Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30

Idziemy powoli po torach w kierunku szkoły i szukamy wajchy, dzięki której zmienimy trasę pociągu. Jordan powiedział nam, że Jeźdźców nie da się zatrzymać, a Douglas chce stworzyć nadprzyrodzoną armię. Jedynym sposobem by to powstrzymać jest właśnie zmiana trasy pociągu, a znalezienie jej nie jest takie łatwe. Może być wszędzie, obok szpitala, przy szkole, posterunku albo gdziekolwiek indziej w Beacon Hills.
Moje przemyślenia przerywa czyjaś ręka, która delikatnie mnie obejmuje. Odwracam głowę w stronę tej osoby i widzę zatroskane oczy Stiles'a. Czuję też od niego mocne zmęczenie, gdyby nie ta cała sytuacja kazałabym mu iść się położyć, ale jeśli to zrobi może być znowu porwany przez Jeźdźców.

— Wszystko okej? — pyta cicho.

— Tak — uśmiecham się słabo — Po prostu... Chciałabym by to się w końcu skończyło. Boję się, że Douglas'owi się uda, a wtedy to będzie koniec dla wszystkich.

— Nawet tak nie mów — zatrzymuje się i mnie przytula — Obiecuję ci, że wszystko wróci do normy. Nie uda mu się.

— Jesteś zbyt pozytywny — obejmuję go.

— Ktoś musi być.

Przygrywam wargę i unoszę głowę by na niego spojrzeć. Jego oczy są przepiękne, mogłabym się na nie patrzeć godzinami. Widać w nich pewność siebie i sama zaczynam wierzyć, że to się może udać, jednak z tyłu głowy i tak nie jestem pewna. Co się stanie jeśli pociąg przyjedzie?

— Nie myśl tak dużo o tym — całuje mnie w czoło.

— To dość trudne w obecnej sytuacji.

— Wiem, ale musimy być spokojni. Panika w niczym nie pomoże.

— Gołąbki! — odwracamy się w stronę Liam'a — Nie mamy zbyt dużo czasu, chodźcie.

Stiles splata nasze dłonie i idzie do dwójki przyjaciół. Nie dziwię się, że jest taki spokojny, od samego początku był porwany, a my tu siedzieliśmy i zastanawialiśmy się co mamy robić. Patrzyliśmy jak w szkole i na ulicy jest coraz mniej ludzi, aż przestaliśmy widzieć kogokolwiek.

— Czy ktoś wie jak się łączy światy? — pyta Scott, gdy do nich podchodzimy.

— Nie możemy się między nimi przemieszczać — mówi Stiles i patrzy na mnie — Nic nie mów!

— Nic nie mówię — odwracam wzrok.

A chciałam. Oni nie mogą się przemieszczać, ja mogę. Nie wiem jeszcze co bym miała zrobić i muszę się dowiedzieć jak najszybciej.

— Corey też potrafi — Liam się zatrzymuje — Możecie zabierać ludzi. Corey u Scott'a wciągnął Jeźdźca do naszego świata.

— A jak ja bym niby miała to zrobić, skoro wychodzę z mojego ciała? — unoszę brwi.

— Nie wiem, ale to może chodzić cały czas o was. Może to dzięki wam udaje mu się zabierać wszystkich ludzi.

To ma coraz więcej sensu.

— Nie — odpowiadam po namyśle — Corey mu jest potrzebny do zbierania ludzi. Ja do otworzenia tego całego portalu.

— Tak, masz rację — Liam się przez chwilę zastanawia — Musimy go znaleźć.

— Przejdę do świata Gonu — mówię od razu — Ja go najszybciej znajdę.

— Nie mam mowy, nigdzie nie idziesz — Stiles od razu się do mnie zbliża —
Wiem z doświadczenia, że to nie jest miłe uczucie.

— Stiles...

— Ja to zrobię — mówi Liam — Wy zajmijcie się Douglas'em.

Nie odpowiadam. Z jednej strony czuję ulgę, ale z drugiej chcę to zrobić. Liam nagle rusza i biegnie w stronę szkoły. Patrzę na niego zdezorientowana i nie wiem czy mam biec za nim czy zostać tutaj.

— Zaraz wrócę! Nie dajcie się porwać — krzyczy i znika w mgle.

To było dość dziwne. Liam pewnie wpadł na jakiś pomysł, ale wolał gdzieś pobiec zamiast nam powiedzieć co wymyślił. Cóż, chyba nie mamy wybory tylko na niego poczekać.

— Też tacy byliśmy? — pyta Stiles.

— Gorsi — od razu odpowiadam i delikatnie się uśmiecham — I nadal tacy jesteśmy.

Jeśli miałabym sobie przypomnieć wszystkie nasze wybryki to zabrakło by mi czasu. Było ich tak dużo i teraz zapewne wpadlibyśmy na lepsze pomysły.

— Nie marnujmy czasu — patrzę na ziemię — Tory idą w stronę lasu i szkoły, rozdzielamy się?

— Nigdy w życiu — Stiles odwraca się w stronę lasu — Tam coś będzie, szkoła jest zbyt łatwa.

Kiwam głową i powoli idę w stronę lasu. Jestem zestresowana, nie wiemy co tam znajdziemy. Przy wajchy może stać cała armia Jeźdźców by nas powstrzymać.

— Jeszcze jedno — Stiles odwraca mnie w swoją stronę i mocno całuje w usta — Tak na wszelki wypadek.

— Damy radę — uśmiecham się.

Nie wiem czy mam wierzyć w te słowa. Trzech nastolatków na całą armię? To mało możliwe, ale nie mogę wpaść w panikę. Stiles ma rację, to w niczym nie pomoże tylko pogorszy naszą sytuację.
Stiles jeszcze raz mnie całuje i idziemy za Scott'em. Mgła jeszcze bardziej pogarsza sytuację, a zbyt wielka cisza jest nie do zniesienia. Nie słychać nawet naszych kroków albo to ze mną jest coś nie tak.
Nagle Scott chwyta nas za ręce i ciągnie za jedno drzewo. Moje serce bije strasznie szybko, a ręce zaczynają się trząść. Nigdy jeszcze tak nie miałam, nie byłam tak zestresowana jak teraz.

— Patrzcie — pokazuje na wajchę, wokół której jest pusto — To nie może być takie łatwe.

— Może jest.

— To może być pułapka — mówię, a moje ręce zaczynają się robić mokre.

Stiles od razu rusza do wajchy i wyciąga rękę. Uśmiecham się widząc, że już prawie ją ma, ale nagle na jego ręce ląduje lasso i odciąga do tyłu. Mój uśmiech znika i odwracam się w bok widząc Douglas'a, jak mogłam go nie wyczuć?
Mężczyzna ciągnie za lasso, a Stiles znika w zielonym dymie. Do moich oczu napływają łzy i nie potrafię się ruszyć. Widzę jak celuje z pistoletu w stronę Scott'a, ale nie jestem w stanie nic zrobić. Słyszę strzał i Scott też znika.
Nie wiem co zrobić, stoję tak i patrzę na Douglas'a, który powoli do mnie podchodzi. Strach nie pozwala mi się ruszyć.

— Spokojnie, tobie nic nie zrobię — ociera moją łzę — Jesteś mi potrzebna.

Nie odpowiadam, popycham go, a ten cofa się kilka kroków do tyłu. Nie mogę się załamać, nie w takim momencie.
Panika w niczym nie pomoże.
Słyszę słowa Stiles'a.
Wbijam pazury w ramię z cichym jękiem i skupiam się na bólu, przez co strach pomału się oddala.
Bez zastanowienia biegnę w stronę wajchy, ale coś popycha mnie na ziemię i upadam kilka metrów dalej. Nade mną zawisa Douglas ze swoim uśmieszkiem i patrzy na mnie zwycięsko.

— To i tak nic nie da, zostaniesz tu ze mną — mówi zadowolony.

Kątem oka dostrzegam obok nas broń, która musiała my wypaść podczas upadku.

— Nie wydaje mi się — chwytam za broń i przystawiam ją sobie do głowy - Jeszcze cię dopadnę.

Zanim jest w stanie wyrwać mi broń, strzelam. Zamykam oczy i czuję mocny ból głowy. Czuję jak kula, którą się trafiłam rozpływa się w mojej głowie.
Przez chwilę wydaje mi się, że lecę w dół i nagle upadam na coś twardego. Głośno jęczę, gdy czuję ból w całym ciele.
Nie jestem w stanie otworzyć oczu, ból głowy jest zbyt mocny. Nie wiem gdzie jestem, nie jestem w stanie nic wyczuć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro