Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 48

~Alec~
- Mam użyć Patronusa?! No mam?! - wykrzyczałem ze śmiechem, rzucając w Magnusa poduszką.

- Oboje wiemy, że twoja różdżka jest za słaba na Patronusa!

- Niby dlaczego?!

- Bo jest mniejsza! Ha! - z szerokim uśmiechem pomachał w ręku pilotem od plazmy. Ja miałem w ręku od dekodera, więc był mniejszy.

- Wielkość się nie liczy! Parszywy Ślizgonie!

- Odezwał się Puchon od siedmiu boleści!

- Jeszcze pięć minut temu mówiłeś, że jestem Gryfonem!

- Zmieniłem zdanie!

- ZAMKNĄĆ TE RYJE! JEST PIERWSZA W NOCY, DO CHOLERY! - usłyszeliśmy walenie w drzwi. Miły sąsiad.

Spojrzeliśmy na siebie i wybuchnęliśmy niepohamowanym chichotem, godnym najbardziej fałszywego i podstępnego chochlika...

~Magnus~
- Okey, chyba już koniec zabawy w Pottera - zaśmiał się mój Anioł i padł na plecy w białą pościel. - Te łóżko jest... Odjazdowe.

- I duuuże - uśmiechnąłem się szeroko, kładąc się obok niego.

- Ale nie chcę jeszcze spać - mruknął i spojrzał na mnie.

- Ja też nie - położyłem się na bok w jego stronę, kładąc głowę na jego wyprostowanej ręce. - Bajki?

- Tak - wyszczerzył zęby. - Ale jakie?

- Zobaczymy, co mamy w TV. Cartoon Network na pewno będzie. A może i jakiś film będzie leciał.

- Animowany film o pierwszej w nocy? - zachichotał. - To niezbyt realne.

- Sam jesteś niezbyt realny - fuknąłem i uderzyłem go poduszką w twarz.

****
- I co? - usiadłem obok niego na kanapie. - Masz coś?

- Nie - mruknął, pilotem przełączając kanały w plaźmie. - Jedyne to Rick i Morty, ale to jest chore.

- Zgadzam się - zaśmiałem się.

- O! Wodogrzmoty są.

- To git - odchyliłem się do tyłu, ręce rozkładając na oparciu kanapy, a nogi krzyżując na szklanym stoliku przed nią. Alexander włączył bajkę i po odłożeniu pilota na stoliku, podsunął nogi pod siebie i wtulił się we mnie.

*****
- Zachciało mi się piwa - mruknąłem po którymś odcinku Wodogrzmotów Małych.

- A mi jeść.

- W takiej jednej pizzeri można wziąć piwo do pizzy. Gratis. Dzwonić?

- Niee...

- Bez grzybów?

- Tak. I z podwójnym serem.

Parsknąłem śmiechem na zachcianki mojego chłopaka i wziąłem telefon do ręki, by złożyć zamówienie. Czy o drugiej w nocy ktoś przywiezie nam pizzę? Kto wie. Ale z drugiej strony... Jestem milionerem!

- Dobrze, czekamy - odłożyłem telefon po rozmowie.

- I co? - mruknął wgapiony w bajkę Alexander.

- Będzie za pół godzinki.

- Serio? - spojrzał na mnie. - Dziwne, że o drugiej pizzę robią.

- Kochanie... Wystarczy odpowiednio dobrać słowa - puściłem do niego oczko.

- Czyli? - zmarszczył czoło w zastanowieniu.

- Czyli zaproponować dobry napiwek.

- Mogłem się tego spodziewać - pokręcił głową rozbawiony. Przytulił się do mnie bardziej, wracając do bajki. Ale ja miałem ochotę na coś innego...

- Alexander? - wsunąłem dłoń w jego czarne włosy.

- Hm? - nie odrywał wzroku od plazmy.

- Może porobili byśmy coś fajnego podczas czekania na te piwo i pizzę?

- No robimy. Zaraz będzie moment, jak Syrenando pocałuje Mabe... - nie dokończył, bo zatkałem mu usta swoimi.

- Przegapiłem przez ciebie mój ulubiony moment, krasnalu - prychnął, odsuwając głowę.

- Możesz korzystać z pocałunków na żywo, a wolisz oglądać je w bajce? - usiadłem bardziej prosto i zwinnym ruchem wciągnąłem Alexandra na swoje kolana, by usiadł na mnie okrakiem.

- Puścisz ty mnie? - chciał zejść, ale przytrzymałem go za biodra.

Wiedziałem, że wcale nie chce, żebym go puszczał. Jego rumieńce mówią za niego.

- Nie - wyszczerzyłem się jak głupi do sera.

- Ehh... - westchnął bezradny. Oparł się rękoma o oparcie kanapy za moją głową i przybliżył twarz do mojej, by pocałować mnie w policzek. Jednak kiedy to robił, ja szybko przekręciłem głowę i zdążyłem pocałować go w usta.

- Magnus! - odsunął się.

- Często krzyczysz moje imię - przeniosłem jedną dłoń na jego pośladek, a chłopak się spiął.

- Bo na serio nie pozwolę ci na te piwo.

- Bylebyś dał mi buzi - zrobiłem dziubek z ust.

- Nie dostaniesz - uśmiechnął się.

- Dlaczego?!

- Bo tak.

Chciałem przechylić się do przodu i go pocałować, ale ten wsadził między nasze twarze poduszkę. Kiedy przez to nieświadomie poluźniłem chwyt na jego biodrach, ten mały krasnal, śmiejąc się pod nosem, zszedł ze mnie i gdzieś uciekł.

- I tak cię złapię! Magnus Bane ma wszystko, czego chce! - roześmiałem się, wstając z kanapy i przelatując wzrokiem wszystkie drzwi na widoku, zastanawiając się, w które mógłby wejść Alexander... Hmm... Może łazienka? Nie... Kuchnia. Spodobał mu się tam czarny blat. Poszedłem więc w stronę kuchni.

Otworzyłem drzwi i nie pomyliłem się. Widziałem stopy spod stołu. Chciałem się zaśmiać, ale zorientował by się, że go widzę. Zrobiłem parę kroków do przodu...

- Mam cię! - schyliłem się pod stół z uśmiechem.

- Wcale nie! - spieprzył spod stołu, kierując się w stronę drzwi.

Na moje szczęście miał na sobie skarpetki i pośliznął się na kafelkach, lądując na tyłku. Wykorzystałem okazję. Podskoczyłem do niego i usiadłem okrakiem na jego biodra, a jego nadgarstki skrzyżowałem jedną ręką nad jego głową.

- Chcesz za kare łaskotki, jak na biwaku? - spytałem, przybliżając wolną rękę do jego brzucha.

- NIE! - krzyknął z przerażoną miną.

- To daj buzi.

Chłopak pokręcił głową na boki, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu.

- Masz szczęście, że moja natura nie pozwala mi cię zmuszać. Więc tak sobie posiedzimy - uśmiechnąłem się.

- Co? No weź! Te kafelki są w chuj zimne! - zaczął się wiercić, ale przestał momentalnie, gdy położyłem dłoń na jego policzku. Schyliłem się, by nasze twarze były naprzeciw siebie. Przełknął ślinę.

- Wiem, że są zimne, kochanie.

- T-to dlaczego każesz mi na nich l-leżeć?

- Bo masz karę.

- Żebym zaraz ja ci kary nie zafundował.

~Alec~
Wbrew mojej woli, spojrzałem na jego usta.

- Nie boję się twoich kar - zamruczał i chyba zdał sobie sprawę gdzie patrzę, bo uśmiechnął się zwycięsko.

- Nie - zaprzeczyłem od razu.

A tak serio chciałem krzyknąć "POCAŁUJ MNIE WRESZCIE, TY CHOLERO" ale chciałem się z nim trochę podroczyć. Ale teraz mi zimno w plecy. I znalazłem się w złej dla mnie i mojego podniecenia pozycji, więc musiałem się jakoś wywinąć z tej sytuacji...

- To posiedzimy tak sobie. Mamy czas do pizzy - pocałował mnie w szyję. Oh my God...

Poczułem falę gorąca, która pobudziła moje ciało. Niekontrolowanie z moich ust wyrwał się jęk przyjemności, kiedy Magnus zaczął zjeżdżać z pocałunkami do moich obojczyków.
Wrócił po chwili na poprzednie miejsce i zaczął robić mi malinkę. Chciałem zostać w tej pozycji, naprawdę, ale... Poczułem mrowienie w podbrzuszu.

- M-Magnus.

- Tak? - oderwał się na chwilę od mojej szyi, by zaraz ponownie się w nią przyssać. Mrowienie przybrało na sile.

- Z-zejdź ze mnie - przełknąłem ślinę, a serce poderwało się do galopu.

Kochałem Magnusa również za to, że wiedział, w jakim momencie przerwać.
Wiedział, że wstyd z samego siebie to najgorsze co może dla mnie być. Kiedy poczułem, że coś mi już stwardniało i otarło się o udo azjaty, zamknąłem mocno oczy. Boże!

Magnus oderwał się od mojej szyi. Słyszałem jego cichy chichot i czułem, jak ze mnie schodzi. Otworzyłem oczy i z moim problemem między nogami pobiegłem czym prędzej do łazienki...

~Magnus~
Usiadłem na podłogę i patrzyłem, jak moje kochanie ucieka z kuchni, zapewne do łazienki, by poradzić sobie z problemem w swoich bokserkach. Nie wiedziałem, że podniecam go aż tak. Cóż... Pochlebia mi to.

Ale teraz... Chyba troszkę przesadziłem. Za bardzo się znęcam nad tą cnotką... Muszę trzymać moją naturę na krótkiej wodzy, by przypadkiem nie stracić nad sobą kontroli.
Nie wybaczył bym sobie, gdybym coś mu zrobił. Potem go przeproszę. Może wogóle powie że nie mam za co? Mam nadzieję.

Wstałem z podłogi i podszedłem do zlewu, by napić się wody. Odkręciłem kran i schyliwszy się, wziąłem kilkanaście łyków zimnego, orzeźwiającego napoju. Mojemu Aniołowi przydałoby się orzeźwienie.

Usłyszałem jakąś muzykę. Mojego dzwonka. Kto dzwoni o tej porze? Wróciłem do salonu i wziąłem telefon z kanapy. Zdziwiłem sie, ale odebrałem.

- Tata? - spytałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro