Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

𝖈𝖍𝖆𝖕𝖙𝖊𝖗: 𝖋𝖎𝖛𝖊

⋆┈┈。゚❃ུ۪ ❀ུ۪ ❁ུ۪ ❃ུ۪ ❀ུ۪ ゚。┈┈⋆

        Yumeka uśmiechnęła się pocieszająco do Aizawy, dając znać, że ona też jest w niekomfortowej sytuacji, ale szatyn wiedział, że innego wyjścia nie ma. Ktoś musiał pomóc mu w zmianie bandaży, a tym kimś musiała być Asami, ponieważ Hizashi po pierwsze zachowywał się jak trzepnięty i sam namawiał Shote, żeby to ich przyjaciółka się tym zajęła. Po drugie, bez sensu było, żeby blondyn przyjeżdżał tylko po to, by zmienić mu bandaże i tak co chwila. Musiał się tym zająć ktoś, kto jest na miejscu cały czas. Chcąc nie chcąc więc wypadło na Yumekę.

        Zaczęła powoli odwiązywać jeden z opatrunków na jego twarzy. Jedna rzecz przykuła jej wzrok na dłużej. Nie mogła się powstrzymać, zbliżyła drżący palec na nowo powstałą bliznę pod jego okiem, przejeżdżając po niej delikatnie opuszką palca. Shote przeszła gęsią skórka. Odwrócił twarz speszony. Spodziewał się, że będą blizny, lepsze to, niż kamienny nagrobek, jednak w tym geście było coś więcej. Przez chwilę w powietrzu panowała tak dziwna dla dwójki atmosfera, zupełnie jakby iskierki prądu tańczyły dookoła nich.

        Yumeka przełknęła ciężko gulę, tworząca się w jej gardle. Wymamrotała, ciche przepraszam, nie wiedząc jak rozładować to dziwne napięcie. Czuła się jak nastolatka, poznając coś, czego wcześniej ani ona, ani Shota, nie potrafili nazwać. Zresztą teraz też, mieli z tym problem.

        Taka dziwna atmosfera panowała między nimi od momentu wyjścia Aizawy ze szpitala, jakby coś zaczęło się między nimi zmieniać. Nie zważając na to, że Shota w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy zdążył przeskoczyć z nienawiści do... Właśnie, do czego?

— Plus jest taki, że zajebiście ci z tą blizną — uśmiechnęła się, szturchając go lekko. Nie zauważyła, jak na polikach mężczyzny tworzy się lekki rumieniec, na szczęście zdążyła już owinąć to miejsca od nowa.

        Może i nie była do końca zabliźniona, jeszcze, ale Yumeka mówiła prawdę. U Shoty, takie znamienia wyglądały jak trofeum. To nie było to, co ona. Blizny na dłoniach po oparzeniach, w czasie jej kuchennych rewolucji, (zawsze musiała sobie coś zrobić) czy kilka od poważniejszych uderzeń Yasuo. U niej przypominało to o bezradności, jaką przejawiała. U Aizawy, symbolizowały jego hart ducha, to, że walczył do końca, bo mimo wszystkiego, co złego go spotkało, walczył dalej, w końcu miał dla kogo. Szatynka miała nadzieję, że kiedyś będzie mogła przyznać z dumą, że zdobyła bliznę w walce.

        Może i nazbyt gloryfikowała takie rzeczy, ale mało obchodziło ją zdanie innych. Od dziecka kochała historię, jej rodzicie, mieli dla niej wiele planów, na przykład prawo, dlatego zachęcali ją do kształcenia się w tym kierunku. Wiedza o dawnych dziejach stała się dla młodej dziewczynki niesamowicie interesująca, a najbardziej fragmenty o wielkich bitwach i bohaterach. Bohaterach bez mocy, a umiejących stoczyć niesamowite bitwy. Kiedy więc inne dziewczynki, córki znajomych jej rodziców, bawiły się w księżniczki, Yumeka zakładała garnek na głowę i udawała, że je ratuje.

        Shota wciągnął ze świstem powietrze, gdy szatynka odwijała dalsze bandaże, w które miejscach skończyły gorzej. Z niektórych ran wciąż sączył się płyny, przez co opatrunek do nich przywierał i trzeba go było namaczać. Żadnego z nich ten widok już nie brzydził, jednak samo uczucie, jakie towarzyszyło przy odrywaniu tego, nie było przyjemne ani dla Aizawy, ani dla Yumeki, która bała się, że robi krzywdę przyjacielowi.

        Shota czuł się jak dziecko, które przewróciło się na placu zabaw, a jego matka teraz gania go za dziurę w nowych spodniach i odkaża ranę. Tylko Yumeka nie krzyczała, przynajmniej nie ze złości. W takich sytuacjach zawsze była niezwykle czuła i uważna, starając się zminimalizować jego ból do minimum.

        To wydawało mu się dziwne, ale znów czuł się jak nastolatek. Ogarniało go to samo, co lata temu. Czuł, że chce zasnąć przy szatynce, traktując ją jak jego ostoję spokoju i świątynie, w której był bezpieczny. Westchnął cicho, strasząc szatynkę, która pomyślała, że go skrzywdziła. Przy szatynce czuł, że mur, który wokół siebie budował przez te lata, powoli zaczyna się kruszyć.

        W takich momentach robiło mu się głupio, jak przypominał sobie, w jaki sposób ją potraktował jeszcze niedawno, lub że na ich treningach często wyżywał frustrację w jej kierunku.

— Nie, nic się nie stało — mruknął, walcząc ze sobą w środku.

— No dobrze. To koniec — uśmiechnęła się, czochrając go po wystającej spod bandażu czuprynie. — Połóż się lepiej, skoro idziesz jutro do pracy. Swoją drogą nie pochwalam tego — zagroziła mu placem, po tym, jak już pomogła szatynowi ułożyć się na łóżku.

        Wymruczał tylko coś w odpowiedzi. Był niesamowicie zmęczony, jeszcze bardziej niż zazwyczaj, co wcześniej wydawało mu się niemożliwe. Ostatnie co pamiętał, nim znużył go sen, była wychodząca z pokoju Yumeka i myśli, które niemo wołały, by została z nim.

⋆┈┈。゚❃ུ۪ ❀ུ۪ ❁ུ۪ ❃ུ۪ ❀ུ۪ ゚。┈┈⋆

        Szatynka biegła ze słuchawkami w uszach przez park. Postanowiła kontynuować trening, żeby zaskoczyć Shote, gdy wrócą do ćwiczeń razem. Jednak nie mogła odpuścić sobie tak wielkiego wydarzenia, jak festiwal UA. Dlatego przeszukała wszystkie stacje radiowe, aż znalazła taką, która nadaje bezpośrednio od nich, przez samego Yamade. Żałowała trochę, że nie mogła być tam z nimi.

        Uśmiechała się pod nosem, słysząc krzyki Hizashiego i markotne komentarze Aizawy. W liceum wszyscy zastanawiali się, jakim cudem cała ich grupka się dogadywała i jak szatyn wytrzymywał z tak energicznymi ludźmi. Yumeka podejrzewała, że Aizawa po prostu potrzebował takich głośnych i denerwujących ludzi, bo on sam wypierał z siebie te uczucia. Tworzył skorupę, w obawie przed zranieniem i wspomnieniami.

        Szatynce nie umknęło uwadze to, że Shota był jeszcze smutniejszy i melancholijny niż za czasów szkoły. Śmierć Oboro mocno nim wstrząsnęła, a dalej już poszło. Praca bohatera była nie tylko męcząca fizycznie, ale i psychicznie. Często wyniszczając ludzi, którzy byli nimi z powołania, w końcu nie każdego można uratować, a świadomość tego, przyprawiała o dreszcze. Widoki ludzi, którym nie zdążyli pomóc, śniły się im po nocach, jak fatum.

        Yumeka jednak nie wiedziała, że utrata jej, była kolejną sporą składową zmiany Aizawy Shoty.

        Nagle jej telefon zagrał typową denerwująca melodyjkę, którą od paru tygodni zapominała zmienić. Spojrzała na ekran, widząc numer jej prawniczki. Westchnęła cicho, zatrzymując się pod jakimś drzewem, chroniącym ją chwilowo od słońca. Przetarła spoconą twarz, z której spływał nie do końca wchłonięty Spf i odebrała.

— Dzień dobry, pani Asami — odezwał się jak zwykle radosny głos czerwonowłosej kobiety.

— Miło panią słyszeć, Oniyuri — wysapała, ledwo oddychając. Bieganie bywało męczące, wręcz niesamowicie męczące.

— Czy wszystko dobrze? Ma pani jakiś dziwny głos — zaniepokoiła się kobieta.

— Och, nie, nie! Ćwiczyłam po prostu — przetarła kark wolną dłonią, czując zażenowanie.

— Dobrze, w takim razie mam dla pani cudowną wiadomość! — w tle dało radę słyszeć klaśnięcie radości. — Za miesiąc odbędzie się rozprawa. Mamy już całą linię obrony przygotowaną, więc nie ma się pani czego obawiać. Chciałam wywalczyć dla pani komfortu psychicznego nagranie zeznania, ale sędzia bardzo chcę, żebyś była obecna. Damy radę, tylko niech pani słucha się mnie. Dokładną datę pewno pozna pani za parę dni, bo powinni już wysłać pismo, ale chciałam już panią poinformować.

— Nie wie pani, jak mnie ta informacja ucieszyła. Dziękuję bardzo.

        Kobiety pożegnały się, nie ukrywając dobrych nastrojów. Yumeka była w szoku, jak sprawnie działał system sądownictwa w Japonii. Z jednej strony czuła radość, że wszystko za niecały miesiąc się ułoży, ale nie mogła ukryć strachu, który ściskał ją za gardło.

        Zaczęła biec dalej, myśląc nad przebiegiem rozprawy. Zastanawiała się, jak Yasuo zareaguje na jej widok. Czy da radę wytrzymać presję, którą na niej wywrą? Przygryzła wargę, próbując zdusić w sobie niepokój. Miała ochotę przetrenować się do zajechania, byle o tym wszystkim nie myśleć.

        Włączyła ponownie transmisje Yamady, starając się uspokoić. Biegała po mieście jeszcze przez kilka godzin, aż do końca festiwalu. Dopiero wtedy postanowiła wrócić do mieszkania Aizawy.

        Powoli robiło się już ciemno i chłodnawo, a kobieta szła cała spocona. Czuła ziąb, gdy wiatr dął w jej stronę, atakując w szczególności tę część, która niestety nie była sucha. Ubranie przyklejało się do jej skóry, wywołując u niej niesmak. Największy minus ćwiczeń.

        Stawiała niepewne kroki, mając wrażenie, że zaraz zaryje twarzą w chodnik, bo jej nogi były jak z waty. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że następnego dnia ledwo będzie mogła ruszyć kończynami, co dopiero wstać z łóżka. Westchnęła, masując głowę, która aż zaczęła ją boleć, kiedy dotarło do niej, na co się skazała.

        Zmęczenie wyplewiło z jej umysłu wszystkie myśli, zostawiając pustkę i marzenie o ciepłym prysznicu oraz wygodnym łóżku. Rozkojarzenie sprawiło, że nie spodziewała się, iż z kartonów, które mijała, wyskoczy jakaś biała kulka. Przetarła w szoku zmęczone oczy, wbijając je w małego przestraszonego kotka, syczącego w stronę, z której wyskoczył. Powiodła tam wzrokiem, a zaraz za kociakiem wyskoczył wściekły pies. Niewiele myśląc, złapała białą kulkę w ręce i rzuciła się w bieg o śmierć i życie. Pies jeszcze chwilę ją gonił, szczekając przeraźliwie, a z jego pyska toczyła się piana. Wpadła w końcu do klatki schodowej bloku, w którym mieściło się mieszkanie Aizawy, zamykając szybko drzwi. Usłyszała tylko głuche uderzenie wielkiego psiska, które zaryło w rozpędzie o wejście do bloku.

        Stanęła zmęczona. Adrenalina chwilowo wyłączyła w niej to uczucie, ale wizja wchodzenia po schodach, zaczęła sprowadzać ją na ziemię.

— Kurwa, czemu ja mam takiego pecha? — jęknęła do białego kotka, który patrzył na nią czarnymi ślepiami.

        Westchnęła i postanowiła się nie ociągać. Z wyjątkowo spokojnym (bądź tak zszokowanym, że go zmroziło) kotem na rękach, wdrapała się powolnie po schodach, czując, jakby zaraz mięśnie miały jej paść. Miała ochotę rzucić się na łóżko, zaraz po wejściu, ale wiedziała, że nie może.

        Poszła z kotem do łazienki, najpierw myjąc go, przy czym oberwała pazurami po przedramionach. Wiedziała, że zwierzęta te nie przepadają zazwyczaj za wodą, ale jeśli miał przebywać u nich (a Yumeka już tak postanowiła, dlatego zdanie Shoty się nie liczyło), musiała zmyć z niego smród śmietnika.

        Otuliła, jak się okazało, kotkę w ręcznik i kazała jej czekać na nią przed wanną, gromiąc istotkę co chwila gniewnym spojrzeniem, kiedy zaczynała bawić się nitkami od ulubionego ręcznika Aizawy. Yumeka podejrzewała, że mężczyzna ucieszy się z kota, w końcu kochał te małe mendy, niezwykle podobne do niego, a teraz kiedy ona była w domu, był ktoś, kto mógł zajmować się zwierzęciem.

— Twój nowy pan raczej się nie obrazi, jak zobaczy jak słodka jesteś — podrapała ją za uszkiem, kiedy rozkoszowała się przyjemnym uczuciem, które tworzyła otaczająca ją, ciepła woda.

        Kiedy już się przebrała, wysłała Yamadzie wiadomości, żeby kupił potajemnie jakąś karmę dla małych kotów i nic nie mówił Aizawie. Podzwoniła po weterynarzach, żeby załatwić kotce wszystkie potrzebne formalności. Zorganizowała to tak, zupełnie, jakby mieszkanie było jej i jakby miała zgodę Shoty. Trochę obawiała się jego reakcji, ale na kwiaty się zgodził, więc na kota też, prawda? Zresztą i tak już nie miał za dużo do powiedzenia.

        Przygotowała dla nich ulubiony instant ramen szatyna. Zaparzyła im zieloną herbatę oraz naszykowała lekki, które zostały przepisane Shocie, mając w pamięci to, że odkąd go znała, zawsze zapominał stosować się do zaleceń lekarza.

        Opatrzyła sobie rany na przedramieniu, które wykonała spanikowana kotka oraz te, które zauważyła później, blisko jej szyi. Musiały powstać, gdy zaczęła biec z wystraszoną białą kulką. Nie dziwiła się zwierzęciu, pewno zareagowałaby podobnie, gdyby ktoś ją nagle zabrał z chodnika i zaczął biec. Jednak widząc strach w ślepiach bezbronnej istoty oraz rozwścieczonego psa przypomniał jej się incydent z Yasuo i nie była w stanie zostawić kotki na pastwę losu.

        Usiadła do stołu, ze zwierzęciem na kolanach, które chyba zrozumiało, że zawdzięczało szatynce życie, bo nie uciekało od niej i dawało się głaskać. Uśmiechnęła się lekko, machając nad małą główką sznurkiem od jej bluzy. Wtedy usłyszała otwierające się drzwi i rozmowy dwóch mężczyzn. Wzięła kotkę w ręce i wychyliła lekko głowę na przedpokój, ukrywając ją za ścianą. Uśmiechała się przy tym nerwowo.

— Hej, Yumeka! — pomachał jej Yamada, wskazując dyskretnie palcem na czarną siatkę, w której znajdywała się karma. Kobieta skinęła głową w podzięce.

— Czego się tak szczerzysz — mruknął przez bandaże szatyn, przyglądając jej się uważnie.

— Ale nie będziesz zły? — zagadnęła niepewnie, czując, jak serce bije jej jak szalone, mimo że wiedziała, iż szatyn nie jest w stanie jej już odmówić. Zajmowała się mieszkaniem, jak swoim, dzięki Yumece w końcu nie wyglądało jak pustostan, co Shota musiał przyznać w myślach, docenił i bardzo podobał mu się nowy wystrój, choć nigdy jej tego nie powie.

— Co zrobiłaś? — zmrużył oczy niebezpiecznie.

— Nie powiem, póki nie obiecasz...

        Tak, Yumeka wcześniej mówiła sobie, że szatyn nie ma nawet co dyskutować jeśli chodzi o posiadanie kotka, jednak to wszystko było tylko w jej głowie. Kiedy stanęła twarzą w twarz z trzydziestolatkiem, cała odwaga i pewność troszkę przygasły. Tylko troszkę.

— Jesteś taka męcząca — mruknął, prawdopodobnie, gdyby mógł, to pomasowałby bolącą głowę, ale jako mumia, nie był w stanie. — No nie będę — powiedział w końcu, kiedy Yamada trzepnął go w tył głowy.

— Mamy kotka! — wyszła zza ściany z białą kulką na rękach, która patrzyła w czarne oczy szatyna, a on w ślepia istotki, nie dowierzając.

— Jesteś chora.

⋆┈┈。゚❃ུ۪ ❀ུ۪ ❁ུ۪ ❃ུ۪ ❀ུ۪ ゚。┈┈⋆

        Aizawa mimo początkowej niechęci do kota, bardziej przez to, że obawiał się, iż nie dadzą sobie rady z opieką nad Yumi, którą zresztą sam tak nazwał, skończył jak typowy ojciec, z białą kulką na klatce piersiowej, głaszcząc ją nawet przez sen.

        Yumeka na ten widok czuła się na początku lekko zazdrosna, ale uznała, że przecież nie będzie się przejmować kotem. Zresztą, nie rozumiała tej zazdrości. W końcu byli tylko przyjaciółmi, tak?

        Strzepnęła drżącymi dłońmi białą sierść z czarnej marynarki, stojąc przed lustrem. Wzięła swoje leki na uspokojenie, ale mało to dawało, gdy zdawała sobie sprawę, że rozprawa miała zacząć się za półtorej godziny.

— Wdech, wydech — powtarzała, co chwila, poprawiając coś w swoim wyglądzie.

        Spięła długie włosy w wysoką kitkę, układając grzywkę, którą niedawno sobie obcięła. Przyglądała się kolczykom, cienkim paseczkom z plastikowymi diamencikami. Strzepywała niewidzialny kurz z czarnego garnituru i zawiązywała co pięć minut, tego samego koloru, krawat.

        Westchnęła, nakładając na twarz puder. Potem męcząc się z brązowym cieniem, namalowała nim delikatną kreskę, podkręciła rzęsy zalotką, pomalowała je tuszem i wszystko zwieńczyła delikatnym muśnięciem policzków mokrym różem w odcieniu brzoskwini. Nie lubiła się malować, jak już to dla siebie, czy naprawdę na jakąś okazję, ale dlatego właśnie jej zdolności wizażystki były dość ubogie.

        W końcu, gdy nie miała co poprawiać, usiadła na kanapie przy szatynie, który lekko uchylił powieki, obserwując ją. Bawiła się nerwowo wystającymi spod marynarki rękawami koszuli.

— Nie stresuj się tak — mruknął, wstając powoli z wcześniej pozycji.

        Na nic się zdało strzepywanie sierści, ponieważ Yumi, gdy Shota w końcu ruszył się z kanapy, widząc zestresowaną właścicielkę, wskoczyła jej na kolana, łasząc się na mizianie, chcąc odciągnąć kobietę od myślenia. Przynajmniej będzie miała znowu co poprawiać w nerwach.

— Łatwo ci powiedzieć. Masz tu pozostałości po kocie — powiedziała, strzepując z czarnej koszulki białą sierść kotki, w centralnej części klatki piersiowej szatyna.

        Nie zauważyła, jak Aizawa nieznacznie wstrzymuje powietrze, gdy go dotknęła. Mężczyzna wstał, ukrywając lekko zaczerwienione poliki, pod pretekstem pójścia do łazienki.

        Kiedy z niej wyszedł, Yumeka nie była w stanie oderwać od niego wzroku. Czemu w garniturze i starannie spiętym koku, wyglądał tak cholernie dobrze? W jej głowie wyrył się obraz nastoletniego Aizawy, którego rysy twarzy były jeszcze delikatne. Teraz stał przed nią trzydziestoletni mężczyzna, z wyraźną szczęką, lekkim zarostem i silnie zarysowanymi mięśniami. Jeszcze ta blizna pod okiem, dodawała mu to coś, czego kobieta nie potrafiła nazwać, a co wywołało u niej motyle w brzuchu. Przełknęła gulę w gardle. Może normalnie wyglądał dobrze, tylko trochę jak bezdomny, tak teraz, nikt na świecie nie był w stanie mu dorównać.

— Będziesz tak siedzieć i się gapić? — powiedział, zapinając czarną marynarkę. — Wstawaj, jedziemy, bo o tej porze są cholerne korki.

— Och, tak już, już...

        Zdjęła kota, pośpiesznie otrzepując się z sierści i pobiegła założyć czarne mokasyny na platformie z grubym protektorem. Pobiegła za mężczyzną, który wyszedł pośpiesznie z mieszkania, chcąc zamaskować to, jak wpłynął na niego wzrok Yumeki. Kiedy wsiedli do auta, zlustrował Asami, po czym spojrzał na swoje odbicie, markotniejąc.

— Wyglądasz, jakbyś szła na pogrzeb — mruknął, opierając głowę o szybę, gdy kobieta odpaliła silnik.

— A ty, jak szczur na otwarcie kanału i tego nie komentuję. Zapnij się — warknęła, wskazując na pas. Szatyn tylko przewrócił oczami, ukrywając cisnący mu się na usta uśmiech.

⋆┈┈。゚❃ུ۪ ❀ུ۪ ❁ུ۪ ❃ུ۪ ❀ུ۪ ゚。┈┈⋆

— Co ty taki gburowaty, Shota? Da sobie radę! — blondyn klepnął go w plecy, pocieszająco, gdy przyniósł mu trzecią już kawę.

— Dzięki — mruknął, odbierając od niego napój. — Ty sobie nie kupiłeś?

— Nie potrzebna mi — machnął lekceważąco dłonią. — Wierzę w naszą małą!

        Aizawa skinął tylko głową, wracając do zgarbionej pozycji i popijając co chwila ciepłą ciecz, czarną jak jego myśli w tamtym momencie. Nerwowymi wzrokiem przelatywał po wszystkim, co było dookoła niego. Liczył białe, marmurowe płytki, którym był wyłożony cały korytarz. Przyglądał się szarym ścianom, na których wisiały jakieś plakaty, zachęcające do zgłaszania przestępstw na policje, wychwalające japońską prokuraturę, czy potępiające zabieranie praw rodzicielskich w błahych przypadkach. Wielkie okna za nimi oświetlały całe pomieszczenie, które było poczekalnią tuż przed kilkoma salami tego wydziału sądu. Obok brązowych drzwi widniały ekrany, przedstawiające godziny i tematy rozpraw.

        Mężczyzna nerwowo ruszał nogą, stukając przednią częścią buta w podłogę. Rzucił krytyczne spojrzenie na puste, szare plastikowe krzesło po jego lewej, całe obklejone w gumie. Po czym wzrokiem po stojących w kącie roślinach, wołających o pomstę do nieba. W głowie uznał, że Yumeka zajęłaby się nimi lepiej, dosłownie odkąd się wprowadziła, jego mieszkanie całe kwitnie.

        Mimo że sam pocieszał kobietę tuż przed rozprawą oraz posyłając jej ciepłe spojrzenie, gdy został wezwany na świadka, tak naprawdę w środku cały się trząsł. Przez te prawie trzy miesiące, ta istotka wprowadziła w jego życiu tyle zmian i zmusiła do myślenia. Często wracał wspomnieniami do lat szkolnych, zauważając, że faktycznie, nastoletnia Yumeka dawała mu proste sygnały, których on wtedy nie rozumiał. Po nocach wyzywał się od głupców, za to, jak ślepy wówczas był.

        Jednak teraz szatynka była przy nim i miał nadzieję, że przy nim zostanie. Wiedział, że miała silną obronę, ale wciąż obawiał się najgorszego, ponieważ zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli straci ją drugi raz, już nigdy się z tego nie pozbiera. Może było to trochę egoistyczne, ale widział, co powoli się między nimi wytwarzało i nie mógł uwierzyć, żeby było to jednostronne. Nie był już nastolatkiem i doskonale rozumiał swoje uczucia, ale przy szatynce, czuł się, jakby wariował.

        Z sali, w której odbywała się rozprawa Yumeki i Yasuo, zaczęli wychodzić powoli ludzie. Aizawa i Yamada wstali, prostując się jak strony i bacznie obserwując zgromadzenie. W końcu ujrzeli szatynkę razem z czerwonowłosą prawniczką u jej boku, ich uwagę przykuło to, że obie miały szczere uśmiechy, a w oczach kobiet jaśniał triumf. Podeszły do wyczekujących na nie mężczyzn i pierwsze co zrobiła Yumeka, to rzuciła im się na szyję, wieszając na nich ramiona i zamykając w podwójnym uścisku. Shota cieszył się, że wypił już kawę, a kubek, który wypadł mu z rąk przez nagłą reakcję szatynki, był pusty.

— Udało się! — pisnęła, czując, że zaraz coś rozniesie. Odsunęła się od przyjaciół, którzy teraz zauważyli, że miała zaczerwienione oczy i lekko rozmazany tusz, ale radość na jej twarzy przyćmiewała wszystko. — Dostał siedem lat i złożyłam wniosek o zadośćuczynienie.

        Podziękowali Oniyuri za tak dobrą linię obrony. Dwie kobiety omówiły również kwestię sprawy rozwodowej, która miała być za kilka dni, ale o nią już się nie martwiły, zwłaszcza po takim przebiegu rozprawy z Yasuo. Yumeka i Aizawa wsiedli do jednego auta, Yamada zaś oznajmił im, że zaraz do nich przyjedzie, tylko musi coś załatwić.

        Kiedy weszli w końcu do jasnego mieszkania, które przypominało powoli dżungle, powitała ich biała kuleczka z zabawkową myszką w pyszczku. Yumeka pogłaskała ją i chciała wziąć kotkę na ręce, gdy Aizawa klepnął ją lekko w ramię.

— Coś się stało? — odwróciła się do mężczyzny, który zakłopotany pocierał szyję dłonią, patrząc się gdzieś w bok, byle nie na twarz kobiety z lekko rozmazanym od płaczu makijażem.

— Chciałem powiedzieć, że... — zawahał się nagle. — Ach, jebać to.

        Nie wiedziała, o co mu chodzi, dopóki nie złapał jej w szczelnym uścisku. Przez chwilę stała w szoku, czując, że Shota chce się oddalić, ponieważ początkowo nie odwzajemniła czynności. Zatrzymały go jej ręce, które oplotła na tali szatyna. Oparł niepewnie swoją głowę o jej, mimowolnie czując zapach owocu granatu, co znowu wzbudziło w nim wspomnienia. Uśmiechnął się lekko pod nosem. Niczego bardziej nie pragnął, niż żeby ta chwila trwała całą wieczność. Pogładził lekko prawą ręką jej plecy.

— Jestem z ciebie dumny, po prostu — mruknął, przymykając lekko powieki.

        Wtedy, jak na złość, do mieszkania wszedł uśmiechnięty Yamada z brzdękającą plastikową torebką. Dwójka odskoczyła od siebie, patrząc na blondyna ze zdziwieniem, wyczekując, co powie. Mężczyzna jednak zachował się tak, jakby spodziewał się takiego obrotu spraw, ba, wręcz ich oczekiwał.

— Gołąbeczki, trzeba uczcić wygraną! Pijemy!

⋆┈┈。゚❃ུ۪ ❀ུ۪ ❁ུ۪ ❃ུ۪ ❀ུ۪ ゚。┈┈⋆

꧁¡𝕨𝕒𝕣𝕟𝕚𝕟𝕘¡꧂

boże nienawidzę w polskim tego, że jak chce napisać jakaś rozmowę między dwoma ludźmi to co pięć sekund musi padać pan/pani i to tak paskudnie wygląda

jeszcze tylko cztery rozdziały do końca kochani

jak się pojawią jakieś błędy to przepraszam, ale to było szybkie sprawdzanie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro