Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 75

~Alec~
- Jace - warknąłem.

- Czego ty chcesz, do cholery? - spojrzał na mnie zdenerwowany.

- Porozmawiać, do cholery. O Lydii.

- Pierdol się - skwitował i ignorując mnie, szukał jakiejś książki, ale to było teraz moje najmniejsze zmartwienie.

- To ty pierdoliłeś blondynę i zrobiłeś jej dziecko, nie wywiniesz się z tego, Jace.

Blondyn nie odpowiedział, a ja westchnąłem bezradny.

- Jace. Powiedziałeś o tym rodzicom?

- Nie - mruknął.

- A Lydia jest tego pewna? Że jest w ciąży?

- Była nawet u ginekologa, Alec, to pewne, kurwa... - jęknął niczym męczennik.

- Spokojnie. Ale musicie to powiedzieć swoim rodzicom. I tak się dowiedzą.

- Ona chce usunąć - spojrzał na mnie.

- Przeoraszam bardzo... Co?! - wykrzyknąłem zaniepokojony.

Dlaczego dziecko ma płacić za ich nieostrożność? Jak dobrze, że jestem gejem.

- Nie drzyj się - syknął.

- Musicie ponieść konsekwencje, a nie pozbywać się problemu. I to w dodatku takiego, który żyje, Jace. Nie martw się. Przecież jestem po waszej stronie - położyłem dłoń na jego ramieniu. On spojrzał na mnie, a ja nie mogłem wyczytać nic z jego oczu. Po chwili moja dłoń została strącona wraz z rozbrzmiewającym po szkole dzwonkiem. Blondyn wyszedł szybko z biblioteki, a ja odprowadziłem go wzrokiem.

- Super... - mruknąłem sam do siebie i też udałem się na lekcje...

*****
- Pss! - szepnął Magnus, przybliżając się do mnie. Na szczęście w tej sali ławki były podwójne. A mi udało się zająć miejsce obok swojego chłopaka.

- Hm...?

- Usiądziemy na stołówce ze szkolną elitą? - spytał szeptem.

Co proszę? Nie było mnie jedną przerwę przy nim, a on zdążył się z NIMI zaprzyjaźnić? Przecież dobrze wiedział, co mi robili przez dwa lata liceum...

- Dlaczego? - zmarszczyłem brwi.

- O tako.

- W tej szkole nie ma, "o tako".

- Nie przesadzaj, Alexander.

- Nie przesadzam, Magnus - podniosłem ton coraz bardziej poddenerwowany. Jednak musiałem się uciszyć, gdyż nauczyciel, który coś tam gadał, zerknął w naszą stronę. Odwróciłem wzrok od azjaty i wgapiłem się w ławkę.

- No dawaj, co ci szkodzi? - jednak Magnus dalej nie ustępował.

- Życie ci chyba nie miłe. A teraz się zamknij, bo nie chcę dostać uwagi.

- Jesteś dla mnie niemiły - szturchnął mnie w ramię, bym na niego spojrzał, jednak nie zrobiłem tego.

Nie dość, że mam teraz problem z Jacem, to jeszcze Magnus się dorzuca? Wiedziałem, że szkoła wszystko spierdoli. Koniec z beztroskim spędzaniem czasu i patrzeniem przez różowe okulary. Tutaj tak się nie da.

- Alexandrze.

- Pogadamy na przerwie.

- Ale...

- Ma przerwie, kurwa - przerwałem mu warknięciem, a nauczyciel na mnie spojrzał. Tak samo, jak część klasy.

Nie chciałem być niemiły dla Magnusa, ale...
Ale co? Nie ma dla mnie usprawiedliwienia.
Po prostu jestem do niczego. Magnus się niedługo o tym przekona...

Zadzwonił dzwonek, a ja gwałtownie zarzuciłem plecak na ramię i wyszedłem z klasy, czekając przy ścianie na Magnusa. Kiedy azjata wyszedł, pociągnąłem go do wolnego miejsca od ludzi, które było pod schodami.

- O co ci chodzi? - spytałem.

- Jak to o co? Chcę, byś usiadł ze mną przy elicie - wzruszył ramionami.

Jednak widziałem, że coś jest nie tak. Cholernie to widziałem. Kłamał.

- Nie chcę się z tobą kłócić, ale to stanie się nieuniknione, bo kłamiesz. Widzę to, Magnus, nie zaprzeczaj. Obiecałeś mi przecież...

- Przepraszam - powiedział ze skruchą.

- Za co? Co chce od ciebie elita?

- Nie skłamałem, ale nie powiedziałem prawdy. Powiem teraz. Naprawdę przepraszam. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, by cię oszukać. Przepraszam, naprawdę.

Widziałem, że było mu przykro. Nie obchodziły mnie jego przeprosiny. Najważniejsze było to, że się przyznał, zanim zdążył skłamać bardziej. A to dobrze.
Ostatnie czego chcę, to stracić jedyne wsparcie w tym chorym rozpoczynającym się roku szkolnym. Poza tym, chcę mieć na niego oko. Też chcę mu pomagać, wspierać.
Chcę, żeby wiedział, że ma we mnie podporę, tak jak ja w nim.

- Nie przepraszaj - westchnąłem. - To o co w końcu chodzi? Z tą elitą?

- Propozycje mi złożyli - prychnął zirytowany. - Że jak zacznę z nimi trzymać, oni będą trzymać Cruza zdala od ciebie.

Czyli zrobił to, by mnie chronić... A ja w podziękowaniu zachowałem się jak cham...

- Boże... Przepraszam, że zachowywałem się jak świnia - jęknąłem, czując wstyd z własnej osoby.

- Miałeś prawo się wkurzyć - powiedział i zmniejszył o połowę przestrzeń między nami. - A ja przepraszam raz jeszcze, że chciałem zataić przed tobą prawdę. Dil szczerości nadal aktualny, tak? - spytał niepewnie.

- Tak - uśmiechnąłem się lekko. - I jak już tak przepraszamy, to od razu przepraszam za siebie dzisiaj i przez resztę szkoły. Bo znowu zacznę histeryzować i zachowywać się jak małolata z depresją...

- Jesteś dla siebie za surowy. I poza tym, przecież wystarczy, że dam ci słodycze lub zaciągnę do siebie i zapomnisz o tej depresji - posłał mi uśmiech, a ja cieszyłem się, że on się cieszy. Będę robił wszystko by ciągle był szczęśliwy. Nawet, jeśli sam nie będę.

- Ehh, i co ja bym bez ciebie zrobił? - mruknąłem, przytulając się do niego.

- Musiałbyś ruszyć tyłek z łóżka i samemu chodzić po słodycze - zachichotał i objął mnie mocno.

- Masz rację.

- Kocham Cię.

- Ja Ciebie Też.

Zadzwonił dzwonek.

- Buziak przed torturami - odsunął się, robiąc dziubek z ust. Zaśmiałem się i pocałowałem go czule. Za chwilę oczywiście pobiegliśmy do klasy...

*****
~Magnus~
- Ja pierdolę... - warknął Alexander, kiedy wydłubał widelcem jakiś niezrozumiały dla nas mały przedmiot ze swojej sałatki.
Siedziałem z nim na stołówce, po trzeciej lekcji, bo była przerwa obiadowa.

Myślałem, że będą mieli jakieś normalne jedzenie w tej budzie. A narazie to... Ziemniaki wyglądają jak kasza gryczana, kasza gryczana jak ziemniaki, a sałatki boję się spróbować przez znalezisko Alexandra. Od jutra robię naszej dwójce śniadania do szkoły. Jak na kochającego męża przystało. Który zachowuje się jak matka.

- Od jutra robię nam śniadania do szkoły, Alexandrze. Bo to coś wygląda jak... - przyjrzałem się z niesmakiem swojej tacy, myśląc nad jakimś określeniem.

- Smarki trolla z Pottera?

- Dokładnie - zaśmiałem się.

- Żeby to chociaż wyglądało jak wymiociny jednorożca. Byłoby chociaż na co popatrzeć - westchnął i odłożył widelec na tacę.

- Alexandrze, przypomniało mi się cuś.

- Cu?

- Miałeś mi powiedzieć, o co z Jacem chodzi.

- A, no ta... Ale nie w szkole. Plotkary mają chyba wszędzie podsłuch, uwierz.

- Okey. A teraz... Idziemy wyrzucić to do kosza? - wskazałem na "jedzenie" na naszych tacach.

- Czytasz mi w myślach, kochanie.

Nienawidzę dram, ale w szkole one same wynikają z niczego, ehh 😑😐
Mam nadzieję, że nie przeszkadzają zbytnio w dalszym czytaniu💗💗

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro