• 1 •
Wtorek dwudziestego września z pozoru wydawał mi się dniem takim, jak wszystkie poprzednie w tym roku szkolnym. Co prawda rok szkolny w Japonii zaczyna się w kwietniu, ale żaden z minionych dni nie wyróżniał się szczególnie. Moje ,,licealne życie'' raczej nie istniało (przynajmniej pod względem towarzyskim) więc to chyba nic dziwnego. Nuda, nuda, nuda.
Na dworze było zimno, a mroźny wiatr kontrolował swoim podmuchem liście, które przywierały do szyb okolicznych domów. Wszyscy przechodnie ubrani byli w ciepłe płaszcze, co znaczyło, że pewnie odczuwalna temperatura wynosiła poniżej około siedmiu stopni. Tak strzelałam, przynajmniej. Jeżeli chodziło o zimną pogodę, to zawsze wydawało mi się, że jest dużo cieplej niż było w rzeczywistości. Niestety prawie zawsze ubierałam się za lekko, a potem marzłam. Nie cierpiałam tego.
Po szybkim śniadaniu jak zwykle ubrałam się w swój granatowo-biały mundurek i pobiegłam do swojej szkoły - liceum Shirotsuki. Na szczęście nie było to daleko, dzieliło mnie od niego niecałe pół kilometra. Szybki trucht i będę za jakieś pięć, może dziesięć minut w środku.
Martwiłam się, że przez tę pogodę zmarznę - w końcu miałam na sobie krótką plisowaną spódniczkę (która moim zdaniem ledwo co zasłaniała, ale taki był wymóg, naprawdę nie wiem co ten dyrektor sobie myślał wprowadzając taki mundurek) i czarne zakolanówki. Co prawda na to zarzuciłam ciepły płaszczyk, ale dalej się obawiałam. Nie chciałam przecież złapać przeziębienia przed testem z matematyki, do którego uczyłam się cały poprzedni dzień. Wtedy moja długa nauka poszłaby na marne. Musiałam mieć dobre oceny, więc lepiej żebym nie zawaliła dzisiejszego sprawdzianu.
„Ale przynajmniej jest na trzeciej lekcji", pomyślałam optymistycznie. „Chociaż mam gwarancję, że się na niego nie spóznię".
Zanim wyszłam z domu wyspałam jeszcze trochę karmy do miski mojego kota. Ocierał się o moje nogi, jak zwykle, kiedy domagał się jedzenia. Oby tylko nie zostawił dzisiaj kłaków sierści. Nie uśmiechała mi się perspektywa spędzenia kolejnych dziesięciu minut na odtłaczaniu moich czarnych podkolanówek. Dziękuję, ale nie. Tę kruszynkę nazwałam Szafir. Był on zwykłym, szaro-białym dachowcem. Wiedziałam, że on już nie powinien dostawać więcej karmy (i tak już był za gruby), ale nie mogłam się powstrzymać - tak bardzo go kochałam. Chociaż tak bardzo sierścił. Jego białe kłaki były niestety bardzo widoczne na wszystkich moich czarnych ubraniach. Najgorsze było to, że ten skubaniec jeszcze właził mi czasem do szafy. Po jakimś czasie skapnęłam się i założyłam tam jakąś zasuwkę. Ale i tak kochałam tego grubaska. Dobra, tym razem mnie nie obsierścił. Jest git.
— Psa, grubasku. Niedługo wrócę — powiedziałam i pogłaskałam go po głowie na pożegnanie. — Dam ci smaczka, kiedy wrócę.
Szafir miałknął, jakby już nie mógł się doczekać. Zaśmiałam się cicho. Był taki uroczy!
Założyłam buty i zamknęłam drzwi za sobą na klucz. Nikogo już nie było w domu, ponieważ rodzice wyszli wcześniej do pracy. Niestety, zdarzało się to dosyć często, ale przynajmniej wracali o normalnych godzinach, nie to co kiedyś. W przeszłości często zdarzało się im kończyć pracę około pierwszej w nocy (istne szaleństwo, prawda?). Jednak teraz przenieśli się do innej firmy i jest już „normalnie".
Zaczęłam iść żwawym krokiem, kiedy zawiał wiatr i na moich nogach pojawiła się gęsia skórka. Ta szkoła jest naprawdę powalona. Czemu w jesień każą dziewczynom nosić kuse mundurki? Dlaczego nie mogłybyśmy nosić wtedy spodni? Ale nieeee, dajmy im zakolanówki, bo one przecież będą cieplejsze niż podkolanówki... puknijcie się w głowę, ludzie. Jaki debil się tym zajmuje? Jeśli jest on jakimś zboczeńcem, to by wszystko wyjaśniało... Co za debile z tych ludzi. Przyjmijcie do wiadomości, że nam może być zimno.
Kiedy przechodziłam przez bramę, jak zwykle na kogoś wpadłam. Nie jestem niezdarą czy coś takiego, ale on zawsze tu stoi. ZAWSZE. Pomimo iż prawie codziennie go widzę, ciągle o nim zapominam. Jest taki... niecharakterystyczny. Nie zapada w ogóle w pamięć. Ale dalej tam stoi. Prawie każdego dnia. Zupełnie jakby na mnie czekał. Trochę straszne, co nie? Ale nigdy nie umawialiśmy się w tym miejscu. Tak naprawdę to ja go nawet nie znam. O co mu chodzi? Czemu on tu CODZIENNIE stoi? Jak jakiś... stalker ...?
Gdy jak zwykle się z nim zderzyłam i wylądowałam na ziemi, on popatrzył się na mnie. Jego zielone oczy patrzyły w miejsce znajdujące się dokładnie pomiędzy moim nogami. Popatrzyłam się tam i okazało się, że moja spódniczka ułożyła się tak, że można było zobaczyć skrawek moich koronkowych majtek. Gdy to spostrzegłam, natychmiast ją poprawiłam. Na moich policzkach wystąpiły rumieńce ze wstydu.
— Zboczeniec jeden — zaczerwieniona wyszeptałam pod nosem.
Czarnowłosy chłopak podał mi rękę i pomógł wstać. Był bardzo przystojny. Jego włosy lekko opadały na jego twarz, przez co wydawał się trochę starszy ode mnie. Chłopak nosił także okrągłe okulary, która sprawiały, że wyglądał... poważnie? Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, może dlatego. Chodził do klasy wyżej? Kto wie? Dzisiaj miał na sobie mundurek naszej szkoły.
— Dziękuję — powiedziałam. — Hej, jak.... — zaczęłam.
Kiedy to zrobiłam, nastolatek oddalił się szybkim krokiem. Znowu straciłam szansę, żeby spytać go o imię. Ostatnio często tam stał, ale dzisiaj wyjątkowo miał na sobie mundurek. Zazwyczaj był ubrany w czerwoną kurtkę i dżinsy. Jak to ,,zazwyczaj''? Miałam wrażenie, że czasami chodził za mną właśnie w tym ubraniu i chował się, kiedy zauważałam jego obecność. Prawdę mówiąc, trochę się go bałam.
Czyżbym miała stalkera? Poważnie? J A ?
— Kayoko!
Odwróciłam się w stronę głosu, który wykrzyknął moje imię.
Zawołała mnie słodka dziewczyna o długich blond włosach upiętych w dwa wysokie kucyki. Miała piękne zielone oczy, zajmujące jej dosłownie połowę twarzy (jeśli nie więcej). Był o-g-r-o-m-n-e.
Przeciętnej osobie mogłaby się wydawać dziewczyną słodką z charakteru, ale tak na prawdę tak nie było. W myślach lubiłam nazywać ją ,,Macho''.
— Chiyo! — krzyknęłam, kiedy rozpoznałam swoją przyjaciółkę i pomachałam jej.
Chiyo Satomi była moja najlepszą przyjaciółką. Znałyśmy się od podstawówki, a teraz byłyśmy praktycznie nierozłączne. Dzisiaj znowu miała podkrążone oczy. Co prawda nadal była daleko, ale widziałam, że jest śpiąca. Pewnie mało dzisiaj spała. Znowu.
— Znowu zaspałaś? — spytałam, kiedy zdyszana dziewczyna podbiegła do mnie. Wiedziała, że musi wstawać wcześniej, skoro mieszka dosyć daleko, ale i tak nie mogła się do tego zmusić. — Musisz się wreszcie ogarnąć. Koniec z oglądaniem anime po nocach.
— Nie zabronisz mi — powiedziała stanowczo dziewczyna. — Anime to życie.
Rozmarzony głos Chiyo tylko potwierdzał jej słowa. Ta dziewczyna była ultra-otaku! Zbierała mangi i figurki, a także robiła cosplay'ie. Mogła gadać o tym cały dzień. Ja byłam jedyną, która była w stanie ją powstrzymać.
Anime jest... okej, ale jej poziom spierdolenia w tym temacie wywalał poza skalę. Codziennie zastanawiałam się czy nie powinnam jej wysłać na jakąś terapię odwykową. Chyba by jej się przydała. Albo raczej na pewno.
— Girl, you are so hopeless — westchnęłam.
— Ej, ej, ej! Nie nawalaj mi tu angielskim, którego nie rozumiem! — fuknęła Chiyo.
Bardzo lubiłam nasze lekcje angielskiego, natomiast moja przyjaciółka ich NIENAWIDZIŁA. Potrafiła powiedzieć w nim najwyżej kilka słów, takich jak hello, good morning oraz thank you. Jej ulubionym przedmiotem był japoński, czego nie mogłam zrozumieć. Owszem, nasz narodowy język jest w porządku, ale.... Chyba po prostu kręcą mnie rzeczy bardziej.... egzotyczne.
Widząc jej reakcję na mój komentarz, roześmiałem się. Kochałam ją jak własną siostrę, której nigdy nie miałam. Nie wyobrażałam sobie życia bez niej. Czułabym się trochę tak, jakby odebrano mi wzrok i mówiono: ,,podziwiaj te piękne róże''. Może trochę dziwne porównanie.
— A tak w ogóle to kim był ten gościu przed chwilą? Mam wrażenie, że już go kiedyś tam widziałam.
Chiyo musiała mieć na myśli chłopaka, na którego wpadłam przed chwilą. Ona chyba ma jakiś radar, wyłapujący przystojnych facetów w pobliżu. No bo nie ukrywajmy, on taki był. I to jeszcze jak.
— Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia. Codziennie na niego wpadam.
— I nie wiesz jak ma na imię? — jęknęła dziewczyna. — Takie z niego ciacho....
— Ślinisz się.
— Wcale nie! — krzyknęła Chiyo i otarła usta rękawem swojej niebieskiej kurtki, żeby zatrzeć wszelkie ślady.
Zaśmiałam się.
— Jak to się stało, że nie wiesz jak ma na imię? Zwiał ci? Aż tak się przestraszył? Ja wiem, że strasznie wyglądasz, ale...
— Zamknij się! — burknęłam.
Chiyo miała rację. Przez moja bardzo bladą twarz i kontrastujące z nią kruczoczarne włosy, roztaczałam aurę mroku. Większość ludzi w szkole mnie unikała, bo wyglądałam jak chodzący żywy trup.
Dlatego to raczej nie możliwe, żebym miała stalkera, prawda? Nikt normalny na tym świecie, by się tak po prostu mną nie zainteresował (I Chiyo nie jest wyjątkiem).
Wciąż pamiętam jak kiedyś w podstawówce to ona do mnie zagadała. Wtedy nikt nie chciał ze mną rozmawiać i wszyscy nazywali mnie za plecami „dziewczyną-duchem". Było mi bardzo przykro i czułam się ogromnie samotna. Jakby nie patrzeć ciągle byłam sama – wszyscy uciekali, gdy tylko próbowałam się do nich odezwać. I wtedy pojawiła się ona, nowa dziewczyna, która przeniosła się do nas w środku roku. Nawet, kiedy usłyszała co inni myślą na mój temat, nie odwróciła się. Chiyo jako pierwsza poprosiła:
„Pobawisz się ze mną, Dziewczyno-duchu?"
Mniej więcej od tamtej pory stałyśmy się nierozłączne.
Poza nią nie miałam żadnych dobrych znajomych, nie mówiąc już o chłopaku. Wyglądałam tak okropnie.... Skóra blada niczym śnieżnobiałe prześcieradło, Kruczoczarne długie włosy. Jeszcze te moje ciemne oczy bez wyrazu... Wyglądałam jak jakieś straszydło wyjęte wprost z horroru. Nie sądzę, by któregokolwiek faceta mogło to kręcić. No cóż, trudno. Zostanę samotną emerytką i na starość powiększę swoją kolekcję o jeszcze kilka kotów.
Chiyo zaczęła się śmiać jak opętana i między kolejnymi atakami śmiechu wydusiła:
— Co za pojebana akcja.
Wtedy zdałam sobie sprawę, że powiedziałam to wszystko na głos.
— Jezu, dziewczyno, nie przejmuj się tym tak. Na pewno kiedyś znajdziesz chłopa — pocieszyła mnie.
Gdy to powiedziała, zawibrował mi telefon w kieszeni. Przyszło mi jakieś nowe powiadomienie, więc odblokowałam ekran i zobaczyłam wiadomość od nieznanego numeru, która brzmiała:
,,Nawet szybciej, niż myślisz.''
Wstrzymała oddech, kiedy przeczytałam te słowa. Chiyo zaczęła jakiś kolejny monolog o ostatnio obejrzanym anime, ale jej słowa do mnie nie docierały.
Ta wiadomość od nieznanego numeru, była ,,idealnym'' komentarzem na słowa, które dziewczyna wypowiedziała zaledwie trzy sekundy wcześniej. W tamtym momencie naprawdę zaczęłam wątpić w to, czy na pewno nie mam stalkera.
Pozostawało tylko jedno pytanie, które zaczęło nieustannie krążyć w mojej głowie:
Czego ten człowiek ode mnie chciał?
xXx
Usiadłam w swojej ławce na chwilę przed dzwonkiem. Niestety, musiałam się rozdzielić z Chiyo w międzyczasie, ponieważ chodziłyśmy do różnych klas. Co prawda byłyśmy na tym samym roku (jakkolwiek dziwnie to brzmi, ale w drugiej klasie liceum). W naszej szkole co roku są losowane nowe składy klas. Znaczy to, że w przyszłym roku mam szansę być z nią w tej samej grupie. Ale znając swoje szczęście, tak się nie stanie. Byłyśmy razem w tej samej klasie chyba tylko dwa razy i to jeszcze w podstawówce.
Zabrzmiał dzwonek przerywając moje rozmyślania. Do klasy wszedł nasz nauczyciel angielskiego, Suzuki-sensei. Był on dosyć młodym mężczyzną przed trzydziestką. Miał mocno zarysowaną szczękę i piwne oczy. Jego ciemne włosy były prawie zawsze rozczochrane. Czy on w ogóle regularnie się czesał? Nie było co ukrywać – był mega przystojny. Nawet pomimo swojej fryzury. Założę się, że w wielu klasach miał mnóstwo cichych wielbicielek. Akurat ja do nich nie należałam, ale bardzo lubiłam go jako nauczyciela. Niedawno nim został, więc miał dosyć luźne podejście do swoich uczniów. Modnie się ubierał, dlatego wyglądał trochę jak ten „fajny kuzyn". Był naszym wychowawcą i wszyscy go lubili. Szkoda mi było Chiyo, która miała angielski z jakimś gburem... Nic dziwnego, że nie lubiła tego przedmiotu.
Na dodatek Suzuki-sensei nie miał charakterystycznego japońskiego akcentu. Przez to że my, Japończycy wymawiamy inaczej niektóre litery, nasz angielski brzmi.... źle. Przynajmniej moim zdaniem. Jednak Suzuki-sensei mówił z pięknym akcentem... Twierdził, że to przez to, że kilka lat spędził w Stanach Zjednoczonych. Dzięki temu bardzo przyjemnie się go słuchało. Angielski z nim to była czysta przyjemność.
Dzisiaj jednak nie był sam. Towarzyszył mu chłopak, którego kosmyki czarnych włosów opadały na twarz, nadając mu zagadkowy wygląd. Jak zauważyłam, miał długie rzęsy, jaśniejące na końcówkach. Jego szmaragdowe oczy i prosty nos, na którym opierały się okrągłe okulary były tak charakterystyczne, że miałam wrażenie, iż go wcześniej widziałam.
No tak, przecież widziałam go już. Był to ten sam chłopak, na którego dzisiaj wpadłam i ten sam, który ,,śledził mnie'' w ostatnich dniach. Mój ,,stalker'' Przynajmniej teraz będę mogła poznać jego imię... chociaż sam fakt, że mój ,,prześladowca'' będzie ze mną w jednej klasie był trochę... no cóż, przerażający. Teraz jednak nie wydawał się już taki ,,groźny''. Przypominał trochę nieśmiałego introwertycznego kujona, który znalazł się w otoczeniu zbyt wielu ludzi.
— Moi drodzy, do naszej klasy dołącza dzisiaj nowy kolega. Przedstaw się.
Chłopak spiął się, kiedy Suzuki-sensei położył rękę na jego ramieniu, żeby dodać mu otuchy. W końcu ,,przemawianie'' przed całą klasą wymagało sporo odwagi.
— Nazywam się Yasuda Kenta — powiedział chłopak i napisał swoje imię odpowiednimi znakami kanji kredą na tablicy. Jego głos był dosyć cichy. — Przeprowadziłem się tutaj miesiąc temu. Mam nadzieję, że ciepło mnie przyjmiecie.
Miesiąc temu, tak?
Mniej więcej od tego czasu ten chłopak za mną łaził. Może był zbyt nieśmiały, żeby zapytać o drogę do czegoś?
Spojrzałam na niego jeszcze raz. Teraz, gdy mu się lepiej przyjrzałam sprawiał wrażenie, jakby zżerały go nerwy. Nie dziwiłam się mu. Dołączenie w połowie roku do klasy, kiedy wszyscy się już znają i posiadają swoje ,,grupki przyjaciół'' musiało być ciężkie. Nie chciałabym być na jego miejscu.
— Inoe — powiedział Suzuki-sensei, gdy Yasuda zaczął już iść w stronę pustej ławki z tyłu klasy. — Oprowadź Yasudę po szkole.
— Dobrze — powiedziałam, wstałam z ławki i skierowałam się do drzwi klasy, by poczekać tam na chłopaka.
Gdy do mnie dołączył, przepuściłam go w drzwiach, a potem zamknęłam je za sobą. Pokazałam mu wszystkie sale. Przez cały czas chłopak był cicho i się nie odzywał.
— Przepraszam, że ci przeszkadzam — zająknął się chłopak, gdy pokazałam mu ostatnią salę. — Przepraszam, że zajmuje ci czas.
— Nic nie szkodzi — powiedziałam i obdarzyłam go jednym z moich promiennych uśmiechów.
Chiyo mówiła, że to jest jedyna piękna rzecz w moim wyglądzie (a była ona aż ZA szczera). Uważała ona, iż chłopcom bardzo podoba się ten uśmiech i że pewnie by do mnie zagadali, gdyby nie to, że.... wyglądam jak wyglądam. Jak jakiś chodzący upiór.
Yasuda zarumienił się i odwrócił głowę, żeby to ukryć. Reakcja chłopców zawsze tak wyglądała, więc wierzyłam opinii Chiyo. Po chwili znowu na mnie popatrzył i poprawił swoje okulary.
— Wracamy już? — spytał.
Kiwnęłam głową i zawróciłam, a chłopak za mną. Przeszliśmy kilka kroków, a wtedy budynkiem wstrząsnęło. Prawie straciłam równowagę. Jednak na szczęście udało mi się utrzymać równowagę.
— Co jest?! — krzyknęłam i się zachwiałam. Dobrze, że się nie wywróciłam.
Nastąpił drugi wstrząs, a po nim trzeci i czwarty. Z każdą chwilą kołysało coraz mocniej. Podłogę pod ścianą korytarza pokryła lekka siateczka pęknięć. Było naprawdę niedobrze. Jak tak dalej pójdzie to budynek niedługo się zawali. Niedobrze. Trzeba ewakuować ludzi, inaczej wszyscy zginą.
Chłopak zaklął. Spojrzałam na niego zdziwiona. W życiu bym się nie spodziewała, że taki nieśmiały kujon-nastolatek mógłby to zrobić. A może to były tylko pozory? Może specjalnie chciał sprawiać takie wrażenie, żeby ludzie go nie zaczepiali?
Złapał mnie za rękę i zaczął biec sprintem ciągnąc mnie za sobą. Próbowałam za nim nadążyć, ale miałam wrażenie, że chłopak przyśpiesza z każdą chwilą. Jezu, ile on ma energii? Jeśli zacznie biec jeszcze szybciej to ja zaraz się potknę i przewrócę! Kolo, zwolnij trochę!
— Cholera, dlaczego i tym razem Nirata musiał się pomylić w obliczeniach? Powinniśmy mieć jeszcze dziesięć minut.
Co się dzieje? Jeszcze bardziej przyśpieszył, więc teraz ledwo za nim nadążałam. Jakoś udało mi się utrzymać na nogach. Nadal się nie potknęłam.
— Pośpiesz się, babo. Strasznie się guzdrasz — chłopak warknął na mnie. — Chyba mogę w końcu zdjąć to durne przebranie — powiedział do siebie.
Zsunął z głowy perukę, a swoje okrągłe okulary cisnął w bok.
Ciemno-brązowe włosy związane w niskiego kucyka powiewały za nim. Miałam wrażenie, że one dużo bardziej do niego pasują niż tamta peruka, nawet nie widząc jego twarzy.
Nic nie rozumiałam. Co tu się dzieje? Dlaczego Yasuda miał przebranie? Kogo próbował udawać? Skąd wiedział o tych trzęsieniach?
— Yasuda-san? — zapytałam dysząc. — O co tu chodzi?
— Żaden „Yasuda", a w szczególności „san" — warknął. — Kenta. Po prostu Kenta.
Odwrócił głowę w moją stronę.
Bez okularów i tamtej peruki wyglądał kompletnie inaczej. Jego zielone oczy wgapiały się we mnie z pogardą. Teraz znowu sprawiał wrażenie groźnego. Zdawał się być w stanie zaatakować mnie w każdej chwili, jeżeli tylko mu się sprzeciwię.
Dla własnego bezpieczeństwa postanowiłam się go słuchać.
W końcu dotarliśmy z powrotem do klasy. Wyglądała zupełnie inaczej niż przed naszym wyjściem. Teraz ławki były poustawiane w dosyć nieregularny sposób. Zupełnie jakby ktoś specjalnie je porozpychał. Na ścianach i suficie widoczne były pęknięcia spowodowane przez te trzęsienia. Na podłodze leżały jakieś dziwne kształty. Większość była rzucona niedbale na górkę pod ścianą.
Krew odpłynęła mi z twarz, kiedy uświadomiłam sobie co to jest.
Ludzkie zwłoki.
— Przyprowadziłem ją — powiedział Kenta.
Pchnął mnie na ziemię. Wleciałam prosto w coś lepiącego. Przyjrzałam się lepiej tej substancji. Była to krew. Nie było jej tylko tam. Gdy trochę lepiej się przyjrzałam, zauważyłam, że jest też trochę rozbryzgana na pobliskich ławkach i ścianach. Przed sobą zobaczyłam cztery pary butów. Ich czubki także były we krwi. Zaczęłam dyszeć, w przypływie paniki. Co jeżeli oni będą chcieli mnie zabić?
— Dobrze się spisałeś, Kenta.
Rozpoznałam charakterystyczny głos... Suzukiego-sensei'a?! Co on tutaj robił?!
Spojrzałam w górę, żeby upewnić się, czy to na pewno on. Naprawdę tam stał.
Koło niego stał wysoki nastolatek, którego nie poznawałam. Miał szczupłą twarz i duże uszy. Jego szare oczy pusto wpatrywały się w przestrzeń, zupełnie jakby na chwilę się zawiesił. Przez swoje biało-blond włosy przypominał trochę marionetkę. Stał prosto, zapewne wyczekując na rozkazy.
— Śmiesznie wyglądasz w mundurku licealisty — odezwał się marionetkowaty chłopak i skrzyżował ręce na piersi. — Jak jakiś dzieciak.
— Zamknij się, Nirata — warknął na niego Kenta. — To, że jesteś wyższy nie oznacza, że jesteś starszy.
— Ale to nie ja mam mentalność czternastolatka — odgryzł mu się blondyn. — Jak myślisz, dlaczego ty zostałeś wybrany na misję? Przecież idealnie się wpasowałeś
To przecież twoja kategoria wiekowa. Znalazłeś już jakiś przyjaciół? — uśmiechnął się złośliwie.
— Jak ja ci zaraz przyjebię...
Niższy już przyjął postawę do ataku. Wyglądał jakby w każdej chwili mógł się rzucić na tego całego „Niratę".
— Zamknąć się! — wrzasnął Suzuki-sensei. — Mamy teraz coś innego do roboty.
Gdy krzyknął, po plecach przeszedł mi dreszcz. Wydawało mi się, że go znałam. Myślałam, iż jest on kompletnie inną osobą. Spokojną, a przede wszystkim miłą i uprzejmą. Wychodzi na to, że kompletnie go nie znałam. Co tu się dzieje? Czy mógłby mi ktoś to wreszcie wytłumaczyć?
— Tak jest! — oboje zamilkli i zasalutowali.
— Zwiążcie ją.
Nirata podszedł do mnie i poderwał mnie do góry za koszulkę. Miałam wrażenie, że mój mundurek zaraz się rozerwie.
Podeszła do mnie dziewczyna ubrana w czarne, workowate spodnie i ciemnoszarą koszulkę na ramiona. Na piersi miała przypiętą broszkę z fioletowym motylem. Nie widziałam jej twarzy; żeby to zrobić, musiałabym zadrzeć wysoko głowę. Miałam wrażenie, że już widziałam gdzieś zarówno tę dziewczynę, jak i tą fantazyjną broszkę. Tylko gdzie...?
Nirata postanowił rozwiać moje możliwości.
— Chiyo, pomóż mi, z łaski swojej.
Chiyo? Ta Chiyo?
— Nie musisz się tak obnosić ze swoją rangą, Nirata.
Głos miała taki sam, jak ona.
— Będę pamiętać na przyszłość.
Zadarłam głowę do góry i spojrzałam dziewczynie w twarz. Ogromne zielone oczy były tak charakterystyczne, że nie dało jej się pomylić z żadnymi innymi. Swoje blond włosy miała związane teraz w mocno splecionego warkocza. Przez to nie poznałam jej w pierwszej chwili. Zazwyczaj nosiła dwa kucyki, nigdy warkocze. Jednak to była ona. Chiyo Satomi. Moja najlepsza przyjaciółka. Co ona tutaj robiła? Co ja tutaj robię?
•••
Hej...? Pierwszy raz piszę coś takiego, więc nie wiem, czy dobrze to robię. Jeżeli zrobiłam coś źle - koniecznie dajcie mi znać w komentarzach.
Wgl... Podoba się to wam? Jeżeli tak to dajcie znać. Wtedy będę kontynuować. Jeżeli nie - no trudno. Zdam się na waszą opinię. Koniecznie dajcie znać. Bo nie wiem co mam z tym zrobić :3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro