Rozdział 89
~Alec~
Ja: Cio roobisz 💗💗💗💗💗
Pan Brokat: Siedzę obok ciebie na kanapie i się z ciebie śmieję 👌😘😜
Ja: Bo?!
Pan Brokat: Bo ci odwala po czekoladzie XD
Ja: Mhm.
Pan Brokat: Zostaw moje sznurówki.
Pan Brokat: Powiedziałem zostaw!
Pan Brokat: Napisałem*
Magnus chwycił mnie w biodrach i podciągnął z powrotem na kanapę, bo zawiązywałem jego sznurówki od butów ze sobą.
- Co ja poradzę, że mi się nuuudzi? - rozciągnąłem się na jego kolanach i tym samym po całej długości kanapy. - A w ogóle która godzinaaa?
- 17.
- Że co? - momentalnie się podniosłem i spojrzałem na niego.
- No - zaśmiał się. - Bo zasnąłeś. I się obudziłeś jakieś 10 minut temu.
- Dlaczego ja tego nie pamiętam... - wymamrotałem, wieszając się na jego szyi.
- Bo Milka ma za dużo cukru - stwierdził i pocałował mnie w szyję.
- A co z Jacem?
- Schodził kilka razy, ale tylko do kuchni i z powrotem na górę.
- Max? Izzy?
- Max w swoim pokoju, bo Izzy go przyprowadziła, a potem wyszła z koleżankami. Wszyscy cali, nadopiekuńczy Aniele.
- To dobrze - zamruczałem.
- Dalej jesteś na haju po czekoladzie, uke.
- Nie prawda, seme - mruknąłem i odsunąłem od niego.
- A ja myślę, że jednak tak - uśmiechnął się przyjaźnie.
Traktował mnie jakbym... Hm... Bo prostu jak nieogarnięte dziecko, które nie potrafi sobie poradzić ze swoim życiem... He, cały ja.
- Nie prawda! - przybrałem obrażony wyraz twarzy, marszcząc przy tym brwi i usiadłem okrakiem na kolanach azjaty.
- Prawda, bo masz focha, ale się do mnie przytulasz - wyszczerzył swoje ząbki, obejmując mnie w pasie.
Ale jego jedna ręka standardowo jechała w stronę mojego tyłka i zaraz się na nim zacisnęła. Mruknąłem cicho, przysuwając się bliżej niego i namiętnie całując. Chyba miał rację z tym ciągłym hajem po czekoladzie.
Poczułem, jak się uśmiecha, odwzajemniając moje pocałunki. Wsunąłem palce jednej dłoni w jego włosy, a on przygryzł przy tym moją wargę.
Całowaliśmy się oddani rozkoszom, kiedy usłyszeliśmy jak ktoś wchodzi do domu. E tam. Zignorowałem to, a Magnus tak samo, bo nie przestał mnie całować. Odsunąłem się lekko i złożyłem całusa w kąciku jego ust... Usłyszałem zaraz głos mamy.
- Hej, chłopcy - przywitała sie miło, siadając na fotelu obok kanapy.
- Dobry wieczór - odpowiedział jej Magnus, uśmiechając się. Ja tylko coś burknąłem co miało znaczyć "hej" i przekręciłem sie, siadając bokiem na kolanach mojego chłopaka, przodem do mamy.
- Jak tam w pracy? - spytałem.
- Mam hajs - zaśmiała się. - Ale nie mam ochoty iść na zakupy - westchnęła zmęczona.
- My pójdziemy - odezwał się od razu rozpromieniony Magnus.
- Nie musicie, poza tym Jace jest w domu, może ruszyć tyłek. Jak się czuje?
- Nie umarł - skinąłem głową rozbawiony.
- Te rozczarowanie w twoich oczach - zażartowała.
- Maryse... - azjata spojrzał ze współczuciem na moją mamę. - Alexander powiedział mi o Robercie. Współczuję...
- Ah, tak... - odwróciła wzrok, ale za chwilę go uniosła, uśmiechając się smutno. - Dziękuję.
- Emm... - zacząłem. - Możemy iść na te zakupy. I tak siedzieliśmy cały dzień na kanapie.
- Ty i Magnus? - mama zmrużyła oczy. - I nie poszedłeś do szkoły? - spojrzała bezradna na azjatę.
- Spokojnie - zaśmiał się. - Jeden dzień mnie nie zbawi. Poza tym jest piątek, a dziś są luźne lekcje.
- Eh, Alec i wykorzystywanie wszystkiego dookoła.
- Mamo! - spojrzałem na nią oburzony.
- No co? - zachichotała. - Dobrze, zrobię wam listę zakupów - wstała z kanapy, a jej wzrok powędrował jeszcze na Magnusa. - I potem zabierasz mojego syna na weekend do siebie? Przypuszczam, wiedząc, jakie z was przylepy - zaśmiała się.
- Oczywiście, że tak - odpowiedział z szerokim uśmiechem mój chłopak i spojrzał na mnie. - Co ty na to?
- Jak wrócimy, to pogadam jeszcze z Jacem, spakuję się i oke.
- Super - pocałował mnie w policzek, a mama już znikła w kuchni, by zrobić listę.
Dała nam karteczkę i pieniądze, a my pojechaliśmy Porshe Magnusa na zakupy do Biedry...
****
- Co dalej? - spytał, kiedy ja z karteczką w ręce prowadziłem wózek.
- Ketchup. Majonez... - mówiłem i co chwila wymieniane rzeczy lądowały w koszyku.
- Daaalej?
- To wszystko - zgniotłem papier i wsadziłem do kieszeni.
Spojrzałem na wózek wypełniony do połowy. Nogami zaczepiłem się o miejsce pod koszykiem, które było na cięższe zakupy i rozłożyłem ręce na boki, jak na tytanicu. Usłyszałem śmiech Magnusa i poczułem jego dłonie na mojej talii. Popchał mnie razem z wózkiem, i w takiej pozie jechaliśmy alejką do kasy...
Mógłbym przysiąc, że nawet kasjerki za kasą przestały liczyć zakupy swoich klientów, by na nas spojrzeć. Jak dobrze, że nie było w Biedronce nikogo ze szkoły. Bo nie chciałbym dostać zdjęcia od którejś z yaoistek, na którym byłbym z Magnusem w tej naszej dziwnej pozycji do prowadzenia wózka...
****
Kiedy wróciliśmy do mnie, Magnus pomagał mamie i Izzy, która już wróciła, rozpakowywać zakupy, a ja poszedłem do pokoju Jace'a. Nie odpuszczę mu opieprzu za ćpanie. O nie.
Nie pukając do drzwi, wszedłem do środka i zastałem Jace'a leżącego na łóżku, na brzuchu mając laptopa. Zamknął go od razu, gdy usłyszał, że ktoś wchodzi. Zirytował się, kiedy zobaczył moją osobę.
- Co ty chcesz? - spytał zmulony.
- Skopać ci dupę? - podszedłem do niego i zamiast jego tyłka, ucierpiała jego buźka, na której z impetem wylądowała poduszka, którą wyszarpałem zza jego głowy.
- Ty chuju! - warknął i wyrwał z mojej ręki miękki przedmiot.
- Yhy, co ci odjebało, żeby ćpać, co? - zacząłem mówić ciszej, by na wszelki wypadek nikt nie usłyszał.
- Jezu - wywrócił oczami. - Spadaj.
Zmrużyłem oczy, jednak dalej szedłem w zaparte.
- Jak z Lydią? - spytałem.
- Rzuciła mnie - wzruszył ramionami, patrząc na ścianę i uśmiechnął się bez wyrazu szczęścia.
- Nie dziwię się, Jace. Zacząłeś ćpać. O czymś jeszcze nie wiem?
- Że cię nienawidzę? - przeniósł wzrok na moją twarz.
- Lydia ma zamiar urodzić dziecko?
- Co mnie to obchodzi?
- Cholera, Jace! - nie wytrzymałem i schyliłem się, by chwycić go za kołnierz bluzy i podciągnąć do góry. - Ogarnij swoją dupę, jasne? Pomogę ci, ale jeśli będziesz chciał. A jeśli nie, to niszcz dalej swoje życie - mówiąc to, patrzyłem się twardo w jego zdezorientowane tęczówki. - A teraz się, kurwa, nad tym zastanów, bo ja naprawdę nie widzę powodu, dlaczego ci pomagam. Chyba tylko dlatego, że jesteś moim bratem - prychnąłem i go puściłem. Nie zaszczyciłem go więcej spojrzeniem, bo opuściłem jego pokój.
Oparłem się plecami o ścianę i wpatrzyłem obojętnym wzrokiem w zdjęcie na ścianie przede mną, na którym byłem z Jacem. Uśmiechnięci. Moje słowa, które mu powiedziałem, były prawdą. W którą nie chciałem wierzyć, ale prawdą...
Dlaczego go broniłem? Opiekowałem się? Kryłem przed rodzicami, gdy zaczął ćpać? Pozwalałem ściągać na sprawdzianach i testach, kiedy on zarywał nocki na imprezach? Nie wiem. A w zamian dostawałem od niego obojętność, gdy wracaliśmy po wakacjach do szkoły.
Byłem obrażany, poniżany, nawet czasem bity przez szkolną elitę. Do której Jace należał. Nie znęcał się nade mną, ale robił coś gorszego. Miał to w dupie.
Patrzył na to z miną, jakby się do mnie nie przyznawał. Tylko dlatego, by nie stracić zainteresowania elity. Chyba naprawdę jestem jakimś łomem i młotkiem i paczką gwoździ do tego, że dalej mu pomagam.
Westchnąłem, zaciskając powieki, by za chwilę je otworzyć. Wziąłem kilka oddechów i udałem się do mojego pokoju, by spakować sie do Magnusa.
Kiedy byłem gotowy, zszedłem na dół, mijając się jeszcze z Izzy i pojechałem na weekend do mojego chłopaka. Chyba będę spędzał tak każdą sobotę i niedzielę...
Od 90 rozdziału robimy przeskok o dwa miesiące 😝 muszę się przygotować na bombę w 100 rozdziale 😱😯😀😀😚😚
Bayo 💗💙💗💙💗💙💗💙💗💙💗
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro