Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🄼🅈 🅂🄸🄽

od autorki:  praca napisana na zawieszony i zakończony konkurs organizowany przez @promowanko_group, co tu dużo mówić? na początku ta praca miała być zupełnie inna, bo po pierwsze miała dotyczyć zupełnie innej wattpadowej książki („Jesteś kochany"  @Optypesyreal - polecam całym serduszkiem!), ale pisząc coś innego natknęłam się na na swoją dawno opublikowaną książkę i wpadł mi do głowy genialny pomysł... ale i tak znów zmieniłam zdanie i wyszedł prequel zamiast kontynuacji, którą chciałam zrobić na początku - to już druga różnica; JEDNAK! nie skupiajmy się już na tym, bo jakoś udało mi się przebrnąć przez pierwszy etap i jestem z tego opowiadanka dumna! dużo smutków, trochę opisów, skromnie z akcją, dosyć statycznie i (mam nadzieję) klimatycznie, mam nadzieję, że wam również się spodoba<3
słów:2297
inspiracja: poza moją książką „Za grzech miłości", która opowiada próbę samobójczą w formie trzech ballad i jest udostępniona na moim profilu, zainspirowała mnie piosenka wyżej (można śmiało czytać z nią w tle, nadaje klimatu)
autor: veryimpossiblegirl
data napisania:03.06.2020-21.06.2020
data publikacji: 23.06.2020


***

Draco ledwo utrzymywał zapalniczkę w dłoni. Gdy po raz czwarty nie zdołał odpalić nią papierosa, po prostu zrezygnował. Z jego chudych palców wysunęła się niewielka srebrna zapalniczka i cicho, jak zmęczona powieka, opadła na ziemię. Zgarbiony chłopak tępo wpatrywał się w trawę i nawet nie zauważył, kiedy z jego lekko rozchylonych ust wysunął się papieros i zajął miejsce obok malutkiej, błyszczącej puszeczki. Całe jego ciało było roztrzęsione i niespokojne. Chociaż wydawać by się mogło, że to wina chłodnego wiatru, który dmuchał co jakiś czas, wprawiając w ruch florę błoni, to chłopak wiedział, że to wina walczących w jego ciele emocji. Skrajności uczuć, jakie w nim rosły były olbrzymie i wykruszały wszystko inne. Oddech Draco był szybki i nerwowy, podobny w odbiorze do szlochu. Jego twarz z natury blada, w świetle słońca, wschodzącego nad Hogwartem zyskiwała nowego wymiaru kruchej porcelany, stojącej na brzegu półki. A Draco był teraz podobny do tej porcelany bardziej niż kiedykolwiek. Wystarczył jeden niewielki ruch, słaby podmuch wiatru lub zbyt mocne trzaśniecie drzwiami, aby w sekundę naruszyć niestabilną postawę chłopaka.

Draco nie znosił rozczulania się nad sobą, jednak dzisiaj jego serce potrzebowało współczucia i pewnego żalu. Ciągłe udawanie męczyło go i bardzo pragnął bycia szczerym, chociażby z samym sobą. Wymykając z dormitorium nie myślał wiele o konsekwencjach — o nagim Gryfonie, wściekłości Snape'a i ojca.... wściekłości Czarnego Pana. Chciał uciec od świata, w którym przyszło mu żyć — nawet na chwilę. Myślał wtedy tylko o papierosie, a nawet całej paczce tej dymnej słodyczy. Jednak teraz, gdy kilkukrotna próba nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, postanowił, że po prostu odpocznie. Oczyści umysł ze wszystkich dręczących go bodźców.

Wszyscy jednak wiemy, że ludzka natura uwielbia płatać figle, a w tym oto przypadku nie ma uprzywilejowanych. Ani czarodziej, ani mugol nie ucieknie przed tą dziwną tendencją do rozmyślania, kiedy należy się danych myśli pozbyć. Draco doświadczając tego okropnego zwyczaju, wpadł w nostalgię. Rozmyślając o swoim życiu nieświadomie zaczął kreować listę wszystkich swoich grzechów i był przerażony tym, że ich początek sięga nawet czasów przed rozpoczęciem nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa...

Zanim Draco Malfoy otrzymał list do Hogwartu, bardzo często poświęcał swój wolny czas na wymykanie się do jednego z najpiękniejszych miejsc, jakie człowiek mógł sobie wyobrazić. Miał tylko siedem lat, gdy po raz pierwszy próbował uciec z domu przed bezdusznym ojcem i za słabą, aby się sprzeciwić tyranowi, matką. To była sobota — cicha, drżąca, trzymająca w nieustannym napięciu. Gdy Draco schodził z piętra i kierował się do jadalni nie przypuszczał, że zastanie tam ojca, który,swoją drogą, czytał „Proroka Codziennego". Odsunięty odrobinę za daleko od stołu, aby spożywać posiłek, leniwie przekręcał kolejne strony gazety. Obok jego krzesła stała, jak zawsze, oparta laska, w której przechowywał swoją różdżkę. Dopóki w drzwiach nie zjawił się najmłodszy Malfoy jego długie, blade palce delikatnie przesuwały się po papierze. Gdy ojciec wyczuł obecność syna, nieznacznie uniósł wzrok znad gazety, a jego uchwyt stał się mocniejszy. Podobnie jak wulkan, który przed erupcją milknie, tak i Lucjusz Malfoy cichnął przed swoim wybuchem.

— Dzień dobry — powiedział Draco swoim dziecięcym, wysokim głosikiem, na co Lucjusz cicho zaklął pod nosem.

Narcyza natomiast wymusiła lekki uśmiech i skinęła głową na siedmiolatka. Była piękną kobietą, ale w obecności męża zmieniała się. Jej kredowobiała cera błyszcząca, niczym marmur, matowiała. Lekko zaczerwienione usta bladły i znikał z nich beztroski uśmiech. Włosy traciły soczyste tony. Mięśnie jej ciała i twarzy spinały się, jakby naciągnięto je cięciwą łuku. Kobieta wyglądała na starszą i zmartwioną. Wszystkie swoje gesty skrupulatnie ograniczała. Narcyza zamieniała się w kamienną figurę, na której czas odcisnął piętno. Czas z mężem spędzała jako stara, wysłużona ozdoba.

Draco usiadł na swoim miejscu przy stole. Nie był zbyt dużym chłopcem, aby móc w pełni rozszyfrować zamiary ojca, jednak miał złe przeczucia. Ojciec wpatrywał się w niego intensywnie i kwestią czasu był moment, kiedy w końcu pozwoli dać upust swoim nagromadzonym emocjom. Narcyza i Draco zaczęli jeść. Chłopiec ledwo ugryzł swoją kromkę chleba, gdy Lucjusz zadał mu pytanie, które nie wróżyło nic dobrego.

— Co robiłeś wczoraj?

Draco poczuł gulę w gardle.

— Miałem zajęcia z nauczycielem eliksirów oraz ćwiczyłem zaklęcia, ojcze — odpowiedział Draco bardzo wolno i spokojnie.

— Więc mugolską muzykę nazywa się dzisiaj zaklęciami. Intrygujące. — Lucjusz był wręcz rozbawionym tym faktem, ale Draco wiedział, co to oznacza. — Nic nie powiesz, synu? — zaakcentował apostrofę.

— Nie rozumiem, o-ojcze...— Draco ze strachem wpatrywał się w swój talerz, na którym leżała jego ledwie napoczęta kanapka.

Lucjusz flegmatycznie odłożył gazetę na stół. Draco nie odważył się spojrzeć w jego stronę. Domyślał się, że ojciec odkrył jego mały sekret.

— Spokojnie — powiedział Lucjusz, ale tonem, który tylko bardziej wzbudził w chłopcu niepokój. —Zaraz zrozumiesz. Accio nuty Draco Malfoya.

Nagle w pokoju pojawiło się wiele kartek. Część z nich wyglądała na bardzo stare. Niektóre były w wielu miejscach poplamione, jakby kawą lub herbatą. Białe i żółte świstki papieru świdrowały w powietrzu aż w końcu zawisły w bezruchu. Dracowi zabrakło tlenu w płucach, a jego małe, malinowe wargi lekko się rozchyliły. Narcyza nawet nie drgnęła. Jej wzrok był pusty, nie wyrażał nic.

— Chcesz mi powiedzieć, synu, że to zapiski z twoich lekcji zaklęć?

Draco jednak nie odpowiedział, ciągle wpatrując się w swoje nuty. Czuł, że to ostatni raz kiedy je widzi.

— N-nie — wymamrotał słabo, oplatając wzrokiem „Nokturn cis-moll" Chopina.

Nauczyciel obiecał mu, że za kilka tygodni zaczną pracę nad tym utworem. Nagle zauważył, że nokturny i walczyki zaczyna pochłaniać ogień. Chopin, Beethoven, Mozart, Liszt, Grieg... oni i wielu innych płonęło na oczach siedmiolatka. Te nuty było jego kluczem do innego świata, który było wolny od okropieństw, a ojciec mu to odebrał...

— Niee! — wrzasnął chłopiec i poderwał się z krzesła, chcąc złapać mieniące się etiudy i sonatiny.

Wnet przez jego ciało przebiegł piorun, który zamiast ładunkiem elektrycznym przepełniony był udręką i cierpieniem. Zawył z bólu, a jego drobne ciałko nienaturalnie wykrzywiło się w geście rozpaczy i męki.

— Koniec z tym! — sapnął ze wściekłością w oczach Lucjusz. — Moje dziecko nie może być mugolskie. Powinno być dumne ze swojej czystej krwi... a teraz zadbam, żebyś już nigdy nie sięgnął po to plugastwo.

Lucjusz zamachnął się różdżką na co palce Draco powyginały się w różne kierunki. Chłopiec zawył, a Narcyza jedynie odwróciła wzrok.

— Mam dość. Nie pokazuj mi się na oczy. — Malfoy wyszedł z pomieszczenia, a Draco leżał dopóki jego ciało nie przyzwyczaiło się do promieniującego bólu.

Tego samego dnia, niedługo po całym zajściu, wymknął się z domu i udał do ukochanego miejsca, w które często zabierała go matka. Przez wiele godzin płakał z bólu i smutku, a gdy się uspokoił dostrzegł, że zbliża się wieczór. Przedramieniem wytarł nos, którym od czasu do czasu pociągał i spojrzał na to miejsce. Mała polana usiana wieloma kwiatami, przez której środek przepływał mały strumyczek była piękna o każdej porze dnia, bez wyjątku. Stare drzewa stały dostojnie dookoła, tworząc niby ogrodzenie dla nieproszonych gości. Szum strumyka przyjemnie dźwięczał w uszach i przypominał Draco momenty, w których Narcyza czytała mu „Baśnie Barda Beedle'a". Na te wspomnienia chłopca przeszedł nieznany dreszcz i zdecydował się wracać.

Kilka dni później kiedy chłopiec mógł mieć pewność, że ojciec nie zrobi mu większej krzywdy, podszedł do niego i przeprosił, zapewniając, że nigdy nie powróci do tego haniebnego zajęcia.

Wspominając te czasy, Draco żałuje tego, kim się stał. Żałuje, że nie walczył o to co sprawiało mu radość. Żałuje, że nie umiał postawić się ojcu i pokazać mu prawdziwego siebie.

— Nie walczyłem o to kim byłem —pomyślał. — I w ten sposób zgrzeszyłem po raz pierwszy...

Rozejrzał się po okolicy i nie poczuł niczego konkretnego. Jego ciałem nie zawładną ani dziecięcy zachwyt, ani dojrzała wściekłość skierowana ku Szkole Magii i Czarodziejstwa, przez którą zaznał tylu udręk. Ciągle czuł to samo – frustrację, bezsilność, złość i nienawiść skierowaną w swoją stronę. I chociaż całe to spectrum miało wiele barw, odcieni i tonów to i tak były to te same uczucia. Gdyby przyszłoby mu tu siedzieć wieczność, to tyle czasu mógłby wymieniać wszystkie swoje błędy i złe decyzje — każdy grzech, który kiedykolwiek popełnił. Przytłaczała go świadomość tych czynów.

Równie mocno przytłaczało go poczucie własnej niestabilności. Dziś siedzi tu i myśli o swoim marnym losie, a jutro – kto wie? – może Czarny Pan uzna, że minęło już wystarczająco czasu na wykonanie jego polecenia, a młody Malfoy nie sprostał zadaniu. Może Czarny Pan lub ojciec dowie się, że sypia z Potterem. Może Snape znowu będzie chciał go przekierować na swoją stronę. Cokolwiek czekało go jutro skutek wciąż był taki sam — umrze.

— Śmierć — szepnął Draco i z rozkoszą przyznał, że słowo to pozostawiało słodki smak na jego ustach.

Myśl o śmierci była dla Draco dziwnym kontrastem. Czuł do siebie wstręt myśląc, że jest aż tak słaby, aby zostać zabitym przez innych, ale gdy myślał o śmierci, jako o rozwiązaniu swoich problemów nie przeszkadzała mu nawet świadomość, że jest tchórzem. Uważał to za całkowity absurd, gdyż nienawidził, kiedy ktokolwiek dostrzegał w jego osobie brak odwagi. Wrodzona tchórzliwość, która prześladowała go latami w takich rozważaniach była nieistotna. Draco myślał nawet, że śmierć z rąk samego siebie jest dobra. Kiedy kłucie w sercu przejmowało kontrolę nad jego ciałem, to fakt, że może temu zaradzić, że istnieje sposób, aby to zakończyć, dodawał mu sił. Czuł się wówczas tak, jak wtedy gdy do stłuczonego miejsca przykłada się chłodny okład. Ulga, która na niego spływała była nie do opisania.

Słońce nad Hogwartem leniwie wznosiło się coraz wyżej.  Draco dostrzegł, że z oddali wyłania się postać, która mogła iść w jego kierunku. Obserwował ją uważnie, aż w końcu Draco poznał, kim jest nieznajomy.

— Potter — szepnął chłopak  z uśmiechem pełnym smutku i rozczulenia. — Mój grzech główny.

Harry dość żwawym krokiem szedł w kierunku blondyna. Draco pomyślał, że chłopak pewnie będzie na niego zły. Zostawił go samego w dormitorium Ślizgonów. Chłopak wiedział, że powinien być bardziej rozważny i mniej lekkomyślny, ale zwyczajnie nie miał już na to siły.

Draco myśląc o Potterze był rozdarty. Ta miłość była gorzko-słodka. Ale pomimo przeciwności i zakazów Draco chciał w to brnąć. Harry często nieprecyzyjnie dobierał słowa, czym potrafił go zranić. Nie zawsze potrafił z czegoś zrezygnować dla niego. Nie raz dał mu do zrozumienia, że nie jest najważniejszy, jednak blondyn przebywając z Potterem zapominał o tym. Będąc z nim obok Draco czuł się kochany, ważny, doceniony — to było coś niezwykłego. W głowie chłopaka Harry był jego ukochanym głupkiem. Uroczym fajtłapą, który opowiada nieśmieszne kawały. Gryfonem, który zawsze ubiera się niechlujnie i nie potrafi porządnie założyć krawatu. Kochankiem, któremu parują okulary i słodko pomrukuje przez sen. To nie był żaden Złoty Chłopiec albo Wybraniec. To był nastolatek, którego pokochała najmniej odpowiednia osoba.

Harry był już blisko, dlatego blondyn podniósł zapalniczkę i nieodpalonego papierosa.

— Powinienem cię kiedyś zabić za takie wybryki — sapnął chłopak i złożył czuły całus na głowie Draco.

— Ciebie też miło widzieć — odpowiedział Draco, obracając zapalniczkę w palcach.

Harry ciężko opadł na ziemię i zerknął na trzymane przez chłopaka przedmioty. Uśmiechnął się koślawo, poprawiając okulary. Sięgnął dłonią w stronę zapalniczki i zabrał ją chłopakowi, który nie protestował. Draco włożył papierosa do ust, a Harry przystawił ogień do jego końca.

— Dzięki — mruknął Malfoy, zaciągając się.

Brał duże buchy, a fajka nikła w oczach.

— I zobacz co z tobą zrobiłem, Dracuś — zaśmiał się głupkowato Harry. — Ciekawe co by powiedział twój ojciec, gdyby cię takiego zobaczył...

— Pewnie tylko tyle, że to takie mugolskie — sapnął Draco, wypuszczając dym z płuc.

— A przy tym paliłby mi płuca zaklęciami — dodał w myślach blondyn.

Chłopak zaciągnął się ostatni raz, a niedopałek odrzucił przed siebie. Sięgnął po kolejnego papierosa, który równie szybko, jak poprzednik znikł.

— Umm...Wiem, że jesteś zły — zaczął Harry, a Draco zwrócił się ku niemu — bo chcę im o nas powiedzieć, ale zrozum, że to moi przyjaciele.

Draco odwrócił wzrok. Nie był na to gotowy. Jeśli oni,Wesley i Granger, dowiedzieliby się o nich to dowiedzieliby się też inni członkowie Zakonu. Co za tym idzie, Snape również by się dowiedział, a stąd prosta droga do Czarnego Pana i jego ojca.

— To nie powinna być nasz wspólna decyzja? — zapytał cicho.

— Powinna, dlatego im nie powiedziałem.

Harry intensywnie wpatrywał się w swojego chłopaka. W końcu chwycił go za rękę.

— Nie proszę o wiele. Pomyślałem, że może najpierw po prostu pokażemy im, że jesteś ... — Harry zamilkł, nie potrafiąc znaleźć odpowiedniego słowa.

Draco wiedział, że chciał powiedzieć coś o byciu dobrym, ludzkim, normalnym, ale nie odpowiedział nic na to. Czuł to znane kłucie w sercu. Harry im i tak powie, a on i tak przez to umrze. Miał świadomość, że gra, w którą w plątał się z Potterem była niebezpieczna, jednak miał ślepą nadzieję, że Harry rozumie, jak wielkie to zagrożenie. Najwyraźniej się mylił.

Wstał i ze zdecydowaniem odrzucił kolejnego peta przed siebie.

— Dokąd idziesz? Ja nie miałem nic złe... — próbował wytłumaczyć się Harry, jednak Draco mu przerwał.

— Wiem, że nie, Harry. Po prostu niedługo wszyscy się obudzą i mogą nas zauważyć...

Draco odwrócił się i chciał odejść, jednak Harry nie dawał za wygraną i nadal mówił.

— Przepraszam — zaczął— wiem, że to mało i powinienem powiedzieć o wiele więcej, ale wiem, że wtedy spieprzę bardziej... Ale Draco! — zawołał, widząc, że chłopak nie zatrzymuje się.

Kiedy blondyn obejrzał się zauważył, że Potter podbiega do niego. Z lekko przyspieszonym oddechem Harry pojawił się przed Malfoy'em i spojrzał mu w oczy.

— Wczoraj powiedziałeś, że wyznałem ci miłość tylko dlatego, że byliśmy po seksie i było nam dobrze, ale ja wiem, że to wcale tak nie jest. Yhh... — sapnął starając się zebrać myśli.— Kocham cię, ale nie dlatego, że jesteś dobry w łóżku i to dlatego chcę, żeby moi przyjaciele wiedzieli. Nie jesteś dla mnie kimś na chwilę.

I chociaż wielu powiedziałoby, że to jeden z piękniejszych momentów, jakie można sobie wyobrazić, to Draco podczas całego wyznania Harry'ego czuł jedynie ból w sercu. I Draco wiedział, że musi w końcu coś zrobić, zamiast jedynie czekać.

— Muszę iść — szepnął, a Harry zaklął w myśli.

Nie zatrzymywał go, bo wiedział, że czasem ludzie potrzebują czasu. Harry usiadł i zadręczając się własną głupotą nie przypuszczał nawet, że następnym razem spotka swojego ukochanego w łazience w kałuży krwi i łez.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro