Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝒙𝒙𝒊𝒊𝒊﹒ manipulation, try again

▬▬▬▬▬▬▬▬

“manipulation, try again”
▬▬▬▬▬▬▬▬

JESZCZE RAZ!

Wybrzmiało między ścianami Kamar-Taj, gdy Doktor Strange ponownie odrzucił moje marne próby zatrzymania czasu. 

Nie byłam całkowicie w tym nowa, lecz wciąż nie umiałam w pełni manipulować czasu wedle własnego widzimisię, było to dla mnie skomplikowane. Westchnęłam ciężko, ponownie kręcąc głową, by rozluźnić swoje napięte mięśnie i spuściłam dłonie wzdłuż ciała. 

— Skoncentruj się, spięta niczego nie dokonasz. — Skrytykował mnie Stephen, zwróciłam się z poirytowanym wzrokiem w jego kierunku, przechylając głowę na bok.

A on niby skąd to wiedział? Zacisnęłam szczękę i zmierzając go wzrokiem od stóp, aż po samą głowę prychnęłam krótko. — Niby skąd wiesz, że jestem zestresowana.

— Wyczuwam to. — Mruknął w odpowiedzi, obserwując moje ruchy. Wzrokiem szybko powrócił do moich tęczówek i wyprostował się znacznie. — Tykasz palcami, by się odstresować. — Zauważył, momentalnie zwrócił wzrok na swoje palce, które wykonywały dokładny ruch, o jakim wspomniał.

Nie przyznałam się, lecz doskonale wiedział, że ma rację. Strange postawił kilka kroków, aby znaleźć się bliżej mnie, lecz nie za blisko, aby nie wprawić żadnego z nas w irytację z powodu braku przestrzeni osobistej. 

— Wiem, że coś cię blokuję. — Stwierdził, obserwując, jak moja postawa zmienia się, poprzez kolejne słowa. — Ukrywasz swoje emocje, poza stresem. Jakbyś nie chciała, by ktoś poznał prawdziwą wersję ciebie, której ty sama nie znasz. 

— Możliwe, że tak jest. — Burknęłam, rozglądając się wszędzie. Byłam uparta w wielu kwestiach, ale w tej nie umiałam.

Skinął głową, wciąż obserwując zmiany w mojej postaci. — Poczucie winy. Strach przed samym sobą. Strach przed tym co trzymasz w sobie. Utrata. Żal. Zemsta. — Z każdym słowem moje dłonie zaciskały się w pięść, coraz szczelniej, paznokcie wbijały się w wewnętrzną część dłoni, powodując małe rany. Czerwone półksiężyce.

— I znalazłem źródło tych negatywnych emocji. — Wyjaśnił, odwracając się plecami, aby powrócić na swoje wcześniejsze miejsce. Jego kroki nie wydawały większych, ani głośniejszych dźwięków, były ciche. Stanął w miejscu i powoli odwracając się, oznajmił głośnym tonem. — Wydarzenia z przeszłości. Śmierć.

Znalazł czuły punkt, i doskonale wiedziałam, że na tym się nie zakończy. Nie chciałam dzielić się swoimi przeżyciami, jednak będąc w takiej, a nie innej sytuacji, nie miałam wyboru. Spuściłam wzrok na swoje dłonie, ich zranione wewnętrzne strony, ozdobione przez zakrwawione półksiężyce. Czułam się okropnie, robiąc taką krzywdę, samej sobie, lecz była to jedyna możliwa okazja, by nie zwariować.

— Mam dość tego zgadywania, dlatego powiem wprost. Masz rację. — Przyznałam z obojętnością, której odłamki sztucznej maski zaczęły powoli pękać i odpadać. — Czuję się okropnie, że zabiłam bezbronne dziecko przez tę moc. Poczucie winy. — Wycedziłam przez zęby, patrząc wprost na niego. Mogłam powiedzieć wszystko, i choć raz nie czuć się oceniana. — Zemsta to jedyne co czuję, po śmierci bliskiej mi osoby, bo doskonale wiem, że tak czysta, dobra dusza, nie zasłużyła na śmierć. 

Mogłam mówić dalej, powiedzieć, co tylko chcę i nie czuć oceniającego spojrzenia. Czułam wolność, jakiej od dawna mi brakowało. A stres zszedł, gdy tylko Wyjawiła swoje zamiary. 

— Nie ważne, jak długo będę to skrywać w sobie, to mnie wreszcie wyniszczy. Ten ból, strach, poczucie winy i zemsta. To najgorsze, co każdy człowiek może poczuć. — Czułam, jak ciężar spada z moich ramion. Ręce stają się rozluźnione. 

Stephen przyglądał mi się z ciekawością, ale i ze zrozumieniem, za które byłam wdzięczna. Uniósł podbródek, twarz wciąż wypełniona była spokojem. 

— Manipulacja, spróbuj jeszcze raz. 

Uniosłam brwi w niezrozumieniu, lecz szybko podłapałam jego intencje. Próbując unormować swój oddech, przymykam powieki, ponownie potrząsając głową, by zrzucić z siebie brak wiary we własne zdolności. 

— Skup się, skoncentruj. — Powiedział na głos, obserwując mnie z oddali. — Wystaw dłoń i wyobraź sobie czas. — Podążałam za wskazówkami, wykonując jego polecenie, gdy wciąż powieki miałam opuszczone. 

Powoli wyczuwałam, jak energia skrywana wewnątrz mojego ciała, znajdowała ujście, wciąż trzymając mnie w swoich objęciach. Zielona barwa powoli pojawiała się bliżej mnie, otaczając wystawioną dłoń szmaragdowym pyłem, który łaskotał opuszki moich palców. Kąciki ust drgnęły mi do góry, wprawiając w chichot, którego nie dałam rady stłumić. 

— Możesz otworzyć oczy, i zobaczyć, co potrafisz. 

Ponownie zaciągnęłam się powietrzem i powoli uniosłam powieki, z łatwością przyszło mi przyzwyczajenie się do otaczającej zielonej barwy, pierścieni w tym samym kolorze i długich linii. — Co to jest? — Zapytałam zachwycona, obserwując wzrokiem każdy strumień mocy.

— To wszystko, to są czasoprzestrzenie. — Wybrzmiało z jego ust, ton głosu wskazywał na odrobinę dumy, ale i uroku, gdy tak obserwował tworzące się pajęczyny różnych czasoprzestrzeni. — To wszystko… należy do ciebie, ty się tym zajmujesz, władasz. Czy jesteś na to gotowa?

Nie do końca, pomyślałam sobie, wciąż wlepiając zafascynowane spojrzenie w błyszczące zielonym kolorem linię. Nie mogłam nic wydukać z siebie, gdy wciąż z wielkim wrażeniem obserwowałam, manipulację czasem. 

— Co mogę z nimi robić? — Zapytałam, obracając głowę w kierunku doktora. Kąciki jego ust wygięły się w krótko trwającym, lecz pełnym zaufania i dumy uśmiechu.

Władać.

Mogłam powtarzać wszystkie jego słowa, które i tak w moich ustach nie brzmiały wystarczająco mądrze, jak w jego. Wszystkie myśli krążyły w kółko, ucieleśniając się w jedno wielkie pytanie, na które odpowiedzi wciąż nie poznałam. 

— Z twoich słów wynika, że jestem stworzona do manipulacji czasem.— Uznałam, językiem przejeżdżając po swoich górnych zębach. — Czy można odkryć więcej w krótkim czasie? 

— Owszem. — Przechyliłam głowę, pochylając się dłońmi na stole. Zmrużyłam powieki, domagając się kontynuacji jego wypowiedzi. — Aby sprawdzić, jak szybka jest twoja regeneracja, wystarczy zrobić to. 

Nie zarejestrowałam szybkiego ruchu, jaki wykonał. Jedynie poczułam ogromny ból, gdy zwyczajny długopis przebił się przez skórę na mojej dłoni. Krzyknęłam, czułam ogromny ból, zmuszający mnie do pochylenia się w przód. 

— Auć! Dla… dlaczego? — jęknęłam z bólem, zaciskając swoje zęby. Doktor Strange wyrwał z mojej dłoni długopis i uważnie przyglądał się, w jakim tempie rana zaczynała się łączyć. 

— Szybko. — Skwitował z powagą. — Co jeszcze chcesz opanować, bo to znacznie szybko ci poszło. Latanie? Musisz być pewna tego co robisz. Manipulacja? Wyzbycie się emocji będzie idealne. A ćwiczenie tego, znacznie przyspieszy twoją pewność siebie odnośnie utrzymywania kontroli nad własnymi czynami.

Skinęłam głową, zgadzając się z jego słowami. Próbowałam uporządkować sobie plan własnego działania, by choć trochę oczyścić myśli ze zbędnego zamartwiania się o coś, co nigdy nie miało większego znaczenia. 

Przygryzłam wnętrze policzka, wzrokiem obserwując nie tylko jego postawę, ale również zachowanie, jakie ukazywał przede mną. Przechylając głowę na bok, oczekiwałam kolejnych złotych rad, by częściej radzić sobie z nieprawidłowym używaniem własnych zdolności. W końcu jestem w stanie zniszczyć czasoprzestrzeń, a nawet rzeczy związane z nią. Przerażało mnie to, nie będę ukrywać. 

— Zręczność. Popracuj nad nią, przyda Ci się w walkach. — Zaproponował, za co uśmiechnęłam się krótko, wspominając dawne treningi z Pietro. — Powiedz mi więcej, o twoich zdolnościach manipulacji cudzymi umysłami. 

— Cóż… 

Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a wzrok mężczyzny przepełniony był dziwnym błyskiem, który mówił jedynie o braku możliwości kłamstwa z mojej strony. Zacisnęłam usta w prostą linię, próbując zachować spokój i trzeźwość swoich słów.

— Ledwo to robiłam, jedynie przy bliskich osobach. — Wyznałam po dłuższej chwili milczenia, gdy wcześniej zraniona dłoń całkowicie się wyleczyła. Założyłam dłonie na piersiach, prostując swoją postawę. — Nie próbowałam tego na obcych, a przynajmniej nie przypominam sobie,  bym to kiedykolwiek robiła. 

Nie kłamałam, nie odczuwałam takiej potrzeby, by wyznawać kolorowe kłamstwa i bluźnierstwa, jakie mógł chcieć usłyszeć. Wolałam prawdę, która mogła przynieść ze sobą wiele sprzecznych emocji. Lecz nie przyniosła nic.

— Nie szkodzi. Nad tym możesz pracować, gdy tylko zechcesz. — Wyznał z ledwo zauważalnym uśmiechem, co zmusiło mnie do krótko trwającego uśmiechu. — Ważniejsze jest to, że potrafisz stworzyć czasoprzestrzenie, bądź je niszczyć. Teraz najważniejsze pytanie, czy jesteś gotowa, by to robić. 

— By władać czasem? — Zapytałam dla własnej pewności, unosząc brwi. 

Doktor Strange skinął głową, powodując, że kącik moich ust automatycznie drga do góry. Chrząkam krótko, przełykam ślinę i patrząc na niego, odpowiadam krótkie. 

— Kamień czasu wybrał mnie. Jestem gotowa i zawsze byłam.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro