Rozdział 72
~Alec~
Kiedy rozległ się dźwięk dzwonka, zadowolona klasa zaczęła wychodzić z sali.
Nareszcie! Już można było wracać do domu.
Wyjść z tego więzienia...
- To co, jedziemy po Prezesa? - Magnus podskoczył podekscytowany. Widać, że stęsknił się za tym kotem.
- Tak - posłałem mu szeroki uśmiech.
Wziąłem go za rękę, a azjata splótł nasze dłonie. Wyszliśmy z klasy, a następnie ze szkoły. Zauważyłem grupkę uczniów szkolnej elity, która stała niedaleko Porshe Magnusa. Rozmawiali i wskazywali na auto. No tak. W końcu szkolna elita musi mieć w swojej paczce najbogatszych uczniów. I nie często spotyka się u nas pod szkołą motor, a co dopiero Porshe warte fortunę.
Kiedy szedłem z moim chłopakiem w stronę auta, trzymając się za ręce, zacząłem odczuwać wzrok elity na sobie, który niemożliwe mi ciążył. W końcu nie mogli uwierzyć, że taki ktoś jak ja, którego na korytarzach rozpoznaje zapewne tylko pół mojej klasy, spotyka się z chłopakiem, który jeździ Porshe. A w naszej szkole jesteś nikim, jeśli nie jesteś popularny.
Ja byłem i jestem ledwo kojarzony tylko dlatego, że moje rodzeństwo należy do popularniejszych uczniów. Nie byłem lubiany, a teraz jeszcze dochodzi do tego to, że wszyscy dowiedzą się, że jestem gejem. A przez dwa lata robiłem wszystko, żeby zamaskować to jak najbardziej. Coś czuję, że ten rok nie będzie najspokojniejszy.
- Alexandrze? - usłyszałem głos Magnusa, który wyrwał mnie z moich pesymistycznych, ale realnych myśli.
Staliśmy już przy aucie, a Magnus trzymał obie moje dłonie w swoich, stojąc przede mną.
- C-co? - spojrzałem na niego, ale mojej uwadze nie umknęła wciąż gapiąca się na nas elita, którą widziałem zza ramienia azjaty.
- O czym się tak zamyśliłeś?
- O tym, że szkolna elita pokochała cię już przez twoje auto - wyznałem. Po co miałem kłamać?
- Ciekawe - parsknął śmiechem. - Raczej nie doczekają się, by usiąść swoimi tyłkami w środku.
Uśmiechnąłem się lekko, wdzięczny dla niego za to, że zdołał wyrzucić z mojej głowy te jebane, przytłaczające myśli.
- A oni patrzą? - spytał.
- Tak. Dlaczego pyt... - urwałem, gdyż Magnus namiętnie mnie pocałował.
Na oczach elity. OMfG. Nie wiem, czy się tym jaram czy nie. A chuj tam, mam teraz co innego do roboty...
Odwzajemniłem pocałunek równie zachłannie, opierając się tyłkiem o drzwi auta. Magnus dodatkowo przyległ swoimi biodrami do moich, dociskając mnie bardziej do samochodu. Ułożył swoje dłonie na moich biodrach, a ja swoje na jego karku.
Staliśmy tak sobie, całując się namiętnie, a ja zaczynałem odczuwać większe podniecenie, przez co nie zwracałem już uwagi na ludzi wokół...
****
~Magnus~
- Polubi cię - uśmiechnąłem się do Alexandra, kiedy wysiedliśmy z Porshe, którym zaparkowałem pod moim dawnym blokiem.
- Mam nadzieję - zaśmiał się i kiedy szliśmy ramię w ramię do budynku, splotłem nasze dłonie.
Uwielbiam to robić. I uwielbiam jeszcze bardziej, kiedy Alexander za każdym razem ściskał moją dłoń, mocno ją trzymając. Uwielbiam też to z kolejnego powodu, że mogę pokazać, że ten tu o to Anioł jest mój.
Bo szkolnej elicie naznaczyłem Alexandra na ich oczach, całując go namiętnie.
*****
Odebraliśmy klatkę z Prezesem od kobiety, która akurat udała się do siebie po zakończonej pracy niańki. Kiedy wyszedłem z bloku, od razu usiadłem na schodkach, otwierając klatkę. Alexander zatrzymał się i spojrzał na mnie, nie wiedząc, co robię. Uśmiechnąłem się uradowany, kiedy Prezes Miau wskoczył na moje kolana, miaucząc i pomrukując.
- Hej - zacząłem głaskać i tarmosić kota, za którym kurewsko się stęskniłem przez te dwa miesiące. - Prezesie... - wziąłem kota na ręce i wstałem na nogi, kierując się do Alexandra - To Alexander, mój przyszły mąż. Alexandrze, to mój adoptowany syn, Prezes Miau.
Chłopak pokręcił rozbawiony głową i zaczął głaskać kota. Początkowo Prezes patrzył na niego jak na idiotę, ale kiedy chłopak przeniósł pieszczotę za jego uszy, stworzenie zaczęło głośno mruczeć.
- Polubił cię, a nie mówiłem? - uśmiechnąłem się szeroko do Alexandra, kiedy ten oderwał wzrok od kota.
- Zwierzęta mnie kochają - oznajmił z dumą w głosie.
- Nie tylko one - zachichotałem i czule pocałowałem mojego Anioła.
- Racja - mruknął, oddając pocałunek.
- Jak zostawimy Prezesa u mnie, skoczymy na Tęczowe Kubki? - oderwałem się na chwilę od jego ust.
- A może weźmiemy je na wynos i posiedzimy u ciebie...? - zaproponował nieśmiało.
- Świetny pomysł - rozpromieniłem się jeszcze bardziej, wracając do subtelnego pocałunku z moim zawstydzonym (CO KOCHAM) chłopakiem.
Ciekawe, kiedy moja bateria szczęścia mi się rozładuje. Ale... Chyba nie prędko, bo myślę, że Alexander robi za ładowarkę do niej.
****
- Alec Jr! Mam kolegę dla ciebie! - krzyknąłem, przekraczając próg mojego mieszkania.
- Usłyszałem "kolację" - roześmiał się Alexander.
- Pf!
Udałem się krótkim korytarzem do salonu, gdzie na kanapie spał kotek. Usiadłem obok niego, przez co się zbudził i otworzyłem klatkę z Prezesem, który wyskoczył z niej jak torpeda.
Roześmiałem się, kiedy koty wgapiły się nawzajem w siebie. Spojrzałem przez swoje ramię na Alexandra i roześmiałem się jeszcze bardziej. Stał na środku salonu w rękach trzymając nasze Tęczowe Kubki, jak zaczarowany rozglądając się dookoła, aż w końcu zatrzymując wzrok na szybie zastępującej jedną ścianę, która dawała widok na miasto. Jestem na wysokim piętrze, ale na szczęście w tym "mini wierzowcu" jest winda, dzięki czemu nie muszę toczyć wojny ze schodami.
Nie dziwiłem się Alexandrowi. Salon podoba mi się najbardziej z całego mieszkania. Fioletowa kanapa przed kominkiem. Nad kominkiem duża plazma. Meble w czarnych barwach, ze zdobieniami na drzwiach. Białe panele i okrągły dywan za kanapą w kolorze fioletowym. Może nie było to duże, ale na pewno przytulne i w dobrze dobranych kolorach.
- Alexandrze? - zaśmiałem się. Chłopak otrząśnięty z pierwszego wrażenia, podszedł do mnie. Usiadł nieco skrępowany obok, podając mi jeden z kubków.
Przysunąłem się bliżej niego, wolną rękę kładąc na jego udo. Swoje nieuniknione rumieńce starał się zakryć za kubkiem, który przystawił do ust. Patrzyłem rozbawiony na jego poczynania, sam biorąc się za delektowanie się napojem bogów...
*****
Siedziałem z Alexandrem na dywanie, bawiąc się z kotami. Chyba się polubili. Chyba, ale mniejsza. Chłopak głaskał aktualnie Prezesa, a ja jeździłem palcem po dywanie, za którym gonił Alec Jr. Mały łowca mi tu rośnie.
- Mógłbym tak siedzieć z tobą częściej... - wyznał cicho mój Anioł, nie odrywając wzroku od mruczącego Prezesa, który teraz wchodził mu na kolana.
- Wiem. I czemu mamy niby tego nie robić, co?
- Nie wiem, jak to będzie ze szkołą. To trzecia liceum. Mama będzie mi truła dupę, bym się więcej uczył - westchnął.
- Możemy się uczyć razem.
- Słyszysz, co ty mówisz? - uniósł na mnie wzrok, w którym zaczęły tańczyć rozbawione iskierki. - Zaczniesz macać mnie za tyłek, a ja zamiast strzelić ci z liścia, to jeszcze ci na to pozwolę. I jeszcze przeniesiemy się na łóżko czy kanapę i tak będzie wyglądała nasza "nauka", Magnusie.
- Twoja mama nie musi o tym wiedzieć - uśmiechnąłem się niewinnie i zatrzepotałem rzęsami.
- Boże - parsknął śmiechem.
- Mam wrażenie... Czegoś - oznajmiłem.
- Chyba wiem czego.
- Twój tyłek jest samotny.
- Ale zajęty przez dywan - wystawił do mnie język, a ja uśmiechnąłem się podstępnie z kiełkującym planem w główce.
- Tiaa. Ej... Ci też jest tak duszno? - zmarszczyłem brwi.
- Co? Nie - spojrzał na mnie uważnie.
- Bo... - zakaszlałem. - Bo mi tak... - przymknąłem oczy, podpierając się ręką na dywanie.
- Magnus? Wszystko dobrze? Może chcesz wody? Albo podejdziemy do okna, co? - zmartwiony chłopak przybliżył się do mnie. Uśmiechnąłem się zwycięsko. Numer z litością zawsze działa.
Wykorzystując zdezorientowanie chłopaka, wyciągnąłem nogi przed siebie, siadając prosto i pewnym siebie ruchem wciągnąłem go na swoje kolana, by usiadł na nie okrakiem.
- Nabrałeś mnie?! - naburmuszył się.
- Musiałem coś zrobić, byś do mnie podszedł. Bo mi się nie chciało - zaśmiałem się.
- Aha - założył ręce na klatce piersiowej.
- Co ty? Masz focha?
Alexander w odpowiedzi wzruszył ramionami, nie patrząc na mnie. Rozbawiłem się i połaskotałem go lekko po brzuchu. Ten zadrżał, ale dzielnie zacisnął szczękę i siedział jak siedział. Pora na cięższy kaliber.
Przybliżyłem się do niego, całując jego policzek. Potem szczękę, a potem szyję. Chłopak westchnął cicho, odchylając głowę.
Ha! Zwycięstwo. Już miałem wsuwać ręce do tylnych kieszeni jego spodni, kiedy usłyszałem jebany, drażniący, denerwujący, durny, głupi, nieznośny dźwięk telefonu.
- Oh... - zmieszany Alexander zszedł ze mnie, wyciągając telefon z kieszeni.
- Fuuuuck... - jęknąłem i bezsilny opadłem na plecy. Poczułem futro Prezesa na moim policzku.
- Mamo? Co tam? - usłyszałem głos Alexandra, który odebrał telefon, zapominając o mnie. Dostanę depresji.
- C-co? - zająknął się. Natychmiast podniosłem głowę i spojrzałem na niego. Był przestraszony. - U Magnusa... Mhm... Okey. Co się w ogóle stało? Mamo... Ta... dobrze - rozłączył się.
- O co chodzi? - usiadłem na tyłek.
- Muszę zająć się Maxem. Ojciec jest w szpitalu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro