Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 74

~Alec~
- Cześć, kochanie - westchnąłem, wsiadając do auta Magnusa i położyłem swój plecak na kolana.

- Hej, sweety - zaświergotał Bane i przysunął się do mnie, by dać mi całusa w policzek na powitanie. Jednak kiedy chciał się odsunąć, złapałem go za koszulkę i pocałowałem namiętnie.

No co. Mam zły humor. A ciepłe usta Magnusa są dobre na wszystko.

- Oho, Alexandrze... - zaśmiał się Magnus i wrócił z powrotem do pocałunku, który zamieniliśmy w zmysłowy i pociągający. Nie mogłem jakoś się nasycić. Czegoś mi tu brakowało. Ale nie wiem czego.

- Brakuje mi tu czegoś... - mruknąłem, przerywając na chwilę namiętnego całusa i łapiąc oddech.

- Chyba wiem czego.

Spojrzałem na niego pytającym spojrzeniem, a on usiadł prosto na swoim siedzeniu. Odsunął swój fotel trochę do tyłu i poklepał swoje kolana, patrząc na mnie i sugestywnie poruszając brwiami. A no tak, tego mi brakowało. Parsknąłem śmiechem i wdrapałem się do Magnusa, siadając na niego okrakiem. Umiejscowiłem swoje dłonie na jego barkach, a on swoje na... No na moim tyłku.

- Nie zapomniałeś o karteczce z wczoraj - zaśmiałem się.

- Oczywiście, że nie. Za kogo ty mnie masz?

Azjata wsunął dłonie do tylnych kieszeni moich spodni.

- Za nałogowego macacza mojego tyłka?

- Masz rację. Ale bądźmy szczerzy, Alexandrze, twój tyłek mnie potrzebuje.

- Do czego? - starałem się powstrzymać od śmiechu.

- A nie wiem sam - wzruszył ramionami, uśmiechając się słodko i szeroko. - Możemy wrócić do poprzedniej czynności?

- Poproszę... - mruknąłem i przygryzłem wargę. Po chwili wpiłem się w usta Magnusa, kiedy ten zacisnął dłonie na moich pośladkach.

Pocałunek z czułego i delikatnego szybko przeistaczał się w zachłanny i emocjonujący, jakbyśmy nie widzieli się przez wieki. Co chwila odrywaliśmy się od siebie, by zaczerpnąć powietrza i za kilka sekund znowu się do siebie przyklejaliśmy.
Magnus zaczął jeździć swoimi dłońmi po moich biodrach i udach, a ja czułem przyjemne dreszcze, które wprowadzały mnie w coraz większe podniecenie.

Zjechałem rękoma na jego brzuch, który zadrżał i napiął się od mojego dotyku. Naprawdę nie miałem dość. Nie wiem, co mi odbiło.

- Spóźnimy się do szkoły - oznajmił Magnus, podczas jednej z przerw na powietrze. Dyszał ciężko, tak samo jak ja. Czułem się jak na haju. I nie takim jak po słodyczach.

- Mógłbym to zrobić. Ale nie ty. Nie spóźnisz się przeze mnie w pierwszym dniu szkoły - westchnąłem. Rozbawiony Magnus pocałował mnie raz jeszcze i poluźnił uścisk na moich biodrach, a ja po oddaniu delikatnego całusa, zszedłem z jego kolan i wróciłem na swoje miejsce.

*****
~Magnus~
- Przepraszam! - powiedział do mnie zdesperowany Alexander, z którym szedłem szybszym krokiem do klasy, w której mieliśmy mieć polski. Oczywiście, że spóźniliśmy się na dzwonek. Jakieś dziesięć minut. Ale nie żałuję.

Wtedy w aucie czułem się cholernie dumnie, kiedy Alexander sam się do mnie przyssał i nie czuł się nasycony, póki nie zacisnąłem dłoni na jego biodrach. I tyłku. To było zarąbiste.

- Nie przepraszaj, no! - zacząłem się z niego śmiać.

- Ehh, dobra, chodź, to tutaj - ustał przed drzwiami z numerem 56.

- Co powiemy? - spytałem ciszej, by w razie czego lud za drzwiami nas nie usłyszał.

- Ee... - podrapał się po karku. - Nie wiem - zachichotał już rozbawiony tą sytuacją.

Dobre zrobiliśmy wrażenie w pierwszym dniu szkoły, cnie?

- Powiem, że zatrzasnęliśmy się w moim aucie - parsknąłem śmiechem.

- Yhy, już słyszę odpowiedź klasy na to.

- Dobra, improwizujemy?

- Nie! - krzyknął przerażony, a ja zatkałem mu usta ręką, by przestał się drzeć. Zastanowiłem się, dlaczego ja tego ustami nie zrobiłem.

- Zamknij się, Aniele. I rusz głową. Jaka jest babka lub facet od polaka?

- Nudna - wzruszył ramionami.

- No weś, na pewno ktoś nie raz spóźniał się dziesięć minut na lekcje.

- 15 minut, Mags, zaraz będziemy mieć nieobecności - chłopak zestresowany spojrzał na zegarek, a za chwilę na mnie.

- Idziemy na żywioł - złapałem go za rękę i zanim zdążył zaprotestować, wszedłem z nim do klasy, przerywając tym samym nauczycielce w starszym wieku, która mówiła coś do klasy. Spojrzenia wszystkich powędrowały na nas. Na końcu sali dostrzegłem tylko Izzy, która uśmiechała się głupio.

- Pan Lightwood i pan... Bane, dlaczego się spóźniliście? - kobieta spojrzała na nas srogo.

- Niech pani się domyśli, to nie takie trudne - odezwał się jakiś uczeń, wręcz dwuznacznym tonem, a klasa zaniosła się śmiechem. Poczułem, jak Alexander ściska mnie mocno za dłoń, więc musiałem się streszczać.

- Przepraszamy - powiedziałem. - To mo...

- Moja wina - przerwał mi Alexander, czym mnie zaskoczył. - Pomyliłem klasy i poszedłem na górę, no a Magnus za mną. Przepraszam.

Nauczycielka przez chwilę mierzyła go spojrzeniem, ale w końcu odpuściła i kazała nam usiąść na miejsca. Serio? Dwa wolne miejsca na samym początku? Świetnie...

Jednak nie mogliśmy wybrzydzać i zawiedliśmy za stolikami.

*****
- Muszę porozmawiać z Jacem! - wykrzyknął Alexander, jakby dostał olśnienia, kiedy wychodziliśmy z klasy po nudnej lekcji polskiego. Nudnej? Babka przez całą godzinę gadała o systemie oceniania, dzizys.

- O czym?

- Potem ci powiem, ale nie spodoba ci się to tak samo, jak mi - westchnął. - Poradzisz sobie sam przez tą przerwę? - spojrzał na mnie z troską w oczach, a mnie to nawet rozbawiło. Noi też rozczuliło na serduszku.

- Jasne - posłałem mu pewny siebie uśmiech. - Może po drodze na Izzy wpadnę. Lub na bliźniaków.

- Okey - uśmiechnął się lekko. - Następna lekcja to matma, w klasie 89 na górnym piętrze.

- Spoko - skinąłem głową.

- Tylko mi się nie zgub.

- Nie zgubię.

- Na pewno?

- Tak! - wykrzyknąłem coraz bardziej rozbawiony jego nadopiekuńczością, a trochę ludu ze szkolnego korytarza zwróciło na nas uwagę, czym speszył się Alexander.

- Idź już do tego Jace'a - cmoknąłem go w policzek, pokazując gapiom, kto jest MÓJ. - Bay, honey. Widzimy się w klasie - uśmiechnąłem się uroczo i go ominąłem, ruszając pewnym krokiem i z uśmiechem na ustach przez korytarz.

Szedłem tak sobie rozglądając się po ludziach, ale nie znalazłem nikogo interesującego, albo kogoś, kto by się przynajmniej wyglądem wyróżniał. Like Me.

- Bane! - jakiś nieznany mi głos krzyknął moje nazwisko. Odwróciłem się więc, widząc, jak w moją stronę idzie mała grupka szkolnej elity, o której mówił mi Alexander.

Jason - wysoki, ciemny blondyn, kapitan drużyny koszykarskiej.
Mihno - skośnooki szatyn, również z drużyny.
Keyl - nieco przypakowany blondyn.
Byli przystojni, ale nie powiedział bym tego o Keylu.

- Słucham? - spytałem, kiedy znaleźli już się przede mną.

- To twój wóz przed budą stoi? - zagadnął Jason.

- Te Porshe - dodał Mihno.

- Tia - przytaknąłem, uśmiechając się. - Wiem, że cudo. A co?

- Może dosiądziesz się do nas na stołówce? Sama elita, oczywiście - Jason uśmiechnął się, a ja aż słyszałem podniecone wzdychanie dziewczyn wokół.

Żeby one zobaczyły uśmiech Alexandra! Tam jest do czego wzdychać, moje drogie! A uśmiech blondyna był fałszywy. Nawet głupiec by to rozpoznał. Na serio Alexander miał rację, że w tej głupiej budzie chodzi tylko o popularność i stan portfela.

- Podziękuję - przybrałem grzecznościowy uśmiech. - Mam z kim siedzieć.

- Z tym twoim podobno chłopakiem? - spytał Jason. - Czyli te plotki to prawda?

- Plotki... - zaśmiałem się. - Prawda. Więc wybaczcie, ale odmówię grzecznie i rozstaniemy się w pokoju, co wy na to?

Trójka chłopaków wymieniła się spojrzeniami, a ja zmrużyłem oczy. Już ich nie trawię.

****
~Alec~
- Jace, posłuchaj mnie - szeptałem już coraz bardziej zirytowany.

Z tego powodu, że Jace mnie ignorował i dlatego, że byliśmy w pieprzonej bibliotece, gdzie nie mogłem się na niego wydrzeć!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro