Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

Biorę głęboki wdech i siadam na mokrej ziemi, przechodzi mnie dreszcz przez jej chłód. Reszta przyjaciół staje z boku i mi się przygląda, próbują się nie ruszać, żeby nie wydać żadnego dźwięku.
Kiwam tylko do nich na pożegnanie i zamykam oczy. Pierwsze co wyczuwam to ten obrzydliwy zapach, ze zmarszczonym nosem próbuję skupić się na minimalnym zapachy perfum od przyjaciół, co się udaje i smród nie jest już taki zły.
Do moich uszu dochodzą ich ciche oddechy i bicie serc. Każdy z nich jest spokojny, ale wyczuwam coś jeszcze. Jakby lekką spaleniznę, ktoś musiał tu być i coś podpalić. Pomału czuję jak się unoszę i w momencie gdy chcę wyjść, słyszę dodatkową parę bijących serc.
Szybko otwieram oczy i wstaję, będąc w swoim ciele. Jednak nie jestem w stanie nic więcej zrobić, bo ktoś chwyta mnie za gardło i przyszpila do ściany. Cicho jęczę, czując straszny ból głowy. Przesuwam delikatnie głowę by zobaczyć kto to i z przerażeniem widzę, że to Parrish. Jego oczy już nie są pomarańczowe tylko zielone.

— Co ty wyprawiasz? — pytam, ale ten mocniej ściska dłoń na mojej szyi.

— Parrish, zostaw ją — Scott chce do mnie podejść, ale zza cienia ktoś wychodzi.

— Nie tak szybko — Douglas popycha chłopaka na ścianę — Jak widzę wszyscy chcemy tam wejść, żeby powstrzymać armię umarlaków.

— Ma rację — odzywa się Lydia — Ale działamy inaczej, nikogo nie zabijamy.

— Chcę tylko przejść przez szczelinę —mężczyzna podchodzi do mnie i zaczyna bawić się moimi włosami.

Ręka piekielnego ogara tak mnie ściska, że nie umiem oddychać, a nauczyciel się tylko uśmiecha.

— Patrz — Malia bierze jakiś patyk i próbuje nim przebić niewidzialną barierę, ale ten się spala — Nie dasz rady, wszystko się pewnie spali.

Parrish zabiera mi rękę z gardła, a ja upadam i głośno kaszlę. Widzę, że Scott chce podbiec, ale zatrzymuje go warknięcie ogara.

— Nie z pomocą tej dwójki — chwyta mnie mocno za włosy i zmusza do wstania — Idioci! Jak mogliście nie zauważyć, że klucz macie pod nosem! Ona jest w stanie zmniejszyć działanie szczeliny, a przy pomocy piekielnego ogara jesteśmy w stanie przejść.

— To zły pomysł, co się stanie z Lily? Może...

— Nie przeżyć? Cóż to jej decyzja czy chce uratować tych ludzi.

Może i jestem w stanie się poświęcić, ale on zrobi coś gorszego. Musimy go powstrzymać, on jest potworem, czuję to, a pomaganie mu skończy się jeszcze większą katastrofą.

— Jesteś złym człowiekiem — odzywam się — Czuć to od ciebie.

— Dobry czy zły — głupio się uśmiecha — Od kiedy widzicie świat na czarno biały?

— Ty widzisz od drugiej wojny światowej — nagle pojawia się Liam — To nazista. Chce łowy by stworzyć nadprzyrodzoną armię.

Douglas jest wpatrzony w Liam'a, więc bez wahania uderzam go w brzuch. Ten zaskoczony puszcza mnie i chcę pobiec do przyjaciół, ale przede mną pojawia się Parrish i uderza w twarz. Chwieje się do tyłu, przy pomocy ściany udaje mi sie ustać.
Lewy policzek strasznie mnie boli, chociaż próbuje nie zwracać na to uwagi.

— Widzę, że po dobroci się nie da — patrzy na nas wszystkich i wyciąga bicz.

Patrzę przerażona na Scott'a, który chce mi pomóc i pokazuję im po kryjomu ręką by uciekali. On jednak nie słucha i chce podbiec, a Douglas od razu wali biczem o ziemię, przez co muszą się odsunąć.
Parrish chwyta mnie za włosy i popycha w stronę szczeliny, a ja upadam. Wyciągam pazury i chcę podrapać ogara, ale Douglas szybko się zjawia i chwyta za mój nadgarstek.

— Nie tak szybko — i znowu uderza biczem by reszta sie odsunęła.

Przekręca mój nadgarstek w bolący sposób i przyciąga rękę do szczeliny. Od razu chcę się wyrwać, ale za ramiona chwyta mnie Parrish. Jestem uwięziona, nawet nie wiem co mam zrobić.

— Zostaw ją — za sobą słyszę słaby głos Lydii.

Do oczu napływają mi łzy przez ból w nadgarstku i paznokci Parrish'a wbijających mi się do ramiona.

— Już! Otwieraj! — słyszę, że znowu uderza biczem o ziemię.

— Nie wiem jak — mówię drżącym głosem.

— To cię nauczę - puszcza mój nadgarstek, który od razu chwyta ogar i widzę, że sam wyciąga pazury, które od razu wbija w tył mojego karku.

Krzyczę z bólu i próbuję się wyrwać, ale silne ręce ogara mi to uniemożliwiają.

— Lepiej żebym nie używał bicza, bo przez przypadek rozerwę jej kark, a nie chcecie tego wy i ja.

— Nie rób jej nic, ona nie wie jak to zrobić — Scott próbuje zapanować nad głosem.

— Ja ją nauczę — wbija jeszcze bardziej pazury, a ja znowu krzyczę — Zrób to!

Przerażona zamykam oczy, a moje ciało przechodzi wielka fala bólu. Próbuję się wyrwać, ale pazury wbijają się coraz bardziej. Łzy lecą po moich policzkach, a krzyk sam wychodzi z gardła. Ręka zaczyna mnie palić, przez Parrish'a, który wbija ją razem z moją w szczelinę.
Czuję, że słabnę. Otwieram z trudem oczy i widzę, że moja ręka już jest w połowie za szczeliną. Douglas wyciąga swoje pazury z mojej szyi i popycha do tyłu, a Parrish przy pomocy drugiej ręki rozszerza szczelinę. Zielone, delikatne fale nagle znikają, a Parrish stoi po drugiej stronie czekając na Douglas'a.

— Dziękuję za pomoc — kłoni się teatralnie i znika za szczeliną, która od razu się zamyka.

Gdy znika za korytarzem zdaję sobie sprawę, że Scott delikatnie mną potrząsa.

— Odezwij się!

— Jestem — mam lekko przymrużone oczy i patrzę na przyjaciół, którzy są rozmazani. Nagle moje ciało ogarnia straszne zmęczenie — Chyba muszę się położyć, chce mi się spać.

— Nie zasypiaj — Lydia szybko siada bliżej mnie, jest przerażona - Nie możesz zasnąć, rozumiesz?

— Ale jestem taka śpiąca — opieram głowę o ścianę — Nie dam rady.

— Nie umiem zabrać bólu — mówi jeszcze bardziej przerażony Scott.

— Ja też — Malia klęka na przeciwko mnie — Nie zamykaj oczu, patrz na nas.

— Przepraszam.

Nie jestem w stanie już dłużej wytrzymać i zamykam oczy. Słyszę jeszcze krzyki przyjaciół, ale są one coraz dalsze, aż nic nie słyszę.
Czuję spokój, wszystkie zmartwienia gdzieś znikają, a czerń dookoła mnie jest taka przyjemna. Robię krok do przodu, nie czuję nic pod sobą, jakbym latała.
Nie wiem gdzie jestem, ale to nie jest ważne. Ten spokój jest taki przyjemny, od dawna go nie czułam.
Ale gdzie jest reszta? Czemu ich tu nie ma?
Chwytam się za głowę by sobie cokolwiek przypomnieć, nagle wszystkie wspomnienia pojawiają mi się przed oczami.

- Obudź się! - mocno walę się w głowę, chociaż i tak nic nie czuję — Już!

Otwieram gwałtownie oczy i widzę, że jestem znowu w kanale.
Czuję się jakby ktoś pokopał mnie prądem. Odwracam się w stronę przyjaciół, ale oni nie są skupieni na mnie tylko na jakimś ciele. Szybko przechodzę obok Scott'a by zobaczyć kto to jest.
Staję przerażona widząc, że to moje ciało.

— Ona nie oddycha! — krzyczy Scott.

— Zamknij się! — Lydia chwyta mnie za wszystkie możliwe miejsca by wyczuć puls.

Upadam na kolana, a po moich policzkach spływają łzy.
Ja umarłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro