Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 77

~Magnus~
- No co ty? - spytałem zaskoczony. - W ciąży?

- No - westchnął ciężko Alexander. - I nie chcą nikomu nic powiedzieć. Znaczy, rodzicom.

- Przecież rodzice to nie gestapo. A przynajmniej nie wasza matka - zaśmiałem się.

Przed nami zauważyłem zakręt. Oczywiście nie mogłem się od czegoś powstrzymać. Odpuściłem gaz i skręciłem mocno do środka, wjeżdżając w zakręt na drifcie. Gdy auto się zarzuciło, Alexander wręcz poleciał na mnie. I zrobił by to, gdyby nie pasy.

- Ty ruska sieroto! - krzyknął zbulwersowany, patrząc na mnie groźnie. Ja jednak uśmiechnąłem się niewinnie, skupiając się teraz już na nudnej, prostej drodze.

- Spokojnie, nic byś nie zwymiotował.

- Zwymiotował bym swoje organy.

- Oddał byś mi serce w rzeczywistości - parsknąłem śmiechem. Ale zdając sobie sprawę jakby to wyglądało, obaj się zniesmaczyliśmy.

- Fujka.

- Przepraszam za obrzydzenie jedzenia, które zaraz będziemy jeść - zaśmiałem się.

- To w końcu fastfood w galerii, coś w Sweet&Caffe, czy...? Czy co?

- Ee - jęknąłem, nie mogąc nic wykrzesać z mojej durnej głowy. - Nie mam pojęcia.

- To na co masz ochotę? - spytał rozbawiony.

- Oczywiście, że na ciebie, ale jeśli chodzi o jedzenie to... Sam nie wiem.

- Jakie ma być?

- Pf, dobre.

- Skoro dobre, to słodycze.

- Słodyczami się nie najesz.

- Magnus! Nie mów jak moja matka! God! - przerażony Alexander wybałuszył oczy, patrząc na drogę.

- Tooo... - przerwałem, gdyż jak zobaczyłem jego minę, parsknąłem śmiechem. - To chodźmy po prostu do ciebie i cos zróbmy. Jest ktoś w domu?

- Nie wiem - mruknął i się zamyślił. - Mama w pracy... Jace'a i Izzy na pewno nie ma...

- Max?

- On kończy wcześniej lekcje i ciocia bierze go do siebie, póki mama pracy nie skończy.

- Jakby Jace lub Izzy nie mogli go odebrać z tej szkoły - prychnąłem.

- Tia tia, nie obgadujmy ich teraz. Robiliśmy to już wcześniej - stwierdził i się roześmiał.

- Dobrze wiesz, że energia mi sie kończy, ale mój język nie potrzebuje baterii - oznajmiłem z zadowoleniem​.

- Ale mój tak.

Zerknąłem na niego kątem oka, kiedy on oparł się łokciami o nasze plecaki, które były wciśnięte w szparę między fotelami. Zatrzepotał swoimi gęstymi rzęsami, najwyraźniej na coś czekając.

- Długo mam czekać? - spytał tonem przesiąkniętym seksapilem.

- Aż wejdziemy do twojego pustego domu, honey.

- No nie! To za dwie minuty! Co ja mam robić w tym czasie?

- Czuć, jak drętwieją ci ręce.

- Aha.

Spojrzałem na niego rozbawiony, a swoją naburmuszoną miną rozśmieszył mnie jeszcze bardziej. No i jak ja mam kierować?!

- Spokojnie, jak tylko przekroczymy próg domu, zajmę się twoim tyłkiem - zapewniłem, wracając swoją uwagą na drogę przede mną.

- I moimi ustami.

- Tak - powiedziałem ze śmiechem. - I twoimi ustami.

- Izzy ma smakowe pomadki. Pobawimy się nimi?

- Jasne! - wykrzyknąłem, nie ukrywając radości.

- Ale najpierw coś zjemy.

- Wypad z mojego Porshe - skwitowałem, parkując pod domem Lightwoodów.

- Cham i prostak! - krzyknął, udając ton rozemocjonowanej damy i zbierając swoje siły, wyciągnął nasze plecaki z szpary. A raczej wyszarpał i zmęczył się przy tym jak po seksie.

- Powiedziałem coś - mruknąłem rozbawiony, wychodząc z auta. Alexander wyszedł z naszymi plecakami, zawieszając je na swoje oba ramiona.

Nie wiem co mu odbiło, ale zaczął podskakiwać z nóżki na nóżkę jak dziecko. Do tego fajnie kręcił biodrami. Szedłem za nim, nie odrywając wzroku od jego tyłka, kiedy ta piękność, którą obserwowałem zniknęła za drzwiami, które zatrzasnął mi przed nosem Alexander.

- Zapomniałeś o czymś! A raczej o kimś, honey! - krzyknąłem, pukając w drzwi.

- Hasło podaj! - wykrzyknął z domu. I on serio nie jadł słodyczy przez cały dzień?

Zastanowiłem się chwilę nad hasłem i za moment przystawiłem usta do drzwi.

- Magnus Bane w stroju Kindera!

Roześmiałem się, kiedy słyszałem, jak zapiszczał z radości.

- Jak przyniesiesz mi takie zdjęcie to udzielę zgody wejścia!

- Zgody? - spytałem, ale chyba bardziej sam siebie. Chwyciłem za klamkę przekręcając ją, a drzwi się otwarły. Serio? Jaki ja tępy.

- Słyszysz?! - usłyszałem jego krzyk z kuchni. - Jak dasz mi takie zdjęcie, to cię wpuszczę! A narazie to posiedzisz trochę w budzie u Czekolady!

Pokręciłem głową rozbawiony jego dziecinnością (której i mi wcale nie brakuje) i cichutko udałem się do kuchni. Po drodze ominąłem śpiącego Czeko na panelach i nasze plecaki leżące niechlujnie pod ścianą.

- Słyszysz?! - wykrzyknął, a ja miałem wrażenie, że usłyszą to sprzątaczki w szkole.

- Ej ej, oszczędź gardło na wykrzykiwanie mojego imienia - powiedziałem, podchodząc do niego od tyłu, gdyż wyciągał się do górnej szafki, by wziąć z półki orzeszki solone.

- Po co miałbym krzyczeć twoje imię? - spytał, chcąc wejść na blat. Chwyciłem za jego tyłek i go podsadziłem.

- Z rozkoszy, jak będziesz pode mną leżał.

Kiedy do jego uszu dotarło, co powiedziałem, zachwiał się i spadł by na ziemię, gdyby nie moje wyciągnięte ręce, na których wylądował swoim tyłkiem. W swoich dłoniach trzymał puszkę orzeszków.

- Nienawidzę cię... - wymamrotał wyraźnie zawstydzony i ustał już na ziemi, odsuwając się ode mnie. Uśmiechnąłem się zadowolony z jego rumieńców, na które uwielbiam patrzeć. I wywoływać.

- Wiesz, że jestem szczery - powiedziałem i uśmiechnąłem się niewinnie, kiedy sobie coś przypomniałem. - Te pomadki Izzy ma w pokoju?

- No - mruknął. - A co?

- Nie żryj teraz tych orzeszków, bo będziesz smakował jak kostka soli! - ostrzegłem i popędziłem na piętro.

~Alec~
Magnus wybiegł z kuchni, a ja odstawiłem orzeszki na blat. Podszedłem do zlewu, by opłukać twarz zimną wodą, bo czułem mrowienie na policzkach. Magnus i jego "szczere" teksty... Specjalnie to robi!

Gdy się odwróciłem w stronę drzwi, zauważyłem mojego chłopaka, który szedł w moją stronę. Uśmiechał się podekscytowany, w ręku wachlując opakowaniem z kilkoma smakowymi pomadkami. Azjata wsadził pudełeczko do ust, by miał wolne ręce, podszedł do mnie i jakby nigdy nic chwycił za tyłek, umiejscowiując mnie na blacie. Przełknąłm ślinę, czując, jak serce mi zagalopowało.

Ja się nigdy nie przyzwyczaję do jego dotyku...I dobrze. Bo te uczucia są najs.

- Zamknij oczy, zrobimy se challenge - powiedział, rozpakowując pudełeczko. Poczułem, jak pieką mnie policzki, gdy ten oparł się biodrami o blat, wciskając się między moje nogi.

Jeszcze milimetr i nasi "koledzy" spotkali by się. Help, God... Help.

*****
- Ee... - zastanowiłem się. - Borówka?

- Czy ty kiedykolwiek miałeś w mordzie borówkę?! - wykrzyknął Magnus, śmiejąc się na całe gardło.

- Na pewno wiem, że jest czarna!

- Dobra - powiedział między rechotami. - To była jagoda!

- Ha! Byłem blisko! - uśmiechnąłem się dumnie.

- Nie tak blisko. Twoja kolej, honey - zamknął oczy i zrobił głupią minę, z której się zaśmiałem.

Wziąłem w dłoń pomadkę o smaku Pepsi i posmarowałem nią swoje usta. Ująłem w dłonie policzki Magnusa i pocałowałem namiętnie.

Ten challenge to będzie chyba moja rutyna, jeśli będziemy zostawać sami.

Azjata oddał całusa zachłannie, przejeżdżając językiem po mojej dolnej wardze, po czym się odsunął, tak samo jak ja. Spojrzałem na niego, wyczekując odpowiedzi, kiedy ten jeszcze cmotkał ustami.

- Pepsi? - spytał i spojrzał na mnie.

- No kurwa! - wykrzyknąłem, sfrustrowany moją już trzecią przegraną. - To nie fair!

- Nie fair, że mam lepszy orient smaku niż ty? - zapytał seksownym tonem, wsuwając dłonie do tylnych kieszeni moich spodni.

- Dokładnie - mruknąłem i położyłem swoje ręce na długości jego ramion.

- No, ale przyznaj się, że nigdy nie jadłeś borówki.

*****
Dochodził wieczór, a mamy dalej nie było. Tak samo jak Maksa, ale on był u cioci. Izzy poszła na piżama party do przyjaciółki, bo napisała mi SMS-a. Jace też nie ma. Mam nadzieję, że jest z Lydią, bo on akurat nie poinformował gdzie jest.

Właśnie zmywałem naczynia razem z Magnusem, bo po kissing challengu przyrządziliśmy sobie tosty, gofry, makaron z serem i sushi. Co chwila musieliśmy chodzić do sklepu po składniki. Głównie wychodził Magnus, bo ja miałem w ręce broń - mokrą szmatę.

- Magnus? - powiedziałem, przyglądając się talerzowi, którego dał mi, bym go wytarł. Bo on zmywał, ja wycierałem.

- Hm? - przerwał szorowanie szklanki i zerknął na mnie.

- Załóż okulary. Spójrz - wskazałem na malutką, brązową plamkę na talerzu.

- Jesteś przewrażliwiony, honey - powiedział, parskając śmiechem.

- Pf. Czyść lepiej, bo na pralkę się nie nadajesz - oznajmiłem. Sam otarłem plamkę i po wytarciu odłożyłem talerz do górnej szafki.

- Jestem wspaniałą pralką. Paczaj ile piany robię! - wykrzyknął z entuzjazmem, biorąc pianę na dłoń, która zaczęła zmierzać w moim kierunku.

- Ani mi się waż! - warknąłem, przybierając groźny ton głosu. A przynajmniej się starałem. Bo azjata wyglądał zabawnie... I słodko.

- Taak - pokręcił głową w górę i w dół.

- Nie-e.

- Ye-es.

- No-ope.

- I Lo-ove Yo-ou.

- I Love You too.

- My baby.

- My cute... Sugar - powiedziałem i parsknąłem śmiechem.

- Traktujesz mnie jak cukrzycę - oznajmił z prychnięciem.

- Bo masz w sobie nieograniczone pokłady słodkości - wyszczerzyłem zęby w jego stronę.

- Oo... - zrobił maślane oczka. - You too.

- Thaknsss.

- Ssss.

- Ssss...

- Kiss! Sss! - uśmiechnął się szeroko, a za chwilę przybliżył do mnie i pocałował z miłością. Uradowany na duszy, oddałem pocałunek z czułością. Boże...

Mógłbym spędzać z nim tak całe dnie. I ludzie się boją, że jesteśmy razem za krótko na miłość? Pf. Śmieszne.

- Magnus...

- Hm?

- Nie dotykaj mojego tyłka, bo masz mokre ręce.

Zdecydowanie ubóstwiam pisanie takich rozdziałów 😊😆👌
Też wolicie Malecowe słodkości, czy bardziej dramy?
💝💟💝

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro