Rozdział 83
~Alec~
Drzwi do sypialni Magnusa otworzyły się. Magnus też to usłyszał, bo natychmiast zszedł ze mnie i łóżka.
- Tato?! Jak tu wlazłeś?!
Jego ojciec? Kurwa... Uniosłem się do siadu, ale za chwilę chciałem znowu się położyć, gdy zobaczyłem wręcz przeszywające mnie na wylot spojrzenie mężczyzny, skierowane centralnie na moją osobę... Przełknąłem powstającą gulę w gardle, schodząc z łóżka i stając obok Magnusa.
- No no, Magnus - odezwał się mężczyzna, przenosząc wzrok na syna. - To jest ten twój słynny Aniołek?
- Mhm - westchnął. - Alexandrze, to Asmodeus, mój stary, mój stary, to Alexander, mój chłopak.
Mężczyzna parsknął śmiechem na te przedstawienie, ale jedynie wyciągnął dłoń w moją stronę, którą niepewnie uścisnąłem.
- No - Magnus wyraźnie się niecierpliwił. - Jak tu wszedłeś?
- Dorobiłem sobie klucze.
- Tato!
- Synu.
- Co chcesz?
- No teraz to muszę zostać na herbacie, gdy natrafiłem na twojego wybranka - mówiąc to uśmiechnął się wrednie, zerkając na mnie.
- Może kiedy indziej, daddy? Mamy jutro szkołę.
- Od kiedy cię tak szkoła interesuje? - wrócił wzrokiem na azjatę.
- Od kiedy zobaczyłem ciebie - uśmiechnął się zadziornie.
Jaka... Ciekawa konwersacja między synem a ojcem. Cóż, na pewno lepsza niż między mną a moim tatą...
****
I tak o to Magnusowi nie udało się wygonić swojego ojca, choć bardzo się starał, więc teraz siedziałem obok mojego chłopaka na kanapie w salonie, a Asmodeus na fotelu przed nami. Między nami na stoliku stały 3 kubki z parującą herbatą, ale jakoś nikt nie był nimi zainteresowany.
- No, więc... - odezwał się mężczyzna, wbijając we mnie te swoje spojrzenie bazyliszka. - Alec Lightwood?
- Tak - odpowiedziałem, siląc się na pewny siebie ton.
- Współczuję ci twojego ojca.
- Zna go pan? - spytałem zaciekawiony.
- Widziałem go na kilku spotkaniach mojej korporacji. Wyraźny homofob bez krzty uczuć - przytaknął z uśmiechem.
- Aa... Tia...
- Dobra, tato - wtrącił się Mags. - Posiedzieliśmy, pogadaliśmy. Na pewno to jeszcze zrobimy, qle w innych okolicznościach, oke? Chcemy z Alexandrem cos zjeść i iść spać.
- Spać, jasne jak słońce - mężczyzna poruszył sugestywnie brwiami, patrząc na syna.
~Magnus~
- Dobra dobra no, chodź, odprowadze cię - pokręciłem zmęczony głową i ruszyłem w stronę drzwi, a Asmodeus na szczęście za mną, powstrzymując się od jęczenia.
- Czego tu przyszłeś? - spytałem kiedy staliśmy przy wyjściu z mojego mieszkania.
- Nie sądziłem, że gustujesz w nieśmiałych i uroczych.
- Bo nie gustuję. Gustuję tylko w Alexandrze - otworzyłem mu drzwi, ale kiedy miał wychodzić, zatrzymała go jeszcze moją dłoń, zaciskająca się na jego łokciu.
- Hm?
- Oddaj mi klucze.
Ojciec uśmiechnął się do mnie głupio i na wyciągniętej w jego stronę dłoni ułożył klucz, który zamknąłem w pięści i wsadziłem do kieszeni. Rzucił jeszcze przelotne spojrzenie na Alexandra, który został w salonie i W KOŃCU wyszedł.
- Wybacz za niego - wróciłem do chłopaka, patrząc na niego przepraszająco. Na jego kolanach leżał Prezes, a Alec Jr. ocierał się o łokieć czarnowłosego.
- Nic nie szkodzi.
- Serio jak będę chciał zostać z tobą sam na sam chociaż na godzinę, to muszę chyba zaszyć się z tobą w jakiejś jaskini.
Usiadłem przy chłopaku, obejmując go ramieniem.
- Po prostu zamykaj drzwi na kilka spustów i pilnuj kluczy - zaśmiał się. - A teraz zjedzmy coś, bo jestem głodny.
- Mogę skoczyć do sklepu po kaszki z Bobovity.
- Że co? - spojrzał na mnie z wyraźnym zdziwieniem, które zawsze mnie rozśmieszało.
- Nooo to. Karma dla dzieci.
- Wiem, co to. Ale to, no dla dzieci.
- No ale za to jakie dobre - oznajmiłem z rozbawieniem.
- Jezu, Jezu - pokręcił głową z niedowierzaniem, ale za chwilę zaśmiał się cicho.
- Ej... - szturchnąłem go w ramię, bo wpadł mi pomysł do głowy.
- Hm?
- Jedziemy.
****
Zaparkowałem pod Kauflandem i zgasiłem silnik Porshe. Było ciemno, bo dochodziła 20, ale oczywiście supermarket dalej otwarty. Kilkanaście aut było też na parkingu.
- Boję się, jak będą wyglądać nasze pierwsze zakupy, bo po tobie wszystkiego można się spodziewać. Nie zdziwił bym się, gdybyś wrzucił pampersy do koszyka.
- Oj, Alexandrze - zachichotałem, rozbawiony jego pełnym obaw wyrazem twarzy.
Wysiedliśmy z auta, kierując się w stronę sklepu. Wcisnąłem 5 złote do rączki koszyka, by odpiąć go od innego i zacząłem go pchać w stronę rozsuwających się drzwi.
****
Szedłem obok Alexandra między sklepowymi alejkami. Szliśmy ze splecionymi dłońmi, a moja druga wolna ręka prowadził wózek. Co jakiś czas chłopak sięgał do półek, by chwycić wybrany przeze mnie rodzaj jedzenia. Oczywiście też się dorzucił ze swoim gustem. I tak oto w naszym koszyku prócz typowych zakupów typu mleka i pieczywa, a także sera, znajdowały się różne owoce, warzywa i kilka rodzajów kaszek Bobovita. Te kaszki są pyszne. I nie ma nic dziwnego w tym, że nastolatek XXI wieku wsuwa sobie kaszki dla niemowląt.
- Magnus... - zaświergotał mój Anioł, kiedy ja akurat puściłem wózek i sięgnąłem ręką po płatki kukurydziane.
- Hm, cukiereczku?
- O, skoro już sam o tym wspomniałeś, kiedy wjedziemy w końcu do alejki ze słodyczami?
Spojrzałem na niego rozbawiony, wracając do sprawowania kontroli nad naszym wózkiem.
- Cierpliwości.
- Cierpliwości to ty jakoś nie miałeś, jak rzuciłeś się na mnie z jęzorem, kiedy tylko weszliśmy do mieszkania - spojrzał na mnie wymownie.
- Przecież ci się podobało - puściłem do niego oczko.
- Nie odwracaj kota ogonem.
- Moje koty zostały w domu.
- YGH.
- Nie jojcz.
- Jeszcze raz mi powiesz, żebym nie jojczył, to zacznę tak jojczeć, że się... - urwał, gdyż zatkałem mu usta własnymi.
Odsunąłem się po chwili z triumfalnym uśmiechem, kiedy on stał lekko zdezorientowany i zaczerwieniony. To już wiem co robić, jak zacznie mi jojczeć niczym nastolatka z okresem.
Kiedy otwierał usta, by się odezwać, puściłem jego rękę i wepchnąłem go do alejki ze słodyczami, ciągnąc za sobą koszyk. Czarnowłosy już się nie odzywał, tylko chodził jak w transie od jednego końca regału do drugiego, wybierając słodycze prawie z każdej półki. Muszę interweniować, bo zaraz dostanie cukrzycy od patrzenia...
- Kotku, opanuj się - podszedłem do niego i odłożyłem na poprzednie miejsce część góry smakołyków, które miał w objęciach.
- No, ale... - wydął dolną wargę w smutnej minie. A kiedy jeszcze wymusił w moją stronę te maślane oczy, odwróciłem szybko głowę.
- Starczy to, co masz. Chodź - powiedziałem i wróciłem do koszyka.
Kątem oka zauważyłem, jak chłopak ukradkiem bierze jeszcze batona z półki, ale już nie protestowałem. Po chwili na naszych zakupach wylądowała lawina słodyczy. Współczuję żołądkowi Alexandra.
- Już? - spytałem, patrząc na niego.
- Ja tak. A ty?
Zastanowiłem się chwilę, po czym się uśmiechnąłem szeroko do niego.
- Chodź do zabawek - rozkazałem, odwracając się z ciężkim już wózkiem i podreptałem w stronę alejek Kauflanda, gdzie w koszach były ubrania, inne rzeczy i zabawki. Alexander szedł za mną. Za chwilę zatrzymałem się przed koszem z pluszakami.
- Wybierz sobie któregoś - powiedziałem do niego, latając spojrzeniem po różnorodności maskotek. Chłopak zaśmiał się pod nosem, ale robił to samo, co ja...
*****
Pakowaliśmy do bagażnika Porshe zakupy, a na dachu auta czekały na nas nasze maskotki. Ja wziąłem sobie puszystego jednorożca, a Alexander pluszowego labradora, który przypominał mu Czekoladę.
~Alec~
Kiedy odprowadziliśmy już wózek przed sklep, wsiedliśmy do sportowego auta z zamiarem powrotu do domu. Magnus powierzył mi w opiece swojego jednorożca, więc przytuliłem do siebie oba pluszaki, opierając głowę o szybę. Czułem się trochę znużony, ale nadal głodny, więc nie mogłem iść spać.
- Co będziemy jeść? - spytał Magnus.
- A nie wiem - odpowiedziałem, powstrzymując ziewnięcie. - Coś lekkiego.
- Czyli jogurt z owocami, bitą śmietaną i do tego te twoje słodycze.
- Tak - odparłem, uśmiechając się błogo.
Kiedy już nie rozmawialiśmy, Magnus włączył w radiu jakąś spokojną muzykę, a ja bałem się, że zasnę...
****
Przekroczyliśmy próg mieszkania i od razu z torbami zakupów podreptaliśmy do kuchni, a zaraz za nami miauczące koty. Pluszaki odstawiłem na blat stołu i wziąłem się za rozpakowywanie, jak to miałam w zwyczaju robić w domu, ale tutaj przecież nie znałem tej kuchni. Jednak widząc Magnusa, który wkładał jedzenie po prostu byle gdzie, robiłem to samo. Potem dałem jedzenie kotom. A zamiast jogurtu, azjata uparł się na tą kaszkę. Co jest w niej takiego niezwykłego?
Tak więc przygotowywał ją, bo ja oczywiście bym to spieprzył, a ja w tym czasie układałem na talerzu część słodyczy. Postawiłem na ciastka z kawałkami czekolady, wafelki z kremem kokosowym i orzeszki M&M's. Z tym talerzem udałem się do salonu i postawiłem go na stół przed kanapą, gdzie nadal spoczywały 3 kubki zimnej już herbaty.
Miałem już sięgać po ciastko, kiedy usłyszałem dźwięk telefonu. Wyjąłem go z kieszeni i odebrałem, siadając na oparciu kanapy.
- Hallo? - odezwałem się.
- Hej, Alec - przywitała się mama. - I jak tam?
- Dobrze - zaśmiałem się. - Właśnie wróciliśmy z zakupów.
- Teraz? Nie mów, że będziesz się obżerać słodyczami.
- Spokojnie, spokojnie. Nie tylko słodyczami - oznajmiłem ze śmiechem.
- Mhm. Tylko macie wy iść normalnie spać i nie spóźnić się jutro na żadną lekcje, jasne?
- Jutro rano są dwa WF, więc możemy się spóźnić.
- Alec - warknęła.
- No dobra, dobra - westchnąłem.
- Grzeczny chłopiec - wróciła do swojego poprzedniego, miłego tonu. - Nie przeszkadzam już, smacznego i dobranoc.
- Dzięki, dobranoc - powiedziałem, po czym się rozłączyłem.
- Mamuś?
Uniosłem wzrok na Magnusa, który szedł w moją stronę z dwoma miskami kaszki, w której były owoce i spirala z bitej śmietany.
- Nom - przytaknąłem, zsuwając się z oparcia na kanapę. Azjata usiadł obok mnie, podając mi porcję kolacji.
- Jak spróbujesz tej kaszki, to będziesz chciał więcej, zobaczysz - powiedział.
- Mhm - zaśmiałem się z jego poważnego tonu i wziąłem od niego łyżkę, którą mi podał.
****
Na stoliku stały dwie puste miski po PYSZNEJ kaszce, pusty talerz po słodyczach i jeszcze 2 puste kubki po wcześniejszej herbacie, bo zachciało mi się, a nie pozwoliłem Magnusowi odklejać się ode mnie i parzyć nowej.
W telewizorze szła dobranocka "Muminki", którą oglądałem łypiąc czasem na nią, bo siedziałem bokiem na kolanach Magnusa, coraz bardziej senny. Tuliłem się do jego torsu, a on obejmował mnie w pasie.
- Która godzina...? - ziewnąłem, przymykając zmęczone powieki.
- 23. Idziemy już spać?
- Tak... - pokiwałem głową. Ale nie zszedłem z jego kolan. Nie chciało mi się. Mój wewnętrzny leń mi zabraniał.
Magnus chyba tego nie oczekiwał, bo po prostu wstał ze mną na rękach i poszedł w jakąś stronę. Zwinąłem się w jeszcze mniejszą kulkę o ile było to możliwe i czekałem, aż wyląduje w miękkim łóżku. Jednak to się nie stało.
Zamiast tego, zostałem postawiony na nogi na podłodze. Otworzyłem oczy, orientując się, że jesteśmy w łazience.
- Go to sleep - jęknąłem, wyciągając przed siebie ręce i maszerując w stronę drzwi, ale moje nogi zatrzymały się, gdy Magnus objął mnie w pasie od tyłu.
- Zęby i buźka i idziemy go to sleep, jasne?
- Ja chcę do łóżka - mruknąłem niezadowolony, odchylając głowę i opierając ją o ramię azjaty.
- A ja muszę jeszcze zmyć makijaż. Nie marudź, bo będziesz spał na podłodze.
- I tak wejdę na ciebie przez sen.
- Zrzucę cię.
- To wejdę drugi raz.
- Wyrzucę się z sypialni.
- Nic nie szkodzi, wejdę oknem.
Magnus parsknął śmiechem, przez co poczułem jego oddech na szyi. Uśmiechnąłem się leciutko, ale nie miałem siły więcej protestować. Poszedłem tylko do plecaka po swoją szczoteczkę i wróciłem do łazienki.
Myłem zęby, kiedy Magnus wacikami pozbywał cię ciemnych cieni z powiek. Musiał mieć dobry tonik, bo spodziewałem się czarnych smug na jego policzkach, których nie zastałem. Szkoda, bo chciałem się z niego pośmiać.
Kiedy już po wieczornej toalecie przebraliśmy się w piżamy, w końcu poszliśmy do tego łóżka. A koty za nami.
Magnus położył się na plecy, a ja zwinąłem się w kłębek tuż przy nim, kładąc głowę na jego ramię. Zamknąłem od razu oczy.
Magnus przytulił mnie do siebie bardziej i ostatnią rzeczą, jaką poczułem, były jego ciepłe usta na moim czole.
Ehh męczyłam strasznie ten rozdział, no ale musiałam dopisać do końca. Prawie 2000 słów 😆 albo liter, nwm 😂
Miłej reszty dnia 💗💗💗💗
I zacznę chyba częściej pisać z perspektywy Aleca, bo to jakieś łatwiejsze 😛😁👌💗
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro