Rozdział 74
~Alec~
- Cześć, kochanie - westchnąłem, wsiadając do auta Magnusa i położyłem swój plecak na kolana.
- Hej, sweety - zaświergotał Bane i przysunął się do mnie, by dać mi całusa w policzek na powitanie. Jednak kiedy chciał się odsunąć, złapałem go za koszulkę i pocałowałem namiętnie.
No co. Mam zły humor. A ciepłe usta Magnusa są dobre na wszystko.
- Oho, Alexandrze... - zaśmiał się Magnus i wrócił z powrotem do pocałunku, który zamieniliśmy w zmysłowy i pociągający. Nie mogłem jakoś się nasycić. Czegoś mi tu brakowało. Ale nie wiem czego.
- Brakuje mi tu czegoś... - mruknąłem, przerywając na chwilę namiętnego całusa i łapiąc oddech.
- Chyba wiem czego.
Spojrzałem na niego pytającym spojrzeniem, a on usiadł prosto na swoim siedzeniu. Odsunął swój fotel trochę do tyłu i poklepał swoje kolana, patrząc na mnie i sugestywnie poruszając brwiami. A no tak, tego mi brakowało. Parsknąłem śmiechem i wdrapałem się do Magnusa, siadając na niego okrakiem. Umiejscowiłem swoje dłonie na jego barkach, a on swoje na... No na moim tyłku.
- Nie zapomniałeś o karteczce z wczoraj - zaśmiałem się.
- Oczywiście, że nie. Za kogo ty mnie masz?
Azjata wsunął dłonie do tylnych kieszeni moich spodni.
- Za nałogowego macacza mojego tyłka?
- Masz rację. Ale bądźmy szczerzy, Alexandrze, twój tyłek mnie potrzebuje.
- Do czego? - starałem się powstrzymać od śmiechu.
- A nie wiem sam - wzruszył ramionami, uśmiechając się słodko i szeroko. - Możemy wrócić do poprzedniej czynności?
- Poproszę... - mruknąłem i przygryzłem wargę. Po chwili wpiłem się w usta Magnusa, kiedy ten zacisnął dłonie na moich pośladkach.
Pocałunek z czułego i delikatnego szybko przeistaczał się w zachłanny i emocjonujący, jakbyśmy nie widzieli się przez wieki. Co chwila odrywaliśmy się od siebie, by zaczerpnąć powietrza i za kilka sekund znowu się do siebie przyklejaliśmy.
Magnus zaczął jeździć swoimi dłońmi po moich biodrach i udach, a ja czułem przyjemne dreszcze, które wprowadzały mnie w coraz większe podniecenie.
Zjechałem rękoma na jego brzuch, który zadrżał i napiął się od mojego dotyku. Naprawdę nie miałem dość. Nie wiem, co mi odbiło.
- Spóźnimy się do szkoły - oznajmił Magnus, podczas jednej z przerw na powietrze. Dyszał ciężko, tak samo jak ja. Czułem się jak na haju. I nie takim jak po słodyczach.
- Mógłbym to zrobić. Ale nie ty. Nie spóźnisz się przeze mnie w pierwszym dniu szkoły - westchnąłem. Rozbawiony Magnus pocałował mnie raz jeszcze i poluźnił uścisk na moich biodrach, a ja po oddaniu delikatnego całusa, zszedłem z jego kolan i wróciłem na swoje miejsce.
*****
~Magnus~
- Przepraszam! - powiedział do mnie zdesperowany Alexander, z którym szedłem szybszym krokiem do klasy, w której mieliśmy mieć polski. Oczywiście, że spóźniliśmy się na dzwonek. Jakieś dziesięć minut. Ale nie żałuję.
Wtedy w aucie czułem się cholernie dumnie, kiedy Alexander sam się do mnie przyssał i nie czuł się nasycony, póki nie zacisnąłem dłoni na jego biodrach. I tyłku. To było zarąbiste.
- Nie przepraszaj, no! - zacząłem się z niego śmiać.
- Ehh, dobra, chodź, to tutaj - ustał przed drzwiami z numerem 56.
- Co powiemy? - spytałem ciszej, by w razie czego lud za drzwiami nas nie usłyszał.
- Ee... - podrapał się po karku. - Nie wiem - zachichotał już rozbawiony tą sytuacją.
Dobre zrobiliśmy wrażenie w pierwszym dniu szkoły, cnie?
- Powiem, że zatrzasnęliśmy się w moim aucie - parsknąłem śmiechem.
- Yhy, już słyszę odpowiedź klasy na to.
- Dobra, improwizujemy?
- Nie! - krzyknął przerażony, a ja zatkałem mu usta ręką, by przestał się drzeć. Zastanowiłem się, dlaczego ja tego ustami nie zrobiłem.
- Zamknij się, Aniele. I rusz głową. Jaka jest babka lub facet od polaka?
- Nudna - wzruszył ramionami.
- No weś, na pewno ktoś nie raz spóźniał się dziesięć minut na lekcje.
- 15 minut, Mags, zaraz będziemy mieć nieobecności - chłopak zestresowany spojrzał na zegarek, a za chwilę na mnie.
- Idziemy na żywioł - złapałem go za rękę i zanim zdążył zaprotestować, wszedłem z nim do klasy, przerywając tym samym nauczycielce w starszym wieku, która mówiła coś do klasy. Spojrzenia wszystkich powędrowały na nas. Na końcu sali dostrzegłem tylko Izzy, która uśmiechała się głupio.
- Pan Lightwood i pan... Bane, dlaczego się spóźniliście? - kobieta spojrzała na nas srogo.
- Niech pani się domyśli, to nie takie trudne - odezwał się jakiś uczeń, wręcz dwuznacznym tonem, a klasa zaniosła się śmiechem. Poczułem, jak Alexander ściska mnie mocno za dłoń, więc musiałem się streszczać.
- Przepraszamy - powiedziałem. - To mo...
- Moja wina - przerwał mi Alexander, czym mnie zaskoczył. - Pomyliłem klasy i poszedłem na górę, no a Magnus za mną. Przepraszam.
Nauczycielka przez chwilę mierzyła go spojrzeniem, ale w końcu odpuściła i kazała nam usiąść na miejsca. Serio? Dwa wolne miejsca na samym początku? Świetnie...
Jednak nie mogliśmy wybrzydzać i zawiedliśmy za stolikami.
*****
- Muszę porozmawiać z Jacem! - wykrzyknął Alexander, jakby dostał olśnienia, kiedy wychodziliśmy z klasy po nudnej lekcji polskiego. Nudnej? Babka przez całą godzinę gadała o systemie oceniania, dzizys.
- O czym?
- Potem ci powiem, ale nie spodoba ci się to tak samo, jak mi - westchnął. - Poradzisz sobie sam przez tą przerwę? - spojrzał na mnie z troską w oczach, a mnie to nawet rozbawiło. Noi też rozczuliło na serduszku.
- Jasne - posłałem mu pewny siebie uśmiech. - Może po drodze na Izzy wpadnę. Lub na bliźniaków.
- Okey - uśmiechnął się lekko. - Następna lekcja to matma, w klasie 89 na górnym piętrze.
- Spoko - skinąłem głową.
- Tylko mi się nie zgub.
- Nie zgubię.
- Na pewno?
- Tak! - wykrzyknąłem coraz bardziej rozbawiony jego nadopiekuńczością, a trochę ludu ze szkolnego korytarza zwróciło na nas uwagę, czym speszył się Alexander.
- Idź już do tego Jace'a - cmoknąłem go w policzek, pokazując gapiom, kto jest MÓJ. - Bay, honey. Widzimy się w klasie - uśmiechnąłem się uroczo i go ominąłem, ruszając pewnym krokiem i z uśmiechem na ustach przez korytarz.
Szedłem tak sobie rozglądając się po ludziach, ale nie znalazłem nikogo interesującego, albo kogoś, kto by się przynajmniej wyglądem wyróżniał. Like Me.
- Bane! - jakiś nieznany mi głos krzyknął moje nazwisko. Odwróciłem się więc, widząc, jak w moją stronę idzie mała grupka szkolnej elity, o której mówił mi Alexander.
Jason - wysoki, ciemny blondyn, kapitan drużyny koszykarskiej.
Mihno - skośnooki szatyn, również z drużyny.
Keyl - nieco przypakowany blondyn.
Byli przystojni, ale nie powiedział bym tego o Keylu.
- Słucham? - spytałem, kiedy znaleźli już się przede mną.
- To twój wóz przed budą stoi? - zagadnął Jason.
- Te Porshe - dodał Mihno.
- Tia - przytaknąłem, uśmiechając się. - Wiem, że cudo. A co?
- Może dosiądziesz się do nas na stołówce? Sama elita, oczywiście - Jason uśmiechnął się, a ja aż słyszałem podniecone wzdychanie dziewczyn wokół.
Żeby one zobaczyły uśmiech Alexandra! Tam jest do czego wzdychać, moje drogie! A uśmiech blondyna był fałszywy. Nawet głupiec by to rozpoznał. Na serio Alexander miał rację, że w tej głupiej budzie chodzi tylko o popularność i stan portfela.
- Podziękuję - przybrałem grzecznościowy uśmiech. - Mam z kim siedzieć.
- Z tym twoim podobno chłopakiem? - spytał Jason. - Czyli te plotki to prawda?
- Plotki... - zaśmiałem się. - Prawda. Więc wybaczcie, ale odmówię grzecznie i rozstaniemy się w pokoju, co wy na to?
Trójka chłopaków wymieniła się spojrzeniami, a ja zmrużyłem oczy. Już ich nie trawię.
****
~Alec~
- Jace, posłuchaj mnie - szeptałem już coraz bardziej zirytowany.
Z tego powodu, że Jace mnie ignorował i dlatego, że byliśmy w pieprzonej bibliotece, gdzie nie mogłem się na niego wydrzeć!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro