Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🄽🄸🄶🄷🅃🄼🄰🅁🄴🅂 ​ 🄾🄵 ​ 🅃🅁🅄🅃🄷 ​ - ​ 🄵🄸🅅🄴 ​

Teraz czekała ich trudna rozmowa. Alec, pełen obaw usiadł z Magnusem i swoją matką. Każdym z nich targało inne uczucie.

Aleca, jak wcześniej wspomniano obawa. Nie miał pojęcia, czego może się spodziewać. Dzisiejszy dzień był tak dziwny, że mógł się spodziewać wszystkiego i niczego jednocześnie. Spodziewaj się niespodziewanego, ale co było niespodziewane? Wszystko - każda możliwość mogła być dobrą odpowiedzią.

Maryse sama nie była pewna, co czuje. Z jednej strony już od bardzo dawna zdawała sobie sprawę, że to jej nie minie. Kiedyś musiała powiedzieć mu prawdę i to „kiedyś" przybrało synonim dzisiejszego dnia. Z drugiej strony medalu pojawiła się ulga - w końcu skończą się kłamstwa i Alec dowie się tego wszystkiego, całej historii, jak tu trafił i kim jest. Kolejnym uczuciem była tęsknota. Powiedzenie prawdy oznaczało rozstanie, a to jak trudna dla matki jest rozłąka wie tylko kobieta, która tego doświadczyła. Ponadto do tej mieszanki dołączało zmartwienie o źle podjętej decyzji. Może zbyt szybko zaufała Magnusowi i uwierzyła w to co mówił. Przecież mógł kłamać. Maryse naprawdę nie wiedziała, co o tym myśleć.

Magnus natomiast był chyba z nich wszystkich najspokojniejszy. Nim kierowało, coś zupełnie innego. Nie miał żadnego związku z tym chłopakiem, poza oczywiście dostarczeniem go do akademii. Zwykła relacja zawodowa. Może był zazdrosny o ten bieg, ale jakby nie patrzeć Alexander będzie ważny jedynie na początku, dopóki misja się nie zakończy i dopóki nie przekroczy progów szkoły. To co później się wydarzy będzie ważne dla niego, ale nie dla Magnusa. On wróci do treningów, do kierowania jedną z grup walczących, do denerwowania dyrektorki, do udawania związku, do przyjaciół, do NORMALNOŚCI. A Alec zacznie nowe życie, tak jak to powinno być. Magnus siadając przy tym kuchennym stole bał się, że nie wróci do domu, bo coś pójdzie nie tak. Tylko to zaprzątało mu głowę.

- No dobra nie mam zamiaru czekać, jak na skazanie boskie - zaczął Magnus znudzonym tonem. - Kto ma to mu wyjaśnić?

Siedział ze złożonymi na piersi rękami, patrząc to raz na Aleca, to raz na Maryse. Kobieta spięła się.

- Chyba - zaczęła - to powinnam być ja.

Magnus pokiwał głową i oparł się wygodniej o oparcie krzesła, a Alec przełknął nerwowo ślinę. Nadal nie podobała mu się obecność chłopaka, ale może nie powinien go tak oceniać?

- Powinnam była to powiedzieć ci wcześniej, ale odwlekałam z tym i teraz czeka nas cudowna rozmowa, niczym w jakiejś tandetnej telenoweli - zaczęła kobieta zaplatając palce. -Nie mam usprawiedliwienia i nie będę zła, jeśli się za to wściekniesz. - Westchnęła ciężko. - Zacznijmy od tego, Alec, że nie jestem twoją biologiczną matką.

I wtedy Alecowi świat zaczął się walić na głowę. O ile wcześniej unikał spadających tafli betonu to teraz oberwał jednym z najcięższych kawałków. Nie mógł wydusić słowa, a Maryse patrzyła obojętnym wzrokiem, co go dobijało bardziej.

- Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Anna. Ona opowiedziała mi o tym, jak przez swoją głupotę zakochała się w złym człowieku. Z początku nie chciałam jej słuchać. Myślałam, że potrzebuje pieniędzy i tylko po to odnawia kontakt, ale kiedy już miałam się rozłączyć... Powiedziała, że umiera. Zamurowało mnie, ale ona tłumaczyła dalej. Powiedziała mi kim był twój ojciec. Wiedziała, że to oznacza, że będziesz inny. Zostawiła mi nawet listę leków, które na ciebie działają. Mówiła, że już się pogodziła ze śmiercią, ale nie może cię zostawić bez opieki. Zapytała: „Czemu winne jest to dziecko?". Poprosiła, abym przyszła do szpitala w dniu twoich narodzin i zaopiekowała się tobą, a ona wszystko załatwi. Zrobiła to. Po twoim urodzeniu zmarła i ja się tobą zajęłam. Bez żadnych problemów prawnych i pytań stałeś się naszym dzieckiem. Robert i ja mieliśmy już wspólne plany na przyszłość, a ty miałeś być naszą kropką nad „i", mimo że długo przekonywałam go, że zabranie ciebie do nas to dobry pomysł. Potem zaszłam w ciążę z Izzy. - Uśmiechnęła się słabo i smutno. - Robert był wniebowzięty. Kompletnie zatracił się w byciu ojcem dla ciebie i Isabelle, chociaż bał się ciebie, Alexandrze i to bardzo... - Na chwilę zamilkła. - Zawsze mówiłam, że byłeś spokojnym dzieckiem i nigdy nie sprawiałeś nam problemów. To go przerażało, a ja mówiłam tylko, że taki jesteś. Mówił, że jesteś dziwny, inny i miał rację, byłeś inny. Nigdy nie płakałeś, jako dziecko, zawsze siedziałeś grzecznie w swoim łóżeczku i nie ważyłeś się nawet załkać. Ja miałam świadomość, że z tobą zawsze będzie inaczej, ale Robert nie rozumiał tego, nie znał prawdy i dla niego trudno było pojąć, że jesteś wyjątkowy. Pamiętasz, jak mówiłeś mi o koszmarach, jak byłeś mały? O złym panie, o tym że na ciebie krzyczał? One też miały związek z tym, że jesteś wyjątkowy. Wiele spraw, które miały miejsce w twoim życiu były z tego powodu, Alec. Byłeś inny niż większość. Nie miałeś wielu przyjaciół, zawsze siedziałeś sam, ale nigdy nie narzekałeś z tego powodu. Kiedy straciłam pracę, nie mrugnąłeś nawet okiem, a zaproponowałeś, że zaczniesz zarabiać w weekendy. Alec, nigdy nie mogłam powiedzieć o tobie złego słowa, zawsze mi pomagałeś we wszystkim nawet, gdy nie prosiłam. Uczyłeś się dobrze, nie upijałeś się. Nie miałam z tobą problemów typowego nastolatka, ja...

- Przepraszam, że przerwę to jakże wspaniałe i wzruszające przemówienie, ale zegar tyka, Maryse - powiedział Magnus.

-Uch, racja, Magnus. - Magnus, przemknęło chłopakowi przez głowę, jaki Magnus, czy już mi odbija? - Alec - zwróciła się do syna - najważniejsze jest to, że nie do końca jesteś człowiekiem, masz w sobie krew demona, tak jak Magnus. Musisz z nim pójść i zacząć się uczyć tego co ważne. Nie martw się o nas, o nic. Musisz z nim pójść nie zważając na nic, dobrze? Musisz...

Ale Alexander nie wiedział, co musi, a czego nie. W głowie miał pustkę. Ciszę i brak. Element, który pasował w jego życiowej układance przepadł. Wpadł za kanapę i teraz nikt nie mógł go wyciągnąć. Czuł się, jak wybrakowany kawałek ciasta bez jednej z warstw, jak nie działający klawisz pianina, jak pusta w środku lalka, jak nikt. Całe jego życie straciło sens... Już nawet słowa nie mają znaczenia. Wypływają z ust Maryse, ale Alec nie rozumie ich. Nie rozumie niczego. Powoli dotarło do niego, że nawet nie słyszy tykania zegarka, swojego oddechu, nic -absolutna cisza, bez żadnego punktu odniesienia. Zaczął się bać, a przez jego głowę przepłynęła myśl, której wcale nie chciał. Była głośna i wyraźna, znajoma i obca jednocześnie. Na jednej się nie skończyło. Zaraz po niej zaczęły rozbrzmiewać kolejne niesione, jak gdyby echem w jego głowie. Co gorsza, chłopak czuł, że nie należą do niego.

Ona cię nie chce, bo jesteś inny.

Ona cię nie chce, bo to przez ciebie jej małżeństwo się rozpadło.

Ona chce być bezpieczna.

Ona chce, żeby jej prawdziwe dzieci były bezpieczne.

Ona chce się ciebie pozbyć.

Ona się boi.

Nie widzisz, że ją krzywdzisz?

Daj jej już spokój, Alexandrze, daj jej odpocząć.

Daj jej choć raz to czego chce.

Gdy jedna cichła natychmiast jej miejsce zajmowała kolejna myśl. Odbijały się niczym dźwięk w jaskini, coraz to bardziej rozpraszając się i koniec końców cichnąc na zawsze. A gdy w końcu każda z nich zamilkła przez jego umysł przepłynęła energia, o tak silnej mocy, że chwycił dłońmi za głowę, a łokcie oparł o blat stołu. Mięśnie ciała na powrót zaczęły pulsować bólem, który zdawał się być silniejszy niż wcześniej.

Magnus widząc to z przerażeniem spojrzał na Aleca i wiedział, że nie ma co czekać.

- Maryse, z nim nie jest dobrze, zabieram go - oznajmił chłopak i nie czekając na zezwolenie chwycił chłopaka za ramiona ciągnąc do góry. - No już, Alec, zbieramy się.

- Zostaw mnie, psychopato nigdzie z tobą nie idę - warknął ciemnowłosy nie swoim głosem i odepchnął chłopaka z całej siły od siebie.

Magnus zachwiał się i prawie wpadł na lodówkę, ale po chwili starał się zachować równowagę. Maryse wstała z krzesła.

- Alec - wyszeptała przestraszona, łapiąc głębokie wdechy równocześnie odsuwając się od stołu.

Chłopak dyszał ciężko, a głos w jego głowie ponownie zaczął mieszać w jego umyśle.

Nie widzisz, że się boi?

Nie widzisz, że chce uciec?

Nie strasz jej.

Ona się boi.

CIEBIE.

- Mamo - warknął chłopak również cudzym głosem, który był niski i ochrypły.

Podniósł zamglony wzrok i rzucił się do przodu z zamiarem ataku na Maryse. Zlękniona kobieta z przerażeniem wpatrywała się w syna, który szarpał się z Magnusem. Chłopak w odpowiednim momencie złapał niebieskookiego i uniemożliwił zaatakowanie jej. Ona się bała i nie mogła kryć się z prawdą, że tak jest. To nadal jej syn, ale dzieje się z nim coś złego. Nieważne, jak ją to zaboli - on musi zniknąć dla własnego dobra.

- Alec, idź z Magnusem - krzyknęła kobieta mogąc ledwo powstrzymać łzy.

Wyszła z pomieszczenia zatrzaskując drzwi.

Nie miała prawa wiedzieć, że w głowie Alexandra trwa wojna o kontrolę. On i nieznany intruz konkurowali ze sobą i Alec chciał wygrać. Niech aby mama udowodni, że się nie boi, niech udowodni, że ona go mimo wszystko kocha, niech udowodni... A ona uciekła i Alec miał ochotę płakać. Siła, która kazała mu zaatakować słabła, mięśnie wiotczały, a oddech normował się. Opadł z sił na blat trzęsąc się i mając ochotę zawyć - krzyknąć, żeby to nie była prawda.

- Alec - usłyszał głos Magnusa.

- Daj mi spokój, ty parszywy szczurze - wyszeptał drżącym głosem.

- Wiem, że cię to zabolało, ale może nie na tym warto się skupiać? Musisz się nauczyć to kontrolować i dlatego musisz ze mną pójść.

Alec podniósł głowę i spojrzał na chłopaka.

- Może zacznijmy od nowa i przedstawmy się? Po pierwsze nie nazywam się Newtgnus tylko Magnus Bane, lider grupy wojowniczej i szary członek przestrzeni, a nie jakiś student Akademii Językowej - mówiąc to wyciągnął rękę w kierunku chłopaka.

- Odpieprz się, mówię poważnie.

- Nie mogę, więc masz problem.

- Odpieprz się - warknął i złapał chłopaka za koszulkę, równocześnie zmieniając pozycje stołu i krzesła.

Oddychał ciężko i miał ochotę mu przyłożyć.

- Uspokój się, chcę ci pomóc.

- Chyba spieprzyć życie - nadal warczał, ale uścisk słabł - nie miał najzwyczajniej w świecie siły.

-Alec, twoja mama...

- Nie jest moją matką - przerwał chłopak, ale Magnus go zignorował.

- Powiedziała, jak jest, ale muszę cię uświadomić, że ten wyskok na w-fie i teraz to nie przypadek. Energia zagnieździła się w tobie i musisz nauczyć się ją kontrolować. Albo ich skrzywdzisz. Wybór jest twój, ale ja nigdzie się bez ciebie nie ruszę. Muszę dopilnować, abyś trafił do Piekielnego Miasta. - Zamilkł na chwilę. - Alec, ja wiem, że zdajesz sobie sprawę, że to nie wymysł, więc chodź ze mną.

?¿?

Szklankę wody i parę minut później Alec razem z Magnusem (to imię wydawało się lepsze niż Newtgnus) opuścili kuchnię. Isabelle i Max wracali dzisiejszego dnia później, gdyż siostra obiecała pójść wraz z bratem na jego pierwsze spotkanie grupy teatralnej. Jeszcze nie wrócili, więc Alec miał szansę wymknąć się i oszczędzić sobie i rodzeństwu trudnej rozmowy i innych nieprzyjemności związanych z jego, nazwijmy to odejściem. Z jednej strony taki układ byłby wygodniejszy, ale czy mógł to tak zakończyć? W końcu oni zasługują na wyjaśnienia. Nie może ich tak wystawić, ale z drugiej strony zdaje sobie sprawę, że nie zniesie ich spojrzeń i tego zawodu, który im sprawi. Kiedy wyszedł z kuchni zobaczył w drzwiach jego pokoju matkę. Trzymała jego plecak drżącymi dłońmi i najpewniej chciała go już wypchnąć za drzwi. Wtedy Alec podjął decyzje, nie może zobaczyć już Izzy i Maxa.

- Mamo - zaczął chłopak, ale za chwilę się poprawił, gdyż w ustach brzmiało mu to jak bluźniercze oszczerstwo. - Maryse, dziękuję ci za wszystko.

Nie chciał nawet już spojrzeć w jej oczy, bał się że dostrzeże tam jedynie ból, więc spuścił głowę. Kobieta bez słowa wręczyła mu plecak, a chłopak równie milcząc przyjął go.

- Nie musiałaś go pakować, on może zabrać jedną...- próbował wytłumaczyć chłopak, ale Maryse przerwała mu wpatrując się w syna.

- To tylko mała pamiątka, żebyś nie zapomniał.

Cała trójka milczała przez moment.

- Powiedz Maxowi i Isabelle prawdę, dobrze? Nie okłamuj ich - poprosił ciemnowłosy i zaczął kierować się do wyjścia.

Magnus z braku laku poszedł za nim, a kobieta została sama. Bała się za nimi pójść i powiedzieć chociażby jeszcze jedno słowo, gdyż mogło być ono ostatnim. Wolała zostać i żeby Alec (jeśliby w ogóle miał się tym zamartwiać) pamiętał jej ostatnie słowa, jako troskę. Żeby chłopak, jeśli kiedykolwiek będzie wspominał ten dzień w swojej przyszłości napomknął o niej, nie tyle jako strachliwej i słabej ludzkiej kobiecie, ale o matce, która się troszczyła i chciała pozostawić coś po sobie i ludzkiej miłości. Żeby nie zapomniał.

data publikacji;28.04.2019

data ponownej publikacji; 20.02.2022

ilość słów:2015

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro