Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

— Nie zgadzam się, nie ugryziesz go —mówię stanowczo.

Po tym jak Stilinski zdał sobie sprawę co powiedział do swojej żony, szybko mnie wyprosił.
Wróciłam od razu do Lydii i zabrałam szybki prysznic. Nie zamieniłam z nią nawet słowa, bo jak zamknęłam oczy od razu zasnęłam. Rano obudził mnie telefon od Scott'a, żebyśmy przyjechały na komisariat, bo ma plan jak wydostać Stiles'a.

— To jest jedyne wyjście, Lily — opiera się o biurko na przeciwko mnie.

— I co? Masz zamiar tak ugryźć każdego? — chowam ręce do kieszeni bluzy — Przypominam ci, że Peter ledwo to przeżył.

— Tu ma rację — odzywa się wujek.

Nie powiedziałam im jeszcze o sytuacji z panem Stilinskim, teraz to w niczym nie pomoże.

— Sprowadzimy Stiles'a i obmyślimy jakiś plan — do rozmowy dołącza się Malia.

— Jeśli dobrze rozumiem, plan to odzyskać Stiles'a i opracować z nim nowy plan? — Peter staje obok mnie.

— To jest bez sensu, będzie cierpiał — patrzę na Lydię, która jeszcze się nie odezwała — I skąd pomysł, że będzie chciał być ugryziony? Scott, przecież pewnie już było tyle sytuacji, w których mogłeś go ugryźć. Ta decyzja nie należy do ciebie tylko do niego, a jeśli się nie zgodzi to co? Wrócisz czy z nim zostaniesz i tam będziesz wymyślał plan jak się wydostać.

— Lily ma rację — Peter zaczyna chodzić w kółko — Jesteśmy sami w Beacon Hills, jeśli ciebie złapią, nas pewnie też i Lydia będzie straszyć.

Przewracam oczami na słowa o Lydii.

— Trzeba spróbować, pójdę sam — czuję się jakbym gadała do ściany —Dziki Gon zostanie tu tak długo, aż nas wszystkich nie złapie.

— Plan ugryzienia Stiles'a i tak może się nie udać — mówię, przypominając sobie historię Derek'a.

— A może jednak...

— Nie!

Jeśli Scott zostanie złapany, będziemy mocno osłabieni i Jeźdźcy wreszcie nas dorwą. Nie będziemy mieli gdzie wracać. Stiles może umrzeć przez ugryzienie albo przez przejście. Co jeśli Scott go jeszcze nie ugryzie, a nas dorwą i już więcej tam nie wrócą? Zostaniemy tam na zawsze.

— To może macie lepszy plan? — Liam patrzy na mnie i Peter'a.

— Tak, uciekamy.

Zapomniałam, że jeśli jest jakaś trudna sytuacja do Peter woli uciekać.
Wolę szukać kilka lat rozwiązania niż wyjechać i zapomnieć o tym wszystkim co tu się wydarzyło. Jeźdźcy i tak mogą nas po jakimś czasie dorwać.

— Obiecałeś, że pomożesz znaleźć nam przejście — wreszcie odzywa się Lydia.

— Nie pomogę wam w samobójstwie.

— Dlatego lepiej uciec? — ściskam dłonie w pięści — Nie podoba mi się żaden z waszych planów i jeśli będzie trzeba to będę próbowała was powstrzymać. Im będzie nas mniej tym Jeźdźcy łatwiej nas złapią, ale nie mam zamiaru uciekać.

— Róbcie co chcecie, ja pasuje — Peter ostatni raz na mnie patrzy i wychodzi.

Egoistyczny dupek. Tylko on ma gdzieś ludzi, którzy zostali porwani i jeśli on też jest zagrożony to woli uciec, żeby nic mu się nie stało.
Nie mogę pozwolić na to, żeby wszystkich nas porwali, a Lydia miała zwariować jak ta...
Boże! Przecież tamta Banshee mówiła, że jestem w stanie ich wydostać. Tylko nie wiem jak mam wrócić... Cholera!

— Jest jeszcze jedna opcja — wszyscy odwracają się w moją stronę —Pamiętacie co powiedziała tamta Banshee? Że jestem w stanie ich wydostać, nie wiem jak, ale jest szansa...

— Że też możesz nie przeżyć —przerywa mi Lydia — To zbyt niebezpieczne.

— A plan Scott'a jest?

— Dobrze — odwracam się do Scott'a, gotowa na jego sprzeciwy — Pójdziemy tam, gdzie znaleźliśmy Peter'a. Jeśli znajdziemy portal czy cokolwiek to jest, będziesz miała wolną rękę — brunet patrzy mi w oczy — Ale pod jednym warunkiem. Jeśli coś ci sie uda znaleźć, wracasz do nas i wymyślamy jakiś plan.

- Zgoda.

***

Ja, Scott, Malia i Lydia bez słowa rozglądamy się po lesie. Chodzimy już tak pół godziny, dłuższą drogą by dostać się do miejsca, w którym znaleźliśmy Peter'a i jak na razie nic ciekawego tu nie ma. Szum wiatru zagłusza mi znalezienie czegoś po dźwięku.
Do tego dziwnie się czuję, zawsze można było tu kogoś spotkać, a teraz totalna pustka. Jest pełno grzybów, co do niedawna było niemożliwe, bo codziennie ktoś chodził i je zbierał.

— To tutaj — słyszę głos Malii.

Odwracam się i widzę, że stoi obok naszego miejsca docelowego. Podchodzę i schylam się, by dotknąć trawy, ale nie wyczuwam nic specjalnego. Zwykła, wypalona przez Peter'a lub słońce trawa.

— I co? — obok mnie klęka Scott.

— I nic — wzdycham — Rozdzielmy się, szybciej coś znajdziemy.

Wstaję i idę przed siebie, jedyne co widzę to drzewa i wysoka trawa, do której pomału wchodzę. Może znajdę tu coś godnego uwagi, jednak widząc wielką pajęczynę i trochę mniejszego pająka od razu rezygnuję. Przez te paskudztwo niczego tam nie widziałam.

—Znalazłem coś!

Od razu kieruję się w kierunku Scott'a, który stoi obok jakiegoś przejścia do kanału. Kraty z niego są rozerwane, więc ktoś tu musi często przebywać.

— Chodźcie.

Bez zastanowienia wchodzę do wielkiej rury i lekko schylona idę przed siebie. Jestem zaskoczona, bo reszta nie powstrzymywała mnie, tylko od razu ruszyła za mną.
Po jakimś czasie w końcu wchodzimy do typowego kanału i możemy się wyprostować.

— Ale tu śmierci — komentuję.

— W końcu to kanały — obok siebie słyszę głos Lydii.

Włączam latarkę w telefonie i rozglądam się po każdym kącie. Nie chcę próbować wyczuć czegoś zapachem, bo chyba się porzygam.
Ale te kanały, dlaczego o tym prędzej nie pomyśleliśmy. Miejsce, do którego nikt nie przychodzi jest łatwą kryjówką.
Stajemy na rozwidleniu, od razu kieruję się w lewo wiedząc, że ktoś i tak pójdzie w prawo. Zatrzymuję się przy podrapanej ścianie, przygryzam wargę zestresowana, ale zdaję sobie sprawę, że są od szczura, który próbował się dostać wyżej.
Nagle zostaję mocno popchnięta i prawie upadam na ziemie, ale w ostatniej chwili chwytam się za rurę na ścianie. Wkurzona odwracam się w stronę przewróconej Malii.

— Co ty robisz?

— Znalazłam coś — patrzy przed siebie.

Idę w tamtym kierunku, ale Scott szybko mnie chwyta za ramię.

— Nie rób tego, wylądujesz tak samo jak Malia — chłopak mnie puszcza —Patrz.

Wystawia rękę do przodu i nagle robi się wokół niej zielona fala. Im dalej Scott próbuje dać rękę, tym bardziej się trzęsie przez opór.

— Przejście?

— Bardzo możliwe — mówi Lydia —Chociaż nie wydaje mi się, że będziemy w stanie przez nie przejść.

— Wy nie, ale mi może się uda.

Przygryzam wargę.
Może mi się uda, ale czy będę w stanie wrócić?

Hejka! Przepraszam za nieobecność, ale zachorowałam i nie byłam w stanie nic napisać.
Chociaż rozdział napisałam teraz w piątek to nie miałam kiedy go sprawdzić i dopiero dzisiaj znalazłam czas.
Kolejne rozdziały będą sie pojawiać częściej, bo mam ferie, więc będę miała więcej czasu na pisanie.
Miłego dnia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro