Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 94

Dedykacja dla XInnaXnizWwszyscyX 😁💘

Wtorek
~Magnus~
Siedziałem w podwójnej ławce z Alexandrem i każdy z nas w chuj się nudził. Była historia, czyli nauczyciel po prostu siedział i pierdolił od rzeczy o jakichś tam Prusach czy coś. A ja przez chwilę myślałem, że gada o persach, gdy ten zaczyna wyjaśniać z czego składała się ich zbroja, a mój wyraz twarzy wyrażał jedno, wielkie "what the fuck?".

Po chwili ktoś wszedł do klasy bez pukania.
Nie byle ktoś... Napiąłem wszystkie mięśnie w zdenerwowaniu, kiedy zobaczyłem Camille. Rozejrzała się po klasie i zwróciła do nauczyciela.

- Przepraszam, jest tu może Believer?

Kurwa. Zaczęło mi szumieć w głowie od tych nagłych szeptów, którymi zaniosła się klasa. Jestem w dupie. Ścisnąłem pod stolikiem rękę Alexandra i czekałem na rozwinięcie sytuacji...

- Um... - zakłopotał się nauczyciel. - Nie ma nikogo takiego tutaj, ani w tej szkole.

- No ale... - rozejrzała się raz jeszcze i zauważyła mnie. - O! Magnus! Tutaj jesteś.

Zacząłem latać nerwowo spojrzeniem wszędzie tylko nie na oczy kolegów z klasy.

"Believer?"
"To ten syn Asmodeusa!"
"Ten co nazwisko zmienił!"
"Dlatego ma Porshe."
"Ale jaja!"
"Kłamca."

Słyszałem pojedyncze szepty i miałem ochotę zabić Camille. Spojrzałem na nią, zaciskając szczękę.

- Ale przecież to Bane - odezwał się nauczyciel.

- Oh - machnęła ręką brunetka. - Zmienił nazwisko no i...

Nie dokończyła, bo przerwało jej głośne trzaśnięcie. Przy jej głowie na ścianie z impetem wylądował zeszyt, który przyleciał z mojej strony. Szkoda, że nie trafił.

Nauczyciel już miał mnie upominać o jakichś manierach, ale dałem mu do tego kolejne powody, wstając z ławki i podchodząc groźnie do tej idiotki. Pociągnąłem ją za łokieć, nie cackając się w delikatność i wyszedłem za drzwi, zamykając je.

- Popierdoliło cię?! - spojrzałem na nią i z trudem trzymałem ręce przy sobie.

- Magnus - westchnęła. - Spokojnie.

- Spokojnie?! Od kilku lat żyłem sobie normalnie, a ty nagle wpadasz i wszystko wygadujesz?! Jak ty mnie w ogóle znalazłaś, do jasnej cholery?! - krzyczałem gardłowym głosem.

- Twój tata powiedział, że tu będziesz.

Że co? Zajebie, kurwa, urwę głowę, wsadzę do tuby i wystrzele na księżyc... Ale najpierw ta suka.

- Spierdalaj stąd - syknąłem.

- Misiek, dopiero co cię znalazłam. Nie sądzisz, że teraz sobie pójdę? Stęskniłam się - uśmiechnęła się do mnie zalotnie i chciała przybliżyć, ale przystawiłem dłoń do jej twarzy. Zirytowana odsunęła się i uniosła brew, nonszalacko opierając ręce na swoich biodrach.

- Wypierdalaj, powtarzam. Czaisz, kurwa?

Jedyne dobre coś w tej sytuacji to to, że nauczyciel chyba był zbyt leniwy, by zapanować nad uczniem, który spieprzył mu z klasy. Bo dalej w klasie siedział.

- Mag...

- WON - przerwałem jej, starając się okiełznać gniew, który zaraz zacznie mną rządzić.

- Ehh, i tak cię znajdę. Dozobaczenia, kwiatuszku - puściła mi całusa w powietrzu i w końcu znikła z mych oczu. Odwróciłem się z zamiarem ponownego wejścia do klasy, ale odechciało mi się tego robić.

Nie okłamałem klasy, nie mówiłem im, kim są moi rodzice. A nazwisko może zmieniać sobię każdy. Więc nie mogą mieć mnie za kłamcę... Ale plotki szybko się rozchodzą. I nie wiadomo, co z nich wyniknie.

Westchnąłem, opierając się czołem o drzwi, jednak zaczął dzwonić dzwonek, więc szybko się odsunąłem na bok. Z klasy zaczęli wychodzić uczniowie, dalej zażarcie rozmawiając między sobą. Tak zażarcie, że nie zauważyli głównego bohatera ich rozmów, który stał przy drzwiach.

Za chwilę ujrzałem twarz mojego Anioła, a za nim resztę paczki. Nim zdążyłem coś powiedzieć, obie dziewczyny wzięły mnie za ramiona po obu stronach i zaczęły prowadzić do naszego miejsca. Czyli pod schody.

- To prawda? - spytała łagodnie Nicole.

Alexander stanął obok mnie i objął ramieniem, by dać mi jakieś wsparcie. Bo wiedział, że to dla mnie za łatwe nie jest.

- Tak - powiedziałem zdecydowanie, nie spuszczając wzroku.

- Dlaczego nic nie powiedziałeś? - spytał Nino.

- Nie chciałem poznawać przyjaciół wtedy, kiedy wiedzieli by o mojej forsie. No, rozumiecie... A z nazwiskiem Bane żyję już od ładnych paru lat, i wszystko jest... Było, dobrze - westchnąłem.

- To czyli skoro to prawda... - wtrąciła Ruda pomrukiem, myśląc nad czymś, a ja się wystraszyłem. - To... Fuck! Przyjaźnimy się z bogaczem, ludzie! - wykrzyknęła uradowana i została skarcona naszymi spojrzeniami, że się drze.

Ale kamień spadł mi z serca. Rozumieją. Nie odwrócą się. Wręcz przeciwnie, są szczęśliwi i ja też jestem.

- Dobra, dobra... - burknęła Maja, ale za moment ponownie się rozpromieniła. - Nie okłamałeś nas, więc nie mamy co mieć ci za złe.

- W sumie... - odezwał się Nino. - Racja - uśmiechnął się lekko.

- Yup, święta racja - brunetka posłała mi ciepły uśmiech. - I tak nie jesteśmy z tobą dla kasy. Ale teraz...

- Będziesz ją na nas wydawał - zakończyła za nią Maja, szczerząc się i kołysząc na boki, chcąc tym pokazać jaka jest podekscytowana. Ciekawe, jakie będą jej pierwsze zachcianki.

- Dla niego to lepiej - zaśmiał się mój chłopak. - Jęczył mi, że nie korzystam z jego forsy, to teraz wy ją wykorzystacie.

- Potwierdzam - zgodziłem się ze śmiechem. - Chodźcie tu, ruscy idioci! - otworzyłem ramiona, w które wtuliły się dziewczyny. Alexander objął nas od tyłu, a Nino do grupowego przytulasa musiałem pociągnąć na kołnierz.

Kocham ich.

****
~Alec~
No i super. Przyjaciele nie byli źli na Magnusa, tylko go zrozumieli. Ucieszyłem się, bo on tego obawiał się najbardziej, a teraz już nie miał się o co martwić. Miał już teraz najlepszych przyjaciół, których poznał w normalnych okolicznościach, a teraz może być przed nimi szczery. I szastać kasą.
Bo laski mu tego nie odpuszczą.

Ale sądząc po tym, jak natarczywie napierał na mnie, bym korzystał z jego portfela, to wręcz będzie zadowolony z różnych propozycji dziewczyn, co też ich dziany przyjaciel może dla nich kupić.

Ta laska, przez którą wszystko się wydało, to chyba Camille, o której mówił mi Magnus. Wiem tyle, że to jego była, z którą zerwał, bo po prostu zdradzała go z większością kolegów... Kto by chciał taką dziewczynę?

*******
Po szkole siedziałem u siebie przy biurku i męczyłem cholerne zadanie z chemii. Nie mogłem go znaleźć na internecie, więc spróbowałem ruszyć mózgiem. No ale, nie widzę sensu w odróżnianiu barku od bromu. Albo te kosmiczne liczby, które mówią jaki pierwiastek ile ma... Czegoś tam.
No po chuj? Ehh...

Oderwałem końcówkę ołówka od ust, w których go podgryzałem, gdy usłyszałem dźwięk SMS-a. Sięgnąłem szczęśliwy po telefon, rozkładając się w wygodniejszej pozycji na krześle.

Pan Brokat: Co robisz? 💝

Ja: Dręcze pierwiastki, a one mnie. A ty? 💖

Pan Brokat: Dlaczego je dręczysz? Te zadanie jest łatwe XDD

Ja: Pojebało cię chyba. Widzisz ty te połączenie matematyki i fizyki w jednym? To za dużo.

Ja: W chuj za dużo! 😝

Ja: Przepisze jutro od ciebie 👌💝💝

Pan Brokat: Pffffffffffffff f f f f ff.

Pan Brokat: Okey.

Pan Brokat: Btw wiesz, gdzie jest Jace?

Ja: .....widzisz go?

Pan Brokat: Nom. Wychodzę ze sklepu i widzę go na ławce w parku. Ze szmaciurą. 😝

Ja: A...to git

Pan Brokat: Jak w końcu z tym dzieckiem? Bo brzuch u niej widać jakoś takoś. Ale widać.

Ja: Nie mam pojęcia. Ale dobrze że chociaż gadają ze sobą.

Ja: Mam pytanie. Bo ci go nie zadałem jeszcze.

Pan Brokat: ? 💙

Ja: Ta laska którą próbowałeś zeszytem zabić, to ta Camille?

Pan Brokat: Wiem, jest nienormalna.

Pan Brokat: Nie masz pojęcia jak mogłem z nią być.

Pan Brokat: Ja też nie.

Pan Brokat: I chce ją zabić.

Pan Brokat: I ojca tak samo, bo on jej wygadał w jakiej szkole jestem. Kurwa. Więc teraz jadę do niego.

Ja: PRR.

Ja: Spokojnie.

Ja: Przecież nie mam ci tego za złe 😝💝💝

Ja: Pozdrów tatę 👌

Pan Brokat: Nie zdążę tego zrobić bo będzie leżał martwy, ale ok.

Pan Brokat: Dobra jadę 😑😝

Pan Brokat: I Love You 💗💗💞💗

Ja: I Love You too 💝💝

Niechętnie odłożyłem telefon, rozbawiony groźbami Magnusa na temat jego ojca i "chciałem" wrócić do zadania z chemii, by chociaż zrozumieć o co w tym biega, zanim jutro przepisze od Magnusa, ale dostałem kolejnego SMS-a.

Mommy: Jesteś w domu już?

Ja: Yup.

Mommy: Idź do sklepu po bułki zanim przyjadę z Maksem, co? Hajs masz w dzbanku w kuchni.

Mommy: Dobra, to nie było pytanie tylko rozkaz :*

Ja: -,- idę.

Westchnąłem, odkładając telefon, ale chyba powinienem się cieszyć, że świat robi wszystko, by odciągnąć mnie od chemii. Tak, to chyba boży dar.

Zebrałem się i wyszedłem z domu.
Przechodziłem się spokojnie chodnikiem, kiedy ktoś stanął przede mną, więc musiałem się zatrzymać.

- Ty to... Alec Lightwood?

- A ty ta Camille?

Okii lekka drama z wywłoką i będą Malecowe słodkości 😘😘💘
Noi...
Powoli zbliżamy się do końca książki ❤💔
Dziękuję za wszystkie odczyty, gwiazdki i komentarze 💗💗💗💗💗

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro