Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

„𝔖ł𝔬𝔴𝔞 𝔰𝔬𝔩𝔦𝔳𝔞𝔤𝔞𝔫𝔱𝔞 "

Delikatnie położyła Hange na łóżku i usiadła obok niej. Miejsce do spania nie było szczególnie wielkie, ale wystarczające, żeby obie nie wstały całe obolałe . Spojrzała na brunetkę, która spokojnie leżała, lecz nie spała. Postanowiła ściągnąć jej okulary w razie gdyby jednak odleciała w objęcia morfeusza.

Chcąc choć trochę komfortu postanowiła poszukać czegoś wygodniejszego do założenia. Ze względu na to, że nie miała ze sobą żadnych ubrań, musiała je pożyczyć. Chciała zapytać kapitan czy miała by coś dodatkowego do przebrania, jednakże widząc, że kobieta już ledwo kontaktuje postanowiła odpuścić sobie ten pomysł, bo nie miała zamiaru grzebać w jej rzeczach.

Pozostało jej się jedynie spytać ostatniej trzeźwej na umyśle osoby, jaką jest kapral. Głupio czuła się stojąc pod jego drzwiami, w nocy, zupełnie jakby szła na schadzkę z ukochanym. Skarciła się szybko w myślach za takie odważne fantazjowanie. Wiedziała, że nie było dobrym pomysłem iść na ten bankiet z jej nieuleczalną romantycznością. Wróciła na ziemię gdy zza drzwi przed którymi czekała rozległo się ciche „wejdź".

Posłusznie weszła do pomieszczenia, obwiniając się, że może jednak myślała na głos i kapral wszystko słyszał.

- Czego? - siedział na krześle obok okna. Zdążył się już przebrać w zwykłe ciuchy.

Cisza między nimi trwała zaledwie chwilę, jednak Mira napawała się tą nieskazitelnie przyjemną atmosferą bijącą z jego pokoju. Stojąc nawet u progu drzwi czuła komfort jednej mizernie palącej się świeczki.

- Przepraszam, że przeszkadzam, zapewne szykował się kapral do spania - starała patrzeć mu się w oczy.

- Do sedna - syknął.

- Głupio mi prosić, zważywszy na to, że znamy się jeden wieczór, ale czy byłby kapral taki miły i użyczył mi jednej ze swoich koszul? - wydusiła z siebie - inaczej będę musiała spać w tym czym stoję.

- Rozumiem - jego ton złagodniał, mając na uwadze wcześniejszy incydent z gorsetem i wyjął z małej torby koszulę - daj mi chwilę.

- Oczywiście - jej oczy niemal nie wyleciały z orbit gdy zobaczyła jak kapral ściąga bluzkę. Momentalnie się obróciła, aby dać mu trochę prywatności.

- Mogę ci dać tę, bo koszula jest od munduru - powiedział gdy skończył. Na co wystarczająco na jak na ten dzień speszona Mira po prostu podziękowała grzecznie i wróciła do siebie.

Zdecydowanie zbyt dużo emocji ją tego dnia spotkało. Wręcz buzowała od ich nadmiaru, ledwie powstrzymując płacz. Usiadła na drewnianej podłodze i pozwoliła łzom polecieć w bezszelestnym płaczu. Bardzo chciała to wszystko wykrzyczeć, jednak nie potrafiła, nie chciała z tego powodu atencji, ani obudzić już śpiącej kapitan Hange.

Otarła mokrą twarz i zabrała się do czasochłonnego procesu ściągania stroju wieczorowego. Gdy zrzuciła z siebie malachitową sukienkę, pozostając jedynie w gorsecie i spódnicy dopasowanej do bioder, upewniła się, że kobieta nie patrzy i zaczęła rozpinać górne odzienie. Odwrócona plecami do kapitan Hange, naga od pasa w górę, chwyciła za koszulkę kaprala, którą wcześniej zawiesiła na krześle.

Przez chwilę się zawahała, czując bardzo przyjemny, świeży zapach, przyłożyła materiał bliżej nosa i mimowolnie powąchała. Słysząc poruszenie za sobą, momentalnie ubrała na siebie bluzkę i spojrzała czy czasem kobieta się nie obudziła. Na całe szczęście spała, a jej obawy były daremne.

Mira usiadła na skraju łóżka, tak aby nie narobić hałasu. Jej oczy straciły na parę minut ostrość, a ona sama siedziała w bezruchu wpatrując się na jedyne oświetlenie pomieszczenia, jakim jest marnie paląca się świeczka. W umyśle panowała mgła i jednocześnie gonitwa myśli, której nawet ona sama nie potrafiła zatrzymać.

- Czy to naprawdę musi się tak dla mnie skończyć? Przecież ja chcę być wolna, chcę o sobie decydować, naprawdę proszę o zbyt wiele? - jej oczy ponownie zaszły łzami - nie, mogę skończyć jako zabawka dla tego zadufanego hrabiego i maszyna do rodzenia dzieci... ­­- powiedziała w myślach, jednocześnie szukając kolejnego sposobu na odroczenie małżeństwa.

Chwilę jeszcze tak siedziała pogrążona w ciemnościach własnych myśli, postanowiła jednak się nad sobą nie użalać i znaleźć wyjcie z tej sytuacji. Zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. Odtwarzała w głowie wszystkie możliwe warianty rozmowy z hrabią Walt, niestety każda z nich kończyła się niepowodzeniem.

- Mój przybrany ojciec ma zbyt dużo znajomości i władzy w arystokratycznym świecie - uczucie bezsilności rozeszło się po jej kościach, powodując nieznośne dreszcze - wyjście jest jedno, muszę go postawić przed faktem dokonanym, tylko jak? Gdzie nie ma wglądu na moje decyzje... no przecież! - wytrzeszczyła oczy z podekscytowania - teraz jest najlepsza okazja na kontratak! Muszę przekonać generała, żeby przyjął mnie do swojego oddziału - przymrużyła oczy - najlepiej od zaraz, nie może to trwać więcej niż dwa tygodnie, ten stary narcyz może jeszcze chcieć to przyśpieszyć w formie rewanżu za mój bankietowy wybryk. To moja jedyna okazja, więc musi się udać...

Delikatnie zdjęła kapitan Hange krawat i marynarkę, po ich odłożeniu zajęła się butami, które postawiła obok swoich.

- Właśnie, jeszcze jedno - rozpuściła niedługiego kucyka kobiety- niech się porządnie wyśpi, jutro zapewne czeka ją ciężki kac - położyła się obok niej i przykryła je cienką kołdrą.

Gdy tylko zamknęła oczy, poczuła jak odpływa w objęcia błogiego snu.

***

Jak zwykle pierwsze co usłyszała po przebudzeniu, był czysty śpiew ptaków. Wewnątrz murów Sina ludzie nie hałasowali przed wschodem słońca, jeśli nie mówić tu o handlowych dzielnicach.

- Kapitan Hange jeszcze śpi? - wyszeptała delikatnie na wypadek, gdyby kobieta faktycznie nadal spała.

Mira nie dostała żadnej odpowiedzi, więc sama wstała i zaczęła wykonywać swoją poranną rutynę. Włosy zaplątała tylko w prosty warkocz, aby nie przeszkadzały jej zbytnio. Kończąc ubierać wczorajszą suknię, chwyciła za skrupulatnie poskładaną koszulkę kaprala i gdy była w pełni gotowa, poszła pod jego drzwi .

Swoje kroki wykonywała niemal bezszelestnie, co nie było trudne z zważywszy na doświadczenie i wygodne buty, które miała zeszłego wieczoru. Stojąc przed drzwiami zawahała się czy zapukać, nie chciała niepotrzebnie budzić kaprala. Delikatnie przyłożyła ucho do drzwi, chcąc usłyszeć jakiekolwiek kroki. Ku jej zaskoczeniu i chwilowym przerażeniu usłyszała nadchodzącego do drzwi mężczyznę, więc szybko odsunęła głowę zanim zdążyła ujrzeć kamienną minę przełożonego.

Stali dość blisko siebie, więc mimowolnie Mira odstąpiła krok w tył, aby czuć się bardziej komfortowo. Oboje stali przez parę sekund w ciszy, jedynie wpatrując się czujnie w siebie.

- Czego? - jego głęboki, lekko ochrypły głos odbił się jej echem w uszach.

- Ja tylko przyszłam oddać bluzkę - wyciągnęła wspomnianą rzecz w stronę mężczyzny - bardzo dziękuję za przysługę - zamyśliła się na sekundę - nie jedną, patrząc wstecz - zakończyła lekkim chichotem dla rozluźnienia atmosfery.

- zatrzymaj ją, pewnie zdążyła się tobą zaśmierdnąć - Mira na dźwięk jego ostatnich słów starała się ukryć oburzenie - przy okazji, generał ma twoją torbę, pewnie już nie śpi - chciał już zamykać drzwi, lecz powstrzymała go zadowolona mina dziewczyny.

- Dziękuję kapralu - szybko przeanalizowała jego słowa ponownie - jeśli mogę jeszcze zapytać, w którym pokoju mieszka generał Erwin?

- Dziewiątka - nie chcąc dłużej ciągnąć rozmowy, zamknął jej drzwi przed nosem.

Zamknięty w swoim pokoju, tłumił zaskoczenie i frustrację, której powodu nie pojmował. To w jaki sposób się poruszała, to jak próbowała nawiązać kontakt wzrokowy. Jednakże to jej nieformalnie formalny sposób wysławiania, frustrował go najbardziej oraz to, że od początku wyłącznie trzy razy zwróciła się do niego oficjalnie.

Wśród ludzi budził respekt i dystans, jednak z jej twarzy nie schodził uśmiech, nawet w jego towarzystwie. Była to frustrująca, lecz przyjemna odmiana. Wśród wszystkich, których znał przypominała mu bardziej Erwina niż przeciętnego kadeta. Po chwili refleksji pojął jak bardzo jest zazdrosny o balans pomiędzy dynamicznym poczuciem humoru i spokojem jaki pokazuje ta o połowę młodsza od niego dziewczyna. Wiedział, że nigdy taki nie będzie. Mimo wszystko ta mała kłująca myśl nieustannie wracała, że może pora się poddać.

- Tch...co za żenujący padół - syknął sam do siebie.


1227 słów

Jeden z krótszych rozdziałów, ale zawsze coś ;)

Do następnego kochani czytelnicy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro