🄽🄸🄶🅃🄷🄼🄰🅁🄴🅂 🄾🄵 🅃🅁🅄🅃🄷 - 🄽🄸🄽🄴🅃🄴🄴🄽
Po niewielkim śniadaniu — ponieważ Alec nie chciał czuć się ociężały podczas wykonywania ćwiczeń — wraz z czwórką praktycznie obcych nastolatków i Magnusem udał się na tą niezwykłą lustrzaną salę. Dwóch chłopaków rozsunęło sąsiednie lustra ukazując półki pełne broni, worków treningowych i nieznanych Alecowi sprzętów. Najniższa wnęka miała panel pełen przycisków oraz korbek o różnych kształtach i kolorach. Jeden z chłopców, który był blondynem zaczął wciskać niektóre z nich, przez co na parkiecie pojawiły się wgłębienia. Z ich wnętrza zaczęły wysuwać się różnego rodzaju tarcze i przeszkody. Alec rozpoznał, że część z nich była podobna do tych, które pokonywał na pamiętnej lekcji wychowania fizycznego. Ale czy to było możliwe? Chłopak przypomniał sobie, że słowa trenera Headsona, który mówił, że sprzęt pochodzi z jego rodzinnego miasta. Piekielne Miasto było domem wszystkich pól demonów, a Magnus w nocy opowiadał, że na ziemi jest wiele osób, które poszukują takich jak on. Prowadziło to do wniosku, że jego dawny nauczyciel w-f był kimś więcej niż tylko człowiekiem, użerających się z grupą leniwej młodzieży.
Podczas gdy Alec starał ułożyć sobie w głowie poszczególne elementy rozsypanki, sala została przygotowana do treningu. Magnus przedstawił plan zajęć, z którego wynikało, że Alec będzie w grupie z dziewczynami.
Wydawały się być miłe, ale chłopak z pewnych powodów nie był przekonany do czerwonowłosej. We trójkę udali się na obrzeża sali — to tam utworzył się specjalny tor do biegów, rozciągający się przez całą długość pomieszczenia. Ameris zaproponowała, żeby w ramach rozgrzewki wykonać dziesięć okrążeń. Seal z radością przyjęła propozycję, a Alec zgodził się z grzeczności. Miał obawy, bo nie wiedział, czego może się po sobie spodziewać.
Ustawieni na prowizorycznej linii startu, po głośnym ryku Seal rozpoczęli bieg. Alec poczuł się źle widząc, jak dziewczyny potrafią szybko biegać — nie dorastał im do pięt. Jeszcze gorzej poczuł się słysząc śmiech blondyna. Spoglądając w tamtym kierunku zauważył, jak Magnus zgrabnie rzuca w jego stronę ciężarek, którym ćwiczyli, mówiąc zdecydowanie za późno, aby się orientował. Uśmiech na twarzy Magnusa przypomniał mu ten majowy dzień i nagle pojął, czym jego wolny bieg jest spowodowany.
— Dalej, Alec — mruczał pod nosem niebieskooki. — Przecież wiesz, jak było wtedy.
Starał się z całych sił. Skupił wszystkie swoje siły w jednym miejscu. Skupiał się na płucach, ale to nic nie dawało. Przecież pamiętał — piekły go płuca... a może one nie powinny wtedy piec? Starał się zrozumieć, gdzie popełnia błąd, kiedy nagle przy jego lewym uchu przebiegła postać. Jest już okrążenie do tyłu. Sięgał w głąb pamięci, jednak nie umiał sobie przypomnieć niczego wartościowego. Znów ktoś go minął. Czuł się wzburzony — zawstydzony. Znów spojrzał na Magnusa, który teraz postanowił ćwiczyć z Samem uderzenia.
— Może nogi... — wyszeptał Alec i począł skupiać wszystkie swoje siły na tych kończynach.
Nic nie dały starania — Seal minęła go po raz drugi, a on wykonywał dopiero trzecie okrążenie.
— Myśl, musiałeś coś zapamiętać! — Alec dyszał i chciał coś osiągnąć.
Spoglądał na Magnusa, bo przecież musiał mu powiedzieć coś wartościowego. Uczył go, że klatka piersiowa to wola, męskość, a energia jest .... to było to! Brzuch! Zmęczony chłopak zaczął koncentrować resztki swoich sił w dolnej części brzucha, przypominając sobie, jak Magnus przekazywał mu tą wiedzę. Nagle wszystko zwolniło, a on zamiast piekła w klatce piersiowej poczuł mrowienie w podbrzuszu. Otworzył oczy. Rozejrzał się — nawet dziewczyny już tak nie pędziły. Miał czas na wiele, ale wiedział, że jest w tyle. Przekalkulował w głowie, że jest na czwartym okrążeniu, Seal na szóstym, a Ameris na piątym. Liczyło się teraz dla niego, aby nie zakończyć biegu, jakom ostatni zawodnik. Obejrzał się za siebie. Seal była już niedaleko niego, ale zdąży nadrobić stracony czas. Musi po prostu biec i nie przejmować się tym zwolnionym tempem. Musiał skupić się na tym co robi i odrzucić wszelki dyskomfort.
Biegł — zdawało mu się wolno i flegmatycznie. Magnus przyglądający się z boku widział już, co to było. Alec zrozumiał, jak obudzić w sobie swoją demoniczną naturę. Reez i Sam stanęli obok Magnusa.
— Szybki — stwierdził brunet. — Wiedziałeś, że tak potrafi, Mag?
— Jeden raz widziałem, jak tak biegał, ale to mógł być przypadek. Teraz wiem, że z natury jest szybki. Trochę treningu i to będzie jego największy atut....
— Nie dogoni już, Seal - wtrącił się Reez.
— Ale nie będzie ostatni.
Wyścig zakończył się, a Alec był z siebie dumny — zdołał wyprzedzić Ameris i opanował po wszystkim swoje ciało — zresztą nie tylko on. Magnusa również rozpierała duma.
Na biegu jednak trening się nie skończył. Dziewczyny zajęły miejsce chłopców i rozpoczęły ćwiczyć uderzenia. Magnus, Reez i Sam stwierdzili, że mogą się po ścigać i sprawdzić, który z nich jest najszybszy, natomiast Alec zaczął ćwiczyć z ciężarkami. Pracował z nimi sumiennie do momentu, w którym usłyszał znajomy głos.
— Idź do łazienki.
Odwrócił się, ale nikt za nim nie stał. Wszystko było na swoim miejscu.
— Przecież mnie słyszysz, więc idź do tej cholernej łazienki.
Alec odłożył powoli sprzęt i próbował stwierdzić, czy nie wariuje.
— Nie, a teraz idź do łazienki.
Pobladł, ale postanowił posłuchać. Dlaczego? — nie znajdę logicznej odpowiedzi. Kiedy ostrożnie zamknął drzwi łazienki i przekręcił zamek, wziął głęboki oddech. Podszedł do umywalki i obmył twarz. Głupiec, pomyślał. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze i wydał z siebie zduszony krzyk.
— Zamknij się — odpowiedziała postać za nim. — Zaraz ktoś tu jeszcze przyjdzie.
— Kim ty jesteś? — zająknął się Alec.
Mężczyzna o bladym obliczu zaśmiał się.
— Ty naprawdę jesteś głupi, Alexandrze. Nie pamiętasz Złego Pana?
Alec zzieleniał na twarzy. Przypominał go, ale czy to miałoby jakikolwiek sens?
— Najdroższy Lucyferze, twoim ojcem, idioto - powiedział to lekceważąco. — Lepiej usiądź, bo mi zemdlejesz jeszcze, a potrzebuję cię przytomnego.
Alexander oparł się o umywalkę za sobą.
— Wiem, że ci ciężko i inne tego typu uprzejmości, ale nie mamy za dużo czasu, a znudziło mi się oglądanie tej żałosnej komedii.
Alec niewyraźnie spytał, czego.
— Komedii, którą tu robisz, jednak nie o tym. Po prostu chciałem ci wyjaśnić kilka istotnych kwestii. A zaczniemy od tego, że wyjdziesz z łazienki i poinformujesz tego swojego kochasia, że się źle czujesz.
— P-po co? — Głos Alexandra drżał.
Chłopak czuł się okropnie — nie miał pojęcia co o tym wszystkim myśleć. To było za dużo.
— Mam nadzieję, że tylko zgrywasz taką ofermę. Po to kochanieńki — warknął z uśmiechem, podchodząc do Alexandra tak że ich nosy się prawie stykały. — Musimy mieć czas i przestrzeń na takie rozmowy, a tu nie ma warunków.
Odsunął się i zaczął wędrować ku drzwiom.
— Bez numerów i mówienia komukolwiek, co tu zaszło. Czekam u ciebie i radzę się uwijać.
Wyszedł, a kiedy Alexander chwilę później otworzył drzwi jego już nie było.
Tak, jak z lekkością udało mu się przekonać Magnusa, że źle się czuje, tak samo z trudem udało się go odwieźć od planu towarzyszenia Alecowi. W końcu jednak chłopakowi udało się bezpiecznie dotrzeć do pokoju.
— Nareszcie — sapnął ojciec, kiedy Alec wszedł do środka.
— Nie mam ochoty na jakieś ckliwe przemówienia, więc powiem wprost, co ty na to?— zapytał z udawaną troską. — Pewnie trochę o tym myślałeś, a ja rozwieję wszelkie wątpliwości. Jestem twoim ojcem, Alexandrze i chcąc nie chcąc jesteś na mnie skazany na wieczność w swojej świadomości. Mam tylko dwóch synów i z każdym jestem w interesujący sposób połączony. W twoim przypadku potrafię zakraść ci się do głowy i przyznam... — przerwał, wstając z łóżka na którym siedział. — Lepiej usiądź. — Mężczyzna zaciągnął chłopaka do tej czynności.
— Przyznam, że to bardzo ciekawe zajęcie. Na początku chciałem tylko cię dręczyć i starannie dbałem, żebyś nie dostał się do Piekielnego Miasta, ale jak widać, wystarczyło spuścić cię z oka i narozrabiałeś. Jesteś głupi i uparty, ale spokojnie ja ci to wybaczam — W sztucznym geście pogłaskał go po głowie, Alec był zbyt otępiały, aby w jakikolwiek sposób zareagować.
— Masz więcej szczęścia niż rozumu, ale stwierdziłem, że przecież mogę ci pomóc i tak będę robił, o ile będziesz ze mną współpracował. Na razie niczego nie oczekuję, żyj sobie, jak chcesz, ale jest szczegół, który musimy we dwoje starannie dopracować, ponieważ inaczej nie będziesz miał tu życia... Przygotowuj się do tego egzaminu czy czego tam chcesz, ale pod żadnym pozorem nie możesz się ujawnić.
— Z czego niby? — zapytał nieprzytomnie chłopak.
— Że jesteś synem Zakazanego... A teraz wybacz, czas na mnie.
Zanim jednak zniknął za drzwiami dodał:
— Ach tak, pomyślałem o wszystkim za ciebie. Podmieniłem twój materiał genetyczny — od teraz będziesz synem Przestrzeni.
data publikacji;26.06.2019
data ponownej publikacji:19.01.2023
ilość słów:1413
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro