Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♔⠀XXXVII. ᵈᵉˢᶜʳᶤᵖᵗᶤᵛᵉ ᶜʰᵃᵖᵗᵉʳ


Rogue w milczeniu obserwowała, jak Remy układał pasjansa na kuchennym stole. Nadal nie  rozumiała, co takiego pasjonującego było w tym, że zawsze pochłaniało to Gambita. Musiała jednak przyznać, że obserwowanie jak Remy sprawie i delikatnie układa karty, było niezwykle... satysfakcjonujące.

— Chere się gapi — zauważył Gambit, co wyrwało Rogue z głębokiego zamyślenia.

Spojrzała na niego, marszcząc przy delikatnie brwi.

— Nie gapię się —  burknęła — Obserwowałam. I zastanawiałam się, co takiego jest w układaniu kart, że tak to lubisz — dodała, obejmując kubek dłońmi.

W kuchni  poza ich dwójką nie  było nikogo, i jakoś to jej nie dziwiło. Dzisiaj wszyscy siedzieli zamknięci w swoich pokojach, jakby samo wyściubienie nosa z  bezpiecznych czterech ścian  miało sprowadzić na nich śmierć. Młoda mutantka miała dość bezczynnego siedzenia w sypialni, zważywszy na to, że Astoria przesiadywała głównie w MedLabie pod okiem swojego ojca. I właśnie dlatego Rogue siedziała teraz z Remym w kuchni, popijając nieco zbyt  słodką herbatę, obserwując, jak od dobrej godziny układał pasjansa — i to któregoś z kolei.

— Próbowałaś kiedyś? — zapytał Cajun, wskazując brodą na karty.

— Kiedyś... ale na telefonie — wywróciła oczami, gdy w odpowiedzi  na swoje słowa, usłyszała prychnięcie.

Mężczyzna odsunął się delikatnie, robiąc obok miejsce dla dziewczyny, zaraz zbierając karty i sprawnie  je tasując. Widząc jej pytające spojrzenie, poklepał miejsce obok.

— Siadaj. Remy obiecuje, że będzie trzymał ręce przy  sobie, no, chyba że chere będzie mieć inne plany...

— Remy dostanie zaraz w zęby jeśli nie  przestanie mówić o sobie w trzeciej osobie — odparła spokojnie, ale poprawiwszy bluzę, zajęła miejsce koło mężczyzny.

Musiała przyznać, ze ładnie pachniał. Mocna woda toaletowa w połączeniu z zapachem dymu tytoniowego przyjemnie włączyła się z typowym zapachem Gambita. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy ten odsunął się jeszcze kawałek, by ta czuła się pewniej.

— Lubię, gdy mówisz do mnie Remy — przyznał, co szczerze zaskoczyło dziewczynę, nim ta jednak zdążyła coś powiedzieć, wręczył jej talię kart. — Spokojnie, Rogue, karty nie  gryzą.

Pokręciła głową, po czym przetasowała karty, tylko po to by lepiej układały jej się w dłoni. Powoli, słuchając instrukcji Remy'ego zaczęła rozkładać karty. Znała podstawy, jednakże głos Cajuna odciągał jej myśli od zła, które miało się według snów jej przyjaciółki spełnić.

W ciągu kilku ostatnich kilku tygodni Rogue i Gambit często spędzali czas razem — na wspólnych treningach, gotowaniu, czy jak teraz, na zwykłych głupotach jak układanie kart. Było w tym coś, co w dziwny sposób uspokajało dziewczynę. Remy był zadowolony, że ta otwierała się przed nim, nie była tak zdystansowana jak na początku, gdy pojawił się w Instytucie, nie zmieniało to faktu, że bywały dni, kiedy była bardziej nieufna niż normalnie. Mężczyzna nauczył się, że wtedy lepiej nie naciskać, i dać jej spokój. Najbardziej go cieszyło, że nie uciekała przed nim i nie odskakiwała, gdy był zbyt blisko  niej — tak jak teraz, gdy przysunął się, by wskazać jej kolejny ruch, który  przeoczyła. Remy już dawno zauważył, że dziewczyna wyjątkowo lubiła truskawkowy szampon, i zdecydowanie używała go dzisiaj, czuł wyraźnie intensywną woń jej szamponu. Mieszał się on z nutą wanilii, piżma i jakiegoś słodkiego kwiatu, którego nie potrafił aktualnie zidentyfikować. Była to przyjemna dla nosa mieszkanka, która podobała się mężczyźnie — nie wspomniał jednak tego Rogue, wiedząc, że ta nazłość mu, przestanie używać tych perfum.

Postukał palcem w kolejną z kart damę kier, wskazując, gdzie może ją przełożyć. Rogue starała się nie skupiać uwagi na mocnym zapachu wody kolońskiej mężczyzny, jednak gdy odwróciła głowę w bok, by skomentować, że widziała kartę. Słowa ugrzęzły jej w gardle, gdy zobaczyła jak blisko niej znajdował się Cajun. Wcześniej nie zarejestrowała kiedy się przysunął. Z tej odległości mogła dokładnie zauważyć, że jego oczy nie były po prostu czarne. Były...

— ODSUŃ SIĘ OD NIEJ — usłyszeli podniesiony głos Logana.

Rogue od razu odsunęła się na bezpieczną odległość, poprawiając swoją bluzę, jakby chciała się w niej ukryć. Logan nie przepadał za Gambitem, i za punkt honoru wziął sobie ochronię Rogue przed nim. I był też ostatnią osobą, która powinna zobaczyć tę dwójkę w takiej sytuacji — dziewczyna nawet przed samą sobą, nie  potrafiła się przyznać, że ten bezczelny Cajun się jej podobał.

— Idź spać, chere, późno się zrobiło — odezwał się Remy, jakby wrzask Logana nic nie znaczył — Dokończymy innym razem pasjansa.

Od razu podniosła się z miejsca, dopijając zimną już herbatę.

— Dobranoc Logan. Dobranoc... Remy.


________

Trzy rozdziały do końca :c. Szczerze mówiąc, boję się ich ;(

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro