Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 88

Piątek
~Alec~
Leżałem jak wampir na łóżku, podziwiając mój sufit, na którym gdzieniegdzie były poprzyklejane gwiazdki świecące w ciemnościach. W głowie ciągle miałem słowa, które usłyszałem wczoraj wieczorem od mamy. Jako pierwszy z trójki rodzeństwa.

"Tata ma nowotwór. Chemia nie działa. Zostało mu kilka miesięcy..."

Teraz jest w szpitalu. Westchnąłem. Sam nie miałem pojęcia, co ja czuję w tej chwili. Żal? Smutek? Gniew? Nie wiem. Jedna myśl mnie dobijała, przez co stan ojca nie wprowadzał mnie w smutek czy martwienie się o niego. A mianowicie to, że wiedział, że umiera, a dalej uparcie nie odzywał się do mnie ani słowem.

Jak będzie tak dalej, to sam pójdę do niego do tego szpitala i zmuszę do rozmowy, bo nęka mnie ta niewiedza na temat tego, co sobie o mnie myślał przez czas swojego milczenia. Naprawdę mógł mnie tak znienawidzić tylko dlatego, że jestem gejem? Albo że spotykam się z Magnusem?

Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk SMS-a, więc chwyciłem telefon leżący obok mnie i uniosłem go na wysokość twarzy.

Pan Brokat: Zara po ciebie zajadeee 💗

Ja: Nie idę dziś do szkoły, jedź sam 💗

Pan Brokat: Nie możesz jednego dnia do weekendu przetrzymać? 😂😂 Zbieraj się leniu!!! 💗

Ja: Mama mi pozwoliła, wal się 😘

Pan Brokat: Podejrzane......też zrobię se wagarowiczy piątek. Zaraz przyjdę.

Ja: Magnus.

Ja: Jedź do szkoły, a nie dostajesz nieobecności przeze mnie -,- potem nauczyciele będą cię nękać, bo nie lubią jak ktoś bez powodu lekcje opuszcza. Tym bardziej w piątek, bo tu już samo za siebie krzyczy że nie chciało się przyjść w ostatni dzień tygodnia.

Ja: Ja to się już przyzwyczaiłem, ale ty zrób dobre wrażenie.

Ja: MAGNUS.

Pan Brokat: Fajnie że się martwisz, ale moja niańka zadzwoni i mnie usprawiedliwieni, więc luz 😘 ktoś w domu jest? Drzwi otwarte?

Eh... Ale w sumie, cholerną miałem ochotę się do niego przytulić. Bo w jego ramionach zapominałem o problemach.

Ja: 😌 tylko Jace, ale jest u siebie w pokoju. Drzwi otwarte 👌

Pan Brokat: Co wam z tym wagarowaniem?? 😲

Ja: Ja ci powiem dlaczego on leży, nie bo "nie chce mu się wstawać" tylko gorzej.

Nie dostałem już SMS-a, tylko usłyszałem kroki i lekkie skrzypienie moich drzwi. Uniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na Magnusa, który wchodził właśnie do środka. Ciekawie wyglądał.

Tęczowe cienie z brokatem na powiekach oczu, kilka różowych pasemek na włosach, które były zaczesane na bok, a ubiór to stosunkowo jasny, jak na tego gotha. Cóż, pastel gotha.

- Nie spałeś? - zmrużył oczy, podchodząc do mnie.

- Kilka godzin - wzruszyłem beznamiętnie ramionami.

- Teraz to już jestem pewien, że coś się stało. O co chodzi, honey? - usiadł po turecku na łóżku obok mnie, a ja od razu się do niego przytuliłem i zamknąłem oczy. Azjata szczelnie objął mnie ramionami, co tak bardzo kochałem.

- Po pierwsze, Jace ćpał wczoraj marychę, dlatego teraz leży u siebie. Przekonałem mamę, że zatruł się moim jedzeniem, więc pozwoliła mu zostać.

Magnus parsknął cicho śmiechem, palcem rysując kółka na moich plecach, co wywoływało przyjemne dla mnie dreszcze.

- A po drugie, to... Ojciec umiera.

- Co? - spytał zaskoczony. Tak samo jak ja wczoraj, gdy to usłyszałem od mamy.

- Rak. Mama mi wczoraj powiedziała. I że zostało mu kilka miesięcy życia, bo chemia nie działa.

- Oh... Przykro mi, Alexandrze... - przytulił mnie mocniej, a ja poczułem piekące pod powiekami łzy.

Nie łzy spowodowane martwieniem się o ojca, bo nie martwiłem sie, jeśli mam być szczery. Tylko łzy odzyskanych uczuć.

Bo już przekonałem się wiele razy - tylko Magnus ma moje serce, a z nim moje emocje, które odzyskuje z powrotem za każdym razem gdy go widzę. I jak teraz wtulony w jego klatkę piersiową poczułem bicie jego serca, tak samo poczułem te moje, schowane w tym jego.

Zacząłem cicho płakać, co nie umknęło uwadze mojego chłopaka. Poczułem, jak się lekko ze mną kołysze, ciągle głaszcząc po plecach i dygoczących przez płacz ramionach.

- Dobrze, że jesteś... - powiedziałem cicho, ściskając jego koszulkę.

- Zawsze będę, Aniołku - wyszeptał i oparł policzek na mojej głowie.

Westchnąłem, czując, że chyba już przestałem się mazać. Wyswobodziłem się z jego objęć i zacząłem ścierać mokre ślady na moich policzkach, ale moje czyny zostały przerwane przez Magnusa. Spojrzałem na niego, kiedy złapał mnie za ręce.

Uśmiechnął się do mnie lekko, puszczając moje dłonie i sam otarł moją twarz. Pocałował mnie w czoło, zatrzymując tam usta na dłużej, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem. Magnus po chwili odsunął się i spojrzał na mnie badawczym spojrzeniem.

- Lepiej? - spytał tym wielbionym przeze mnie, łagodnym i melodyjnym głosem.

- O wiele - powiedziałem, pociągając nosem.

- A masz ochotę na słodycze?

- Na jakąś czekoladę z Milki - posłałem w jego stronę delikatny uśmiech.

- To dobrze - ucieszył się. - Skoczę do sklepu i kupię, a ty tu siedź, jasne?

- Jasne, szefie - prychnąłem rozbawiony.

- Nie szefie, tylko "seme" - po tych słowach musnął mój policzek i zniknął mi z oczu.

A ja siedziałem tak, zastanawiając się chwilę nad jego słowami. No ale co, miał rację. Typowy ze mnie uke. A z niego typowy seme. I nie przeszkadza mi to.

No ale, nie posłucham mojego seme, bo muszę sprawdzić co u Jace'a. Teraz po wczorajszej marihuanie będzie zmulony i po prostu irytujący....

Wstałem z łóżka i wyszedłem z pokoju, kierując się do tego Jace'a. Wszedłem do środka i odetchnąłem z ulgą, kiedy zobaczyłem go rozjebanego na łóżku. Kołdra leżała na ziemi, a on tulił się do poduszki, śliniąc ją.

- Idiota - pokręciłem głową.

Podszedłem do blondyna i okryłem go kołdrą szczelnie, a ten tylko mruknął przez sen. Rozglądnąłem się po pokoju i zachciało mi się porządki robić...

Zacząłem zbierać jego walające się po pokoju ubrania, by potem wrzucić je do kosza na pranie. Albo na śmieci, bo większość była dziurawa albo z zaschniętymi plamami, które nie jestem pewny, czy się spiorą. I w ogóle z czego są...

Podnosiłem spodnie, kiedy wypadł z nich mały woreczek. Spojrzałem przez ramię, upewniając się, czy Jace dalej śpi i schyliłem się, by wziąć przedmiot w rękę.

Biały proszek. Serio? Od tak sobie to miał w kieszeni spodni? Co, gdyby mama to znalazła? Jak on się obudzi, to nie ręczę za siebie... Pozwolę mu spać tylko z tego powodu, że w takiej pozycji mi nie jojczy.

Zabrałem torebeczkę, wziąłem jeszcze kilka ubrań i wyszedłem z jego pokoju, zamykając drzwi. Ubrania wrzuciłem do kosza na brudy przy drzwiach do łazienki, a z proszkiem w ręce podreptałem po schodach na dół, i jeszcze kolejnymi schodami na dół, by wrzucić to do pieca.

Kiedy już zamykałem drzwi od kotłowni, poczułem na plecach pazury Czeko, które nie były miłym dotykiem.

- Mały, trzymaj pazury przy sobie - syknąłem i odwróciłem się, a pies patrzył na mnie, niewzruszony moim obrażonym tonem. Pokręciłem głową i poszedłem do kuchni, by nasypać mu psich chrupek i kiedy to robiłem, usłyszałem otwieranie drzwi.

- Jestem w kuchni - powiedziałem głośniej, by zapewne Magnus, który wrócił ze sklepu, mnie usłyszał.

- Kazałem ci w pokoju zostać - powiedział, wchodząc do pomieszczenia, w którym się znajdowałem. Schowałem do szafki paczkę z resztą psiej karmy i spojrzałem na niego.

- Twój uke się buntuje - puściłem do niego oczko, uśmiechając się zadziornie.

A za chwilę radośnie i niczym dziecko, bo zobaczyłem w jego rękach dużą czekoladę z Oreo od Milki... Dawać mi to.

- O, to w takim razie konsekwentny seme nie podaruje swojemu uke czekolady - uśmiechnął się i schował słodycz za plecami.

- Za dużo czasu z yaoistkami.

- Wiem.

- Ale chuj tam - ponownie się rozpromieniłem i podreptałem w jego stronę z wyciągniętymi rękoma, w których na szczęście znalazła się czekolada.

Poszedłem z nią do salonu i usiadłem na kanapie, z niecierpliwością ją otwierając. Magnus usiadł obok, biorąc w ręce pilota, by włączyć coś w TV.  Kiedy ugryzłem już czekoladę, poczułem rękę azjaty obejmującą mnie w pasie, która mnie do niego przyciągnęła jednym ruchem.

Usiadłem pod jego ramieniem, którym mnie teraz obejmował i podkuliłem do siebie nogi, zaczynając delektować się słodyczem...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro