14. Ciastka. Te przeklęte ciasteczka!
Bielskiego zaczęła nurtować ciekawość. Za co Benet dostała awans? Czym sobie na to zasłużyła? Co takiego zrobiła, czego on nie zrobił, że otrzymała awans szybciej od niego.
- A ty? Za co niby dostałaś awans? Bo nie wydaje mi się, że za ciężką pracę...- spojrzał na nią gardząco.
- Bądź pewny, że za włażenie w dupę też go nie dostałam.- odparła, co odrobinę bodło mężczyznę.- Mówią, że dobro wraca, wiesz?- spojrzała na niego znacząco, a on prychnął.- Może jak zmienisz się z wiecznie nadętego buca w dobrego człowieka, to ktoś to doceni?
- Masz mnie za buca?- zapytał oburzony.
- Nie za buca.- powiedziała, a Gutek trochę wyluzował.- Za nadętego buca z metrowym kijem w dupie.
Ich rozmowę przerwał dzwonek do drzwi, który rozbrzmiał z korytarza. Dostawca przywiózł pizzę, którą policjanci jakiś czas temu zamówili. Marta, jako gospodyni spotkania poszła odebrać ich zamówienie.
Bielski nie chciał kontynuować rozmowy z Benet. Czuł się głęboko urażony jej słowami. Starał się nią nie przejmować, jednak wiedział, że do końca spotkania jest skazany, by przy niej siedzieć.
Pocieszał się jedynie, że dziewczyna nie wywlekła na światło dzienne jego brudów, które zdążył naprodukować. Wiedział, że jeżeli Piotrek się o tym dowie, nie będzie zadowolony, a tym bardziej przychylny do jego awansu.
Spotkanie funkcjonariuszy skończyło się przed 23. Każdy zebrał swoje rzeczy i udał się do swojego lokum. Bielski oraz Benet przybyli na miejsce pieszo, więc dla nich zapowiadała się przechadzka nocą.
- Cześć.- mruknęła policjantka, machając niechętnie do Bielskiego.
On jednak jej nie odpowiedział.
- Buce z kijem w dupie nie są przecież skorzy do takich gestów...- mruknął pod nosem. Zdenerwowany wsadził zaciśnięte w pięść dłonie i spojrzał gniewnie w stronę, gdzie jeszcze przed chwilą stała Elżbieta.
Odwrócił się w swoim kierunku i szedł przed siebie. Sumienie nie dawało mu jednak spokoju. Przed oczami przelatywały mu wszystkie sprawy zgwałconych dziewczyn, jakie w swoim życiu prowadził. Przypomniał sobie wszystkie pokrzywdzone dziewczyny, które nie potrafiły zaufać żadnemu mężczyźnie. Przypomniał sobie też o jednej, która przed zakończeniem śledztwa popełniła samobójstwo.
- Nosz cholera...- warknął do siebie i zawrócił się.
Ciężko było mu odnaleźć dziewczynę. Na ten wieczór nie ubrała jego już ulubionej, porażająco różowej kurtki. Zaniepokojony nasłuchiwał, czy gdzieś nie usłyszy damskiego krzyku, czy szelestów. Zastał jedynie głuchą ciszę.
- Pieprzona Pinki.- pokręcił głową z dezaprobatą i zaczął rozmyślać, jak odnaleźć dziewczynę. Niespodziewanie w mroku ktoś się odezwał.
- Kurwa...- Bielski usłyszał dziewczęcy szept, jednak żadnej osoby nie dostrzegł.
Zlękniony odwrócił się w stronę dobiegającego szeptu. Na ławce zobaczył dziewczynę, której twarz oświetlona była nieznaczną łuną światła.
- Ela?- zapytał zaniepokojony i podszedł do dziewczyny.
- Kto mówi...- wystraszona spojrzała na niego. Nie poznała w nim jednak swojego współpracownika, więc przerażona zaczęła szukać w swoich kieszeniach gazu pieprzowego.- Nie, nie, nie...- oszołomiona nigdzie nie znalazła buteleczki.
- To ja.- powiedział spokojnie, a ona podniosła w jego stronę telefon z odpaloną latarką. Oślepiła go, jednak latarka po chwili zgasła, ponieważ w telefonie wyczerpała się bateria.- Buc z kijem w dupie.- mruknął, przecierając prześwietlone oczy.
- Zapomniałeś o nadęty.- poprawiła go, chowając telefon do kieszeni.
- Wybacz, Pinki.- westchnął, a w oczach dziewczyny zapłonęły kurwiki.
- Jak ty mnie nazwałeś?- spytała oburzona.
- Wet za wet.- odparł spokojnie, na co ona głośno westchnęła.
- Co ty tu robisz?- zapytała, zmieniając temat dyskusji.- Przecież szedłeś już do siebie.
- Prawda, ale wolę mieć pewność, że trafisz do mieszkania, a nie na komisariat.- odpowiedział wymijająco, jednak ona spojrzała na niego z niedowierzaniem.- Nie wiem jak ty, ale ja już nie raz prowadziłem sprawy zgwałconych dziewczyn. Nie chcę mieć cię na sumieniu.- przyznał.
Benet nic mu nie odpowiedziała. Na prośbę Bielskiego podała mu swój adres po czym oboje ruszyli w kierunku jej mieszkania.
- Dlaczego siedziałaś na tej ławce?- zapytał.
- Nie znam jeszcze tego miasta. Chciałam odpalić sobie nawigację do domu, ale telefon zaczął mi się zacinać. Teraz to już się kompletnie rozładował.- wyjaśniła, co Bielski przemilczał.
Odprowadził dziewczynę pod blok. Ona szczerze mu podziękowała, ręcząc, że się odwdzięczy. Bielski machnął na to jedynie ręką i poszedł w swoją stronę. Zdecydował się zadzwonić po taksówkę, ponieważ chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu.
Pierwsze dni w nowym składzie minęły funkcjonariuszom spokojnie. Nie było żadnego morderstwa, dzięki czemu Benet mogła na spokojnie wdrożyć się w rytm pracy w nowym miejscu. Bielski starał się przez ten czas kompletnie nie zwracać uwagi na nową koleżankę, jednak w jego oczach była zbyt intrygującą osobą, by móc obok niej przejść obojętnie.
Jej dobre nastawienie do wszystkich i wszystkiego doprowadzało go do szału. W szczególności fakt, że nawiązała świetny kontakt ze współpracownikami szybciej, niż on. Każdego dnia starał się "umilić" jej czas w pracy jakimś mało przychylnym komentarzem, jednak ona, wydawało się, zupełnie się tym nie przejmowała.
***
- Kolejny dzień...- westchnął Bielski. zarzucając nogi na biurko.
W wydziale panował spokój. Od 6 dni nie było żadnego zgłoszenia. Wszyscy pracownicy siedzieli, jak na szpilkach, oczekując telefonu o nowej sprawie. Ten jednak jeszcze milczał.
- Liczysz?- zapytała Marta, przykładając rant kubka z parującą jeszcze herbatą do ust.
- No...- jęknął.- O Boże...- westchnął, widząc kątem oka kobiecą posturę odzianą w porażająco różową kurtkę.
- Cześć!- przywitała się radośnie.
- Cześć!- przedrzeźnił ją Bielski, piszcząc, jak zabawka dla psa.
- Tobie coś urwało?- zapytała, zdejmując szal.
- Że co?- oburzył się, wiedząc, co młodsza miała na myśli.
- Gutek...- mruknęła Marta.
- Poczekaj...- machnął na nią ręką.- Taka jesteś cwana?- zapytał zdenerwowany, zdejmując nogi z biurka. Podniósł się z fotela i podszedł do niej.- Radzę ci uważać.
- A ja tobie mniej się złościć, bo nie wyrobisz na botoks.- spojrzała na niego z politowaniem.- Twój rów z każdym kolejnym razem się pogłębia, panie gburze.
- Dopiero był buc.- zwrócił jej uwagę.
- Najwidoczniej wyciągnąłeś na chwilę kija z dupy.- wzruszyła ramionami i zaczęła grzebać w swoim plecaku.
- Dzieci...- roześmiała się Marta.
- Chciałbym zauważyć, że nigdy go nie miałem.- zaznaczył Bielski.
- Gdybyś go rzeczywiście nie miał, nie byłbyś wobec mnie taki wstrętny. Ale spokojnie. Nie ty pierwszy, nie ostatni.- westchnęła, odgarniając kosmyk włosów za ucho.
- Mnie za to zapamiętasz do końca życia.- warknął i odszedł od jej biurka.
Najstarsza policjantka postanowiła na tę sytuację spuścić kurtynę milczenia. Nie była zadowolona postawą Gustawa. Zgodnie z obietnicą złożoną Elżbiecie, kobieta niejednokrotnie starała się porozmawiać z Bielskim na temat współpracowniczki, którą aspirant szczególnie sobie upodobał. Ten jednak za każdym razem urywał temat, wymigując się od odpowiedzi.
Z plecaka aspirant wyciągnęła papierowe torebeczki. Nieśmiałym krokiem podeszła do biurka Marty i postawiła jedną paczuszkę. Następnie przeszła do stanowiska pracy Górskiego, by tam również zostawić pakunek. Do biurka Bielskiego podeszła dopiero, gdy zauważyła jak zażenowany jej obecnością wywraca oczami i zatapia się w ekranie smartfona.
- A cóż to takiego?- zapytała Grabska, ostrożnie podnosząc pakunek.
- Ciastka, o których wspominałam u ciebie.- przyznała dziewczyna, siadając za biurkiem.
- Z pewnością są paskudne.- uśmiechnął się pyszałkowato, sięgając po kubek z kawą.
- Sam się przekonaj.- powiedziała, wskazując na torebkę za jego laptopem.
Bielski niepewnie wziął pakunek do ręki. Po otwarciu zaciągnął się słodkim zapachem wypieków, które wypełniały torebeczkę po brzegi. Mężczyzna poczuł, jak jego ślinianki rozpoczynają produkcję śliny. Woń ciastek była dla niego tak rozkoszna, że przez moment zapomniał o tym, że ma dość tej małej, wścibskiej Pinki.
- Pachną paskudnie, a wyglądają jeszcze gorzej. Jak mogłaś zmieszać wszystkie rodzaje czekolady?- spytał, wracając myślami do rzeczywistości.
- Po pierwsze, wyglądają jak zwykłe ciastka.- burknęła rozzłoszczona.
- Wyglądają jak rozwałkowany kawałek gówna.- kłamał, by sprawić jej jak największą przykrość.
- Doprawdy?- oburzona skrzyżowała ramiona na piersi.- Twój uśmieszek pod nosem mówił jednak co innego.
- Dobrze! Spróbuję ich i zobaczymy, czy to prawda, że można jeść gówno.- odparł, biorąc jedno ciastko do ust.
Musiał przyznać, że był to smak tak zniewalający, że nie potrafił go opisać. Kawałki czekolady rozpływały się w ustach, a samo ciastko nie było ani nazbyt twarde, ani nazbyt miękkie. Było tysiąckroć razy lepsze od jego ulubionych, sklepowych ciastek, znanej firmy z fioletową krową. Te ciastka miały w sobie coś więcej. Coś, czego nie potrafił opisać słowami, bo jeszcze nigdy dotąd się z tym nie spotkał. Coś, co przekroczyło granicę wspaniałości.
- Są... obrzydliwe.- odparł, udając minę zniesmaczonego.
- Chyba chciałeś powiedzieć obrzydliwie dobre.- poprawiła go Marta, biorąc do ust kolejne ciastko z torebki.
- Nie. Chciałem powiedzieć, że są najgorszymi ciastkami, jakie w swoim życiu jadłem.- mówiąc to sięgnął po chusteczkę, w którą zwrócił rozgryzione ciastko.
- W takim razie może ty coś przygotujesz, masterchefie?- warknęła, odkładając plecak przy biurku.
- Nie mam czasu na takie pierdoły.- prychnął.- Za to tobie radzę zapisać się na jakiś kurs gotowania, bo to nie nadawałoby się nawet do podawania szczurom na wrocławskim dworcu.
- Rozumiem, że ty udzielasz takich lekcji?- zapytała, lecz zanim zdążył jej odpowiedzieć, zrobiła to sama.- Nie? Szkoda...- odparła z udawanym zasmuceniem.- Ale nie ma się co dziwić skoro szczytem twoich umiejętności jest zagotowanie wody na herbatę.
- A tu cię zdziwię.- odezwała się Marta, przekręcając się na fotelu w stronę młodszej.- Gutek robi najlepsze sushi, jakie w swoim życiu jadłam.
- Ja... nie przepadam za takimi potrawami.
- No tak, widać.- powiedział Bielski, mierząc ją wzrokiem. Jego wzrok utkwił na jej nogach, które mógł dostrzec pod biurkiem. Minęła chwila zanim się otrząsnął i zaczął mówić.- Od słodkiego rośnie to i owo.- prychnął.
- Ale ty wiesz, że od surowej ryby i ryżu mózg ci już nie wyrośnie.- odgryzła się, wyciągając z kubika długopis.
- Dzieci...- roześmiała się ponownie Marta. Bawiła ją ich zacięta przekomarzanka. W duchu powtarzała sobie- kto się czubi, ten się lubi...
- Widzę, że wszyscy jesteście w wyśmienitych nastrojach.- do pomieszczenia wesołym krokiem wszedł komisarz, ciągnięty przez owczarka. Po przekroczeniu progu biura, puścił pętle, a pies poleciał przywitać się z Elżbietą.
- Dla ciebie też coś mam, misia mordko.- rozbawiona zaczęła pieścić psa, tuląc go i drapiąc w ulubionych miejscach.
- Jeśli masz dla niego ciastka pokroju tych, które dałaś nam, nie dawaj mu ich. Biedak będzie skonał w męczarniach.- prychnął złośliwie Bielski, znów chwytając za kubek z kawą.
- Udław się.- burknęła, wywracając oczami.
- Możecie swoje podrywy dokończyć w samochodzie? Mamy sprawę, o której próbuję wam powiedzieć.- chrząknął doniośle Górski, chwytając za papierową torebkę ze swojego biurka.- Ciasteczka?- zapytał patrząc na Benet. Odparła mu skinieniem głowy.
- Nie jedz, jeśli chcesz żyć.- wtrącił aspirant, ściągając kurtkę z fotela. Benet posłała mu groźne spojrzenie, na co on odpowiedział jedynie uśmieszkiem.
- Zjem w aucie.- powiedział, ignorując słowa Gustawa i wyciągnął jedno ciastko.- Zbierajcie się.- dodał z pełną buzią.
Wszyscy funkcjonariusze zebrali się do wyjazdu. Po upewnieniu się, że broń oraz odznakę mają przy sobie, udali się do wyjścia z komisariatu. Jako ostatni wyszedł Gustaw. Przez szybę, która zastępowała ścianę w ich biurze, Elżbieta zobaczyła, jak mężczyzna, stojąc przyczajony przy swoim biurku, pakuje do swoich ust całe ciasteczko. Widząc, jak z rozkoszy wywraca oczami i uśmiecha się mimo pełnych ust, stwierdziła wygraną.
- Jednak nie są takie złe...- prychnęła, zapinając zamek w kurtce.
Nie wiedziała, że chwila, w której przestała patrzeć na Gustawa wystarczyła mu, aby wyjść z biura, stanąć za nią i wszystko usłyszeć.
- Nie masz się czym szczycić. Ciastka, jak każde inne.- odparł, na co młodszą przeszedł po plecach zimny dreszcz.
- Nie widziałam jeszcze nikogo, kto by prawie dochodził, jedząc zwykłe ciasteczka.- spojrzała na niego ukradkiem, odpowiadając kąśliwie.
- Za krótko żyjesz na tej ziemi. Nie jedno cię jeszcze zaskoczy.- dodał, otwierając jej drzwi.
- Dziękuję...- mruknęła cicho, patrząc na niego. Ten jednak szybko uciekł wzrokiem.
- Wiem, że was do siebie ciągnie, ale ludzie! Mamy trupa w fabryce.- ponaglił ich komisarz, otwierając drzwi samochodu, by owczarek mógł zająć swoje miejsce.
- Nie ucieknie przecież.- mruknął Bielski, sięgając do kieszeni po klucze do samochodu. W niej ich jednak nie zastał.- Cholera... Muszę wrócić się po kluczyki.- oznajmił.
- Możesz pojechać ze mną.- chrząknęła niepewnie Elżbieta, odblokowując pilotem drzwi swojego samochodu. Bielski, szczerze zdziwiony jej słowami, otworzył szerzej oczy. Postanowił jednak pozostać złośliwym.
- Nie rozbijesz nas?- zapytał, na co odpowiedziała kręceniem głowy.- Nie spowodujesz wypadku samochodowego tylko dlatego, że mnie nienawidzisz?- dopytywał, a ona odpowiadała mu w ten sam sposób.- I na pewno ten samochodzik nie rozleci się na drodze, gdy zechcesz przyspieszyć z 10 do 20?
- Nie!- zdenerwowana podniosła głos.- Jedziesz, czy nie?
- Panie Boże, miej mnie i moją duszę utrapioną w opiece.- przeżegnał się i wsiadł do wiśniowego samochodu.- A ty w ogóle masz prawo jazdy?- spytał, przez co dziewczyna straciła cierpliwość. Z całej siły uderzyła w klakson, na co Bielski podskoczył z przerażeniem na twarzy. Widząc jej zdenerwowanie postanowił, że nie odpuści.- Wiesz... ja wiem, że w PRL-u wydawano prawo jazdy od szesnastki, ale teraz trzeba czekać do osiemnastki. Jak coś to ja mogę prowadzić.- spojrzał na nią z udawanym zmartwieniem.
- Albo w tej chwili zamilkniesz, albo scenariusz z wypadkiem stanie się prawdą.- powiedziała śmiertelnie poważnie, blokując zamek w drzwiach. Gutek próbując wydostać się z samochodu. zaczął szarpać za klamkę. Drzwi nie drgnęły.- To jak?- zapytała, uśmiechając się do niego niczym postać z horroru.
- Jedź, wariatko...- mruknął, zapinając pasy. Głośno przełknął ślinę, chcąc zawrócić ciastko na właściwe miejsce w układzie pokarmowym.
///\\\///\\\///\\\
hej, hej, hej!!!
jak tam pierwsze godziny wakacji? ja już, co prawda, od miesiąca siedzę w domu, ale wiem, że dla Was jest to wyczekany odpoczynek. korzystajcie z niego ile wlezie! na dobry początek wolnego mam dla Was rozdział! liczę, że Wam się spodobał i dajcie mi koniecznie znać co sądzicie oraz jak podoba Wam się rozwój akcji i znajomości Benet i Bielskiego... ❤️
udanych wakacji, misie kolorowe! do zobaczenia już niebawem w kolejnym rozdziale!
Bielska 🤍
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro