Rozdział 71
Poniedziałek
~Alec~
- ALEC! - ktoś krzyknął mi nad uchem, jakby starał się obudzić górę lodową.
Jakieś rozhisteryzowane krzyki odkleją mnie od poduszki? Pff, zabawne. Poczułem, jak ktoś wyrywa mi poduszkę spod twarzy. Ten ktoś zaraz pożałuje, że ma czelność marnować przy mnie tlen.
- Oddawaj, kimkolwiek jesteś - warknąłem, usiłując zastąpić poduszkę ocelotem.
- Jestem rozpoczęciem roku szkolnego, wstawaj, do cholery! - usłyszałem głos Jace'a.
- Mam czas - wymamrotałem.
- Mhym. Izzy już pojechała ze swoim chłopakiem, mama pojechała do podstawówki Maksa z nim, a po mnie przyjechała Lydia, która czeka na mnie przed domem. Wszyscy już idą do budy, bo zaraz się zaczną apely. Ale jak chcesz, to sobie tu gnij - rzucił we mnie poduszką i usłyszałem, jak trzaska drzwiami, zapewne wychodząc z mojego pokoju.
Mmm Magnus... Przytuliłem mocniej swojego pluszowego ocelota. Co Jace mówił? Nie wiem, nie słyszałem. Albo słyszałem, tylko nie otworzyłem drzwi w głowie by jego, zapewne niepotrzebne, słowa tam weszły. Poczułem, jak znowu zasypiam, uciekając myślami w stronę złotookiego azjaty...
****
- Alexander? Alexander... - usłyszałem głos, którego kocham słuchać, jednocześnie czując, jak ktoś szarpie mnie za ramię.
Podniosłem leniwie głowę, przekręcając ją w bok. Zamrugałem kilka razy, by odzyskać wzrok, bo widziałem mgłę pod powiekami.
- Hm? - mruknąłem zaspany.
- Spóźniłeś się na rozpoczęcie roku - powiedział Magnus.
Magnus. CHWILA. Przyjechał po mnie, okey, mówił, że to zrobi... Ale mnie obudził... A Jace wcześniej mówił... A teraz Magnus...
OH SHIT.
Dynamicznym ruchem poderwałem się z łóżka i doskoczyłem do szafy, zaczynając wyrzucać z niej ciuchy w poszukiwaniu jebanej koszuli i jebanych, czarnych spodni.
OH SHIT.
- Jesteś niemożliwy - usłyszałem rozbawiony głos Magnusa za plecami. - Idę na dół i zrobię ci coś na śniadanie, byś zjadł po drodze. Ogarnij się i czekam w aucie, honey - poczułem, jak pocałował mnie w policzek i usłyszałem zamykanie drzwi.
Potrząsnąłem głową, by narazie o nim nie myśleć tylko się zbierać. Matka mnie zabije.
Jeśli się dowie... Jak spotkam się z Jacem, to pogadam z nim z laczkiem w kaczkę w ręce.
Po pięcio-minutowym lataniu po pokojach i schodach, jakby goniły mnie małe, groźne gnomy, wyprułem z impetem z domu. KURWA. Zawróciłem się i zakluczyłem jeszcze drzwi. Szybko potrząsnąłem klamką, sprawdzając, czy napewno są zamknięte i ruszyłem biegiem do żółtego Porshe, które stało przy chodniku. Dostałem zadyszki po tym maratonie przetrwania.
- Jedź - powiedziałem, gdy usiadłem na miejsce obok kierowcy i zarzuciłem się na bok, kiedy Magnus ruszył z piskiem opon.
Za chwilę na moich kolanach wylądowała torebka.
- Śniadanie, kotku. Jedz, bo nie wyjdziesz z auta - oznajmił poważnie, skupiając się na drodze. Ja zamiast zrobić co mi kazał, zagapiłem się na niego.
Włosy były ułożone w bujnego irokeza, który był posypany różowym brokatem. Na całej powierzchni powiek był czarny cień, który w kącikach oczu przechodził w kolor różowy. Spodziewam się wszędzie różowego kontrastu. Jak pomyślałem, tak miałem rację. Miał na sobie różową, błyszczącą marynarkę, pod którą było widać czarny materiał koszuli. Spodnie były białe, buty lśniące i... Różowe. Na rękach widniała biżuteria w kolorach czerni no i RÓŻU.
- Jedz, a nie się na mnie patrzysz - chichot Magnusa wyrwał mnie z transu. Wróciłem wzrokiem na torebkę na moich kolanach i otworzyłem ją. Duża bułka, w środku której znajdował się ser, sałata, pomidor i kilka innych warzyw. Wyrzuciłem pomidora.
Zacząłem jeść, zaczynając rozmowę z pełnymi ustami.
- Pszeflaszam, zasfaem.
- Luz, Izzy do mnie napisała, bym ciebie obudził, bo ona z Jacem byli już w szkole.
- A ten... - przełknąłem jedzenie. - Ile jesteśmy... Spóźnieni?
- Trwa apel.
- Jezu - jęknąłem zdesperowany, z powrotem biorąc się za jedzenie. Magnus zaśmiał się i resztę drogi już nie rozmawialiśmy.
****
Kiedy Magnus zaparkował pod szkołą, weszliśmy do budynku. Ominął nas apel, bo uczniowie zgromadzeni na sali gimnastycznej zaczęli się rozchodzić do klas, które im przydzielili na teraz, by porozmawiali z nowym wychowawcą. Ciekawe, kto będzie nas dręczył w tym roku.
Złapałem Magnusa za rękę, by go nie zgubić, bo w końcu nie zna tej szkoły i przeciskałem się przez tłum, szukając jakiejś znajomej twarzy z mojej klasy. Zauważyłem Nino. Skośnooki brunet, który dołączył do nas rok przed wakacjami. Ruszyłem jego śladami i już w większości naszej klasy, ruszyliśmy po schodach na górne piętro.
- Duża ta szkoła - odezwał się Magnus, dorównując mi kroku i ściskając mocniej moją dłoń.
- Tak. Dzięki temu miałem się gdzie ukrywać - zaśmiałem się.
- Oj tam, teraz nie będziesz musiał - posłał mi zadowolony uśmiech.
- Okaże się, Mags.
- Ławki tutaj są połączone czy pojedyncze?
- Zależy od klasy. Ale większość pojedynczych - westchnąłem.
Szliśmy już razem z resztą mojej klasy na piętrze w stronę drzwi, w których prawdopodobnie mieliśmy zobaczyć, który tym razem nieznośny nauczyciel będzie nas nękał bardziej niż reszta tego okropnego gatunku, z którym będziemy musieli się teraz użerać. Nie chcę...
Na szczęście nie weszliśmy z Magnusem do sali ostatni, więc zajęliśmy miejsca obok siebie na środku klasy, bo oczywiście te VIP - przy ścianach i na końcu - były zajęte przez klasową elitę. Do której należał Jace i Izzy. Lydia i Patryk są w innych klasach. Moja to 3-b.
Zestresowany spojrzałem na Magnusa obok siebie, który wydawał się spokojny i rozluźniony. Podwyższało to to, że na jego twarzy ciągle widniał lekki uśmiech.
Na pewno myślał o jednorożcach albo Harrym Potterze. Też tak chcę...! Ale oczywiście mój mózg się mnie nie słucha. Pf, jak reszta ciała.
Drzwi otworzyły się, a uczniowie, którzy zachowywali się jak małpy z zoo, ucichli. Do środka weszła młoda kobieta, blondynka z długimi nogami, na której widok śliniło się większość chłopaków w szkole. Jest nauczycielką od biologii i chemii. Nienawidzę tego drugiego przedmiotu, ale tą panią lubię. Fajnie, że będzie naszą wychowawczynią w tym roku. Po prostu jest miła i zabawna.
- Dziendobry - uśmiechnęła się, rozejrzała po klasie i oparła się ręką o swoje biurko. - 3 b, pamiętam te wasze odpały na mojej chemii, nie myślcie, że zapomniałam.
Po klasie rozległ się szmer śmiechu, a ja uśmiechnąłem się lekko, przypominając sobie, gdy raz byłem w parze z Jacem przy jakimś eksperymencie i ja wyszedłem z tego cało i SUCHO, a Jace był mokry i miał na głowie pianę.
- Mamy nowego kolegę w klasie, Magnus? Magnus Bane? Jesteś tu, skarbie? - zaśmiała się, a mój chłopak wstał z krzesła.
- Jestem, nie mogę zostać nie zauważony, proszę pani - uśmiechnął się do nauczycielki.
- No tak. Interesująca kreacja - przejrzała go wzrokiem z radosną miną.
Oczywiście nie mogło się obyć od komentarzy.
- Kolejny gej! - krzyknął ktoś z końca sali.
- Nie gej - odwrócił głowę Magnus. - Tylko biseksual. Zdajesz sobie sprawę, że w tęczy nie ma różowego? - spytał, pokazując na swoją marynarkę w danym kolorze.
Klasa zaśmiała się z jego komentarza w stronę szkolnej elity, a ja wiedziałem, że mój chłopak w jednej chwili zdobył więcej kolegów, niż ja przez dwa lata liceum.
Zazdroszczę mu jego pewności siebie. Przed nim nie lubię takie być, ale w szkole by się przydało...
Nauczycielka również się zaśmiała i pozwoliła Magnusowi już usiąść. Chłopak zrobił to, rozkładając się wygodniej na krześle.
Kobieta przez następne minuty mówiła nam o systemie oceniania (jakbyśmy tego nie mieli co roku), a czasem jakieś klasowe śmieszki się odzywały, rozśmieszając lud.
Obawiam się, ale jednocześnie jestem ciekaw tego roku...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro