Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 57

~Alec~
- Hej! - podskoczyłem rozbawiony na kolanach Magnusa.

Siedzieliśmy właśnie wszyscy przy stole, jedząc kolację. A przynajmniej się starałem. Bo Magnus siedział na moim krześle, więc ja usiadłem sobie na jego kolanach. Jedliśmy sobie w spokoju, ale nie mogło potrwać to długo, bo Pan Brokat oczywiście zaczął łaskotać mnie po brzuchu...

- Magnus! Daj żesz zjeść Alecowi - powiedziała mama, wyraźnie rozbawiona.

- Przepraszam, Maryse, już się uspokajam - zapewnił mój chłopak i wrócił do jedzenia. A raczej karmienia mnie, a ja jego. Bo gdy ja nakładałem jedzenie na widelec, a Magnus robił to samo, karmiliśmy siebie nawzajem, przy czym mieliśmy dużo śmiechu. Nikomu to nie przeszkadzało, więc było git.

Max podkradał kawałki mięsa dla Czeko pod stołem, Jace, Izzy i mama po prostu jedli kolację, a ojciec... Też zajął się swoim talerzem. Nic nie robił, nic nie komentował, miał obojętny i chłodny wyraz twarzy. Cóż... Może już tak zostać do końca.

- Kolacja naprawdę przepyszna, Maryse - odezwał się Magnus. - Ale będę musiał się chyba zbierać, bo późno... - westchnął.

- Nie - jęknąłem od razu, opierajac się plecami o jego klatkę piersiową, podczas gdy on objął mnie w pasie.

- Wiesz co, Magnusie... - zaczęła moja mama, patrząc na nas. - Masz rację, późno już... Zaraz pewnie się rozpada... Dopiero wróciłeś z Hiszpanii, więc jesteś zmęczony. Zostań na noc - zaproponowała.

Kocham ją.

- Tak! - krzyknąłem uradowany i spojrzałem przez ramię na Magnusa. - Zostaniesz?

- Ty się pytasz? - prychnął. - Nie przepuszczę takiej okazji - uśmiechnął się flirciarsko i pocałował mnie.

Usłyszałem uderzenie pięścią o stół i jak ktoś gwałtownie odchodzi od stołu. Oderwaliśmy się od siebie z Magnusem i spojrzeliśmy na przód, gdzie nie było już mojego ojca. Fajnie, że stracił głos. Chociaż trochę to boli... Nie, nie boli. Niech się mnie wyrzeka ile chce. W końcu się przyzwyczaję.

- Mam nadzieję, że nie sprawiam większych kłopotów? - spytał Magnus.

- Oczywiście, że nie - wtrąciła się Izzy. - Do tej pory Alec był nie do zniesienia. Teraz w końcu uczepi się ciebie i da nam odetchnąć - uśmiechnęła się wrednie. Miałem już coś odszczekać, ale mój chłopak wtrącił się pierwszy.

- Wspaniale. Przyjmuję wyzwanie, Izz - oznajmił i pocałował mnie delikatnie w szyję, a moje ciało przeszła fala dreszczy.

- Dobrze więc - mama chrząknęła i wstała od stołu, zaczynając zbierać talerze. Izzy wzięła Maksa i zaniosła go do jego pokoju, a Jace wyszedł jeszcze na krótki spacer z Czekoladą, bo dziś była jego kolej.

- Pomogę pani - odezwał się Magnus, wstając z krzesła, więc ja też musiałem to zrobić. A było mi tak wygodnie...

- Nie musisz, Magnus, naprawdę - uśmiechnęła się mama, zbierając talerze, ale mój uparty chłopak też zaczął to robić.

- Odwdzięczę się za pyszną kolację - uśmiechnął się do niej.

- Aj, dobrze, widzę, że nie można cię przegadać - zaśmiała się i spojrzała teraz na mnie. - Alec, idź posprzątaj bałagan w swoim pokoju zanim Magnus tam wejdzie i będzie trzeba wysyłać po niego ekipę poszukiwawczą.

Magnus zachichotał pod nosem, a ja spiorunowałem mamę spojrzeniem.

- Mamo!

- No co? - uśmiechnęła się niewinnie i poszła z naczyniami do zlewu.

- Idź pod prysznic - odezwał się do mnie Magnus. - A potem przygotuj nam miłosne łoże - szepnął uwodzicielsko, przybliżając się do mnie i całując krótko w usta, by za chwilę odwrócić się na pięcie i pójść do mamy, tym samym zostawiając mnie zawstydzonego i najpewniej czerwonego na twarzy. Pokręciłem głową i ruszyłem do łazienki.

Te jego teksty...

******
~Magnus~
- Alec strasznie za tobą tęsknił - odezwała się Maryse, gdy staliśmy obok siebie. Ona myła naczynia, potem podawała mnie, bym je wytarł ścierką i wstawił do szafki.

- Naprawdę? - spojrzałem na nią.

- Proszę cię, masakra. Na początku było okey. Potem zaczął się zachowywać jak trzy lata temu, gdy zaczynała się depresja. A potem przez dwa dni chodził po domu i jęczał po prostu "Tęsknieee za nim", "No ale ja tęsknię" i tak w kółko, od rana do wieczora - zachichotała, a ja poczułem, jak lekko parzą mnie policzki, współgrając z ciepłem osadzających się w sercu. Uroczy aniołek...

- W sumie... - zacząłem. - Ja tak samo męczyłem ojca, żebyśmy wcześniej wrócili do Polski - zaśmiałem się. - Na szczęście mnie nie wydziedziczył.

- To dobrze - zaśmiała się.

- Jeśli już mówimy o ojcach... To pański mąż naprawdę nie zaakceptuje mnie, ani mojego związku z Alexandrem? Przecież to jego syn. Powinien chcieć jego szczęścia, niezależnie gdyby zależało ono od kobiety czy mężczyzny.

- Wiesz... Z nim jest trudniej. Ale mogę obiecać, że nie stanie wam na drodze - posłała mi ciepły uśmiech. - No, leć już do Aleca, bo zacznie znowu jęczeć. Naprawdę cię to nie irytuję? Ani trochę?

- Nie. Wygląda wtedy uroczo - zaśmiałem się razem z Maryse.

Porozmawialiśmy jeszcze przez chwilę i w końcu udałem się na górę. Wszedłem cicho do pokoju Alexandra i zastałem go siedzącego przy biurku. Miał wilgotne włosy i piżamę na sobie, co znaczy, że wziął prysznic. Ale łóżkiem się nie zajął. Było zmiętolone, z porozrzucanymi papierkami po słodyczach, laptopie, ocelocie i...mojej kurtce? Hm...

Cicho ustałem za nim i zaglądnąłem mu przez ramię. Wow... Pięknie rysuje. Chwila...To ja? Oh, mój Aniele...

Schyliłem się i pocałowałem go w szyję, a ten podskoczył zaskoczony.

- Jezu! - ukrył rysunek pod rękoma. - Ile razy mam mówić, żebyś mnie nie straszył?

- I tak będę to robić - zamruczałem mu do ucha i wręcz słyszałem, jak przełyka ślinę.

- Nie zaścieliłeś łóżka - dodałem po chwili rozbawiony, a Alexander zmrużył oczy. Schował rysunek do szafki w biurku i wstał z krzesła. Podszedł do łóżka i zaczął je sprzątać. Zaśmiałem się z niego i podszedłem do szafy, by wziąć coś na piżamę, bo miałem w planach prysznic póki on będzie sprzątał ten syf.

- Dlaczego grzebiesz w moich rzeczach?

- Szukam piżamy - odpowiedziałem i znalazłem czarną, szeroką bluzkę i zielone spodenki. Pogrzebałem jeszcze trochę i znalazłem różowe... Bokserki? Alexander i różowa część garderoby. Powtarzam się, ale... Ten człowiek nie przestanie mnie zaskakiwać.

****
~Alec~
Magnus poszedł pod prysznic, a ja ścieliłem nam posłanie. Moje łóżko jest zdecydowanie za małe, więc postanowiłem zrobić coś innego. Położyłem na ziemię dwa materace, a na nie rzuciłem chyba wszystkie koce, jakie znalazłem w domu. Miałem na szukanie pół godziny, bo Magnus tak długo się podtapiał w tej łazience.

Na miękkie posłanie oczywiście ułożyłem poduszki i swojego pluszowego ocelota. Położyłem się na nie i... Poczułem się tak, jakbym zapadał się w chmurkę... Idealnie. Przymknąłem oczy, czując zmęczenie ogarniające moje ciało, kiedy jednak się szybko rozbudziłem, czując, że ktoś się na mnie położył.

~Magnus~
- Postarałeś się z tym posłaniem. Grzeczny chłopczyk - oznajmiłem i ucałowałem go w odsłonięte przez koszulkę ramię.

Kocham te jego reakcje gdy go dotykam, a każda część ciała reaguje inaczej. To fascynujące. I za każdym razem czuję dumę, że to właśnie ja robię to pierwszy.

- Mhm. Dzięki. A ty masz mokre włosy - skomentował. Podniosłem głowę, a z kosmyków moich włosów skapło na szyję Alexandra kilka kropel wody.

- Taa... - przytuliłem się do jego pleców. - A mam pytanie. Ile spałeś?

- Przez te cztery dni, w których cię nie było?

- Tak.

- Chyba... Osiem... Tak, osiem godzin. Bo pierwszej nocy nie spałem, w drugiej spałem pięć godzin, bo przytuliłem się do twojej kurtki, trzecią noc przepłakałem, a we wczorajszej spałem trzy godziny.

Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia, ale naprawdę się zmartwiłem. On nie może tak robić. To niezdrowe. I dla ciała i dla psychiki.

Podniosłem się na czworaka i jednym, impulsywnym ruchem odwróciłem go na plecy. Spojrzał na mnie tymi błękitnymi tęczówkami, w których było zaskoczenie, ale i szczęście.

- Powiedz, że żartujesz, błagam - szeptałem, zmniejszając odległość między naszymi twarzami.

- Nie... P-przepraszam.

- Nie przepraszaj. To ja czuję się winny, że nie było mnie wtedy przy tobie.

- Ale to nie ty masz zryty mózg.

- Jeszcze raz... - pogroziłem mu palcem. - A jeszcze raz spróbuj mi obrazić Alexandra Lightwooda, to oberwiesz. I to porządnie, zrozumiano?

- Jak sobie chcesz - powiedział prawie nie słyszalnie.

- Świetnie - mruknąłem i złączyłem nasze usta...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro