Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

Siadam na jednym z krzeseł w bunkrze i nie wiem co ze sobą zrobić. Był tam, widziałam go i jestem pewna, że to nie były omamy.
Nie płaczę, już nawet nie mam czym, więc tylko siedzę i patrzę się na brudną ścianę. Nikt nic nie mówi za co im dziękuję, bo chyba bym zaczęła krzyczeć.
Nie wiem co mam myśleć, może portal źle się otworzył przez co nie Stiles nie potrafił wyjść? Nie mam pojęcia, nawet nie wiem jak to wszystko dokładnie działa. Wiem tylko, że to ja jestem w stanie otworzyć portal razem z Parrish'em.
Słysząc skrzypienie odwracam głowę w stronę Scott'a, który powoli zamyka właz z bunkra. W ostatniej chwili do środka wbiega zdyszany Liam i opiera się o stolik obok mnie. Jest sam, więc Theo i szeryf musieli zostać złapani.
Przymykam oczy. Już sama nie jestem pewna czy uda nam się ich wszystkich uratować. Jest nas coraz mniej, a Jeźdźcy to jest dość liczebna grupa, która potrafi atakować z dystansu, a my tego nie potrafimy, więc jest mniejsza szansa, że się do nich zbliżymy.

— Musisz iść za mną — otwieram oczy i patrzę na Liam'a — Nie wiem jak to wytłumaczyć, Scott. Musisz to zobaczyć.

Scott patrzy na Liam'a, wyglądają jakby porozumiewali się przez myśli.

— Zostańcie tu na wypadek, gdyby Stiles wrócił — otwiera z powrotem właz.

— Idę z wami — wstaję.

— Lepiej, żebyś tu została — mówi Lydia.

— Nie — podchodzę do wyjścia — Nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie.

Przez chwilę patrzymy sobie ze Scott'em w oczy, aż w końcu głośno wzdycha i wychodzi bez słowa. Patrzę ostatni raz na Malię i Lydię i wychodzę za Scott'em, a za mną od razu Liam. Zamykam jeszcze właz i ruszam biegiem zaraz za dwójką przyjaciół.
Nie mam zamiaru siedzieć i czekać, aż ktoś się pojawi. Większe prawdopodobieństwo jest, że przyjdą Jeźdźcy niż Stiles. On może nawet nie wiedzieć, że tu jesteśmy.
Wybiegając na zewnątrz od razu czuję się lepiej. Zapach grzyba robił już się nie do wytrzymania.

***

Liam znajduje jakiś samochód, w którym na szczęście są kluczyki i odjeżdża z nami z piskiem opon. Patrzę za okno i kłuje mnie w sercu, może i jest późno, ale zawsze ktoś szedł chodnikiem. Teraz już nikogo nie ma, a na ulicach i chodniku jest pełno śmieci.
Nie mam pojęcia co Liam chce nam pokazać. Spodziewam się wszystkiego, nawet czarnej dziury, która powoli wszystko pochłania.
Zatrzymując się przy szpitalu bez słowa wszyscy wychodzimy i wbiegamy do środka. Pierwsze co przykuwa moją uwagę to wielka tablica, na której jest zapisane pełno miast, a na pierwszym miejscu Beacon Hills.
Staję przy recepcji i odwracam się w stronę korytarza. Gdyby nie Scott to chyba bym się przewróciła. Przez cały korytarz idą tory, te same co pod domem Lydii.

— To... — nie jestem w stanie nic powiedzieć.

— Są wszędzie — mówi Liam — W szkole, na boisku i wielu innych miejscach.

— Widziałam już je — podchodzę bliżej — Przy domu Lydii, ale wtedy normalnie wy tego nie widzieliście.

— Za to ty mogłaś, bo jesteś inna — na korytarzu staje uśmiechnięty Douglas.

Od razu wyciągam pazury i cicho warczę. Ten człowiek jest wszędzie, już to działa mi na nerwy.

— Trójce nie da rady — Liam staje obok mnie, też przemieniony.

— Ma rację — Scott robi to samo.

Hollenhund! — krzyczy coś w innym języku.

Unoszę zdezorientowana brwi, a za sobą słyszę jakieś warknięcie. Powoli się odwracam, nie wiedząc czego się spodziewać, ale czując znajomy zapach serce zaczyna bić mi szybciej. Dwa metry od nas stoi przemieniony Parrish. Patrzy na nas z mordem w oczach i już wiem, że może się to bardzo źle dla nas skończyć.

— Parrish, przestań — Scott powoli cofa się do tyłu, a my od razu za nim.

— Pociąg nadjeżdża, nie powstrzymacie Dzikiego Gonu — za sobą słyszę głos Douglas'a.

Jest źle, jest bardzo źle.

— Będziecie niezłymi Jeźdźcami. Oprócz ciebie Lily, ty mi się jeszcze przydasz.

— Jesteś jakimś moim psychofanem czy co? — odwracam się bokiem by widzieć Parrish'a i Douglas'a.

Trzeba jakoś odwrócić ich uwagę, ale jak? Jesteśmy w trójkę, a oni są dość silny, więc nie wiem czy uda nam się ich załatwić. Odwracam się w stronę Parrish'a i szukam jakiejś innej drogi ucieczki.

— Będę miał alfę, Banshee i kojotołaka — mówi strasznie spokojnie, co jeszcze bardziej mnie wkurza.

Już po nas.

— I Stiles'a.

Słyszę znajomy głos i już mam gdzieś Parrish'a. Nieruchomieje i powoli się odwracam. Na ziemi leży nieprzytomny Douglas, a nad nim jakiś mężczyzna.
Zaczynam cała drżeć, jest tutaj. Jest tutaj cholerny Stiles.

— To ten zły, prawda? Nie pomyliłem się — odwraca wzrok na mnie.

Ktoś popycha mnie na ścianę i kilka centymetrów od twarzy przelatuje Parrish, który wpada na powoli wstającego Douglas'a.
Patrzymy przez chwilę na siebie ze Stiles'em bez słowa. Nie jestem w stanie się ruszyć, stoję tylko oparta o ścianę i patrzę w jego ciemne oczy, które od zawsze tak bardzo mi się podobały.

— Lily — ten w końcu się opamiętuje i do mnie podbiega.

Ja bez słowa na niego wskakuję, a Stiles mocno mnie obejmuje. Cała drżę i w końcu nie wytrzymuję, zaczynam cicho płakać. Jego jedna ręka delikatnie głaszcze mnie po głowie, tak samo jak podczas zasypiania. Czuję się bezpieczniej, wiedząc, że tu jest.

— Jestem tu — jego głos drży.

Jest tu, w końcu. Po takim czasie w końcu mogę się do niego przytulić.
Mocniej obejmuje go za szyję i nie chcę go puścić, już nigdy więcej tego nie zrobię.

— Dusisz...

— Przepraszam! — szybko z niego schodzę, ale dalej trzymam ręce wokół szyi.

Stiles patrzy na mnie z delikatnym uśmiechem i w końcu mnie całuje, delikatnie ocierając moje łzy. Po całym ciele znowu przechodzi mnie dreszcz, ale tym razem przyjemny. Tak długo na to czekałam, na niego. Nie jestem w stanie uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Boję się, że to tylko sen, a ja zaraz obudzę się w bunkrze.

— Ej! — odrywamy się od siebie słysząc głos Liam'a — Wiemy, że bardzo za sobą tęskniliście, ale musimy wiać.

Odwracamy się w stronę Parrish'a, który jak widać już wstał. Na ten moment zapomniałam w jakiej sytuacji się znajdujemy i, że ktokolwiek inny też tu jest.

- Uciekamy!

Stiles chwyta mnie za rękę i biegniemy na drugi koniec budynku. Trzymając go za rękę i widząc go przed sobą znowu czuję, że żyję. Wrócił tu, pojawił się w innym miejscu, ale i tak nas znalazł. Jednocześnie jestem szczęśliwa, ale boję się, że znowu zniknie i sobie nie poradzimy.
Wiedząc, że już nikt nas nie goni, zatrzymujemy się. Stiles od razu mnie puszcza i przytula się ze Scott'em i Liam'em. Delikatnie uśmiecham się na ten widok, gdybym nie wiedziała co się dzieje to pomyślałabym, że spotkali się po latach.

— Nie ma mnie kilka dni i wszystko się wali — odrywa się od Scott'a i całuje mnie w czoło — Muszę czegoś poszukać.

— Nie było cię trzy miesiące — mówię, gdy wbiega do jakiejś sali.

— Co? — słyszę jego zaskoczony głos i sekundę po tym wybiega na korytarz — Jeśli nie pozwolą ukończyć mi szkoły, to...

Przygryzam wargę, no właśnie, szkoła. Co ja powiem jak wrócę? Jedynie co może mi pomóc to trafne zaświadczenie od lekarza, że byłam chora, ale to i tak może nic nie dać.

— Czego tu szukasz? — Scott nie daje mu dokończyć.

— Chwila — wchodzi do kolejnej sali i wychodzi z jakąś butlą — Tego.

— Ciekły azot? Po co ci? — pytam się.

— Do niego.

Zza korytarza wychodzi nie kto inny jak przemieniony Parrish.

— Łapcie go — patrzymy na niego niezrozumiale — No już!

Chcę ruszyć do przodu, ale Stiles mnie zatrzymuje. Patrzę na niego zaskoczona, ale ten od razu jak złapali ogara, chwyta za butlę i go ugasza.
Przewracam oczami, już zapomniałam, że Stiles za bardzo się o mnie boi i jak jest szansa, że ktoś inny sobie z czymś niebezpiecznym poradzi to mi nie pozwala.
Jest to oczywiście urocze, że się martwi, ale też wkurzające.
Patrzę na niego z boku i widząc jego uśmiech robi mi się ciepło na sercu. Ten człowiek robi ze mną takie rzeczy jak nikt inny, to dzięki niemu już nie mam tak często ataków paniki. Mieliśmy te dobre i złe chwile, ale i tak kocham go nad życie. Nikt inny nigdy mi go nie zastąpi.

Hej! Bardzo przepraszam za nieobecność, zrobiłam za to troszkę dłuższy rozdział, w którym wreszcie pojawił się Stiles!
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro