Rozdział 57
~Alec~
- Hej! - podskoczyłem rozbawiony na kolanach Magnusa.
Siedzieliśmy właśnie wszyscy przy stole, jedząc kolację. A przynajmniej się starałem. Bo Magnus siedział na moim krześle, więc ja usiadłem sobie na jego kolanach. Jedliśmy sobie w spokoju, ale nie mogło potrwać to długo, bo Pan Brokat oczywiście zaczął łaskotać mnie po brzuchu...
- Magnus! Daj żesz zjeść Alecowi - powiedziała mama, wyraźnie rozbawiona.
- Przepraszam, Maryse, już się uspokajam - zapewnił mój chłopak i wrócił do jedzenia. A raczej karmienia mnie, a ja jego. Bo gdy ja nakładałem jedzenie na widelec, a Magnus robił to samo, karmiliśmy siebie nawzajem, przy czym mieliśmy dużo śmiechu. Nikomu to nie przeszkadzało, więc było git.
Max podkradał kawałki mięsa dla Czeko pod stołem, Jace, Izzy i mama po prostu jedli kolację, a ojciec... Też zajął się swoim talerzem. Nic nie robił, nic nie komentował, miał obojętny i chłodny wyraz twarzy. Cóż... Może już tak zostać do końca.
- Kolacja naprawdę przepyszna, Maryse - odezwał się Magnus. - Ale będę musiał się chyba zbierać, bo późno... - westchnął.
- Nie - jęknąłem od razu, opierajac się plecami o jego klatkę piersiową, podczas gdy on objął mnie w pasie.
- Wiesz co, Magnusie... - zaczęła moja mama, patrząc na nas. - Masz rację, późno już... Zaraz pewnie się rozpada... Dopiero wróciłeś z Hiszpanii, więc jesteś zmęczony. Zostań na noc - zaproponowała.
Kocham ją.
- Tak! - krzyknąłem uradowany i spojrzałem przez ramię na Magnusa. - Zostaniesz?
- Ty się pytasz? - prychnął. - Nie przepuszczę takiej okazji - uśmiechnął się flirciarsko i pocałował mnie.
Usłyszałem uderzenie pięścią o stół i jak ktoś gwałtownie odchodzi od stołu. Oderwaliśmy się od siebie z Magnusem i spojrzeliśmy na przód, gdzie nie było już mojego ojca. Fajnie, że stracił głos. Chociaż trochę to boli... Nie, nie boli. Niech się mnie wyrzeka ile chce. W końcu się przyzwyczaję.
- Mam nadzieję, że nie sprawiam większych kłopotów? - spytał Magnus.
- Oczywiście, że nie - wtrąciła się Izzy. - Do tej pory Alec był nie do zniesienia. Teraz w końcu uczepi się ciebie i da nam odetchnąć - uśmiechnęła się wrednie. Miałem już coś odszczekać, ale mój chłopak wtrącił się pierwszy.
- Wspaniale. Przyjmuję wyzwanie, Izz - oznajmił i pocałował mnie delikatnie w szyję, a moje ciało przeszła fala dreszczy.
- Dobrze więc - mama chrząknęła i wstała od stołu, zaczynając zbierać talerze. Izzy wzięła Maksa i zaniosła go do jego pokoju, a Jace wyszedł jeszcze na krótki spacer z Czekoladą, bo dziś była jego kolej.
- Pomogę pani - odezwał się Magnus, wstając z krzesła, więc ja też musiałem to zrobić. A było mi tak wygodnie...
- Nie musisz, Magnus, naprawdę - uśmiechnęła się mama, zbierając talerze, ale mój uparty chłopak też zaczął to robić.
- Odwdzięczę się za pyszną kolację - uśmiechnął się do niej.
- Aj, dobrze, widzę, że nie można cię przegadać - zaśmiała się i spojrzała teraz na mnie. - Alec, idź posprzątaj bałagan w swoim pokoju zanim Magnus tam wejdzie i będzie trzeba wysyłać po niego ekipę poszukiwawczą.
Magnus zachichotał pod nosem, a ja spiorunowałem mamę spojrzeniem.
- Mamo!
- No co? - uśmiechnęła się niewinnie i poszła z naczyniami do zlewu.
- Idź pod prysznic - odezwał się do mnie Magnus. - A potem przygotuj nam miłosne łoże - szepnął uwodzicielsko, przybliżając się do mnie i całując krótko w usta, by za chwilę odwrócić się na pięcie i pójść do mamy, tym samym zostawiając mnie zawstydzonego i najpewniej czerwonego na twarzy. Pokręciłem głową i ruszyłem do łazienki.
Te jego teksty...
******
~Magnus~
- Alec strasznie za tobą tęsknił - odezwała się Maryse, gdy staliśmy obok siebie. Ona myła naczynia, potem podawała mnie, bym je wytarł ścierką i wstawił do szafki.
- Naprawdę? - spojrzałem na nią.
- Proszę cię, masakra. Na początku było okey. Potem zaczął się zachowywać jak trzy lata temu, gdy zaczynała się depresja. A potem przez dwa dni chodził po domu i jęczał po prostu "Tęsknieee za nim", "No ale ja tęsknię" i tak w kółko, od rana do wieczora - zachichotała, a ja poczułem, jak lekko parzą mnie policzki, współgrając z ciepłem osadzających się w sercu. Uroczy aniołek...
- W sumie... - zacząłem. - Ja tak samo męczyłem ojca, żebyśmy wcześniej wrócili do Polski - zaśmiałem się. - Na szczęście mnie nie wydziedziczył.
- To dobrze - zaśmiała się.
- Jeśli już mówimy o ojcach... To pański mąż naprawdę nie zaakceptuje mnie, ani mojego związku z Alexandrem? Przecież to jego syn. Powinien chcieć jego szczęścia, niezależnie gdyby zależało ono od kobiety czy mężczyzny.
- Wiesz... Z nim jest trudniej. Ale mogę obiecać, że nie stanie wam na drodze - posłała mi ciepły uśmiech. - No, leć już do Aleca, bo zacznie znowu jęczeć. Naprawdę cię to nie irytuję? Ani trochę?
- Nie. Wygląda wtedy uroczo - zaśmiałem się razem z Maryse.
Porozmawialiśmy jeszcze przez chwilę i w końcu udałem się na górę. Wszedłem cicho do pokoju Alexandra i zastałem go siedzącego przy biurku. Miał wilgotne włosy i piżamę na sobie, co znaczy, że wziął prysznic. Ale łóżkiem się nie zajął. Było zmiętolone, z porozrzucanymi papierkami po słodyczach, laptopie, ocelocie i...mojej kurtce? Hm...
Cicho ustałem za nim i zaglądnąłem mu przez ramię. Wow... Pięknie rysuje. Chwila...To ja? Oh, mój Aniele...
Schyliłem się i pocałowałem go w szyję, a ten podskoczył zaskoczony.
- Jezu! - ukrył rysunek pod rękoma. - Ile razy mam mówić, żebyś mnie nie straszył?
- I tak będę to robić - zamruczałem mu do ucha i wręcz słyszałem, jak przełyka ślinę.
- Nie zaścieliłeś łóżka - dodałem po chwili rozbawiony, a Alexander zmrużył oczy. Schował rysunek do szafki w biurku i wstał z krzesła. Podszedł do łóżka i zaczął je sprzątać. Zaśmiałem się z niego i podszedłem do szafy, by wziąć coś na piżamę, bo miałem w planach prysznic póki on będzie sprzątał ten syf.
- Dlaczego grzebiesz w moich rzeczach?
- Szukam piżamy - odpowiedziałem i znalazłem czarną, szeroką bluzkę i zielone spodenki. Pogrzebałem jeszcze trochę i znalazłem różowe... Bokserki? Alexander i różowa część garderoby. Powtarzam się, ale... Ten człowiek nie przestanie mnie zaskakiwać.
****
~Alec~
Magnus poszedł pod prysznic, a ja ścieliłem nam posłanie. Moje łóżko jest zdecydowanie za małe, więc postanowiłem zrobić coś innego. Położyłem na ziemię dwa materace, a na nie rzuciłem chyba wszystkie koce, jakie znalazłem w domu. Miałem na szukanie pół godziny, bo Magnus tak długo się podtapiał w tej łazience.
Na miękkie posłanie oczywiście ułożyłem poduszki i swojego pluszowego ocelota. Położyłem się na nie i... Poczułem się tak, jakbym zapadał się w chmurkę... Idealnie. Przymknąłem oczy, czując zmęczenie ogarniające moje ciało, kiedy jednak się szybko rozbudziłem, czując, że ktoś się na mnie położył.
~Magnus~
- Postarałeś się z tym posłaniem. Grzeczny chłopczyk - oznajmiłem i ucałowałem go w odsłonięte przez koszulkę ramię.
Kocham te jego reakcje gdy go dotykam, a każda część ciała reaguje inaczej. To fascynujące. I za każdym razem czuję dumę, że to właśnie ja robię to pierwszy.
- Mhm. Dzięki. A ty masz mokre włosy - skomentował. Podniosłem głowę, a z kosmyków moich włosów skapło na szyję Alexandra kilka kropel wody.
- Taa... - przytuliłem się do jego pleców. - A mam pytanie. Ile spałeś?
- Przez te cztery dni, w których cię nie było?
- Tak.
- Chyba... Osiem... Tak, osiem godzin. Bo pierwszej nocy nie spałem, w drugiej spałem pięć godzin, bo przytuliłem się do twojej kurtki, trzecią noc przepłakałem, a we wczorajszej spałem trzy godziny.
Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia, ale naprawdę się zmartwiłem. On nie może tak robić. To niezdrowe. I dla ciała i dla psychiki.
Podniosłem się na czworaka i jednym, impulsywnym ruchem odwróciłem go na plecy. Spojrzał na mnie tymi błękitnymi tęczówkami, w których było zaskoczenie, ale i szczęście.
- Powiedz, że żartujesz, błagam - szeptałem, zmniejszając odległość między naszymi twarzami.
- Nie... P-przepraszam.
- Nie przepraszaj. To ja czuję się winny, że nie było mnie wtedy przy tobie.
- Ale to nie ty masz zryty mózg.
- Jeszcze raz... - pogroziłem mu palcem. - A jeszcze raz spróbuj mi obrazić Alexandra Lightwooda, to oberwiesz. I to porządnie, zrozumiano?
- Jak sobie chcesz - powiedział prawie nie słyszalnie.
- Świetnie - mruknąłem i złączyłem nasze usta...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro