- wyjaśnił Newt, a Viv odprężyła się lekko, to już było coś warte.

- I to rozumiem...- Goblin nagle urwał, wpatrując się w powiększoną, przez szkło po drinku chłopaka, kieszeń, z której wygrzebał się Pickett, aby się trochę rozejrzeć.- Czy to przypadkiem Nieśmiałek?- Obie kobiety zamarły, wpatrując się w maleńkie stworzenie, które nie mogło wybrać gorszego momentu.

- Nie, to nie jest Nieśmiałek-spanikował szatyn, kładąc rękę na kieszeni i wpychając tam pupila.

- Daj spokój, umieją otwierać zamki.

- Nie oddam ci go-rzekł twardo Scamander, a mięśnie na jego szczęce drgnęły nerwowo, wyostrzając ją. 

- Powodzenia więc, cała MACUSA pana ściga- westchnął gangster wstając.

- Oddaj mu go, Newt!-szepnęła Vivienne, a Tina pokiwała głową, zgadzając się z nią. Jej przyjaciel zbladł, a w oczach pojawił się bezbrzeżny smutek, łamiąc serce kobiety.

- Zgoda- rzucił mężczyzna za Gnarlakiem, który uśmiechnął się jak łakomy kocur, który złapał tłustą mysz. Black z całej siły próbowała powstrzymać chęć złamania właścicielowi lokalu nos.- Dalej, Pickett-jęknął szatyn, wyciągając mozolnie wyrywające się zwierzę.

Po chwili już, Nieśmiałek znajdował się w garści gangstera, ciągle wyciągając łapki w stronę swojego właściciela. Newt otarł oczy, w których zebrały się niechciane łzy, pociągając nosem.

Brytyjka położyła mu rękę na kolanie, próbując dodać otuchy. Nie spodziewała się takiej reakcji po nim, lecz jeszcze bardziej, po sobie. Od kiedy to przejmowała się smutkiem drugiej osoby? Poczuła, jak brązowowłosy splata jej palce ze swoimi, przyjmując to niezręczne pocieszenie i chwytając się go, niczym tonący koła. Zawstydzona umknęła wzrokiem w bok, na wpatrującego się z zachwytem Gnarlaka w nowy nabytek.

- Coś niewidzialnego sieje zamęt na Piątej Alei. Pańska zguba może być w domu towarowym Macy's.-Informator skręcał Picketta, który pozwala mu na to zrezygnowany, jeszcze bardziej irytując czarnowłosą. 

- Jeszcze jedno. Wiesz, coś o przeszłości Gravesa?- spytał czarodziej, chcąc skorzystać z dobrego humoru faceta. Viv pokręciła głową, ale chłopak już na nią nie patrzył. Jedynie ich splecione dłonie upewniały ich, że ciągle siedzą koło siebie.

- Za dużo ma pan pytań, to się może źle skończyć.

Piosenka umilkła, a śpiewaczka pośpiesznie wyszła na zaplecze, a za nią reszta zespołu. Po sali rozszedł się szmer zawodu. Goście nie wołali o bis, tylko wrócili do rozgrywanych gier i rozmów. Nagle wrzask skrzata pozbawił ich wszystkich spokoju ducha.

- MACUSA tu idzie!

Propetina wstała gwałtownie, oburzona, wylewając na stół ostatniego szota alkoholu. Scamander za to rozglądał się zdezorientowany przez hałas, jaki robili deportujący i aportujący się czarodzieje.

- Wydałeś nas!

- Chciałbym powiedzieć, że to ja- zachichotał stwór złośliwie, patrząc na Black.-Jeszcze jedno, moja droga. Masz pozdrowienia od Nathaniela Kinga.

Brytyjka uwolniła się od ręki przyjaciela i dwoma krokami zbliżyła się do gangstera. Gnarlak nie zauważył jej ruchu, bo oglądał się na Jacoba, który właśnie na niego wpadł tyłem. Zamachnęła się, uderzając go z całej siły pięścią w nos. Rozległ się trzask, a goblin padł omdlały na ziemię.

- Pierdol się- warknęła, nie przejmując się bólem, który rozchodził się w całej jej dłoni.

Scamander dopadł ją i chwycił na ramię, odciągając od nieprzytomnego handlarza na podłogę. Koło nich przemknęło zaklęcie, rozbijając się na ścianie.

- Niezły cios-powiedział Jacob, a po chwili zachichotał przez magicznego szota. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro