Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝒙𝒗𝒊𝒊𝒊﹒ i am what remains.

▬▬▬▬▬▬▬▬

“i am what reamins.”
▬▬▬▬▬▬▬▬

CZUJĄC NASILAJĄCY SIĘ na mojej postaci wzrok, jedynie wywracam oczami, ukrywając swoje zarumienienie.


- Aha, przegrałaś! - Wykrzyczał zadowolony, klasnął w obie dłonie i mało brakowało, aby nie zatańczył swojego tańca zwycięstwa.

Schylam się, żeby nie musieć patrzeć na zadowolony uśmiech, który prędko z jego twarzy nie zejdzie. Zręcznym ruchem chwytam dwa kije, którymi zazwyczaj walczyliśmy i rzucam mu, aby rozpocząć trening.

- Nie przyszłam tutaj po to, żebyś się cieszył, jak głupi do sera - Skwitowałam, po czym krótko się zaśmiałam.

Pietro zręcznie złapał swoje narzędzie, w mgnieniu oka znalazł się na odpowiednim miejscu i przyjął pozycję treningową. Kiwam głową w geście podziękowania i nie zdejmując z niego swojego spojrzenia, ledwo widocznie unoszę kąciki swoich ust.

- Masz w planach trening? - Zapytał, zbijając mnie z tropu. Pokręciłam głową, nie rozumiejąc jego słów, po czym stawiając pewny krok naprzód, odpowiedziałam na jego pytanie.

- Sam zaproponowałeś trening...? - Mój głos brzmi niepewnie, bo niczego zbytnio nie jestem w tym momencie pewna. Patrzę na niego z chęcią, aby go zamordować, a jedyne co udaje mi się powiedzieć, to męczeński jęk. - Pietro...

Zwycięski uśmiech to jedyne co zobaczyłam, zanim zwróciłam się w kierunku drzwi. Odstawiając narzędzie na własne miejsce, sięgnęłam dłonią, aby dotknąć zimnej metalowej klamki. Ale drzwi się nie otworzyły.

Ciepły oddech na mojej szyi, sprawił dreszcze przechodzące po całym moim kręgosłupie. Maximoff przytrzymywał dłoń na drzwiach, uniemożliwiając mi wyjście. Wywracając oczami, odwracam się w jego kierunku, aby plecami dotknąć zimnych drzwi.

- Jesteś skazana na mnie, czy tego chcesz, czy nie - Powiedział z szerokim uśmiechem, obserwowałam każdy fragment jego twarzy, chcąc zapamiętać najmniejsze szczegóły.

Jego uśmiech się zmniejszył, wzrok złagodniał, a twarz znacząco się przybliżyła. Nie wiedziałam, co zrobić, czy odejść, czy po prostu stać. Poczułam jak jego ciepła dłoń, gładzi mój policzek, który przez jego dotyk zrobił się znacznie czerwony.

Uniosłam podbródek, zmierzając się z bardziej zainteresowanym spojrzeniem błękitnych tęczówek. Z drobnym uśmiechem zbliżyłam się, zmniejszając odległość między nami.

Wiedziałam, że to uczucie jest zakazane, gdy w świecie takim, jak to nie ma miejsca na spokój. A mimo to, pozwoliłam Pietro, aby musnął moje wargi.

Gdy jego miękkie usta dotknęły tych moich, poczułam spokój, którego od tak dawna potrzebowałam. Jego dłoń wciąż znajdowała się na moim policzku, gładził skórę swoim kciukiem, wprawiając mnie w szał. Zbliżyłam się, pogłębiając tym samym pocałunek, jakim częstowaliśmy się nawzajem.

Omal nie założyłam dłoni na jego kark, gdy wreszcie uderzyły we mnie konsekwencje moich czynów. Odsuwając się od niego, wymierzyłam mu siarczysty policzek, którego wcześniej nie planowałam.

Pietro miał zwróconą twarz w przeciwnym kierunku, co od razu pożałowałam. Widząc czerwony ślad na jego policzku, poczułam się głupio.

- Boże, przepraszam. - Wyjaśniłam pełna skruchy. Pietro machnął ręką, pokazując mi tym samym, że to nic wielkiego.

Kiwam głową na znak zrozumienia, po czym ponownie odwracam się w kierunku drzwi i tym razem sięgając za klamkę, wychodzę.

Pozostawiam chłopaka samego z niezrozumiałymi uczuciami i myślami, które będą błądzić po jego głowie, jak najgorsze koszmary.

Zaciskając dłonie w pięści, szłam wzdłuż długiego korytarza. Nie odwracałam się, gdy poszczególne dźwięki obiły mi się o ucho, jedynie wykonywałam dodatkową serię krótkich wydechów.

Zatłoczone pomieszczenie, przypominające salon, wydało się dla mnie najbezpieczniejszym miejscem na wklejenie się w tłum i zapomnienie o nieprzyjemnej sytuacji, jaka miała miejsce.

- O, mała wiedźma! - Odwracam głowę w kierunku przyjemnego głosu, po czym wykrzywiam usta w słabym uśmiechu. Wujek Clint krzywi się, widząc moje marne próby ułożenia twarzy w naturalny sposób.

Wystawia w moim kierunku dłoń, z pysznie wyglądającym napojem i kiwnięciem głowy zachęca mnie do przyjęcia.

- Co to? - marszczę brwi, patrząc na różowy napój w środku, przykryty puszystą bitą śmietaną i posypką.

- Smoothie truskawkowe. - Uśmiecham się, po czym układam między wargami słomkę i zaciągam się przepysznym smakiem.

Clint śmieje się głośno, a zaraz potem czochrając mi włosy, odchodzi. Rozglądam się w poszukiwaniu znanej twarzy, chociaż było ich tutaj od groma. Widząc Pietro stojącego z Wandą i Steve'em odwracam wzrok, w tłumie odnajduję Thora. Uśmiech sam wdziera mi się na twarz.

Odstawiam plastikowy kubek z truskawkową zawartością na blat i zaczynam powoli biec w kierunku Thora. Początkowo Bóg piorunów mnie nie zauważył, ale gdy tylko rozejrzał się i usłyszał mój głos, jego twarz natychmiast się rozpromieniła.

Rozłożył szeroko ramiona, pozwalając mi się w nich zanurzyć. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej, śmiejąc się cicho, złożyłam dłonie za jego plecami.

- Tak się cieszę, że cię widzę. - Mówię szczerze, odklejam się od niego i patrzę z uniesioną głową. W jego oczach tańczą drobinki szczęścia, co jeszcze bardziej mnie rozwesela.

- Isa. Mała Isa, przyznam ci szczerze, tęskniłem za tobą. - Wyznaje z promiennym uśmiechem, który odwzajemniłam.

Nagle przypominam sobie o złożonej obietnicy, którą w tym momencie zamierzam wypełnić. Zakładając dłonie na piersiach, wsłuchuje się w krótką rozmowę między Thorem a Starkiem, którego wzrok jedynie ukazuje wyższość, z jaką się panoszy.

Normalka.

- Wybaczcie, że przeszkadzam. - Odzywam się, patrząc na nich obu. - Panie Stark, to naprawdę ciekawe, ale czy nie mówisz tego samego, co przez ostatnie kilka godzin?

Jego mina zrzednie. Milioner wywraca oczami, po czym mrużąc je, wypowiada mi niemą wojnę. Prycham krótko i odwracam od niego wzrok.

- Naprawdę powtarza to od kilku godzin? - Nie wiem, nie słuchałam go. Ale kiwam głową, bo co innego mi pozostaje.

- Pamiętasz, jak mówiłeś mi o swojej ukochanej? - Zapytałam zaciekawiona, chwilowo zawieszając swój wzrok na znajdującym się w oddali Pietro. - Chcę usłyszeć tę historię jeszcze raz - Wyjaśniam natychmiast. - Jeśli to nie problem.

- Oczywiście, że nie. - Macha ręką, po czym siada na kanapie, zostawiając wolne miejsce obok siebie.

Z uprzejmością kiwam głową, siadam tuż obok niego i zaczynam wsłuchiwać się w jego słowa. Niekontrolowanie zaciskam wargi w prostą linię.

- To była zakazana miłość. Wraz z Idalią byliśmy w sobie zakochani po uszy, ale innym się to nie podobało. - Cząstka mnie słyszała ból w jego głosie, gdy wspomnieniami wciąż powracał do tych momentów. - Ona była moim spokojem, a ja jej energią.

Wykrzywiłam usta w słabym uśmiechu, kątem oka dostrzegając Athene. Jej blond włosy spięte były w dwa warkocze, a błękitny sweter otulał jej ramiona. Rozmawiała w gronie z Wandą, Pietro i Steve'em. Którzy żartowali o czymś na tyle głośno, że będąc kilkuset metrów i tak bym usłyszała.

- Jaka była Idalia? - Pytam z zaciekawieniem, opierając się o oparcie kanapy, aby móc przyglądać się Athenie i mieć idealne porównanie.

- Była odważna, piękna i uprzejma. - Westchnął ciężko, złączając dłonie na kolanach. - Była gotowa oddać wszystko, dla tych których kochała. Nawet dla mnie. Sprzeciwiała się siłom wyższym, gdy było to konieczne. A co otrzymała w zamian? - Zwrócił swoje spojrzenie w moim kierunku, złapaliśmy kontakt wzrokowy, z którego wyczułam tyle silnych emocji. - Została zesłana na ziemię, a mój ojciec, zwrócił cały Asgard przeciw niej.

Athena jest mniejszą wersją Idalii. Ma w sobie, tyle że swojej mamy, ile ja ze swojej. Otrzymała najlepsze geny, które pielęgnuje, aby nie przepadły.

- Dlaczego pozwoliłeś, aby to przepadło? - Dodatkowe pytanie, sprawiło jedynie kolejne emocje, jakie odczuwał Thor.

- Sam nie wiem. - Skrucha, a przy niej wielkie cierpienie. Uśmiecha się, aby ukryć przykre wspomnienia, które nawiedzają go w snach.- Ale żałuję i to bardzo. Dlatego taka rada dla ciebie, Isa.

Uniosłam brwi ze zdziwienia, a mimo wszystko pochyliłam się, aby wyraźniej usłyszeć jego słowa.

- Nigdy nie rezygnuj z miłości, bo to najpiękniejsze, co może cię spotkać. - Zagryzam wnętrze policzka, patrząc na własne dłonie. - Walcz o nią, do upadłego. Naprawdę warto.

Walcz o nią, do upadłego. Zębami zahaczam o dolną wargę, chwilowo ją skubię, a potem patrzę w to jedno miejsce.

Nasze spojrzenia się krzyżują, ponownie błękitne oczy patrzą na te drugie, o takim samym kolorze. Zaczynam rozumieć, że Thor ma rację. Przez co czuję niepokój, a mimo wszystko nie ściągam swojego spojrzenia z twarzy Pietro. Bo tylko dzięki niemu odczuwam spokój. Pietro jest moim spokojem.

- Myślisz, że jest coś, co może cię jeszcze łączyć z Idalią? - Wracam na ziemię, Thor wzrusza ramionami, a ja chwilowo patrzę na Athene. - Coś innego, niż tylko miłość?

- Raczej tak, przynajmniej mam takie przeczucie. - Odpowiada, opuszczając głowę. - Coś niesamowitego, pięknego i wartego miłości.

To ten moment, gdy uderza we mnie fala rzeczywistości. Mogę popełniać błąd, lub niszczyć dotychczas ułożone życie Boga. Ale jedyne, o czym myślę, to szczęście, jakie Athena w końcu będzie odczuwać.

- Zaczynam rozumieć. - Wypalam tak nagle, nie myśląc o konsekwencjach, jakie niosą ze sobą moje słowa.

- Co takiego?

- Wszystko. To wygnanie, ta strata i to przeczucie. - Wzdycham spokojnie, zaciskając dłonie. - Nie miałeś bladego pojęcia, prawda?

- Pojęcia, o czym? - Marszczy brwi, patrząc na mnie niezrozumiale. - Isla, o czym ty mówisz?

- Athena. - Szepcząc, obserwuje, jak głowa Thora zwraca się w kierunku nastolatki. - Twoje przeczucia i jedyne, co łączy cię z Idalią. To wasza córka. Athena.

Nie odpowiedział, jedynie wpatrywał się w Athene, niczym w obrazek. Zaczynał pojmować, o czym tak długo myślał. Obserwowałam, jak jego mimika twarzy się zmieniała, jak niezrozumienie przeszło w ulgę i szczęście, a zaraz potem na jego twarzy ukazał się jeden z najgorszych widoków.

Zrozumienie.

- Thor - Szepczę, kładąc dłoń na jego ramieniu. Mężczyzna uśmiecha się, lecz w jego oczach kreują się łzy. - Idź do niej, porozmawiaj ze swoją córką. - Zaproponowałam cicho. - Oboje tego potrzebujecie, ja poszukam swojej siostry.

Kiwamy głową w zrozumieniu, Thor wstaje i niepewnie podchodzi do Atheny. W oddali widzę, jak jej oczy zbierają w sobie łzy. Jest szczęśliwa.

Sama wstaję z kanapy i odchodzę w poszukiwaniu Freyi. Dziewczyna powinna być niedaleko. Przechodząc obok blatu, sięgam po pozostawiony wcześniej kubek z truskawkową zawartością i sięgam po dodatkowy, taki sam.

- Tu jesteś. - Wzdrygam się na dodatkowy głos, patrzę w stronę brunetki i oddycham spokojniej. - Wybacz, Isa

Kręcę głową i wręczam jej dodatkowy plastikowy kubek z różową zawartością. Freya układa słomkę między wargami, i sączy truskawkowy płyn.

- Dotrzymałaś obietnicy. - Analizuję, opierając się łokciem o blat. Dziewczyna patrzy w zupełnie innym kierunku, przez co zmuszam się do spojrzenia w to samo miejsce, co ona.

Athena wtula się w wysokie ciało Thora, omijając dłonie wokół jego talii. Uśmiecham się, widząc jej spokojną twarz.

- Dotrzymałam obietnicy. - Przytaknęłam, upijam łyk truskawkowego smoothie, wcześniej ściągając plastikowe nakrycie z kubka.

Odstawiłam kubek na blat. Zaczęłam obracać pierścionki, które znajdowały się na moich palcach. W głowie wciąż rozmyślałam nad słowami Thora. Miał rację, tylko nie umiałam zrozumieć dlaczego. A raczej się bałam.

- Gryzie cię coś. - Przysuwa się bliżej, aby stać ramię w ramię. Kąciki ust wyginają się w słabym uśmiechu, a wzrok wciąż wbity jest w palce. - Isla, mów.

Wzdycham cię, zbierając słowa w idealnej kolejności, aby ułożyć z nich racjonalne zdanie. Szczere rozmowy zawsze były czymś moim, ale w tym momencie nie byłam nawet pewna, jak bardzo chcę być szczera z Freyą, czy samą sobą.

- Nie wiem, co robić - marudzę, po czym przymykam powieki i opieram głowę o złączone dłonie. - Pietro mnie pocałował. Ja dałam mu z liścia. Teraz nie wiem, co ze sobą zrobić. Nie rozumiem tych uczuć, które się we mnie zbierają. - Mamroczę cicho, dziewczyna prawdopodobnie patrzy na mnie wystarczająco rozszerzonymi oczami, które przypominają kule do kręgli.

- Masz gorączkę? - Pyta badawczo, zaprzeczam i wzdycham głęboko. - Zakochałaś się. - Nie przyznam jej racji, bo sama nie wiem, czy to na pewno jest to uczucie. Kręcę głową, chowając ją między rękami.

Takie uczucia nigdy nie były moją mocną stroną. Zazwyczaj obserwowałam z boku, jak moi przyjaciele radzą sobie z rozterkami sercowymi, czy innymi problemami. A teraz siedzę w tym po uszy i ubolewam, jak bardzo tego nie rozumiem.

- Ty się na tym znasz, Fe - Kładę palce na skroniach, starając się uniknąć bólu głowy. - Co powinnam na twoim miejscu zrobić?

Czekam na odpowiedź, wciąż łapiąc się na tym, że chce spojrzeć w kierunku Pietro. Karcę siebie w myślach, w najgorszy możliwy sposób, a zaraz potem zwilżam wargi. Dziewczyna przybiera podobną pozycję do mojej, wcześniej zaciągając się truskawkowym smakiem. Jej kąciki ust drgają w górę, nie ważne, jak bardzo stara się temu zapobiec.

- Na moje ludzkie oko, boisz się tych uczuć. Ale też nie chcesz ich odrzucić. - Ta dziewczyna jest zbyt dobra, w takie rzeczy. Przełykam zbierającą się w gardle ślinę, rozluźniając zaciśnięte dłonie. - Daj sobie szansę, i jemu. Kto wie, może to będzie coś, co uratuje cię, od tego całego mroku?

Wypuszczam ze świstem powietrze z ust, ale mimo wszystko zgadzam się na to. Wykonuję szybki krok w jej kierunku, po czym obejmuję ciało dziewczyny swoimi dłońmi. Freya śmieje się przyjemnie, powodując uśmiech i na mojej twarzy. Zaraz potem ściska moje ramiona, dodając mi tym otuchy.

Resztę wieczoru staramy się spędzić razem, nie tylko przy sprzątaniu, ale także i odpoczywaniu.

Ogromny korytarz spowity mrokiem, padającym zza oszklonej ściany, był tym widokiem, na który mogłam patrzeć cały czas.

Nocne, leśne widoki przykuwały mój wzrok, nawet w trakcie najmroczniejszych i najstraszniejszych momentów, w jakich się ukazały. Chociaż w tym momencie nic złego nie czyha za rogiem, a jedyne co mogę odczuć to zimno, wciąż pozostaje w pełni gotowa na wszystkie możliwe działania, jakie w każdej chwili mogą się wydarzyć.

Krzyżując dłonie na piersiach, przechylam głowę w przeciwnym kierunku, obserwując usiane gwiazdami niebo. Pierwsze i prawdopodobnie ostatnie dwa tygodnie spokoju, szwendania się z dziewczynami po mieście, czy biegania po lasach. Nim rozpocznie się nowy semestr w liceum, o którym jeszcze kilka miesięcy temu nie miałam pojęcia.

Powolne kroki zaczęły odbijać się echem od ścian. Nie ważne, jak bardzo chciałam się odwrócić i zobaczyć, kto krył się za tymi dźwiękami, nie byłam w stanie.

- Widzę, że uwielbiasz obserwować noc. - Stanął obok, chwilowo uniosłam kąciki ust do góry i spuściłam dłonie wzdłuż ciała. Pietro nie patrzył na mnie, ani ja na niego.

Mimo to wiedziałam, że to właśnie on pojawił się obok mnie. Czując gwałtowny spokój, wiedziałam kogo się spodziewać.

Otwieram usta z nadzieją, że w końcu wypowiem te kilka słów, które tak krążyły mi po głowie, ale wszystko na marne. Niewidzialny dla ludzkich oczu ciężar spoczywał na moim gardle, uniemożliwiając wypuszczenie jakiegokolwiek dźwięku.

Zwracam twarz w jego kierunku, skrycie prosząc, aby jego błękitne tęczówki zwrócone były w kierunku leśnego widoku.

Widząc jego spokojny wyraz twarzy, rozluźniam się. Przyglądam się zarysowanej szczęce, próbując rozrysować sobie jej obraz w głowie. Jego brązowe włosy, a raczej poszczególne kosmyki, na których ledwo widać ścięte białe pasemka, opadają na jego czoło. Uśmiecham się słabo, bezskutecznie próbując ukryć zachwyt pod wieloma maskami bez obojętności.

- Mogę cię o coś zapytać?

Odwraca się w moim kierunku, drobny uśmiech zdobi jego twarz. Kiwam głową, zezwalając na dalsze słowa. Domyślam się, o co może zapytać, a mimo wszystko i tak słucham.

- Dlaczego tak zareagowałaś, gdy cię pocałowałem? - nieznacznie przechylił głowę, wpatrując się błękitnymi tęczówkami wprost w moje oczy. - Czysta ciekawość. - Unosi dłonie w pokojowym geście, zaraz potem chowa je do kieszeni swojej kurtki.

Szukam odpowiednich słów, aby odpowiedzieć na jego pytanie. Wzdycham ciężko, spuszczając głowę w dół, aby spoglądać na czubki swoich butów.

Pietro złączając swój kciuk i palec środkowy, strzela mi przed oczami, a palcem wskazującym pokazuje kierunek do góry.

- Oczy mam tu. - Informuję z krótkim śmiechem.

- Dlatego nie patrzę w tym kierunku - odpowiadam nagle, wywracając oczami. - Bałam się, przynajmniej tak mi się wydaje - nerwowy śmiech, to jedyne, co udaje mi się wydusić po własnych słowach. Pietro patrzy na mnie zaciekawiony, jego wzrok jest pełen niezrozumiałych dla mnie emocji. - Kurde, to jest dla mnie zupełnie inne. Boję się takich uczuć, bo nigdy nie wiem, czego się spodziewać.

A mimo wszystko chcę zaryzykować.

Pietro marszczy brwi, kręcąc głową w niedowierzaniu. Patrzę spod wachlarza ciemnych rzęs na niego, a wszystko, co widzę to rozbawienie.

- To nie jest Isla, którą znam. - Prycha, pozostaje spokojna.

- Isla, którą znasz, zniknęła już dawno temu. - Mówię, przez zaciśnięte zęby. On jedynie patrzy na mnie, jego wzrok powoli łagodnieje. - Jestem tym, co pozostało.

- A mimo wszystko stoisz tu, rozmawiasz ze swoim dawnym rywalem, któremu uratowałaś tyłek przed śmiercią. - Zaciskam usta w prostą linię, powoli wdychając powietrze nosem. - Boisz się, ale chcesz zaryzykować, mam rację?

Oczywiście, że ma rację. Mimika mojej twarzy łagodnieje, gdy tylko widzę jego szczery uśmiech. Nie odpowiadam, kiwam głową, bo słowa zalegały mi w gardle.

- Więc zrób coś dla mnie, proszę - Pietro szepcze, podchodząc bliżej. - Pocałuj mnie.

Wstrzymuję powietrze, gdy chłopak stawia kolejne kroki, aby być bliżej mnie. Odrzucam cały stres, jaki kiełkował w moim ciele. Wyciągam dłonie, aby ułożyć je po obu stronach jego twarzy, zbliżając swoje usta do tych jego.

Pozwalam samej sobie poczuć ulgę, gdy smak jego ust, przyprawia mnie o gęsią skórkę. Jego dłonie lądują na mojej talii, zaciskają się, przyciągając mnie bliżej do jego klatki piersiowej. Między nami nie było żadnej wolnej przestrzeni, nawet pióro nie zdołałoby się przedrzeć.

Dłońmi sunę wyżej, dosięgając brązowych kosmyków, w które z uśmiechem na ustach wsuwam własne palce. Pietro śmieje się krótko, wprost w moje usta, zaczyna się odsuwać.

- Na taką odpowiedź liczyłeś? - Śmieje się krótko, zębami zahaczam własne usta.

Niewinne spojrzenie i wzruszenie ramionami, a zaraz potem anielski śmiech. Wywracam oczami i ponownie całuję jego usta.

Spokój. To jedyne, co czuje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro