31.
Młoda kobieta uchyliła powieki. Było ciemno, a sama leżała na brudnej podłodze. Nie wiedziała, gdzie jest i czemu tu jest. Miała wiele pytań, ale nie mogła oczekiwać odpowiedzi.
- Itachi-sama? Kisame-sama? - wołała jakiś czas.
Głos dziewczyny odbijał się echem. Słyszała tylko siebie. Była tu tylko ona. Wstała z podłogi i rozejrzała.
- Nic nie widzę... - poszła przed siebie mimo mroku.
W tej właśnie chwili nacisnęła na coś stopą. Wzdrygnęła się, jednak szybko musiała zrobić unik.
- Pułapki? - spojrzała na kunai'e, które wcześniej leciały w jej stronę.
Była cała i nie zraniona, ale zawdzięczała to swojemu oku. Gdyby nie ono, na pewno zostałaby otruta, a znikąd pomocy...
Szła przed siebie. Chciała, a nawet musiała, się stąd wydostać. Kisame oraz Itachi zostali pozostawieni sami sobie.
- Wypuść mnie stąd! - na te słowa, rozległ się śmiesz starszej kobiety.
Tak, to ona ją tu uwięziła. Zrobiła to już drugi raz, a Akatsuki znowu nie mogli nic z tym zrobić. Czuła się teraz okropnie. Wydawało się jej, że to będzie prawdziwa, wspaniała przygoda, a teraz... okazało się, że to był jej największy błąd jaki popełniła w swoim życiu.
- Uchiha?! - głośno wrzasnęła, gdy stanęła na środku pustej, okrytej w ciemności sali.- Hoshigaki! - znowu wrzasnęła.
Przebiegła przez cała salę, krzycząc imiona i nazwiska z klanu obu mężczyzn. Była zrozpaczona. Nie wiedziała, gdzie jest i czemu tu jest. Była sama i pewna, że wyjścia nie ma.
- Kisama-san... - usiadła na środku i się rozpłakała.
Skuliła się i westchnęła, ścierając łzy dłońmi. W sali rozległ się śmiech "wiedzmy", która świetnie się bawiła. Męczyła ją, o czym sama dobrze wiedziała. Nie lubiła być samotna...
C.D.N.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro