Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝒙𝒗𝒊𝒊﹒ you helped me, a lot, thanks.

▬▬▬▬▬▬▬▬

“you helped me, a lot, thanks. . .”
▬▬▬▬▬▬▬▬

CZERPIĄC GŁOŚNE HAUSTY powietrza, usiadłam na podłodze, opierając się plecami o łóżko.

Mieląc między smukłymi palcami skrawek zapisanego papieru, starałam się zrozumieć zapisane na nim słowa. To wszystko, co do tej pory miałam, było oszustwem i jak na małe dziecko, którym kiedyś byłam, miałam naprawdę bujną wyobraźnię, odrzucając całe zło tego świata.

Droga Freyo,

To jedyne co przykuło moją uwagę, a zaraz potem doprowadziłam się do początkowego stanu i rozprostowując kartkę papieru, zaczęłam ponownie czytać. Wzrok wracał wciąż do tych samych słów, mówiąc tylko o jednym.

Do dziś dnia pamiętam, jak będąc pod moją opieką, twoje oczy zabłysnęły fioletową barwą. Przypominało mi to fiołki, moje ulubione kwiaty.

Uśmiech zabłądził na mojej twarzy, a w kącikach oczu zebrały się łzy, które z każdym kolejnym słowem zaczęły rozmywać widoczność.

Zapewne zastanawiasz się, dlaczego piszę do ciebie ten list, cóż, to niczego dobrego nie wróży. Piszę ten list, aby się pożegnać.

Te słowa zabolały po raz drugi, nawet bardziej niż wcześniej. Wciąż zaczerpując wdechy, aby uspokoić drżące dłonie, przymykam oczy, zażywając przerwy. Nigdy nie sądziłam, że pożegnania mogą być tak ciężkie, w szczególności, że chodzi o osobę, która wychowała mnie od samego początku. Osoba, której po raz pierwszy w swoim życiu spojrzałam w oczy.

I nie, nie piszę listu, tylko po to, aby nie patrzeć ci w oczy. Zrobiłabym wszystko, aby móc spojrzeć w twoje lśniące brązowe tęczówki, i wytrzeć spływające po policzkach łzy. Ale nie starczyło mi czasu, za to odwagi miałam zbyt dużo.

Nie umiałam wstrzymywać emocji, jakie zbierały się we mnie w trakcie czytania tego listu. Słowa pożegnalne bolały najbardziej.

Wiem, że ostatnie dni spędziłyśmy w osobności, ale wierze, że wciąż miałaś mnie z tyłu głowy tak jak ja ciebie przed oczami każdego dnia i każdej nocy. Wciąż pamiętam, jak dostałam cię po raz pierwszy na ręce. Już wtedy stałaś się moim oczkiem w głowie, nigdy nie sądziłam, że ktokolwiek mógłby zniszczyć naszą więź.

Pamiętam twoją pierwszą jazdę na rowerze i to jak przykleiłam ci plasterki na rany, w końcu one zawsze pomagały. Ale bardziej pomagało to, co trzymasz w środku. Moja córeczko, pozwól temu uciec i stań się lepszą wersją siebie.

Gdyby to było takie proste, pomyślałam, a zaraz potem odwróciłam wzrok, aby nie patrzeć na ostatnie słowa, jakie napisała kobieta.

Nie byłam gotowa, aby przeczytać je po raz kolejny, jedynie tłumiłam w sobie smutek i szybko ścierałam cieknące łzy. Nawet jeśli na ich miejsce wstąpiły nowe, świeższe i przepełnione większym bólem.

Powoli zdobywałam się na odwagę, gdy kartka przesiąknięta tuszem zaczęła zwracać na siebie większą uwagę. Dłonie przestały drżeć, co oznaczało większą kontrolę nad własnym stresem.

Gdy to czytasz, prawdopodobnie jestem martwa. Tak, przegrałam walkę z chorobą. Dlatego nie będę dłużej sprawiać ci przykrości i zmuszać do dalszego czytania, chce jedynie przekazać ci kilka istotnych wiadomości.

Jako twoja matka, w wielu czasach i przyjaciółka, jestem, byłam i zawsze będę z ciebie dumna, a moja miłość i nadopiekuńczość nigdy nie zniknie.

Zawsze będę spoglądać na ciebie z góry, nigdy nie przestanę. Będziesz mogła mnie odczuć tuż obok siebie, bo nieważne co się stanie, zawsze będę obok.

Czekam na ciebie po drugiej stronie, kruszynko. Mam nadzieję, że kiedyś się tam zobaczymy, ale nie szybko. Masz jeszcze tyle lat do przeżycia.

Kocham cię, mama.

To koniec, ona naprawdę odeszła. Powtarzałam sobie te słowa, aż do momentu, w którym piorunujący ból nie otulił moich skroni. Nie zorientowałam się, gdy kolejne łzy ściekały po moich policzkach, ani kiedy w miejsce zaschniętych śladów pojawiły się nowe.

Wykonując kolejną serię spokojnych, prowadzących do opanowania wdechów, jedynie obserwowałam starannie napisane litery, w niektórych miejscach tusz został przytrzymany zbyt długo, o czym świadczyły plamy na papierze. Pomarszczone krople i rozmazane słowa, informowały o rozlanej wodzie, bądź słonych łzach, które prawdopodobnie ukazały się w momencie pisania listu.

Oblizałam spierzchnięte wargi, patrząc wciąż przed siebie. Próbowałam znaleźć odpowiedzi, bądź ukrytą kamerę, która powiedziałaby wprost, że jest to zwykły żart, a moja rodzicielka się ze mną nie pożegnała przez list. Ale prawda była taka, że to właśnie było pożegnanie, jedno z gorszych, ale było.

Z drżącymi dłońmi sięgnęłam po telefon, wystukując w dotykową klawiaturę cyfry z pamięci, ostatecznie kliknęłam zieloną słuchawkę. Sygnał, a zaraz potem odrzucenie. Spróbowałam jeszcze raz i sytuacja jedynie się powtórzyła.

Mogłam się domyślić, że dzwonienie do Casspiana o takiej porze, gdy za oknem szalał blask księżyca w pełni, nie był dobrym pomysłem. Dlatego spróbowałam z innym numerem, tym należącym do bogini.

Athena odebrała od razu.

- Dawno nie dzwoniłaś, stęskniłam się! - wymamrotała z drobnym śmiechem. Wysiliłam się na uśmiech, a zaraz potem powstrzymując westchnienie, mruknęłam ciche:

- Zmarła.

Nawet nie wiem, jak długo trwała cisza po drugiej stronie słuchawki, ale poczucie samotności uderzyło we mnie jeszcze bardziej.

- Jesteś tam?

- Jesteśmy - moje serce gwałtownie zabiło dwa razy mocniej, gdy usłyszałam głos przejętej Isli. - Zaraz do ciebie przyjdziemy, tylko zostań w domu, dobrze?

- Dobrze. - Odpowiedziałam krótko, bez emocji, wciąż zastanawiając się nad tym, czy to, co zamierzam zrobić, jest dobrym pomysłem.

Zaraz potem szybko się rozłączyłam. Nie czekałam, aż dziewczyny przyjdą. Sięgając po sportową torbę, spakowałam kilka potrzebnych rzeczy. Na samym spodzie ułożyłam ramkę ze zdjęciem, na którym wciąż przytulałam się do zdrowej i żywej mamy. Wrzucając przypadkowe rzeczy do torby, szybko zapięłam suwak i założyłam na ramię długi pasek.

W wolnej dłoni wciąż trzymałam list.

Ostatni raz rozejrzałam się po pokoju, próbując zapamiętać jak najwięcej detali, aby zaraz potem zamknąć za sobą drzwi i zejść po schodach nie tworząc żadnego dźwięku.

Stając w progu drzwi prowadzących do salonu, spojrzałam na postać siedzącą na kanapie. Kaleb McCoy, jedyny w swoim rodzaju, mój ojciec. Obserwował zaciekawionym wzrokiem dokładnie każdy moment filmu, jaki aktualnie lecisz w telewizji, sądząc, że z rana będzie mógł opowiedzieć o tym co się w nim wydarzyło.

Jednak rano nie będzie rozumiał, dlaczego chciał iść do mojego pokoju, ani dlaczego akurat posiada taki pokój we własnym domu.

Zaciągając się zapachem domowego ciepła, wzrokiem przeskoczyłam po wszystkich kątach, jakie tak dobrze znałam. Zaraz potem wystawiając dłoń w kierunku jego sylwetki, poruszyłam palcami, wytwarzając fioletowy pył przesuwający się w kierunku jego umysłu i każdego fragmentu związanego ze mną.

Fioletowa barwa odbiła się po całym pomieszczeniu, wymazując mnie z wielu rodzinnych zdjęć. W umyśle Kaleba powstawała mroczna otchłań, którą kiedyś wypełniał dźwięk mojego głosu, czy samo wyimaginowanie mojego wyglądu. Od teraz nie byłam dla niego córka, czy kimś bliskim, byłam zupełnie obcą osobą.

I to mi odpowiadało, ponieważ nie musiałam patrzeć, jak cierpi.

Po cichu, pozwalając wymazać się z pamięci tego domu, wyszłam, zamykając za sobą bezgłośnie drzwi. Wypuszczając nagromadzone powietrze w płucach, ruszyłam przed siebie, aby raz na zawsze zejść z chodnika prowadzącego do mieszkania należących do rodziny McCoy.

Wpatrywałam się w czubki swoich butów, gdy wkroczyłam na teren parku. Wiele wspomnień wbiło się we mnie, wprawiając w stan osłupienia.

Niekontrolowane łzy wypłynęły spod ciężkich powiek, gdy ciemnymi tęczówkami obserwowałam ławki, na których zazwyczaj siadaliśmy, czy park, w którym ganialiśmy się jak rodzina.

Teraz wszystko przepadło, a rodzina odeszła w zapomnienie. Pozostała pustka, która odbiła piętno w środku mojej głowy.

- Freya? Miałaś zostać w domu - zauważyła blondwłosa. Wciąż obserwowałam park pozostawiony w cieniu. - Freya?

- Możesz powtórzyć? - Zapytałam, poprawiając pasek od torebki na swoim ramieniu.

Uparcie odwróciłam wzrok w ich kierunku. Athena ze schowanymi w kieszeniach dłońmi, obserwowała każde zmiany na mojej twarzy. Natomiast Isla wpatrywała się we mnie z ledwo widocznym bólem w oczach, próbowała być silna, mimo że doskonale domyślała się, co miało miejsce, jeszcze kilka minut temu.

- Myślisz, że to na pewno dobry pomysł?

- Co takiego? Wyjście z domu? - Odpowiedziałam pytaniem, wprawiając rudowłosą w irytację.

Pełne rezygnacji westchnienie opuściło jej usta. Athena przyglądała się naszej dwójce z zaciekawieniem. Zacisnęła usta w prostą linię, zastanawiając się nad niewymowną na głos sytuacją.

- Wymazanie się z życia rodziny. - Przechyliła głowę w przeciwnym kierunku, blondynka stojącą obok niej jedynie wydusiła z siebie piskliwe co. Spuściłam wzrok, czując się przez obie oceniana. - Freya, domyślam się, że zrobiłaś to, aby zapobiec mu cierpienia na wypadek gdyby coś ci się stało.

Nienawidzę tego, jak szybko nastolatka potrafi mnie rozgryźć. Uparcie staram się odwrócić wzrok, aby nie musieć patrzeć w jej oczy.

- Też bym tak postąpiła. - Isla wyznała, jej pełne szczerości słowa sprawiły, że zachłysnęłam się powietrzem. - Gdybym mogła jakoś ukrócić cierpienie mojej mamy, zrobiłabym to samo co ty, bez dwukrotnego myślenia.

Bogini stojącą tuż obok nas, jedynie przyznała się do takiego samego zachowania, zwykłym skinieniem głowy. Stałyśmy w miejscu, nie prowadząc żadnej dyskusji, jedynie wpatrywałyśmy się w przechodzących obok nas ludzi.

Uczucie bezsilności opuściło moje ciało, a myśli, jakie krążyły wokół straty najważniejszych osób przestały mnie gnębić. Poczułam wolność, którą tylko dziewczyny potrafiły we mnie obudzić. Kolory stawały się pełniejsze, a oddech spokojniejszy.

Gdy dźwięki śpiewów ptaków stawały się uporczywe, Athena przejęła sprawę we własne dłonie. Zadała pytanie, na które nie potrafiłam odpowiedzieć.

- Gdzie się zatrzymasz? Mogłabyś u mnie na kilka dni, babcia wyjechała, aby załatwić kilka spraw. - Zachęcająco się uśmiechnęła. - Jeśli tylko chcesz, to powiedz, a zostaniesz u mnie. Albo ci coś znajdziemy.

Skinęłam głową w geście podziękowania. Uśmiech zabłądził na moich ustach, tworząc słabą imaginację szczęśliwych uczuć.

- Możesz u mnie. Moja mama nie będzie miała nic przeciwko. - Zaczęła niebieskooka. - Będziemy mogły razem znaleźć jakąś pracę dorywczą, aby dokładać się do czynszu, czy czegoś tam. - Wyjaśniła, gestykulując przy tym. Z uśmiechem spojrzała na mnie, w jej oczach tańczyły drobinki. - Mamy wolny pokój, nic tam nie ma, więc będzie mógł być twój.

Zębami skubałam dolną wargę, a dłonie zacisnęłam na pasku od torby. Dziewczyny wymieniły się uśmiechami, po czym pojawiając się z obu stron mojego ciała, chwyciły mnie pod ręce.

- Będziesz członkiem naszej rodziny. Liho już cię pokochał.

Ciepła atmosfera, jaka otoczyła mnie na samym wejściu do domu Isli, wydawała się znacznie przyjemniejsza niż kiedykolwiek.

Gdy we trójkę zmierzałyśmy w kierunku beżowego salonu, odczuwałam chwilowy stres. Uczucie te szybko zniknęło, gdy rude włosy spięte w warkocz, opadły na ramiona Natashy. Uśmiechnęłam się słabo, patrząc na witającą się matkę z córką.

- Och, cześć dziewczyny. Chcecie coś do picia? - Od razu zaprzeczyłam kiwnięciem głowy, Athena wyręczyła Czarną Wdowę i ruszyła w kierunku kuchni. - Przykro mi z powodu mamy, Freya. Jeśli jest coś, co mogłabym zrobić, po prostu powiedz, dobrze?

Kiwnęłam głową, wymownym wzrokiem patrząc na Isle. Nastolatka szybko zrozumiała przekaz, od razu stanęła tuż obok mnie, patrząc na swoją matkę.

- Właśnie, co do tego...- zaczęła nie pewnie. Łącząc dłonie tuż za swoimi plecami, aby w oddali od matczynych oczu, wyginała palce. - Mogłaby Freya zamieszkać u nas? Mamy wolny pokój, a ona aktualnie jest bezdomna i bez rodziny. Jest taka możliwość, aby z nami została?

- Tylko na jakiś czas, oczywiście. - Dokończyłam za nią. Te słowa nie spodobały się dziewczynie stojącej tuż obok mnie, szybko zgromiła mnie morderczym wzrokiem.

Natasha spoglądała na nas ze spokojem na twarzy, nie zaprzeczyła, ale też się nie zgodziła. Przerażała mnie ta cisza, dlatego zamierzałam się odezwać, ale przerwało mi grzebanie w szufladzie. Zaraz po tym Natasha zachęciła nas do pójścia za nią.

Wchodząc po schodach na pierwsze piętro, ruszyłyśmy korytarzem prowadzącym na wprost do pustego pokoju. Natasha wsadziła klucze wprost do zamka, przekręciła i pchnęła drzwi. Przekraczając próg pokoju, nacisnęła na pstryczek, który zapalił światło i ukazał jasne ściany.

Wielkie łóżko na środku pokoju, pokryte było milionem poduszek. Okno z parapetem, na którym również znajdowały się poduszki, ukazywały nocny nowojorski krajobraz. Uśmiechnęłam się, odłożyłam torbę na ziemię i odwracając się w kierunku Natashy i Isli, jedynie powiedziałam pełne wdzięczności:

- Dziękuję.

Agentka rozłożyła dłonie, zapraszając mnie do uścisku, szybko przemierzyłam dzielącą nas odległość i wtuliłam się w kobietę.

- Nie będę pytać, co się stało z twoim ojcem. Ani dlaczego postąpiłaś w taki, a nie inny sposób. - Wypowiedziała spokojnie, gładząc tył mojej głowy. Poczułam dodatkowe ciepło u boku mojego ciała, a zaraz potem dodatkowe dłonie otulające mnie. - Ale dla nas zawsze będziesz częścią rodziny. I zawsze możesz szukać u nas pomocy.

- Od dzisiaj jesteś jedną z nas - śmiech Isli odbił się od moich uszu, gdy wtuliłam się bardziej w oba ciała. - Romanoff.

- Dziękuję. Bardzo mi pomogłyście.

Pukanie do drzwi przywróciło mnie na ziemię, patrząc w stronę drewnianej klapy, mruknęłam ciche, proszę. Po czym patrząc na pojawiające się w progu osoby, usiadłam na łóżko.

Sięgając dłońmi po poduszkę, przyglądałam się zadowolonym dziewczynom, które w rękach trzymały miski wypełnione lodami czekoladowymi.

- Porcja soczyście czekoladowych lodów. - Athena odwzorowuje głos sprzedawców w budkach z lodami, śmieję się z niej cicho. Wyciągnęła w moim kierunku miskę z lodami, usiadła na łóżku i postawiła własną porcję przed sobą.

- Dziękuję, a za co taki prezent? - Zapytałam z drobnym uśmiechem i przyjęłam naczynie.

Isla, która wcześniej przymknęła drzwi, teraz zasiadła obok blondynki, po drugiej stronie łóżka. Obie dziewczyny wzruszyły ramionami, wyginając usta w koślawe uśmiechy.

- Po prostu. Należy ci się porcja. - Zapewnienie w głosie Romanoff, zmusiło mnie do krótkiego śmiechu.

Sięgnęłam po łyżkę, nałożyłam kawałek wolno rozpuszczających się lodów na nią i wepchnęłam do ust. Rozpływałam się, czując wyrazisty smak czekolady.

- Wiem, że to nie pora, aby zapytać o przysługi - Głos Isli, zmusił mnie do uniesienia swojego spojrzenia na nią. - Ale, czy chciałabyś z nami przejrzeć jeszcze raz te ruiny? Athena mówiła, że pytanie ciebie, czy Casspiana, jest bardzo złym pomysłem. Zaczęła mieć nawet złe przeczucia, dlatego z góry chcę powiedzieć, że jeśli coś się stanie to moja wina.

Przygryzając wnętrze policzka, po raz ostatni spojrzałam na rudowłosą. Ponownie włożyłam łyżkę z lodami do buzi, i przewracając oczami na różne strony, odpowiedziałam krótkie.

- Wchodzę w to.

W końcu, co mogę jeszcze stracić?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro