Rozdział 90
*~ Dwa miesiące później ~*
Niedziela
~Magnus~
Skończył się pierwszy tydzień listopada i powiem, że jesień to moja znienawidzona pora roku. Szaro. Brzydko. Mokro.
Zimno. Dzięki wiatru dostajesz liśćmi w twarz, nie wiadomo, kiedy zacznie kropić, a kiedy lać, więc nie wiesz, kiedy wyjść z domu.
Chodzisz sobie po chodniku, w środku siląc się na pozytywne nastawienie, kiedy obok na jezdni przejeżdża ciężarówka, a ty wracasz do domu przesiąknięty wodą z ulicy i gdyby nie ukochana osoba, która się nad tobą lituje i robi herbatki, wskoczył byś pod pociąg. Najlepiej chiński, bo są najszybsze.
A moja ukochana osoba? Uwielbia jesień.
Więc często byłem zmuszony na spacery. I kocha tą porę roku z jednego powodu - nie jest gorąco. Za co nienawidzi lata.
Jestem z nim cztery miesiące i jeden tydzień, a nasz związek naprawdę mnie rozśmiesza.
Kiedy nie zachowujemy się jak urocza para, kipimy irytacją i frustracją do siebie nawzajem, nie zapominając o tekstach, których używało się w gimnazjum na zgaszenie kolegi. A potem znowu nie możemy wytrzymać bez czułości i całujemy się, stojąc w sklepowej kolejce. Brawo my.
Przez te dwa miesiące, ze mnie, Alexandra, Nino, Maji i Nicole zrobiła się paczka najlepszych przyjaciół, która woziła się moim kabrioletem bez dachu po mieście, śpiewając na całe miasto "Despacito" lub "Waka waka".
Oczywiście mówiłem trójcę, że kabriolet wypożyczyłem. Ale pewnie za niedługo powiem im o mojej rodzinie. Po co ukrywać?
Wszystko było takie... Normalne, że nawet dziwiło to Alexandra. Byliśmy zwykłą paczką przygłupów z ostatniej klasy liceum, która na lekcjach ściągała jak mogła nawzajem od każdego, by tylko zaliczyć sprawdziany lub testy. Bo nocki zarywaliśmy na pisaniu na naszej grupie na Messengerze o nazwie "Skurwiała Wielka Piątka"... Nie ja to wymyślałem.
A Maja i Nicole stały się jeszcze większymi fankami Malec'a. Zawsze, kiedy myślę, że się już się przyzwyczaiły do nas, to nagle gdy chociażby cmoknę Alexandra w policzek, one zaczynają skakać z uciechy. Przez co kilka razy spadły z ławki.
Z tego co mówił Alexander, Jace przestał ćpać. Przynajmniej w domu. Izzy jest w jakimś psychicznym związku z Jasonem, ale słyszałem tylko plotki. Oczywiście wierzę w wersje dziewczyny, która czasem mi się zwierzała, gdy przyjeżdżałem do Alexandra w tygodniu, bo na każdy weekend witał w moim mieszkaniu.
A ja coraz bardziej przekonywałem go, by się do mnie wprowadził. Jednak nawet Maryse miała co do tego wątpliwości, bo "jesteśmy dziećmi". Ale chyba po prostu chodziło jej o szkołę.
Stan ojca Alexandra pogorszył się, więc od kilku tygodni leży w szpitalu. Lekarze mówią, że został mu najwyżej miesiąc, nawet mniej. Rodzeństwo chłopaka oczywiście o tym wie, bo matka nie mogła taić przed nimi prawdy do końca świata.
A dzisiaj, w niedzielę, rodzina Lightwoodów jedzie go odwiedzić, a ja razem z nimi, jak prosił mnie Alexander. Czarnowłosy chciał z nim porozmawiać chociaż raz. Dowiedzieć się, dlaczego ojciec go tak unika, a wręcz nienawidzi. Bo gdy zastawałem go u nich w domu, patrzył na mnie z taką samą odrazą jak zawsze. Cóż, najwyraźniej niektórzy ludzie to demony, które wyszły z piekła i chodzą po ziemi wśród nas...
Stałem w swojej sypialni w progu drzwi, patrząc na śpiącego w łóżku Alexandra. Nie miałem serca go budzić.
Była już 10, a on dalej spał, bo w nocy dręczyły go koszmary i budził się prawie co godzinę, a ja razem z nim. A te sny były spowodowane tym, że dziś miał rozmawiać z ojcem. Chciał z nim zamienić choć kilka słów, ale bał się po prostu, co może usłyszeć.
Mój telefon zaczął wibrować w kieszeni moich spodni, więc go stamtąd wyciągnąłem. Przesunąłem zieloną słuchawkę po ekranie i przyłożyłem urządzenie do ucha, ściszając ton głosu.
- Hallo?
- Magnus? - spytała Maryse. - Alec nie odbiera, wszystko dobrze u was?
- Tak, po prostu jeszcze śpi.
- Oh... Bo my zaraz jedziemy do szpitala.
- Wiem... - westchnąłem. - Poczekam jeszcze z pół godziny, zanim się... - uciąłem w połowie wypowiedzi, gdyż Alexander odkleił głowę od poduszki. - Obudził się.
- Dobrze. To widzimy się za dwadzieścia minut pod szpitalem?
- Przyjąłem i potwierdzam. Dozobaczenia.
- Dozobaczenia, Magnus.
Rozłączyłem się, wsadziłem telefon z powrotem do kieszeni, idąc w stronę łóżka.
- Która godzina...? - spytał zaspany Alexander, z do połowy zamkniętymi powiekami, kiedy podniósł się do siadu.
- Już 10. Masz dwadzieścia minut na zebranie się - Usiadłem przed nim.
Położyłem dłoń na jego policzku i przyciągnąłem do czułego pocałunku.
Czarnowłosy oddawał moje całusy przez dłuższą chwilę, a po tym odsunął się i przytulił do mnie.
- Wejdziesz ze mną do jego sali? - spytał cicho, a ja zdałem sobie sprawę jakie bezmyślne jest to pytanie. Niech po prostu powie. Przecież zrobię dla niego wszystko.
- Oczywiście, że tak, Alexandrze - pogłaskałem go po plecach. Czarnowłosy cofnął się i zaczął przecierać oczy, ziewając jednocześnie.
Wyglądał jak budzący się Alec Jr. On razem z Prezesem upodobali sobie spanie przy kominku, gdzie zwykle można ich zastać.
- Masz ładny makijaż - stwierdził, mlaskając ustami i przyglądając się mi.
- To tylko czarne kreski wokół oczu, Alexandrze.
- Ale to fajnie wygląda.
- Zjesz śniadanie czy nic nie przełkniesz? - spytałem.
- To drugie - westchnął. - Zjem, jak wrócimy.
- W porządku. Ubieraj się, honey - obdarzyłem go moim najszczerszym uśmiechem tryskającym szczęściem na jaki było mnie stać, by dać mu płomyk energii na dzisiejszy dzień.
Zadowolony z siebie zobaczyłem, jak chłopak lekko odwzajemnia gest.
Alexander skoczył tylko do łazienki, ubrał się i wyszliśmy razem z mieszkania, i za jakieś dziesięć minut podjechałem pod szpital, który był na końcu miasta.
Wyszliśmy z samochodu, a ja dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że chłopak jest jeszcze bladszy niż zazwyczaj. Dodatkowo często przełykana gula w gardle, która wprawiała w ruch jego jabłko Adama kilka razy w ciągu minuty, świadczyła o jego zdenerwowaniu.
- Aniele, spokojnie - podszedłem do niego i splotłem nasze dłonie, a chłopak wzmocnił uścisk.
- Nie będę spokojny, póki nie wyjdę z jego sali po tej cholernej rozmowie. O ile będzie chciał paplać ze swoim synkiem - bezradnie oparł czoło na moim ramieniu, a ja pocałowałem go w skroń.
- Jakby nie chciał gadać, to wiesz, możemy sobie skoczyć na kebaba - zażartowałem i czekałem na jego reakcje.
Już myślałem, że zjebałem, kiedy na całe szczęście chłopak parsknął lekko rozbawiony. Uśmiechnąłem się dumny z siebie i za chwilę spostrzegłem rodzinę Lightwoodów idącą w naszą stronę.
- Hej - pierwsza przywitała się Maryse, a Alexander uniósł głowę z mojego ramienia.
- Hej - odezwał się.
- Idziemy już? - spytał zniecierpliwiony Max.
- Cierpliwości, młody - westchnęła Izzy.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę, i w końcu skierowaliśmy nasze nogi w stronę drzwi szpitala...
****
Siedziałem z Alexandrem na kolanach w poczekalni, na jednym z plastikowych, niebieskich krzeseł. Obejmowałem chłopaka, który nieprzerwanie odleciał z myślami gdzieś indziej. W sali u Roberta była Maryse z Maxem, Izzy i Jacem.
Wszyscy sami proponowali Alexandrowi, by porozmawiał z ojcem sam na sam, bo w końcu między nimi był największy kryzys. Oczywiście nie zmienił zdania, bym poszedł z nim, co zrobię.
Kiedy rodzina wyszła z sali, przyszedł czas na nas. Pocałowałem Alexandra w czoło i spojrzałem na drzwi, którym czarnowłosy też się przypatrywał. Po chwili przybrał twardy wyraz twarzy i wszedł do środka, a ja za nim.
- Alec? - spytał słabym głosem Robert, kiedy podeszliśmy do jego łóżka. Widok z tymi rurkami poprzypinanymi do niego za ciekawy nie był.
- Mhm... - mruknął mój Anioł - Odezwałeś się do mnie po czterech miesiącach. Brawo - w jego głosie można było wykryć nutkę cynizmu. Ale wiedziałem, że tym próbował zamaskować inne uczucia.
- Przepraszam... I ciebie też - zwrócił się do mnie. Skinąłem tylko głową, ale nie odzywałem się.
Nie miałem najmniejszej ochoty go słuchać.
Byłem tam tylko ze względu na Alexandra.
Niebieskooki usiadł na stołku, który sobie przysunął spod ściany, a ja ustałem za nim, kładąc dłonie na jego ramionach. Alexander westchnął i zaczął mówić.
- Tato... - dziwiłem się, że potrafi jeszcze go tak nazwać. - Co mi powiesz po tych czterech miesiącach? Bo jestem tu tylko raz. Następnym razem pojawię się na twoim pogrzebie - mówił niewzruszonym i pozbawionym uczuć tonem. Wyczułem, że jest spięty, więc zacząłem delikatnie masować jego barki.
- Ja... Naprawdę przepraszam.
Śmieszne. Będzie to powtarzał teraz jak mantrę?
- Będziesz to tak ciągle powtarzał?
- Alexandrze...
- Nie mów tak do mnie - przerwał mu.
- Alec... Po prostu nie wiem, co innego mógłbym powiedzieć...
- Jesteś zabawny - prychnął z rosnącą złością. - Na przykład to, że byłem i jestem dla ciebie tylko pieprzonym gejem, prawda?
Zagryzłem dolną wargę, bo z trudem słuchałem jego słów. Mimo, że ponurych, to obrażał sam siebie, specjalnie dla tego kretyna...
- To nie tak...
- To jak? - wypuścił powoli powietrze z płuc.
- Po prostu... Nie wiem, naprawdę - pokręcił głową rozdrażniony.
Hm? Nie może znaleźć nic na swoją obronę?
- To bez sensu - mruknął Alexander, wstając ze stołka. - Mimo, że byłeś najgorszym ojcem pod słońcem, życzę ci, byś trafił do nieba.
Cały Alexander...
Po tych słowach chłopak skierował się do wyjścia, a ja za nim. Na chwilę zatrzymały mnie jeszcze słowa Roberta...
- Magnus... Zajmij się nim.
Spojrzałem na niego. Wyraz twarzy miał skruszony i przepraszający. Cóż, za późno.
- Robię to cały czas. W przeciwieństwie do ciebie. I w przeciwieństwie do Alexandra, życzę ci... - zerknąłem, czy aby mój Anioł wyszedł i nie będzie tego słyszał. - Życzę ci, byś trafił do piekła. Bo zawsze przypominałeś mi Belzebuba. Na pewno się zaprzyjaźnicie - odwróciłem głowę i wyszedłem.
****
- To było okropne - jęknął Alexander, kiedy szedłem w nim w stronę Porshe. Reszta Lightwoodów pojechała do domu ich autem.
- Zaraz włączymy Jeźdźców Smoków, weźmiemy lody, zamówimy pizzę i spędzimy resztę dnia na kanapie - objąłem go ramieniem.
- Na kanapie? - usłyszałem głos Maji. - Bez nas? Kpicie sobie?
Razem z Alexandrem spojrzeliśmy w bok, gdzie stała trójka naszych przyjaciół.
Zaczynam 90 rozdziału z prawie że 4000 odczytów i 800 gwiazdkami 👌🎇🎆✨🌟🌟🌠🌠 jesteście wielcy że chce się wam nabijać te gwiazdki i czytać te bazgrółki 😆 I Love You 💗💗💗💗💗
I powoli zbliżamy się do końca książki, bo będzie miała 100 rozdziałów 😀🌟🌟👌😋
💗 Miłego wieczoru
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro