𝒙𝒙𝒙﹒ take care of yourself
▬▬▬▬▬▬▬▬
"take care of yourself"
▬▬▬▬▬▬▬▬
NIE PAMIĘTAM NIC. Szczególnie nie pamiętałam, abym zamykała swoje oczy na dłużej, niż jest to wskazane. A mimo to, w tym momencie uniosłam znużone powieki.
Pochylające się nade mną zamaskowane twarze doktorów sprawiły, że moje ciało spięło się w ciągu kilku sekund. Szukałam czegoś, co choć odrobinę rozjaśniło mi, gdzie jestem. Chcąc się podnieść, zostałam zatrzymana przez taśmy, którymi wręcz przygwożdżona byłam do łóżka operacyjnego, a wtedy wszystko się rozjaśniło i każda niewiadoma nabrała sensu.
Czerwona Sala.
Dopiero teraz dotarł do mnie dźwięk wyjących alarmów. Pokręciłam głową, chcąc się wydostać. — Witaj w domu, dziecko duszy. — Usłyszałam szyderczo spokojny głos, który poprowadził swoim brzmieniem, dreszcze po całym moim kręgosłupie.
Wyprostowałam palce, próbując zachować spokój, gdy mężczyzna przyglądał mi się. W wolnej dłoni trzymał strzykawkę. Zawartość posiadała dziwny, połyskujący kolor, który pod światłem przypominał odcień butelkowej zieleni.
— Nie będzie bolało. — Wyjaśnił, dłonią sunąć w dół mojej żuchwy, aż po samą szyję, aby wyczuć miejsce pulsu. Mężczyzna wydusiła z siebie krótkie chrząknięcie, przechylając głowę na bok, stuknął w strzykawkę i przyłożył igłę do miejsca, którym zamierzał wpuścić zawartość do krwi.
Czułam ścisk na swoich dłoniach, przez co niezdolna byłam do użycia własnej magii. Nie tylko umysł był potrzebny, aby używać magii. Usłyszałam kolejne bicie serca, przez co przeszył mnie strach. Zacisnęłam powieki, chcąc, aby wszystko ucichło.
Usłyszałam stuknięcia, uderzenia i bolesne jęki. A mimo to, bałam się otworzyć oczy. — Zabierz swoje łapska z mojej siostrzenicy. — Usłyszałam znajomy głos, gdy ostry koniec przestał napierać na moją skórę. Nawet jeśli czułam, że coś spływa po mojej szyi, było to mniej przerażające niż wizja trucizny we własnym krwiobiegu.
Taśmy, którymi byłam owinięta, pękły, a zaciski spadły z dłoni z hukiem, uderzając o podłogę. Otworzyłam oczy, czując dotyk dłoni na policzkach. — Isla?
— Ciocia Yelena? — Otworzyłam oczy, podnosząc się z jej pomocą. Uniosła ledwo zauważalnie swoje kąciki ust ku górze, po czym zacisnęła dłonie na moich ramionach.
— Dziwnie to brzmi. — Przyznała bez problemu. Skinęłam głową, zgadzając się z jej słowami, starłam ręką krople krwi, która utworzyła się w miejscu nakłucia. — Ale niech będzie. Musimy znaleźć wdowy.
— A co z moją mamą? — Zapytałam, zaczynając biec za nią. Adrenalina powoli rozpoczynała swoją pracę. — Nie ma jej z tobą?
Zaprzeczyła kiwnięciem głowy. Zacisnęłam usta, nasłuchując okolicy. Wyczułam znacznie więcej bić serc niż jedno, czy dwa. Było ich kilka. — Chodź! — Krzyknęłam w jej kierunku, przyspieszając ile sił w nogach, aby jak najszybciej dobiec do miejsca.
Podbiegłyśmy do masywnych drzwi, które okazały się zamknięte. Pomimo naszej szarpaniny, nie złamałyśmy zamka.
— Isla. — Zaczęła, podrzucając w dłoniach granat. Jej mina była poważna, lecz słowa brzmiały niczym zachwyt. — Pokaż prawdziwą siebie. Pokaż dziecko duszy, jakim jesteś.
Uniosłam kąciki ust do góry, pozwalając magii ukazać się we mnie. Moje tęczówki z błękitnego koloru, przybrały ten hipnotyzujący, szmaragdowy kolor. W dłoni zaczęłam wytwarzać, tego samego koloru energię, którą cisnęłam w drzwi, by się otworzyły.
Zadziałało.
Zauważyłyśmy wdowy. Yelena odblokowała granat i rzuciła nim wysoko, ponad głowy pozbawionych wolności kobiet. Wybuch nie niósł za sobą szarości, lecz czerwony dym, który zwrócił im normalny umysł, gdy pyłek osiadł na ich twarzach.
Zaczęłam iść naprzód, z blondwłosą kobietą u boku. Wzrok wbity miałam w otaczające jedną rudowłosą kobietę, grupę innych. Tych, co odzyskały świadomość. — Mamo!
Podbiegłam bliżej niej, owijając dłoń wokół jej talii, by pomóc kobiecie wstać. Yelena podeszła do nas, dotykając ostrza wbitego w jej bark. — Jesteś cała? Wiem, że boli.
— Zrobimy na trzy, dobra? — Powiedziałam, trzymając jej dłoń. Yelena wyciągnęła sztylet, jeszcze zanim zaczęłam liczyć, przez co obie spojrzałyśmy na nią ze złością.
Yelena pogładziła ramię Natashy. — Przepraszam. — Obie spojrzały w kierunku wdów, zrobiłam to samo.
— Uciekajcie jak najdalej stąd. — Oblizałam wargi, wciąż trzymając dłoń matki. Do końca pobytu tutaj, nie zamierzałam spuścić jej na krok. — Teraz same decydujecie.
Wybuch. Silnik, pomyślałam, gdy zwróciłam głowę w kierunku ogromnego huku, jaki niósł za sobą wybuch.
— Zmywamy się.
— Najpierw Dreykov. Idziecie? — Zapytała Yelena. Uniosłam słabo kąciki ust, blondwłosa kobieta doskonale wiedziała, o co mi chodzi.
— Leć. — Zaczęła Natasha, lecz to ja dokończyłam za nią. — Dogonimy cię.
Wdowy uciekły, tuż za Białą Wdową. Sama podeszła bliżej matki, obserwując, jak pierścieniem przejeżdża po dotykowym ekranie.
— Uwalniasz je. — Zrozumiałam, obserwując, jak kolejne zdjęcia młodych kobiet i dziewczyn przeskakiwały na ekranie.
— Chodź! — Krzyknęła, sięgając po ostatnie dwie fiolki z czerwonym gazem. — Szybciej! — Dopowiedziała, gdy ogień zaczął pojawiać się tuż za nami.
Biegłyśmy w kierunku szklanych kwadratowych brył, które służyły jako okna. Wbiegając w nie, ogień potoczył się za nami, tańcząc na wietrze, gdy my spadałyśmy.
Natasha złapała się nadłamanej barierki, dłonią sięgając po mnie. — Trzymam cię! — Krzyknęła, skinęłam głową, obserwując biegnące na dole Wdowy. — Musisz tam doskoczyć.
Głową wskazywała w dziurę, która utworzyła się poprzez wybuch. Jęknęłam cicho, rozbujałam się z jej pomocą i puściłam jej dłoń. Wykonując przewrót w przód, szybko wstałam i poczekałam, aż ona zrobi to samo.
— Chyba nie myślisz, że...
Szepnęłam, podnosząc się z ziemi. Gdy wpadłyśmy przez dziurę, na poziom, na którym trzymana w zamknięciu była zamaskowana postać, przeszły mnie krótkie dreszcze, a mimo to tęczówki i tak zafarbowały się zielonym odcieniem.
— Antonia. — Rudowłosa wydukała ciężko, byłyśmy tak bliskie ucieczki, a jednak wszystko było tak oddalone.
Podeszła bliżej grubej szyby, która jakimś cudem nie hamowała rozchodzenia się dźwięku. Antonia, bo tak nazywała się osoba, skryta pod maską, uderzyła pięścią o szybę.
— Nie! — Natasha wybłagała. Dłoń wciąż miała ułożoną na szybie. — Za chwilę otworzę drzwi. Wiem, że się na mnie rzucisz. To nic. Nie szkodzi.
Otworzyłam szerzej oczy, wsłuchując się w jej słowa, które wypowiadała z trudem. — Mamo, musimy iść...— Wyszeptałam, chcąc odwrócić jej uwagę.
— Wiem, że wciąż tam jesteś. — Przełknęłam ślinę, pochylając głowę do przodu. — I nie zostawię cię na śmierć. — Natasha wyszeptała w kierunku Antoni, opuszkami palców kliknęła przyciski, otwierając drzwi.
Zaczęłyśmy stawiać kroki do tyłu, aby zachować dystans z zamaskowaną. Odrzuciło nas, gdy próbowałyśmy stawiać kolejne kroki. Zaczęłyśmy zsuwać się wprost w przestworza, odetchnęłam ciężko i odbiłam się od śliskiego podłoża, zapominając uchwycić się rudowłosej.
Spadłam na drogę, używając swojej magii, aby zamortyzować skok. Zielona tafla rozniosła się w okolicy, szybko znikając na wietrze. Zauważyłam, jak Yelena wślizguje się na skrzydło, aby dostać się bliżej silnika.
— Nie! — Krzyknęłam, biegnąc w jej kierunku. Rudowłosa wdowa była tuż za mną, przyspieszając z każdą sekundą.
— Yelena!
Blondynka uniosła swoje spojrzenie, patrząc na nas obie. Drobny uśmiech zagościł na jej twarzy.
— Nie rób tego! — Krzyknęłam razem z rudowłosą, zaciskając swoje dłonie. Byłam gotowa, aby ściągnąć ją z tego silnika.
— Fajnie się było spotkać! — Odkrzyknęła do nas, pokręciłam głową.
Blondwłosa kobieta wbiła połączone pałki w sam silnik, powodując wybuch, który odrzucił jej osobę, aż poza barierki. Spadała z każdą sekundą. Rudowłosa wdowa podbiegłam do barierek, sięgając szybko po spadochron i bez jakiegokolwiek namysłu wyskoczyła za swoją spadającą młodszą siostrą.
Samolot, w jakim był Dreykov wraz ze swoimi wojownikami wybuchł, powodując tym samym śmierć okrutnego człowieka. Odetchnęłam z ulgą, odpychając się zielonymi taflami energii od podłoża, wysuwając się w górę, aby zniknąć z tego miejsca.
Opadałam bezpiecznie w dół, co jakiś czas używając swoich mocy, aby wylądować bezpiecznie na ziemi. Położyłam się na plecach, oddychając ciężko, gdy wzrok skierowany miałam w stronę pięknego, czystego nieba. — Dawno się tak nie czułam. — Szepnęłam sama do siebie, uśmiechając się lekko.
— Isla! Yelena!
Usłyszałam z oddali, gwałtownie wstałam z miejsca, szukając dźwięku jej głosu. Zaczęłam biec w kierunku obu wdów, które miały zbliżone do siebie twarze.
— Jesteśmy do góry nogami. — Zaśmiałam się na słowa Yeleny, obserwując z oddali ich czyny.
— Prosti menya, moya malen'kaya sestra. — Usłyszałam, zbliżając się w ich kierunku. — Wybacz, że nie wróciłam. — Zapłakała cicho, gdy łzy zaczęły spływać po gładkiej twarzy.
— Nie musisz tak mówić. Jest dobrze.
Wtedy ich spojrzenia się skrzyżowały, a Yelena wiedziała, że słowa rudowłosej kobiety są prawdziwe. — Dla mnie to też było prawdziwe. — Widząc, jak Natasha kiwa głową, by zapewnić swoją młodszą siostrę, odczuwam wewnętrzny spokój.
Nie mogłam powstrzymać się od uronienia łzy, gdy obserwowałam, jak obie kobiety zbliżają do siebie czoła. Oddychając przy tym spokojnie, od dawna nie czułam tak wielkiej ulgi, jak w momencie, gdy ujrzał, jak obie zatapiają swoje głowy, we włosach tej drugiej.
— Dziękuję.
Zrobiłam krok do tyłu, nie przeszkadzając kobietom, wciąż z uśmiechem na twarzy obserwowałam ich czyny. — I ty, moya malen'kaya devochka. Ty dlya menya vse. — Usłyszałam, gdy zwróciłam się do nich plecami, z zamiarem odejścia trochę dalej. — Przepraszam cię, Isla.
Obie podeszły bliżej mnie, lecz tylko Natasha ujęła moją twarz w swoje dłonie. Łzy spływały po jej twarzy, gdy patrzyła na mnie z tymi samymi, pełnymi matczynej miłości oczami.
— Wszystko, co razem stworzyłyśmy, było dla mnie prawdziwe. — Wyszeptała, zakładając kosmyki moich włosów za uszy. — A ty... Jesteś dla mnie bardziej prawdziwa, niż myślisz.
— Kocham cię, mamo. — Wydukałam poprzez łzy, patrząc w piękne zielone oczy.
— Ja ciebie też, Isla. — Odpowiedziała, obejmując mnie swoimi ramionami. Gładziła moje włosy, oddychając spokojnie. — Najmocniej na świecie.
Stojąc między dwoma wdowami, obserwowałam jak w naszym kierunku zmierzał Alexei, u boku ze zranioną Melina.
— Wszyscy są cali?
Przechyliłam głowę na jej pytanie, obserwując zmęczone spojrzenie, ciemnowłosej. — Chyba widać, że jestem ranna.
Natasha skinęła głową, patrząc na brodatego mężczyznę, które przyglądał się nam. Chciałbym coś powiedzieć, bo słowa same cisnęły się na jego język, lecz zrezygnował z takiej myśli.
— Masz coś do powiedzenia? — Kolejne pytanie opuściło usta mojej mamy, gdy skrzyżowała swoje spojrzenie z tym Alexei'go.
— Znowu bym zaczął bredzić.
I pomimo braku jakichkolwiek słów, sam widok ich dłoni łączących się, sprawiał mi, Yelenie i Melinie wiele radości. — Kawaleria przyjechała. — Mruknęła, gdy ich dłonie puściły się nawzajem.
— Więc, jaki jest plan? — Szatynka zapytała, z trudem zwracając ciało w kierunku rudej kobiety.
— Wy uciekacie, ja zostaję. — Wydała rozkaz każdemu z nas. Choć nikomu się to nie spodobało.
— Szaleństwo. — Zauważył Alexei. — Walczymy razem.
— Zatrzymam ich tutaj.
— Nie rozdzielimy się. — Protestowaliśmy jednogłośnie. Lecz Czarna Wdowa była nieugięta.
— Jeśli nasza piątka się dogadała, to może... dla Avengersów też jest nadzieja. — Uśmiechnęła się, unosząc dłoń do góry, pokazując swoje przewidywane szanse na dogadanie się Avengersów. Wywróciłam oczami, śmiejąc się krótko. — Taka tycia.
— Skoro wracasz do Stanów, lepiej weź to. — Zaczęła Yelena, ściągając swoją kamizelkę. — Wiem, że Ci wpadła w oko. — Zaśmiały się obie, gdy Yelena wręcza starszej zieloną kamizelkę.
— O rany. — Zakpiła prześmiewczo. — Mnóstwo kieszeni.
— Praktyczna rzecz.
Spojrzałam na niebo, zauważając zbliżający się transport. — Widzimy się, tak? — Zapytałam rudowłosą, zaciskając swoje dłonie razem. Kobieta skinęła głową, powodując, że ponowny uśmiech wytworzył się na moich ustach.
— Dbajcie o siebie, zgoda? — Poprosiła Melina, patrząc na nas przelotnie.
— Damy radę. — Odpowiedziała Natasha, gdy ich dłonie były wciąż splecione. — Bez obaw.
— Wiem.
Zacisnęłam usta, próbując nie odwracać wzroku od zachodu słońca. — No dalej, zbieramy się. — Naprostowała szatynka.
Skinęłam głową, po raz ostatni patrząc w kierunku własnej matki. Chociaż wiedziałam, że to pożegnanie nie jest na zawsze, wciąż było mi ciężko zostawić ją samą.
— Mamo. Nie daj się zamknąć, proszę...
Szepnęłam do siebie, i przygryzając wnętrze policzka, zaczęłam odchodzić. W oddali słyszałam przyjemne gwizdanie, które sprawiło jeszcze większy uśmiech na mojej twarzy.
— Gdzie cię odstawić? — Zapytała jedna z wdów. Sięgając do kieszeni swojego kostiumu, wyciągnęłam telefon komórkowy i spojrzałam na wyświetlacz pokazujący mnie i Pietro. Uśmiechniętych.
— Nowy Jork. Muszę coś załatwić.
Ciemnoskóra kobieta skinęła głową, odwróciłam się i usiadłam na pierwszym miejscu, jakie tylko było wolne.
Przymknęłam powieki, i odetchnęłam, czując, jak z moich barków zleciał wielki ciężar.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro